się nieraz krwawymi bijatykami, jak zabawy, podczas których roztańczony tium zmienia się w jedno zbiorowe „ja", nie pamiętające o niczym prócz wiasnej uciechy. W tych momentach . — podobnie jak w momentach szczególnego nasilenia pracy — | człowiek zatraca się niejako w przyrodzie, utożsamia się z jej siłami.
Przypomnijmy sobie otwierający Jesień opis prac polnych i (t, 7—-10). Krótki ten epizod to jakby uwertura powieści wprowadzająca główne jej motywy. I oto na plan pierwszy wysunie się tu krajobraz, na tle którego w perspektywicznym oddaleniu widnieje przyszły teren akcji: wieś Lipce. Uwagę naszą zaś koncentruje autor na obrazie pracy chłopskiej, uwydatniając zarówno jej męczący, bolesny mozół (schylone sylwetki kobiet na kartofliskach), jak i piękno oraz dostojność (ów chłop, który „już był cały widny na tle słońca z tym samym błogosławiącym ruchem siej by” — I, 10).
O
Takie „uwertury”, poprzedzające większe fragmenty utworu, spotykamy nieraz w powieści (np. I, 87—89, 115—117, 165—166;
II, 5—9, 70—72, 261—266; III, 5—11, 238—239; IV, 19—22,
40—43). Zastanów się nad rolą i wzajemnym stosunkiem, jakie odgrywają w nich elementy epicko-realistyczne i nastrojowo- .' -liryczne. Czy opisy prac rolnych (jak np. wspomniane wyżej. kopanie kartofli i siewy jesienne, jak wycinanie kapusty I, 117—120, wiosenna orka — Ul, 183—190, sadzenie — III,
204—207, sianokosy — III, 347—348 czy żniwa — IV, 298—300) mają charakter wyłącznie informacyjny? Poszukaj w powieści innych fragmentów mówiących o oddziaływaniu przyrody na psychikę bohaterów.
Zbiorowość jako bohater
Poczucie nierozerwalnej łączności z gromadą i poczucie indywidualnej odrębności — to dwa bieguny, między którymi / waha się bezustannie życie duchowe bohaterów Reymonta. Bywają momenty, kiedy wieś zespala się w jedną zwartą całość, jak na przykład w scenie wyprawy na las. Bywają momenty, kiedy ten czy ów odczuwa ową wspólnotę jako wrogie, niszczące go więzy: tak jest z Antkiem, zwłaszcza gdy po „wypomnieniu” go przez księdza z ambony czuje wrogość całej wsi wobec siebie. W stanie prawie że otwartej wojny z gromadą żyje Jagustynka, a przecież to z jej ust padną niezwykle znamienne słowa:
„Człowiek jeno z biedy da czasem folgę ozorowi, ale w sercu co inszego siedzi, że czy chce, czy nie chce, a z drugimi radować się musi albo i smucić... Nie poredzi żyć z osobna, nie...” (III, 203)
Nie poszczególne więc postacie i ich losy stoją w powieści na planie pierwszym, ale zbiorowość. Ta zbiorowość staje się zresztą niekiedy bohaterem przedstawianym wprost — jako zespolona w nie zróżnicowaną osobowo jedność gromada, na przykład w scenie wymarszu na las, w scenie wyświecenia Jagny ze wsi, w scenach zbiorowych zabaw, w panoramicznych Ujęciach wsi oglądanej jako. całość z perspektywicznego oddalenia. Tę zbiorowość, jej istnienie odrębne od sumy istnień jednostkowych sugeruje Reymont bardzo interesująco przez dialog.
Dialog ten bywa wysoce zróżnicowany i pełni funkcje bardzo rozmaite: raz informuje o wydarzeniach nie przedstawionych bezpośrednio, raz charakteryzuje rozmawiające osoby, raz uzupełnia znamiennymi rysami rodzajowymi obraz środo-•wiska i jego duchowości, raz humorystycznym w swej plotkarskiej niedorzeczności komentarzem rozładowuje napięcie. Tra-