64
Widu nie dostrzegało we Włoszech niczego poza dziełami I nymi i śwtętościami. Te wczesne przeżycia artystyczne koia ' I katolikom z Północy z triumfem prawdziwej wiary nad pogajw * I Ułatwiają to pobożne legendy, a Rzym sam zespala starożytne Ce^H i współczesną Stolicę Apostolską. To, co dziś nazywamy dzieierwtl w oczach dawnych turystów rzadko posiadało wartość, którą nazyj/ artystyczną. Było przede wszystkim .rzadkością”, ^sobłiwością^l ponowato jakimś rekordem, było nośnikiem tradycji i legendy. ’ i I Zapamiętywano rzeczy niezwykłe - i nie ma w tym nic dzi*r* II Obraz przedstawiający brodatą matkę-karmicielkę (dziś w mu^tl w Toledo) zwracał uwagę i kiedyś, i obecnie. Dlatego też ytbjl najlepiej zapamiętywano Laokoona z synami, a zaciekawienie l*3J śpiący hermafrodyta. Odwrotnie natomiast - równie trudno U laikowi zainteresować się każdą Świętą Rodziną, jak dziś uch^J różnicę między niezliczonymi wersjami Słoneczników Van Cogha. | Wszystko to nie jest więc tak znów od nas odległe. Różnica polegaj daleko obecnie posuniętej edukacji społeczeństwa. Elementarna (mI zbyt powierzchowna) wiedza o sztuce dopiero stosunkowo bieda**; I - stała się niezbędną częścią wykształcenia. Co równie ważne, rf I kilkudziesięciu lat żyjemy otoczeni reprodukcjami, pouczani p^? I popularne poradniki i media, co mianowicie należy podziwiać, (flaczki I £ i w jaki sposób. Nasze reakcje są w znacznym stopniu stereotypii 1 odpowiedzią na bodźce, które każdemu z nas znane byty od davą| I Plac Św. Marka w Wenecji i bazylika Św. Piotra, gmachy Parlament I s w Londynie i statua Wolności w porcie nowojorskim, Hradczany i rr»s I Karola w Pradze czy Notre Damę w Paryżu są dostępne w miliarda?
~ reprodukcji, służą informacji, rozrywce i propagandzie. W rezultat*. I j dotarłszy do Madonny Sykstyńskiej w Dreźnie, Oocondy w Luwrze ot I ż 1 Krzywej Wieży w Pizie, wiemy doskonale, czego oczekiwać i czemu ąt I 5 przyglądać. Z góry wiemy, co najważniejsze, jakie komentarze nafes. I a jakich nie wołno wypowiadać. Nasze wrażenia zależą też w duże,. I mierze od wyniku porównania oryginału dzieła z reprodukcjami.1, U dawnych autorów szczególnie rab nas fascynacja ceną dzieła sztuk i czy jednak nie gramy tu roli osoby dorosłej, gorszącej się szczery*) pytaniem dziecka? Czy ceny dzieł sztuki nie budzą dziś sensacji i Ogromną - choć nie zawsze pozytywną - rolę w edukacji artysty©! nej turystów grał przewodnicy 1 przewodniki. Ojczyzną tych ostatnió| był oczywiście Rzym; w ciągu omawianych tu czasów wyszło kito dziesiątków wydań młrabfłfów, które łączyły legendy religijne z wyki zem zabytków. Ważniejsze miasta Europy nie zostały daleko w tyki ; cboć częściej korzystano z przewodników po całych krajach
r> nri« sffiśń
65
Oriencaci* w zabytkach wymagała niemałej wiedzy wstępnej. Bez niej i bez doświadczenia nie było łatwo zorientować się w wieko zabytku zwłaszcza że na przykład architektura włoska była wielce odmienna od zaałpejskiej. Czy turysta z XVII stulecia zawsze rozróżniał dokładnie włoską romartszczyznę od renesansu? A czy dziś każdy turysta bezbłędnie określi wiek i styl Krzywej Wieży w Pizie? W XVI—XVII wieku bardzo podzielone były zdania na temat wieku Battistero przy katedrze Santa Maria del Fiore we Florencji. Wszysdam powtarzano słowa Michała Anioła na temat drzwi Chiberttego. że mogłyby stać się wrotami do Raju Największą gafę popełnił w tym zakresie jar* Hagenaw, dworzanin kanclerza Albrychta Stanisława Radziwiłła: gmach teatru w Viceruae przypisał Archimedesowi! Wspaniałe dzieło Andrei Palladia (1508—1580) nie przypomina starożytnych ruin. Ale skoro pogaóski był Panteon w Rzymie, czemu nie miałby nim być ów teatr?
Osobista ocena wieku i walorów zabytku nie była tu potrzebna: wyręczał w tym miejscowy przewodnik. Jakież Historie musieli opowiadać przewodnicy w XVI i XVII wieku! Wiele z nieb przeniknęło do relacji z podróży. Niekompetentni w naszym dzisiejszym pojęciu, widzieli doraźny interes w ubarwianiu swych opowiadań. Ody brakło im wiadomości, uzupełniali je legendami. W kościołach księża czy kościelni podkreślali wspaniałość i tradycje miejscowe; pielgrzymi i turyści nie miewali zwykle trudności ze znalezieniem przewodników. Obok wspomnianych księży i służby kościelnej zajmowali się tym wojskowi (gwardziści szwajcarscy w Rzymie, strażnicy w arsenałach miejskich); we Florencji — notuje w 1546 roku Bartłomiej Sastrow — już wartownik spod bramy miejskiej wskazał mu, co 'warto w mieście obejrzeć i oprowadził gościa, który (jakie to współczesne!) miał ^tyiko kilka godzin na zabytki'. Vetfurini zabawiali podróżnych w drodze, a oberżyści w gospodach. Mniej lub bardziej samozwańczy przewodnicy polowali na turystów, ci zaś nie umieli się bez nich obejść. Napiwki przewodnika były wliczone w jego wynagrodzenie.
Niezmierna szkoda, że tak mato i tak pośrednio wierny o przewodnikach — lodzi ach: oni przecież kształtowali wrażliwość artystyczną podrÓSnycFt byli — być może — jednym z głównych czynników tworzących świadomość kulturalną ówczesnych elit europejskich.
Kim był, na przykład, ów czło^riek. który w roku 1681 pokazywał w skarbcu cesarskim w Wiedniu legendarny pierśdeó Habdanków (Jdż złoto cło złota, my Polacy kochamy się w żelazie!"}. Jeśli w tym przypadku Polacy zostali nabrani przez wiedeńczyka, to na naszym terenie podobny bywał los cudzoziemców. Regnard zanotował w Gdańsku rta temat ołtarza Memlinga w kościele Mariackim, że to dzieło