MOWA ZAttOYHKlKOO
85
mogło. Falśwra, używszy do swej roboty zu kanwę uiowy H nie okazał woale ani talentu, ani nawet zwyk/ogo sprytu. Pomiń nieprzyzwoity, zuchwały ton wobec króla, niemożliwy w tak po**^ jb zgromadzeniu, jakiem był senat, spostrzegamy ze zdumieniem, $e opuścił całą część pierwszą mowy, traktującą o stosunkach z jako dla oelów rokoszowych zupełnie zbyteozną, nie bacząc, że w S, sób obrady w senacie zniżył do poziomu zjazdów rokoazaóskich, a z V ikiemu wyznaczył niemal rolę Stadnickiego Djabła. Pozostawił ^ wdzie nasz paszkwilant ustęp o Inflantach i Szwecyi; ale jakżeż go ^ zgrabnie przerobił, raczej niegodziwie spartaczył: dla statysty rokoszow wystarczyło tposłać do Szwecyi hetmany z wojskiem*, a ciby tam uporali się raz na zawsze, z tym * małym nieprzyjacielem*! Ze »spraw ^ njowych* opuścił rzecz o karności wojskowej - rozumie się: rokoszan/ i karność! - dalej o zbytkach, a nawet, o zgrozol o tytułach cudzoziej1 skich; artykuły bełskie również nie warte wspomnienia — oczywiście, k! rokosz je już dawno w tyle zostawił. Zato harcuje nasz fałszerz żwaw na dwu ulubionych konikach rokoszańskich: małżeństwie rakuskiem i siędze koronacyjnej, a w peroracyi nie żałuje farb jaskrawych, krzycy cych, uzbieranych po sejmikach i schadzkach rokoszańskich. W ogóle cafo ta mowa przedstawia się tak pod względem treści, jak i formy, jako demy fabrykat najgorszej marki, obliczony chyba na tabaczno-rogową ci(., mnotę i niewybredny gust rokoszańskiej publiki, a zarazem jako ważny dokument kulturalny, klasyczne świadectwo ubóstwa umysłowego dla warstwy, która jednak radziła »o wolności* i chciała naprawiać Hzpltąj Mimo tych jawnych poszlak rzekoma mowa Zamoyskiego uchodziła długo za autentyk nawet u poważnych badaczy, przytacza ją np. Staszyc jako dokument w »Uwagach nad życiem Zamoyskiego*, drukuje Batowski jako autentyczną, nie podejrzywa fałszerstwa nawet krytyczny Korzon — ale najdziwaczniej postąpił sobie Niemcewicz: oto mając w swym rpsie wiła. nowskim iNr Si dwie redakcye: A i O, sporządził sobie z obu mów, idąc śladem rzymskich komedyopisarzy, taką kontaminacyę, jaka mu najbardziej dogadzała, wyzyskując w ten sposób jak najskrupulatniej w swojem mniemaniu oba dokumenty historyczne. Wobec tego podajemy cały matę-ryał, do tej sprawy się odnoszący, a mianowicie przedewszystkiem sam falsyfikat O, jako broszurę rokoszową, pod nią równolegle dla porównania redakcyę B (opuszczając odmiankę A), wreszcie w dodatku tęż mowę w red. C. (Por.Stanisław Staszic: Uwagi nad życiem Zamoyskiego 1785, str. 244; J.U. Niemcewicz: Dzieje panowania Zygmunta III, 1819, t. I, sir. 607; Aleksander Batowski: Rajnold Hajdeosztajn i Franciszek Bohomolec, 1864, str.SU; J. Szujski: Dzieje Polski, 1894, t. III, str. 187; Aleksander Kraushar: Okruchy przeszłości 1914, str. 69).
Red. O (falsyfikat rokoszańnki).
wJIą. pana Jana Zamoyskiego, hetmana I kanclerza W. ko-pW1* ^óry z miejsca swego wystąpiwszy I ku królowi się zbił-■Si żywszy, tym sposobem rzecz uczynił w r. 1605.
Najjaśniejszy Miłościwy Królu! Niech to WKMć nie obraca.
0fg insoliio, z stołka mego senatorskiego wstawszy, na po-I ,e^ jzby votum swoje odprawię z tych przyczyn, żem zdrowie ^ cił na ^^ach R^pbtej, straciłem słuch, zębów nie mam, fjjateg°m się tak zbliżył do WKMci, abyś WKMć mnie lepiej ‘ eó raczył i drudzy, którym siła na tym należy, lepiej mo*
Red. B (Mowa autentyczna).
yotufl) Jroci pana Zamoyskiego, hetmana i kanclerza koronnego,na
sejmie warszawskim, już ostatnim za jego żywota, w r. 1605.
Radbym, żebym był od wszystkich słyszan, gdyż nie do-I bfe zwykłem miewać słów moich interpreter, którzy więc inaczej j ^wy moje udawać i wykładać zwykli. Długo się bawić nie będę i nie mogę, bo i zęby i zdrowie straciłem, w starości ka-I gzlu i inszych chorób nabyłem; jednak mi tego nie żal ani się i tego wstydzę, bom tego wszystkiego nabeł na posługach WK.
I Mci, na posługach miłej ojczyzny mojej.
Naprzód tedy o tureckim niebezpieczeństwie mówiąc, życzyłbym, aby się te rzeczy [nie] w ostrogach i jako na wsia-i daniu odprawowały, nie w ten czas dopiero, kiedy nieprzyjaciel I w progu, którego nigdym się bardziej nie obawiał, jako teraz.
za tym zapałem węgierskim, o czym pisałem do JM. Ks. Pod-i kanclerzego. Trzeba się poczuwać. Już Turczyn blizko, ściany | nie mamy i cośmy pierwej na inszych obronę patrzyli, teraz sami o sobie myślić musimy. Kto tego przyczyną węgierskiej ziemi, a pogotowiu tej tureckiej mocy pomnożenia, nie jest praw Panu Bogu, nie praw sąsiadom swym, nie praw chrześcijaństwu wszystkiemu. Złe z nim sąsiedztwo barzo nec me-ninisse volo. Rozumiałbym przeto, aby posła do niego wyprawić z rzeczami gruntownemi i dobrze sie jednak namyśliwszy na to z wielką ostrożnością; bo ci tam poganie mają ten obyczaj i są tak ostrożni, że pisma chowają, które im przychodzą od inszych monarchów, a nasze najbardziej i na I nich się w traktowaniu spraw najwięcej sadzą i gdy się im co