stwo po prostu odzwierciedlają otaczający świat, ale przecież lata czterdzieste, o wiele brutalniejsze, nie przyniosły fdmów aż tak obfitujących w krwawe epizody, jak JBonnie i Clyde czy M*A*S*H.
Perwersja seksualna jest równie stara, jak Sodoma i Gomora, lecz rzadko kiedy przedstawiano ją tak ostentacyjnie, jak w latach sześćdziesiątych. Na przykład film Andy’ego Warhola The Chelsea Girls, szwedzki / am Curious ( Yellow), sztuki Futz i Che przynoszą obsesyjne zainteresowanie homoseksualizmem, transwestyzmem, sodomią oraz najbardziej perwersyjnymi stosunkami seksualnymi. Obsesja ta zdawała się świadczyć o uciecze od heteroseksualnego życia, być może w odpowiedzi na wyzwolenie się agresywnej seksualności kobiet pod koniec dekady.
Jeśli chodzi o wrażliwość lat pięćdziesiątych, to można mówić niemal o okresie ciszy. Takie wrażenie usiłowały narzucić zarówno sztuki Samuela Becketta, jak i muzyka Johna Cage’a. Lata sześćdziesiąte były natomiast epoką hałasu: zaczynając od ,,nowego brzmienia” Beatlesów w 1964 r., a kończąc na rocku tak głośnym, iż człowiek nie słyszał własnych myśli, co być może było zamierzone.
Postawa antypoznawcza i antyintelektualna znajdowała wyraz w ataku na „treść” i interpretację, w podkreślaniu formy i stylu, w zwróceniu się ku „zimnym” mediom, jak film i taniec. Była to, mówiąc słowami Susan Sontag, wrażliwość „byle jaka, bez idei i poza negacją”.
Zacieranie granicy między życiem i sztuką stanowiło kolejny aspekt złamania podziału na gatunki, obrócenia malarstwa w happening, wyprowadzenia sztuki z muzeum w plener, przekształcania w sztukę każdego doświadczenia, niezależnie od jego formy. Celebrując życie, proces ten zmierzał do zniszczenia sztuki.
Sprzęgnięcie sztuki z polityką nigdy w historii nowożytnej nie było tak ścisłe, jak w latach sześćdziesiątych. W latach trzydziestych sztuka też służyła polityce, ale w niezgrabny, ideologiczny sposób. W okresie,
0 którym mowa, nacisk położono nie na treść ideologiczną, lecz na nastrój. Teatr guerrilla i sztuka demonstracyjna [demonstration art) nie wyrażały treści, lecz gniew. Aby usłyszeć podobny ton, trzeba by się było cofnąć do anarchizmu z końca ubiegłego stulecia, kiedy sztuka również sprzęgała się z polityką. W latach sześćdziesiątych uderzała jednak skala
1 natężenie uczuć: miały one nie tylko charakter antyrządowy, lecz skierowane były w ogóle przeciwko wszelkim instytucjom. Ostatecznie więc miały charakter antynomiczny.
Mimo całej tej wrzawy lata sześćdziesiąte nie przyniosły jednak, co znamienne, żadnej rewolucyjnej propozycji nowych form estetycznych. Zainteresowanie techniką i maszynami kończyło się na naśladowaniu Bauhausu i Moholy-Nagya; w teatrze rozbrzmiewały echa po Alfredzie Jarrym oraz teorie Antonina Artauda; powtarzano żarty dadaistów i retorycznie odwoływano się do surrealistów. Może tylko w literaturze - w językowej doskonałości Nabokova, przestrzennych przestawieniach Burroughsa i w pewnych elementach nouveau roman we Francji - pojawiły się jakieś interesujące innowacje. Mimo całej gadaniny o stylu i formie, była to dekada, która ani w jednej, ani w drugiej dziedzinie nie przyniosła niczego godnego uwagi. We wrażliwości wszakże mieliśmy do czynienia z rozjątrzeniem, z owocami gniewu płynącego z polityki; przeniknęły one również do sztuki. Dla historii kultury istotny był nastrój, zwrócony przeciwko sztuce, oraz wysiłek narzucenia kulturalnym masom stylu życia, jaki dotąd właściwy był wąskiej, utalentowanej elicie.
Rozkład ,,sztuki”
Arbitrzy kultury lat pięćdziesiątych szczycili się swym sprzeciwem wobec płynącej z mediów niewybrednóści, szmiry, wobec pretensjonalności będącej oznaką tego, co wówczas nazywano bylejakością [mid-dlebrowism]. Sądzili, że uda im się powstrzymać te tendencje przez odwoływanie się do klasycznej koncepcji kultury i ponadhistorycznych, transcendentalnych kryteriów oceny sztuki.
Być może najdobitniej sformułowała ten punkt widzenia Hannah Arendt. „Dzieła sztuki - pisała - tworzone są wyłącznie dla wyglądu. Właściwym kryterium oceny wyglądu jest piękno [...], aby uświadomić sobie wygląd, musimy jednak mieć swobodę ustanawiania jakiegoś dystansu między nami a przedmiotem [...]”.
Mamy tu do czynienia z greckim poglądem na sztukę, zgodnie z którym kultura ze swej istoty ma charakter kontemplacyjny. Sztuka to nie życie, lecz w pewnym sensie coś przeciwstawnego mu, ponieważ życie przemija, jest zmienne, sztuka zaś wieczna. Arendt odwoływała się przy tym do Heglowskiego pojęcia obiektywizacji'. Dzieło sztuki jest projekcją idei lub emocji w przedmiot znajdujący się poza twórcą. „Chodzi o coś dużo więcej niż o psychologiczny stan artysty, a mianowicie, o obiektywny status świata kultury, który w tej mierze, w jakiej
159