Kobiety rzadziej starają się zdobyć zawód tego rodzaju, a jeśli próbują, to napotykają większe trudności przy rekrutacji. Natomiast chętnie wybierają „zawody kobiece" i są w nich akceptowane: pracują jako nauczycielki, urzędniczki, kelnerki, pielęgniarki, sekretarki, stewardesy. W USA jeszcze w 1980 roku 95% pracowników w tych zawodach stanowiły kobiety. Dla opisania zatrudnionych w takich zawodach socjologowie stosują czasem zabawne określenie „różowe kołnierzyki" - co nawiązuje do terminu „białe kołnierzyki" przyjętego dla zawodów urzędniczych czy „niebieskie kołnierzyki" używanego w odniesieniu do zawodów' robotniczych.
W momencie pojawienia się segregacji zawodowej zaczyna działu' efekt „samorealizującej się prognozy", jaki opisywaliśmy wcześniej w odniesieniu do przesądów' rasowych i etnicznych. W istocie kulturowe definicje ról męskich i kobiecych można traktować jako swoiste przesądy. Skoro uznajemy, że kobiety są predysponowrane do pewnych zawodów', a nie nadają się do innych, w wyniku autoselekcji i selektywnej rekrutacji kobiety podejmują w większości zawody „kobiece", a mężczyźni „męskie". I ten fakt zaczyna służyć umocnieniu przyjętych definicji „kobiecości" i „męskości". Skoro w parlamencie jest tylko kilka kobiet, skoro w'śród profesorów uniwersytetu spotykamy je sporadycznie, skoro w wojsku pracują najwyżej w.tzw\ służbie tyłów, skoro w policji stanowią sporadyczny ewenement opisywrany w prasie i sławiony w piosenkach (słynna warszawska Lodzia-milicjantka w latach sześćdziesiątych) - to widocznie zawody takie nie leżą w charakterze kobiet. A więc może nie warto o takie zawody zabiegać - myślą kobiety, może nie trzeba ich na takich stanowiskach zatrudniać - myślą mężczyźni. I koło się zamyka.
Zwróćmy uwagę, że zawody kobiece są na ogół niżej sytuowane na skalach stratyfikacyjnych: wrymagają niższego wykształcenia, są gorzej opłacane, nie dają władzy i przynoszą mniejszy prestiż. Segregacja zawodowa oznacza więc nadal nierówność, a dokładniej dyskryminację kobiet. Nie tak radykalną jak w wrypadku pełnego ich odsunięcia od pracy zawodowej, ale jednak dotkliwą.
Z czasem jednak kobietom udaje się podejmować zawody dawniej tradycyjnie męskie. Coraz więcej kobiet pojawia się w polityce, na wysokich stanowiskach administracyjnych czy menedżerskich, w świede nauki, wr adwokaturze, w wojsku, policji itp. Ale i wtedy echa dawmej segregacji i dyskryminacji wyrażają się w nierównym tempie awansu, niekiedy nawret nierównej płacy na tych samych stanowiskach (w USA np. przedętnie ok.30% niższej), mniejszym eksponowaniu osiągnięć kobiet, rzadszym powierzaniu im funkcji kierowniczych, bardziej sporadycznym delegowaniu na szkolenia doskonalące zawodowo itp. Racjonalizacja takiego stanu rzeczy tkwi nadal w tradycyjnej kulturowej definicji ról kobiecych. Implikują one mianowide mniejszą efektywność pracy -bo kobieta ma jeszcze dom i rodzinę na głowie, a także mniejszą pewność dągłego i trwałego zatrudnienia - bo kobieta rodzi i wychowuje dziea. Dalej wfięc utrzymuje się - choć w coraz łagodniejszych formach - nierówność dostępu do dochodów, władzy, prestiżu, wykształcenia (doskonalenia zawodowego).
Ta szczególna forma nierównośd społecznej, zakorzeniona w odmienności płd, jest pod wieloma względami podobna do nierównośd klas. Z samej istoty różnicy wynika dychotomiczność podziału: albo się jest mężczyzną, albo kobietą (pomińmy marginalne patologie stanów pośrednich), a nie można być trochę bardziej i jeszcze bardziej mężczyzną czy trochę mniej i jeszcze mniej kobietą. Cecha różnicująca nie podlega więc gradacji. Analogiczna jest też dynamika krystalizowania się odpowiednich grup. Spójrzmy na