osobliwie wyrosły, Mateusz coraz lepiej grał na skrzypcach, Julia, co do dnia rówieśnica naszego kabaretu, stawiała pierwsze kroki w „Radiowych Nutkach”, zespole prowadzonym przez Krysię Kwiatkowską. Zakończyliśmy (właściwie to Jola zakończyła) podstawową fazę budowy domu. Późniejsze przeróbki — oranżeria, fronton z wieżyczkami, obowiązkowo konsultowane z architektem — Andrzejem Pawlikiem, miały zostać dokonane w zupełnie innej rzeczywistości. Również finansowej.
Uwieńczeniem tego etapu były wielkie przenosiny mojej całkiem pokaźnej biblioteki ze starego do nowego domu. Pamiętam wiosenne dni 1986, a może 1987 roku i owo mrówcze dreptanie między przyszłością a przeszłością. Dzięki Bogu przesuwałem się zaledwie o 20 metrów. Jak dotąd było to największe przesunięcie w moim życiu. W przenosinach i katalogizacji zbiorów dzielnie pomagała mi nastoletnia wychowanka moich „starych”, wypatrzona przez mego ojczyma Stanisława Żytyńskiego, w Kamionce Małej, gdzie, jak głosi rodzinna saga, idąc za gęsiami czytała książki i recytowała własne wiersze. Po śmierci Staszka Dorotka zapewniała towarzystwo mojej mamie, a przy okazji mogła uczęszczać do szkoły w Aninie. Dużo później pomagałem jej przygotowywać się do egzaminu na Studia Dziennikarskie. Dziwnie toczy się życie, dziś gęsiareczka-poetka Dorota Zelek-Gawryluk jest gwiazdą Polsatu, egzaminującą luminarzy w „Politycznym grafitti”... Na progu wolności odeszło kilku ludzi, którzy w moim życiu odegrali ważną role — Staszek, towarzyszący mi od trzynastego roku życia, (kiedy poprosił mnie o rękę mojej mamy) poprawiający moje wierszowane pierwociny i namiętnie recytujący poezję. To on umożliwił mi pierwsze literackie kontakty, na co dzień był doskonałym partnerem w namiętnych sporach. Pamiętam we wczesnych latach sześćdziesiątych zadał mi pytanie, które brzmi mi w uszach do dziś: „Kto jest najwybitniejszym polskim poetą, prozaikiem, filozofem?”. Przekonany o swej erudycji odpowiedziałem błyskawicznie: „Poeta to, rzecz jasna, Broniewski, prozaik — Iwaszkiewicz, a filozof — Tadeusz Kotarbiński.” „To jest odpowiedź na czwórkę — odparł Staszek — ja bym odpowiedział inaczej, choć być może te nazwiska nic ci nie powiedzą: poeta — Czesław Miłosz, prozaik — Witold Gombrowicz, a filozof... jest taki biskup w Krakowie, poznaliśmy się kiedyś w teatrze studenckim — nazywa się Karol Wojtyła”.
Staszek od przed wojny był człowiekiem lewicy — „Bratniak”, ZNMS, walki przeciwko gettu ławkowemu, znajomość z Cyrankiewiczem, po wojnie przez krótki czas służył jako politruk, podpadałby pewnie pod kategorie „utrwalaczy władzy ludowej”. Jednak bardzo szybko (po małżeństwie z eks-żoną emigracyjnego ministra) trafił na bocznym tor, przez Teatr Polskim, ZAIKS, do Archiwum Dokumentacji Mechanicznej. Od czasu związku z moją mamą najchętniej zajmował się ogrodem i gospodarstwem kupionym w Beskidzie Sądeckim.