Mlff'
Zmęczenie, nawet cierpienie i podróż były nieodłączne. Cz^ zwraca się uwagę, że największe bogactwo i władza nie mogły kiedyś zapewnić warunków higieny, jakie ma dziś nawet ubogi Europejayt w skromnym, ale nowoczesnym mieszkaniu. W jeszcze większym stopniu odnieść to można do podróży. Właściwie, dopiero rozpowszechnienie karety na rzemiennych „resorach' i uznanie, że wypada takim pojazdem jechać mężczyźnie nie będącemu duchownym poprawiło warunki podróży ludzi bogatych. Jednakże nawet zbytkowni kareta nie zapewniała bezpieczeństwa na kamienistej drodze i łamanie się kół czy osi, było na porządku dziennym. Jest to stały element bardziej bezpośrednich, szczegółowych relacji.
Ludzie XVI i XVII wieku przyjmowali trudy podróży jako rzea oczywistą, nie stanowiącą zasadniczej przeszkody, podobnie jak ogromne ryzyko nie hamowało żeglugi morskiej. Dość skrajny przykład lecz ilustrującyrZjaWisko towarzyszące podróżowaniu po północnych górzystych regionach Hiszpanii, przynosi anonimowa relacja o drugiej podróży Filipa Pięknego w roku 1506 z Niderlandów do Hiszpanii. Drogę z Santiago de Compostela wybrał sam Filip, ale chyba niezbyt trafcie Kronikarz pisze: Orense w hiszpańskiej Galicji to „dobre miasteczko dobre wino i dobry kraj, ale przedtem biedny kraj i zła droga, pełna gór i dolin’. Część orszaku, szlachty i dworzan, była bez koni lub bardzo He w nie zaopatrzona; konie zostawili w Kastylii albo ich nie kupi z powodu drożyzny i braku paszy. Gorąco było nie do zniesienia da pieszych. Brakło wołów i wozów do bagażu. Znalezieni poganiacze po dwóch, trzech dobach zbiegli ze zwierzętami, zostawiając dworzan z załadowanymi wozami. Do Benevente dotarli w ciągu dwudziestu dni, a bagaże niektórych szły jeszcze dwa tygodnie dłużej!
W roku 1517 Karol I, król Kastylii i Aragona, przyszły cesarz Karol V, przebywał podobną drogę przez Asturię do Valładolid. Po drodze ponad osiemdziesięciu ludzi z orszaku zachorowało-czy to z nadużycia mocnego
-meczenia w przejściach przez góry. „Wielu z nich ^ dT1ale wielu z tych biednych sług i towarzyszy, którzy opieki i pomocy, pomarto w szpitalu', doprowadził nas do sprawy chorób. ^^SobecjMe,przenoszący się z miejsca na miejsce ludzie P°^ o potencjalnych nosicieli epidemii. Obawiano się i nie ^JTlcto przybywał z regionu czy miasta, gdzie grasowała pozwalające określić, czym jest i kiedy szerzy się epdem1* ^ ^ jasne Czasem sprawa była oczywista; w niektórych stale kontrolowano liczbę zgonów, by ogłosić stan zagrożenia, ^ekroczyła ona dopuszczalną normę. Turyści przybywający z odleg-kratow w wyraźny sposób zwiększali niebezpieczeństwo i rzeczą władz S mu npobiecrWprowadzano więc, zwłaszcza we Włoszech, świade-0 zdrowia,ponadto kupcy informowali, gdzie grasuje zaraza, tfs^tko to odnajdziemy w przygodzie, jaka spotkała orszak królewicza Wystawa Wazy, który podążał z Mediolanu do Genui (1625). Ominął on pjuię, .gdzie straż genueńska broniła przejazdu cudzoziemców dla powietrza, a mianowicie Polakom, bo tych mieli in capite w regestrze', jednakże strażnicy nie zorientowali się, że mają do czynienia z Polakami. Gorzej powiodło się drugiej grupie orszaku królewicza; zatrzymano ją, dając znać, by pochwycono także poprzednio przepuszczonych. Osoba znakomitego podróżnego (choć jechał incognito) spowodowała, że po malej zwłoce nadeszła z Genui formalna „licencja".
Kilka lat później Anglik George Courthop znalazł się w sytuacji trudniejszej. Był w Genewie, skąd musiał udać się do Genui. Tymczasem miasto nad lemanem nawiedziła zaraza, o której nasz podróżny nie pisze nic poza tym, że nie sposób było z jej powodu wyjechać z papierem genewskim w granice państw włoskich. Znalazło się jednak wyjście. Pojawił się mianowicie sekretarz księcia sabaudzkiego; wahając się, zgodził ap przyjąć dwóch Anglików jako swoich fikcyjnych służących. Fakt, że fede (zaświadczenie o zdrowiu) sekretarza zawierała już liczbę towarzyszących mu osób, nie sprawił jakoś kłopotu. Z zachowaniem środków ostrożności, spotkawszy się trzy mile za Genewą, mogli wreszcie Anglicy włączyć się do orszaku i ominąć w ten sposób rygory kordonu sanitarnego. Uniknęli przez to czterdziestodniowej kwarantanny w lazaretto.
Co to była i jak wyglądała owa fede, czyli bolletino di sanita ...? Wspomina o nich każdy turysta we Włoszech, ale niewielu szerzej omawia, a prawie nikt ich nie przechował. Trzy bollelini znalazły się wśród spuścizny rękopiśmiennej Szweda Erika Dahlberga. Dnia 13 lutego 1556 urzędnicy zdrowia poświadczyli, że Enrico rfAllbergho, lat 18, wratu wysokiego, włosy blond, udając się do Imola ze sługą,