Najpierw więc, Trzy zimy przypomniane jako odrębna książka - w pięćdziesiąt lat od chwili, gdy egzemplarze pierwszej edycji opuszczały wileńską Drukarnię Artystyczną "Grafika" (było to I grudnia 1936 roku) -zetknęły się jesienią roku 1987 z Kronikami, najnowszym tomem poety... W ten sposób Miłosz zapowiadający kształt przyszłej Księgi znalazł się w tym samym czasie co Miłosz dopełniający jej budowy. Pytania autora Ptaków o własną tożsamość i sytuację: "Czym jestem, czym ja jestem i czym oni są?" powtórzył, spoglądając w przeszłość, autor Sześciu wykładów wierszem: "Powinienem był. Co powinienem był pięćdziesiąt pięć lat temu?" (Podobnie, choć na innym planie dzieła, portret księdza Ch., zamykający Trzy zimy, znalazł - w Nieobjętej ziemi - dopełnienie w wizerunku tego samego, starszego o czterdzieści lat księdza, który "Był pobity-przez nasłanych zbirów Imperium, Ponieważ światu nie chciał się pokłonić").
Ta konfrontacja Miłosza dawnego z nowym jest pierwszym wymiarem dialogu ewokowanego przez londyńską reedycję Trzech zim. Przy czym: ów dialog nie polega tylko na budowaniu napięcia między głosem z roku 1936 i 1987. Wiąże się on raczej z przywoływaniem całego dzieła poety, czy lepiej: całej przebytej przezeń drogi. Młodzieńczy tom, czytany dzisiaj, uzmysławia sens tej drogi i wydobywa jej kształt. Podkreśla mocno od dawna znamienny dla Miłosza (ostatnio podkreślany w tomie esejów Zaczynając od moich ulic i w przywoływanych wyżej Sześciu wykładach wierszem) gest powracania do początków, widzenia czasu w postaci raczej koła niż jednokierunkowej linii prostej. I odwrotnie: twórcza ewolucja Miłosza zwłaszcza jej ostatni rozdział - nadaje obrazom Trzech zim sensy niemożliwe niegdyś do przewidzenia...
Drugim poziomem budowania napięć jest dialog Miłosza z krytykami. Dialog, którego stawką jest ze strony artysty narzucenie własnej wizji świata, ze strony krytyków zaś - pełne zrozumienie przesłań poety, ich konsekwencji myślowych i egzystencjalnych. Oczywiście: umieszczone w londyńskiej edycji interpretacje stanowią tylko niewielki fragment owej walki o wielkość. Aby jednak zrozumieć ich sens trzeba pamiętać, iż krytyczna refleksja dotycząca Miłosza trwa już kilka dziesiątków lat i znajduje się dzisiaj w punkcie zwrotnym...
Przy tym: mówiąc o owej refleksji należy wyraźnie rozróżnić kwestie interpretacji i wartościowania. Najkrócej mówiąc: Miłosz zdołał bardzo wcześnie przekonać część krytyki o niezwykłej wadze swej twórczości. Nie sposób nie pamiętać, że Ludwik Fryde (jak wspomina w rozważanej tu książce Stefan Kisielewski) porównywał skalę jego talentu z Mickiewiczem już w drugiej połowie lat trzydziestych, a Kazimierz Wyka pisał w związku z Ocaleniem o "poezji, która nie przemija, gdy przeminą jej czasy"... Te wartościujące diagnozy czytelników pierwszego wydania Trzech zim łączyły się często z analizami z dzisiejszej perspektywy chybionymi bądź wręcz błędnymi. Stąd pewno powiada Jan Błoński (w omawianej reedycji), iż w przedwojennych wypowiedziach o poecie podziw miesza się z niezrozumieniem. Nie wiem, czy można tę kwestię jednoznacznie rozstrzygnąć. Nie wiem też, czy pierwsi czytelnicy Trzech zim mogli rozumieć ten tom inaczej niż go rozumieli... Może więc wystarczy powiedzieć, że w ostatnich latach Miłosz jest czytany i interpretowany zdecydowanie inaczej niż poprzednio i że owa przemiana wiąże się z mocnym akcentowaniem elementów metafizycznych (czy wręcz: teologicznych) w jego myśleniu. Ten zwrot w interpretacji jest zresztą w dużej mierze konsekwencją twórczości eseistycznej samego poety, zwłaszcza Ziemi Ulro i Ogrodu nauk . Konsekwencje tych zmian widoczne są także w omawianej książce - autorzy zawartych w niej interpretacji posługują się bardzo często autokomentarzami Miłosza. (Tu mała uwaga