połączenie pozornie sprzecznych cech; siły ciała i jego niezdrowia, swawoli i dręczącego cierpienia. Byłą ciekawa, jak to jest tak długo pływać po rzece i chciała, żeby kiedyś zabrał ją ze sobą. Nudno jej tu. Stary pan ciągle czyta, a pani jest zła, ze pan jest staiy i wciąż narzeka. Jest jeszcze kucharka i troje nieznośnych dzieci. Gości nie mają, a ona ciągle w kółko tak samo pracuje. W mieście jej lepiej, bo widzi ludzi. On stwierdził ,że nie można przeklinać wsi, bo dobremu wszędzie dobrze, a złemu wszędzie źle. Ona zapytała, czy to znaczy, ze jest zła i nazwała go chamem. On nei usłyszał albo się tym nie przejął i odrzekł, że tak sobie powiedział. On zapytał, kiedy po nią przypłynąć, na jej twarzy był ból lub złość, a w jego oczach litość. Ona powiedziała, ze w niedzielę, bo państwo pojadą do miasta. Nazwała go dobrym człowiekiem. Podobały mu się jej pochwały, cieszyła się, że będzie się mogła pobawić i że kogoś poznała. Pożegnała się z nim, bo było jej zimno w nogi i musi szykować posiłek i poszła. On już odpływał, gdy jeszcze go zawołała i zapytała o nazwisko. On się przedstawił jako Paweł Kobycki, a ona jako Franciszka Chomcówna. Odbiegła ku szczytowi góry i stwierdziła, ze jest on przystojnym i miłym chamem, choć niemłodym.
W niedzielę cały czas patrzyła z okna kuchni na Niemen. Byłą oniemiała, przez te 4 dni jeszcze bardziej zmizerniała. Była na gładko uczesana. Stara kucharka daremnie próbowała z nią rozmawiać, więc po obiedzie usnęła. Franka nic nie zjadła. Ogarniało ją coraz większe zniecierpliwienie. Myślała, ze on nie przyjdzie. Nagle, zauważyłą, ze Paweł jedzie i wybiegła przed willę. Dziwiła się, że tak późno. Było widać, że on jej się podoba i poszłaby za nim na koniec świata. Gdy płynęli, na początku bała się wody, wydawała krzyki i chwytała Pawła za ramiona, a jego ośmieszyło, bo nigdy nie sądził, że ktoś może się bać wody. Śmiał się tak, jak rzadko w życiu mu się zdarzało. Franka przestała się bać, łapała wodę i przyglądała jej się. Jej pani miała taki kryształowy naszyjnik, ona go sobie brała czasem. Paweł powiedział, że źle robiła, bo Pan Bóg tego zabronił. On wstydziłby się ruszyć coś cudzego. Ona chlupnęła go wodą. Cały czas się śmiali. Franka zachwyciłą się liliami i jedną przymocowała sobie do ubrania. Zobaczyła tez suma. Pokazał jej skrzynię, do połowy zanurzoną w wodzie, w której przechowywał złowione ryby, a gdzie miały one wodę. Była ciekawa, gdzie sprzedaje tyby i ile zarabia. Stwierdziła, że musi mu być dobrze i może żyć jak pan. Ona ma podłe życie, bo chodzi od służby do służby. Paweł stwierdził, że włóczęgowskie życie jest liche i zrobiło mu się jej żal. Zaproponował je przechadzkę po wyspie na środku rzeki. Spodobał jej się na niej zapach. Latała po niej jak szalona i pijana, zrywała goździki i rzucała na Pawła, który układał z nich bukiet. Nieraz robił takie i stawiał w oknie lub dawał siostrze, aby przystroiła święty obraz. On zamyślił się, a na jego twarzy pojawił się rumieniec. Franka ciągle biegała i zachwycała się czymś. Rzuciła się na Pawła i powiedziała, ze jest dobrym człowiekiem, a ona ma taką naturę, że jest bardzo wdzięczna, gdy ktoś zrobi dla niej coś miłego. On chwycił ją i chciał pocałować, ale ona się wywinęła i stwierdził, trochę z gniewem, trochę ze śmiechem, ze jest jak wszyscy i zaraz żąda zapłaty. Jego te słowa dotknęły. Nie cliiał nic złego i niech go Bóg od takiego zachowa. Kazał jej odpocząć i poszedł po czółno, ale ona nei chciała jeszcze wracać. Powiedziała, że skoczyłąby za nim do wody i że chce jeszcze posiedzieć blisko niego. Patrzyła w rzekę, zapadła zmrok. On chciał się dowiedzieć, jakie dotąd było jej życie, ze wzięła go od razu za takiego, który chce zapłaty. Frania powiedziała, ze na pewno nie wstydzi się rodziny. Dziadek miał dwa własne domy, ojciec służył w kancelarii, a jej cioteczny brat jest bogaty, bo jest adwokatem w dużym mieście - nazywa się Kluczkiewicz, z żoną żyje jak pan. Poszła jednak na służbę, bo ma rodziców szelmów. Paweł powiedział, że to grzech mówić tak o rodzicach, a ona stwierdziłą, że u niego wszystko jest grzechem. U niej zaś prawda jest prawdą. Jej ojciec chodził w podartych butacli, bo miał małą pensje i był pijakiem. Matka byłą z dobrego domu - Klukiewiczówna, umiałą grac na fortepianie, byłą ładna, lubiła stroje i kawalerów. Często zapraszała gości, a ojciec wracał pijany lub trzeźwy i wszystkich rozpędzał, a matkę bił. Gdy Franka miała 6 lat zoabczyłą matkę całująca się z kawalerem, a w wieku 8 lat jej matka
2