kaznodzieja przyznaje królowi, od niego też bez wątpienia oczekuje radykalnych posunięć w tym kierunku. Opór Zygmunta III Wazy przeciwko obwarowaniu konfederacji przepisami wykonawczymi miał więc stanowić krok wstępny do całkowitej likwidacji tej ustawy. Było jednak rzeczą jasną, że celu tego nie da się osiągnąć bez pozbawienia izby poselskiej przysługujących jej prerogatyw. Ta bowiem u schyłku XVI wieku na pewno nie wyraziłaby zgody na podobne posunięcie; wystarczy zresztą przypomnieć, że nawet po wygnaniu arian i ograniczeniu praw pozostałych różnowierców konfederacja nigdy nie została przez sejm Rzeczypospolitej uchylona. Fakt, że pozbawienie szlachty jej przywilejów stanowiło conditio sine qua non obalenia tej ustawy, świadczy raz jeszcze o nierozerwalnym związku spraw wyznaniowych z politycznymi w lansowanym przez Skargę programie absolutyzmu katolickiego.
Nawet jednak zakładając odwołanie ustaw tolerancyjnych uchwalonych przez szlachtę, trzeba byłoby rozstrzygnąć istotny dylemat, mianowicie, jakimi sposobami należy zmuszać opornych różnowierców do przyjmowania katolicyzmu. Bellar-min, mistrz Skargi w. wielu kwestiach, twierdził, że zatwardziałych heretyków nie tylko można, ale i trzeba zabijać, na co przytaczał liczne racje. W Polsce podobne poglądy wygłaszał współczesny autorowi Kazań sejmowych Jakub Wujek, piszący, że zwolenników reformacji, zatruwających dusze ludz-kie„_nąj]epiej byłoby popalić, potopić czy powywieszać. W Kazaniach sejmowych Skarga pozostawia jednak tę kwestię w zawieszeniu; wspominaliśmy już, że usprawiedliwiał zburzenie zborów krakowskich, widząc w tym palec Opatrzności. Zarówno w Kazaniach, jak i w innych swoich dziełach Skarga wypowiada się explicite za niedopuszczaniem różnowierców do urzędów oraz przeciwko karom za udział w pogromach wyznaniowych. Rozumie się samo przez się, że motywem przewodnim jego działalności było pozbawienie różnowierców ochrony prawnej poprzez uznanie konfederacji warszawskiej
za nielegalną. Poniekąd więc słusznie zarzucali oni Skardze, że jego wypowiedzi w tej sprawie „krwią pachną”. Równocześnie jednak Skarga pisząc w Kazaniach sejmowych ogólnie o karaniu heretyków za bluźnienie „imienia Boskiego i wykorzenianie wiary chrześcijańskiej, i szczepienie ateizmu” nie precyzuje, jakie rodzaje kar ma tu na myśli. Jest to zresztą zgodne z ogólnym tenorem polskiej publicystyki katolickiej tego okresu; daremnie by w niej szukać postulatów karania szlachty różnowierczej więzieniem, konfiskatą mienia czy wygnaniem, nie mówiąc już o śmierci. Pisano czasem ogólnie o powrozie na anonimowego heretyka, jak to czynił już Orzechowski, ale zazwyczaj starano się unikać bliższej konkretyzacji co do wymiaru kary oraz ewentualnych „podsądnych”. Jak się wydaje, Skarga z jednej strony uwzględniał specyfikę rozwoju historycznego państwa, w którym nigdy nie zapłonęły stosy, z drugiej zaś nie tracił nadziei na pozyskanie opornych różnowierców drogą propagandy, przykładu osobistego czy przekupstwa. Schyłek XVI wieku zdawał się zresztą usprawiedliwiać tego rodzaju nadzieje. W sumie więc zapatrywania Skargi na tolerancję zbliżają się do poglądów nie Bellarmina, lecz innego teologa jezuickiego, Marcina Becanusa. Uznawał on bowiem ograniczoną tolerancję za dopuszczalną, jako rozwiązanie tymczasowe. Becanus twierdził, że można do czasu cierpieć heretyków w państwie, jeśli nie da się ich usunąć bez groźby wojny domowej. Zdaniem Ignacego Chrzanowskiego na postawę Skargi w tej kwestii mogło wpłynąć również poczucie solidarności narodowej i środowiskowej, wyrażone w słynnym, wielokrotnie cytowanym, zdaniu: „prawda, iż złe heretyctwo, ale ludzie dobrzy; złe błędy, ale natury chwalebne; złe odszczepieri-stwo, ale krew miła” (Upominanie do ewangelików).
Konflikt, jaki istniał w sumieniach wielu obywateli XVI-wiecznej Europy na tle sprzeczności obowiązków wobec państwa z powinnościami członków Kościoła, w Polsce wystąpił jedynie w środowiskach różnowierczych. Do katolików nie znalazł bowiem przystępu antyromanizm w takiej formie, jaką