miejsca leżące poza polami — gruntami uprawnymi, czyli poza ziemią w sensie ustalonym w poprzednim rozdziale. Jest to spostrzeżenie niezwykle ważne, gdyż, jak wiadomo, demony domowe pojawiały się właśnie w tych miejscach, tu miały największą moc działania (między innymi porywały dzieci na miedzy, a nie na środku pola).
Przy ogniskach zbierała się młodzież, a do repertuaru zabaw należały gonitwy, skoki przez ogień, tańce i śpiewy. Niewiele zachowało się dawnych pieśni, ale wiadomo, iż były wśród nich pieśni „o bogini co wianki dawała”, o topielcach i rusałkach. Większość stanowiły jednak pieśni miłosne, weselne i urodzinowe. To zestawienie nie jest przypadkowe. Sobótki, przypadające w czasie dojrzewania zbóż, w szczytowym momencie lata, były świętem płodności, a więc — na poziomie ludzkim — świętem miłości, o czym, oprócz pieśni, świadczą także wróżby i zabiegi magiczne. Dziewczęta szukały w tę cudowną noc ziela mającego zapewnić im powodzenie. „Nasięźrzale rwę cię śmiele, pięcią palcy, szóstą dłonią, niech się chłopcy za mną gonią” — brzmiała jedna z liczny formuł.
Pieśni o demonach wodnych każą jednak podejrzewać, że i one odgrywały jakąś rolę w sobótkowym Obrzędzie. Analogiczność Sobótek z obrzędami zielono-świątecznymi wskazywałaby na konieczność wypędzania tych istot. I rzeczywiście, w niektórych okolicach zachował się dość tajemniczy zwyczaj wyganiania kota lub psa. Do płonącego ogniska przynoszono w worku czarnego kota, wypuszczano go i wśród wrzasków goniono z okrzykiem „dusa leci, dusa leci”, aż zwierzę zniknęło w ciemnościach. Obrzęd ten zachował się do XIX wieku w formie reliktowej, ale jego ideę odnajdujemy — może nieco bardziej ukrytą — w innych, tym razem powszechnych czynnościach towarzyszących paleniu
197