34
Stanisław Mikołajczyk
odnalezionych w ósmym grobie, zabito w maju 1940 roku. Wśród tych 4 253 znalezionych, było wielu tych, których nazwiska wręczono Stalinowi przez ambasadora Kota, generała Sikorskiego i generała Andersa. Odnalezione ciała należały do oficerów, których trzymano w Kozielsku. Co więc stało się z tymi z Ostaszkowa i Starobielska?
Tych z Ostaszkowa przewieziono pociągiem nąjpierw do Właźmy. Tam ich załadowano na samochody i wywieziono w nieznanym kierunku. W tym samym czasie - w kwietniu i maju 1940 roku - wywieziono pociągiem do Charkowa oficerów ze Starobielska. Na stacji załadowano ich na samochody i też wywieziono w nieznanym kierunku.
Być może lasy koło Wiążmy i Charkowa wyjawią w przyszłości miejsca ich grobów. Ewentualne odnalezienie tych ciał nie uczyni łatwiejszym do przyjęcia tego faktu, że byli oni już w grobie, kiedy Mołotow, Wyszyński i Bogomołow wciąż twierdzili, że wypuszczono ich na wolność. Byli oni w grobach, gdy Stalin udawał, że troszczy się o ich los.
Rosjanie nie przedstawili nigdy dostatecznych dowodów, które oczyściłyby ich z oskarżeń dotyczących Katynia. Długo już po dochodzeniach, przeprowadzonych przez nazistów, wysłali oni do Katynia własną komisję. Składała się ona wyłącznie z obywateli sowieckich. Rosjanie nigdy nie pozwolili jakiejś neutralnej komisji międzynarodowej zająć się zbadaniem tej sprawy. Nie pozwolili oni nawet swoim marionetkom z Lublina na zbadanie grobów, ale dali zezwolenie polskiemu komuniście, generałowi Zygmuntowi Berlingowi, dowódcy Dywizji Kościuszkowskiej w Armii Czerwonej, na wygłoszenie przemówienia na miejscu zbrodni, gdy Armia Czerwona odzyskała ten rejon. Tam to Berling potępił rząd polski w Londynie za zwrócenie się do Międzynarodowego Czerwonego Krzyża o przeprowadzenie bezstronnych dochodzeń. I tu należy stwierdzić, że wiedział on już wiosną 1940 roku o wymordowaniu tych oficerów przez Rosjan. W tym samym czasie Rosjanie dyskutowali z grupą pojmanych oficerów polskich, włączając Berlinga, sprawę formowania oddziałów polskich przy Armii Czerwonej. Wielu generałów, którzy odmówili wzięcia udziału w tych rozmowach, potraktowano z okrucieństwem. Berling, mocno zajęty sprawą tworzenia formacji polskich jako wsparcia dla armii zaprzyjaźnionej z Hitlerem, poprosił o zezwolenie na wygłoszenie przemówień do oficerów polskich w Ostaszkowie i Starobielsku. Wówczas to Ławrenti Bena, szef NKWD i jeden z tych, którzy brali udział w rozmowach, powiedział od razu Berlingowi, w obecności swego zastępcy Mierkułowa, że „...niestety, ci ludzie nie są osiągalni. Popełniono wielki błąd”, wygadał się.
Po moim powrocie do Polski, prokurator generalny Sawicki (prawdziwe nazwisko Reisler) zwrócił się do mnie z zapytaniem, czy nie byłoby dobrą rzeczą zainsceni-zować dochodzenia, które oczyściłoby Rosjan z oskarżeń dokonania morderstw w Katyniu.
„Katyń leży Polakom na sercu", powiedział zmartwiony komunista.
„Oczywiście", odpowiedziałem mu. „Zaaranżujemy rozprawę publiczną i przedstawimy odpowiednie dokumenty. Umożliwi to niewątpliwie wskazanie prawdziwych morderców".
Sawicki zawahał się, nim mnie zapytał jak będę zeznawał, gdy zostanę powołany na świadka.
„Tylko tak jak mi wiadomo", odpowiedziałem. „A wiem na pewno, że była umowa między Niemcami i Rosjanami odnośnie wymiany Polaków i Ukraińców, i że Niemcy odmówili przyjęcia polskich oficerów. Będę także zeznawał, że my w Lon-