206
X». Katolicy, protestanci I rcft*
HBBI że w mi mi wieku^padobnie jak w śrrrWrn, samo zagęszczenie relikwii sprawiało wrażenie dodatnie, przekwwah o ich autentyczności i znaczeniu. Tak dńafalTna przybyśznufoą; w której spoczywały ciała aż siedmiu apostołów. W Kolonii obok msti Króli (sprowadzonych tu przez Barbaro ssę Z Mediolanu, gdy^miaśto zostało przezeń zrównane z ziemią), turysta odwiedzał relikwie świętej Urszuli i_ jedenastu tysięcy dziewic, które ~ źgifięły z rak nkńirnwtj Hunów. Antoine de Lalairig, dworzanin1 towarzysz podróży Filipa Pięknego, pisał, że Kolonia to miasto „bogate, potężne, kupieckie; gęsto zaludnione, dobrze wybrukowane, dobrze ubezpieczone grubymi murami, wielkimi i mocnymi bramami, z domami bardzo pięknymi, murowanymi, zbytkownie ozdobionymi", pełne relikwii świętych, które — wliczając owe męczennice — liczyć można na 23-24 tysiące: .Ziemia jest tak święta, że nie przyjmuje innych ciał, nawet niewinnych dżleti f..1 Twierdzę, że po Rzymie nie ma miejsca w całym chrześcijaństwie; gdzie byłoby tyle ciał świętych, co w Kolonii".
Z prawdziwym żalem odwiedzałem Campo Santo - cmentarz
_przylegający do katedry w Pizie. Dzisiejsze galerie muzealne, mlesz-
czące sławne średniowieczne freSkl i rzymskie sarkofagi, jeszcze przed trzystu laty (a zapewne i później) stanowiły cel niezliczonych pielgrzymek i przedmiot najgłębszej cza. Ziemia na ten cmentarz przywieziona została z najświętszych miejsc, po których stąpał Chrystus, i miała ponoć tę niezwykłą własność, że zakopane w niej ciało przestawało istnieć w ciągu paru godzin. W XVII wieku mówiono, że już wystygła i nie działa z taką siłą jak dawniej. Dziś Campo Santo mało kogo interesuje, bo freski tam są mało czytelne.
Szczególnych wrażeń doznawał protestancki turysta, odwiedzając Rzym. Normalną reakcją było-powątpiewanie; postawa nieszczególnie dlań trudna i nie ^wymagająca wielkiego wysiłku intelektualnego. Jtzekome relikwie", „mówią, że...", „podobno"—takie zwroty towarzyszą z reguły pierwszym kontaktom ze światem katolickich relikwii. Wkrótce jednak zastrzeżenia te bledną, wreszcie ten i ów przestaje je powtarzać. Nie znaczy to, że autor został przekonany: przecież relacje z podróży znamy najczęściej z wersji spisanej po powrocie, niekiedy wiele lat później. Do pewnego stopnia jest to sprawa językowa: ile razy można powtarzać te same zastrzeżeniaf Ale zjawisko jest tylko pozornie stylistyczne, ł to z dwóch powodów.
Po pierwsze, relikwie spełniały rolę nie tylko sakralną; były świadectwem odwieczności miasta (kościoła); łączyły współczesność z przeszłoś-ciąchrześc^ańską, tak jak dziś - w większym i pełniejszym zaW~ie | czVn,‘* to ubytki. Można sobie wyobrazić dwóch mężów ka^dfc
fafpnwm. Byłaby to rozmowa ludzTdoświadczonych, znających Pismo jgifte, umiejących ocenić względną wartość relikwii. Gdy się czyta nbcje Kida tego kręgu, nasuwa się porównanie ze zwiedzaniem muzeów. Relikwie w swej masie nie skłaniają znawców do czci; budzą raczej zaciekawienie swą osobliwością, stają się swoistym dziełem sztuki. Czy zawsze autentycznym? A czy świadomość, że w muzeach jest znacznie więcej „Renoirów" niż ich ten malarz mógł stworzyć, odbiera uczutie podziwu dla pojedynczego dzieła? jakkolwiek ta analogia wydaje się dziś nietrafna, tłumaczy w praktyce postawy wielu bdzi renesansu i baroku wobec relikwii.
R..." . i___i«Ann ir,Wanna von Aschhausena, jak
A przecież-i to jest powód drugi — wszystkie wyznania nawiązywały do wspólnej przeszłości i tradycji, różne tylko znaczenie przypisując poąoególnym jej elementom. Protestanci równie jak katolicy przywią-a« byli do tradycji Męki Pańskiej, jak więc mieli nie odnosić się z szacunkiem (choć nie z kultem) do drzazg z Krzyża, gwoździ, cierni zkwony? Oczywiście protestanci inaczej je traktowali, zwłaszcza wieści o cudach słuchali z rezerwą i powątpiewaniem. Co więcej, skoro te precjoza pozostawały w rękach katolików i służyły ich kultowi, protestant z zasady pytał o ich autentyczność i rad był, znajdując argumenty contra. Tak to zresztą ujął francuski kaznodzieja: „Gdybym .W ,SWYm obiorze kości św. Piotra, umieściłbym je z szacunkiem w ziemi; jeśliby jednak moi parafianie zaczęli obdarzać je czcią, sam bym je zaniósł w worku do rzeki."
Ale tu wkracza trzeci czynnik. Krytycyzm człowieka renesansu i baroku był ograniczony, lak odróżnić autentyk od fałszerstwa? Kto przerzuci Historię naturalną nonsensu Bergena Evansa, zrozumie, że w tym zakresie ludzkość nie odeszła zbvt daleko od óćraniezeń renesansowego myślenia.
i