pójdą za jego przykładem, to pracownicy tylko na tym stracą. Dodać trzeba, że sytuacja ta najbardziej szkodzi procesowi dydaktycznemu, gdyż obciążeni nad miarę godzinowo i w czasie tych godzin prowadzeni za rączkę studenci nie mają już wiele czasu na pracę samodzielną i rośnie nam pokolenie nie samodzielne, a posłuszne. Może zresztą właśnie o to chodzi.
W parze z tym idzie rozrost biurokracji uczelnianej i centralnej. Wciąż aktualne pozostaje porzekadło, iż praca naukowa jest to chwila wytchnienia między planowaniem i sprawozdawczością. System grantów sprawił, że aktualność ta jeszcze wzrosła. Niedawno wprawdzie na łamach „Rzeczpospolitej” broniono tego systemu, podając, iż w innych krajach wypełniać trzeba jeszcze więcej formularzy i że chodzi o wielkie kwoty. Po pierwsze, to nie zawsze prawda - znam fundusze stypendialne, które zadowalają się krótkim podaniem i bibliografią petenta - po drugie, również podanie o drobny grant - a o te przeważnie występują na początek najmłodsi nasi koledzy - bywa często nadmiernie skomplikowane, po trzecie, informacja o tym, jaki i jakie granty można uzyskać często jest zatajana przez tych, co już wiedzą i nie chcą informować konkurencji. Wreszcie, co najważniejsze, w krajach Unii Europejskiej i w Stanach Zjednoczonych, petent rzadko sam wypełnia formularz: on tylko dostarcza informacji odpowiedzialnemu za to i fachowemu urzędnikowi, a następnie formularz już wypełniony podpisuje.
Dodać przy tym trzeba, że obecny system grantów maksymalnie utrudnia sprawę publikacji prac naukowych i ich należytego honorowania, co dla humanistów, zwłaszcza młodych, miało dawniej istotne znaczenie, było silnym bodźcem do szybkiego ukończenia oraz przygotowania do druku pracy awansowej. Tu rola czasopism naukowych i wydawnictw była olbrzymia i pozostawienie do ich dyspozycji odpowiednich funduszy, zamiast obracania ich na zwiększenie biurokratycznej maszyny grantów, byłoby jak najbardziej na miejscu. Sam pamiętam, i z wdzięcznością wspominam, redaktorów czasopism i oficyn wydawniczych, którzy wśród nas, wówczas młodych i początkujących asystentów i aspirantów
przyszłych autorów, umieli im zawierzyć i umożliwić im ich prac pod własnym, fachowym i życzliwym okiem opiekuńczym, nie zapominając w tych trudnych czasach również o ich prawie do wolności przekonań. Wyniki były jak najlepsze. Dopóki nie przywrócimy tej najodpowiedniejszej dla młodego uczonego szybkiej, a zarazem opłacalnej ścieżki do grona renomowanych twórców, dopóty w szeregu gałęzi badawczych nie możemy się spodziewać szybkiego przyrostu wartościowej młodej kadry.
Ale biurokratyzacja nie ogranicza się do systemu grantów. Na samych uczelniach znajdują się przyczyny uniemożliwające wykorzystanie w pełni struktury urzędniczej dla dobra uczonych, zwłaszcza tych najmłodszych. Struktura ta ukształtowana bowiem została w dobie PRL nie po to, by uczonym pomagać, lecz by ich kontrolować. Wbrew obowiązującej we wszystkich przedsiębiorstwach państwowych (a takimi były i niestety nadal są wyższe uczelnie i instututy naukowe), że
STAROŚĆ I MŁODOŚĆ WOBEC ORGZNIZACJI NAUKI...
55