290 CZŁOWIEK I JEGO łoTo wtóry
mogła mieć dla nas — a i jeszcze ją ma — myśl Nietzschego, kiedy zapowiedziała, jako bliskie wydarzenie, Obietnicę-Groźbę, że wkrótce już nie będzie człowieka — lecz nadczłowiek; w filozofii Powrotu znaczyło to, że człowiek dawno zniknął i nie przestaje znikać, że współczesna refleksja o człowieku, nasza troska o niego, nasz humanizm spokojnie drzemie przy jego groźnie pomrukującym nieistnieniu. Czyż nie trzeba nam, którzy czujemy się zwią- 1 zani ze skonczonością, tylko do nas należącą i otwierającą nam w poznaniu prawdę świata, przypomnieć, że śpimy u boku tygrysa?
Jeśli zatem człowiek na tym święcie jest miejscem podwojenia empiryczno--transcendentalnego, jeśli być musi ową paradoksalną figurą, w której dzięki empirycznym treściom poznania ujawnione zostają warunki ich możliwości, tym samym nie może być dany sobie w bezpośredniej i suwerennej przezroczystości Cogito, choć nie może również spoczywać w obiektywnym bezwładzie tego, co dc turę nie osiąga i nigdy nie osiągnie samoświadomości. Człowiek to sposób bycia, który ustanawia w sobie ciągle otwarty wymiar, niemożliwy do wyznaczenia raz na zaws/e, lecz nieograniczenie przemierzal-ny; przechodzi z tej strony siebie, która nie odbija się w Cogito, do aktu myślenia, dzięki któremu ją ujmuje, a od tego czystego ujęcia zmierza z powrotem do wypełnienia empirycznego, do nieuporządkowanego przypływu treści, do nadmiaru doświadczeń wymykających się sobie, ku milczącemu horyzontowi wszystkiego, co dane w piaszczystej rozciągłości niemyślenia. Ponieważ człowiek jest dubletem empiryczno-transcendentalnym, mieści się w nim i niewiedza - ona to nieustannie wystawia jego myśl na przekraczanie przez właściwy mu byt i pozwala mu równocześnie pamiętać o sobie dzięki temu, co mu się wymyka. Z tego względu refleksja transcendentalna we współczesnej postaci nie szuka już punktu oparcia — jak u Kanta — w istnieniu nauk przyrodniczych (którym przeciwstawiają się ciągłe swary i niepewność filozofów), ale w — niemym, gotowym przecież do mówienia i przenikniętym sekretnie potencjalnym dyskursem - istnieniu nieświadomego, stawiającym człowieka przed ścianą samoświadomości. Nie w tym już problem, że nauki przyrodnicze są miejscem sądów syntetycznych, lecz jak to się dzieje, że człowiek myśli o tym, czego nie myśli, zamieszkuje to, co przed nim milcząco ucieka, ożywia rodzajem zakrzepłego ruchu figurę siebie samego, przedstawiającą mu się pod postacią uporczywej ze wnętrzności? Jak człowiek może być owym życiem, którego siatka, pulsowanie i pogrzebane siły bezgranicznie