w Jerzy Michalski
zacdężtnym żołnierzem lub rekrutem, nie reprezentowali jakiejś od-' rębnej świadomości stanowej czy klasowej, lecz upodobniali się do szlachty i chętnie, jak choćby głośny Kuźma-Kosiński, podawali się za szlachtę. Wiadomo, że stan szlachecki był silnie zróżnicowany. Zróżnicowanie to odzwierciedlało się i w politycznej mentalności.® Zaryzykowałbym jednak twierdzenie, że między szlachtą i magna-terią było ono w tej właśnie dziedzinie mniejsze niż w sytuacji ekonomiczno-społecznej czy nawet w obyczajach i ogólnej kulturze. Tak np. obiegające wśród magnackich i średnioszlacheckich uczestników i sympatyków konfederacji informacje polityczne, wy- ł nikające z nich rozeznania w aktualnej sytuacji i przewidywania na przyszłość, były niemal takie same.
Oczywiście magnaccy przywódcy ukrywali przed ogółem własne, bardzo nieraz egoistyczne cele oraz giętkie manewry polityczne. Robili to ludzie odbiegający kulturą i obyczajem od szlacheckiego ogółu, jak Wielhorski, Adam Krasiński czy Wessel, ale także i taki magna t-popularysrta i człowiek niczym nie wyróżniający się od przeciętnego poziomu umysłowego, jak Karol Radziwiłł. r Szlachta średnia formalnie dominowała we władzach konfederacji, zdarzały się nawet pewne odruchy antymagnackie wywołane niechęcią wielkich panów do jawnego łączenia się z ruchem barskim. "Na ogół jednak szlacheccy marszałkowie i konsyliarze byli w większym lub mniejszym stopniu klientami magnatów i łatwo dawali się im kierować. Sekretarz generalny konfederacji Ignacy Bohusz dobrze zdawał sobie sprawę z różnicy między „najpierwszymi imionami” a „powiatowymi” członkami Generalności. Ale wśród magnackich przywódców i suflerów konfederacji niełatwo znaleźć ludzi, którzy naprawdę górowali nad ogółem szlachty kulturą polityczną, a zwłaszcza znajomością międzynarodowej sytuacji, i których umiejętność oceniania i przewidywania wyróżniała wśród masy rezonujących o sytuacji domorosłych statystów, jakich pełna była ówczesna Polska. Józef Aleksander Jabłonowski czy Anna z Sapiehów Jabłonowska rozumowali w kwestiach politycznych bardzo podobnie jak ich przyjaciel i korespondent Karol Radziwiłł „Panie Kochanku” i legion jego szlacheckich klientów. Kasztelan Tadeusz Lipski darzył zaufaniem i kolportował najniedorzeczniejsze wiadomości i opinie. Michał Wielhorski, który jako doskonały ś wiato wiec dawał sobie dobrze radę w salonach Wersalu i potrafił zyskać zaufanie takich luminarzy, jak Rousseau i Mably, żył w kręgu pojęć i wyobrażeń politycznych nie odbiegających wiele od pojęć i wyobrażeń przeciętnego działacza konfederackie-go. Uchodzący powszechnie za najinteligentniejszego przywódcę konfederacji — biskup Adam Krasiński w dziedzinie polityki za-
rnzn
11
Mentalność polityczna konfederatów barskich
granicznej żył w takim samym świecie iluzji, w jakim żyła większość konfederatów, a w wyzwalaniu się z nich wyprzedzał ów ogół niewielkim czasowym dystansem.
Wydaje się, że owo zjawisko niezhierarchizowania jakościowego kultury politycznej konfederatów barskich było następstwem sytuacji, w jakiej znajdowała się Polśka w czasach saskich. Rzeczpospolita, jak wiadomo, przestała być wówczas państwem czynnym, nie prowadziła polityki zagranicznej i nie posiadała nawet własnej dyplomacji, nie toczyła wojen, a armia jej pod względem * ilościowym i jakościowym spadła do poziomu wojsk, które utrzymywały małe księstwa włoskie czy katolickie elektoraty Rzeszy. Nie prowadziła polityki ekonomicznej ani właściwie nawet fiskal- *■ no-skarbowej; o działalności administracyjnej nie mogło być mowy, gdyż nie istniała państwowa administracja. Działalność polityczna sprowadzała się do rywalizacji sejmikowej i trybunalskiej, bo sejmy przestały niemal funkcjonować, a rady senatu zajmowały się trzeciorzędnymi sprawami i łjyły terenem popisów jałowej elokwencji. Ostatecznym zaś celem owej działalności zdawało się być. uzyskiwanie królewszczyzn. i wakansów. W tych warunkach nie mogli się uformować politycy dysponujący wiedzą i praktyką w sprawach państwowych, nie mówiąc już o tym, że nie istniała kadra fachowych urzędników mogących być ich doradcami. Gdy w czasach stanisławowskich nawa Rzeczypospolitej, wyrwana* z marazmu czasów saskich, rzucona została na burzliwe flukta > polityki międzynarodowej i zaczęła przeżywać wstrząsy wewnętrznej reformy, ogromna większość ówczesnych polskich polity- * ków stanęła wobec nowych zadań bez elementarnego doświadczenia i znajomości rzeczy.
Stan ten zaznaczył się najdobitniej w dziedzinie polityki zagranicznej. Nieznajomość układu sił i interesów państw europej- * skich, wypływająca stąd naiwność ocen, łatwowierność w przyjmowaniu wszelkich pogłosek, niefrasobliwy optymizm cechowały • nie tylko przeciętnego szlachcica, co było rzeezą naturalną i zrozumiałą, ale i magnatów kierujących ówczesnymi stronnictwami i zajmujących najwyższe urzędy państwowe. Jednocześnie jednak, przy bierności państwa polskiego na arenie międzynarodowej i nieistnieniu polskiej fachowej służby dyplomatycznej, wielu magnatów prowadziło na własną rękę politykę i dyplomację, kierując się swymi koteryjńymi interesami. Interesy te decy- -dowały o orientacjach politycznych magnatów, starających się pozyskać zagraniczną pomoc w wewnętrzno-pólskich rozgrywkach sejmowych, trybunalskich, w walce o wakanse i królew-szczyzmy. Chodziło nie tylko o subsydia pieniężne, ale i o pod-