DLACZEGO CZTERY DYSTANSE?
Podsumowując opis stref dystansu zaobserwowanych w badanej grupie Amerykanów, winienem poczynić parę końcowych uwag dotyczących klasyfikacji. Można bowiem słusznie zapytać: dlaczego cztery strefy, a nie sześć lub osiem? Po co w ogóle wydzielać jakiekolwiek strefy? Skąd wiadomo, że taka klasyfikacja jest poprawna? W jaki sposób dokonano wyboru tych właśnie kategorii?
Jak już pisałem w rozdziale I, każdy naukowiec potrzebuje jakiegoś systemu klasyfikacyjnego, maksymalnie adekwatnego wobec badanych zjawisk i sprawnie działającego. Wszelki system klasyfikacyjny zakłada jakąś teorię czy hipotezę o naturze owych danych i o najbardziej podstawowych formach ich porządkowania. Za obraną tu klasyfikacją proksemiczną kryje się założenie następujące: w naturze wszystkich zwierząt, nie wyłączając ludzi, tkwi pewien typ zachowania zwanego terytorialnością. Działając tak posługują się oni różnorakimi zmysłami, za pomocą których różnicują odległości i przestrzeń. Wybór określonego dystansu zależny jest od danego układu; od więzi łączącej kontaktujących się osobników, od tego, co czują i co robią. Zastosowaną tu czteroczłono-wą klasyfikację popierają badania prowadzone zarówno na zwierzętach, jak na ludziach. Dystans intymny, indywidualny i społeczny przejawia się nie tylko u ludzi, lecz również u pszczół i ptaków.
U ludzi Zachodu czynności oraz relacje społeczne i zawodowe skupiły się w jednym dystansie; pojawia się u nich nadto coś takiego jak postać publiczna i więź publiczna. Relacje „publiczne” i sprawy „publiczne” praktykowane tak, jak to się dzieje u Amerykanów i Europejczyków, wyróżniają ich zdecydowanie od reszty świata. Tkwi w nich bowiem implicite nakaz traktowania wszelkich osób nieznajomych w sposób ściśle określony. W sumie więc do czynienia mamy z czterema zasadniczymi typami więzi (intymną, indywidualną, społeczną i publiczną) i ze związanymi z nimi typami aktywności i typami dystansu. W innych częściach naszego globu relacje międzyludzkie podpadają pod zupełnie odmienne szablony, jak choćby wzorzec oparty na przeciwstawieniu rodziny i nie-rodziny, powszechny w Hiszpanii, Portugalii i w byłych koloniach tych państw, czy system kastowy w Indiach. Również Arabowie i Żydzi odróżniają zdecydowanie tych, z którymi są spowinowaceni lub spokrewnieni, od tych, z którymi nic ich nie łączy. Moje badania wśród Arabów każą przypuszczać, że posługują się oni systemem organizowania przestrzeni nieformalnej, która diametralnie różni się od tego, co obserwowałem w Stanach. Więź wieśniaka arabskiego, czyli fełla-cha, z jego szejkiem lub z Bogiem nie jest więzią publiczną. Ma ona charakter bliski, osobisty i nie wymaga pośredników.
Aż do dziś o potrzebach przestrzennych człowieka myślano wyłącznie w kategoriach masy powietrza wypieranej przez jej ciało. Nie dostrzegano w ogóle faktu, że opisane powyżej strefy przestrzenne są ekstensjami osobowości ludzkiej. Zróżnicowanie owych stref, a właściwie samo ich istnienie, ujawniło się dopiero wówczas, gdy Amerykanie nawiązali kontakty z cudzoziemcami, którzy posługiwali się swymi zmysłami tak odmiennie, że co było kwestią intymną w jednej kulturze, mogło się okazać kwestią indywidualną, a nawet publiczną w innej. Amerykanie zaczęli być świadomi swoich własnych otoczek przestrzennych, które przedtem traktowali jako coś zupełnie oczywistego.
Poznanie owych różnych stref kontaktu i związanych z każdą z nich specyficznych emocji, więzi oraz czynności zaczyna być dziś sprawą niezmier-
185