Stanisław Mikołajczyk
rał Władysław Anders, mianowany przez generała Sikorskiego naczelnym dowódcą H
Polskich Sił Zbrojnych w Rosji, przemierzał w rym czasie ten krą) w poszukiwaniu swoich dawnych żołnierzy i Innych Polaków zdolnych do walki. Obąj, Kot i Anders, znaleźli się od razu w kłopotach. Dekret z dnia 12 sierpnia 1941, podpisany przez Kalinina, był dostatecznie Jasny: „Prawem amnestii objęci są wszyscy obywatele polscy na terenie Sowietów, którzy pozbawieni są w tej chwili wolności, Jako Jeńcy wojenni lub z innych powodów". A jednak Kot zawiadomił nas wkrótce, że wielu komendantów obozów odmawiało wydania mężczyzn i kobiet, których zatrudniano jako niewolników. Andres był zdziwiony, że tylko nieznaczna ilość oficerów poi- |i
skich zameldowała się do niego, gdy wysłał zawiadomienie do różnych obozów jeńców wojennych, że armia polska organizuje się na ziemi sowieckiej. W Moskwie przedstawiciel Czerwonego Krzyża był trzykrotnie odprawiany, gdy próbował uzyskać zezwolenie na zaopatrzenie w żywność, ubranie i lekarstwa polskiej ludności J
cywilnej, którą zwalniano z więzień. Władze sowieckie nie robiły tajemnicy, że trak- J
towały Czerwony Krzyż Jako obcą agencję ząjmującą się szpiegostwem i wtrąca- <
Taka postawa naszego nowego sprzymierzeńca w stosunku do narodu, który chciał mu jedynie nieść pomoc, stała się wkrótce przyczyną alarmu. Spodziewaliśmy się oczyszczenia atmosfery po spotkaniu na oceanie Roosevelta i Churchilla, którego wynikiem była Karta Atlantycka1. Naturalnie nasze nadzieje wzrosły, gdy Rosja wkrótce zatwierdziła ten górnolotnie sformułowany dokument. Karta ta Jest oczywiście wszystkim znana. Zacytuję więc tylko urywki i wyjątki z potwierdzenia danego jej przez ZSRR, aby tym bardziej podkreślić jej bezużyteczność tam, gdzie chodziło o Polskę. Karta zawierała postanowienia, że „nie będzie żadnych zmian terytorialnych bez wolno wyrażonej zgody mieszkańców" i „prawo wszystkich ludzi" do wybierania sobie takiej formy rządu, pod Jakim zechcą żyć. Przyrzekała też, że „suwerenne prawa i autonomia zostaną przywrócone tym, którzy zostali ich siłą pozbawieni”.
W miesiąc później, w pałacu St. James w Londynie, ambasador Mąjski podkreślił, że intencją Rosji nie jest zastosowanie się do tej światowej deklaracji praw. Potępił on wtedy „wszystkie i jakiekolwiek zakusy agresywnych mocarstw do narzucania swojej woli innym narodom". „Związek Radziecki wierzy w zasadę samostanowienia narodów. Broni prawa każdego narodu do niepodległości i nienaruszalności terytorialnej Jego kraju, Jak i Jego prawa do ustalenia takiego porządku socjalnego i wyboru takiej formy rządu, Jakie będzie uważał za wskazane. Wyraża swoją zgodę z podstawowymi zasadami deklaracji Roosevelta i Churchilla".
Nasze wysiłki w kierunku skłonienia rządów Wielkiej Brytanii i Stanów Zjednoczonych, aby przekonały Rosjan, że Polska była także uprawniona do tych przyrzeczeń, spełzły na niczym. Żaden z tych dwóch krąjów nJe miał ochoty rozmawiać z Kremlem otwarcie, mimo że Rosja w bezładnym odwrocie przed postępującymi Niemcami, mogła być wtedy bardziej skłonna do ustępstw. Pomoc aliantów dla Armii Czerwonej była bardzo potrzebna. Wszystko co w tym czasie mogliśmy uzyskać od Wellesa, to krótkie oświadczenie, że zdaniem Stanów Zjednoczonych, pakt polsko-rosyjski oznacza, iż nasze stare granice zostaną po wojnie przywrócone. Natomiast w Izbie Gmin Eden oznajmił: „Nie ma gwarancji granic”. Wyglądało na to, że
Deklaracja podpisana 12 VII 1941 roku na pokładzie okrętu na Północnym Atlantyku przez Franklin1 0. 8ooe#vełta l Wina tona Cburrhllla. Określała ona cele wojenne obu pańatw - m.in. rezygnację z podbojów l aneksJi, respektowanie prawa narodów do samostanowienia Ipr/yp red.).