198
---XL To co intymne i obronione
przypominało błonę jajka. Ale jesteśmy w wieku XVI z jego szczeeólna - w naszym pojęciu - elegancją; ambasador hiszpański odwiedzając Impenę, bał się zabrudzić wykwintny dywan i wolał splunąć w iwan swego służącego, mówiąc: nie miej mi za złe, ale nie ma tu «c brudniejszego - co gospodyni przyjęła ze zrozumieniem i uznaniem.
Cały styl życia, którego wyrazem była szczególna pozycja kurtyzan gorszył przybyszów zza Alp, ludzi spoza sfer dworskich, a zapewne także niejednego Włocha. Nie było to jednak potępienie jednoznaczne. Różnorako rozumiano wówczas określenia takie jak „szlachetna' i „skromna". Dyplomata mantuański w liście do księżnej Ferrary (w roku 1537) określał kurtyzanę Tullię d'Aragona jako „szlachetną damę, tak skromną w zachowaniu, fascynującą manierami, że musimy uznać ją za boską; śpiewa bez przygotowania arie i motety, jest au courant wydarzeń dnia [...]. Nie ma w Ferrarze podobnej damy - nawet księżnej Pescary nie można z nią porównać*. Villamont, skądinąd pobożny pielgrzym, był bez reszty porwany wesołością rzymskiego karnawału (1589). Jednak podziwiam najwięcej, że najwięksi panowie Rzymu przejeżdżając pod oknem pani kurtyzany, pozdrawiają ją w pokorze, całują jej dłonie i jadą przed nią, jakby była księżną lub jakąś wielką damą*. Ale co na ten temat myśleli pielgrzymi, wierzący i pobożni, którzy przybywali odwiedzić swoje święte miejsca? Jakież powstawało zgorszenie, jeśli w dzień wielkiego święta przybysz widział kardynała, biskupów i prałatów hiszpańskich zasiadających w pierwszym rzędzie widowni teatralnej obok znakomitych hiszpańskich kurtyzan Rzymu!
Swoją drogą, dwuznaczna pozycja cortigiane oneste narażała je
— w razie konfliktu — na niemałe niebezpieczeństwa i zdumiewające odmiany losu. Tolla, kochanka księcia Caetano Sforzy Cesariniego, gdy stała się przedmiotem sporu między nim a królewiczami Aleksandrem i Konstantym Sobieskimi, a zwłaszcza gdy opiekę nad nią przejęła Marysieńka, przeżyła: płazowanie po twarzy, parokrotnie brutalność policji papieskiej, więzienie, osadzenie w domu pokuty dla upadłych dziewcząt, wygnanie, mianowanie (bezprawne) szlachcianką i hrabiną
— przez królową wdowę Marię Kazimierę Sobieską, uroczysty wyjazd poszóstną karocą do Neapolu (dla ratowania twarzy protektorki), a—na otarcie łez - otrzymała pokaźny podarek od matki młodych Sobieskich. Wszystko to - jesteśmy w końcu we Włoszech - uwiecznione tuzinem sonetów ku pamięci „sławnej nierządnicy za czasów królowej polskiej'
Na drugim biegunie społecznym były owe praczki i legion kobiet pracujących w łaźniach publicznych. Te liczne weWfew.«7 w Rzymie - zakłady odwiedzali“turyści nader często w ^ ścierających się wyobrażeń o higienie i przyzwoitość? epoce
,la pozwalała
nmać przyjemności kąpieli i dreszczyku emocji. Coraz liczniejsi w XVI SŁ przybysze zza Alp doceniali walory lecznicze wód mineralnych, poznając zarazem żyjący „u wod półświatek. Gorzej, jeśli koś m Alp natrafił na kurtyzany nawet w miejscu odpustowym. Przejażdżka do Loreto była dla niektórych Włochów rodzajem rozrywki, której zażywano wspólnie z kurtyzanami; tak przynajmniej uważał William Lithgow. Jego dwaj przypadkowi towarzysze podróży bawili się w drodze i gospodach wesoło ze swoimi kurtyzanami, które pod koniec trasy wysiadły z wozu i odbyły tę krótką pielgrzymkę pieszo, a nawet na kolanach. Szkocki protestant był oburzony.
Szczególny charakter ma wyznanie młodego Roberta Boyle'a z połowy XVII wieku. Wspomnienia z podróży pisał mając lat 21 lub 22, około pięć lat po powrocie z Włoch i Genewy. Philaretus (pseudonim Boyle'a):
U bez skrupułów odwiedzał w towarzystwie guwernera najsławniejsze tonteHos z próżnej ciekawości, zachował tam nieskalaną czystość i wdąż wychodzrt stamtąd równie uczciwy, jak wchodził Mówił, że nigdy nie nwad takich przekleństw przeciw kurtyzanom, jakie one znajdowały na ^ Op*s nie może ogarnąć bezczelnej nagości występku.
Choć Z8rabnłe‘ a nai&orsze epitety mogą tylko pochlebiać.
£wc*dnak Plhilaretus = Robert Boylel nie był paliwem dla zakazanych wZT?,, Pr2edr™olem wynaturzonych [żądz]. Nie miał bowiem „T" a*?s,e *',ęcei niż 15 lat, a jego naturalna, świeża cera nie zblakła od u oskiego świata; gdy więc raz sam wybrał się z domu, zaczepiło go oosc brutalnie dwóch braci zakonnych z tych, których chuć nie czyni roż"ęy między płciami jak tę, którą tworzy ich własna preferencja, bez trudności i niebezpieczeństwa wyrwał się i uciekł od tych sodomitów w habitach L.l.
Ich .koźle zapały przyczyniły się niemało do wzmocnienia w Robercie niechęci — nie tylko do religii katolickiej, jak pisze, ale także do duchowieństwa.
Stereotyp Włoch — „sodomita" (w dzisiejszej terminologii — homosek-sualista) był równie rozpowszechniony jak oskarżanie o sodomię pasterzy i dominował chyba nawet nad .Włochem-taicidelem' lest to jedyny przypadek, gdy podróżny dowiaduje się o tym niejako z pierw-szej ręki. Bardziej zdumiewają spacery guwernera z Robertem fi apewne ze starszym odeń o trzy lata bratem Francisem) po florenckich I* V, Choć wszystko działo się w atmosferze karnawału, głęboko
— wo *
jak do bliższych kontaktów ze kwiatem
zamiełctł nawet odpowiednią rycinę. *a-
ku****