57
jego była w toku. Najśmieszniejsze skargi zbierano i wytaczano, choć życie i działanie tego męża było świętobliwćm przed Bogiem i ludźmi. We więzieniu będąc cierpiącym na ciele i umyśle, doznał współczucia i poparcia tylko od pewnego austryackiego kapitana, któremu w latach dawniejszych jakieś dobrodziejstwo wyświadczył. Jego wstawiennictwu miał do zawdzięczenia, iż go z ciemnego i wilgotnego lochu wyprowadzono, a inne suchsze miejsce przeznaczono do pobytu, tudzież, iż mu pozwolono pożywniejszy pobierać pokarm, gdy życie o chlebie i wodzie niebezpieczeństwem grozić zaczęło.
Przebieg procesu był długi i wstrętny. Chciano się go na wszelki sposób pozbyć, a dla tego choć był czystym i niewinnym, trzeba było pod pozorem prawa zasadzić go winnym. Boos czekał cierpliwie, poddawszy się woli Najwyższego, lecz gdy procesu nie było końca, a w samotności więzienia zdrowie jego coraz mocniej zapadało — usłuchnał rady niektórych przyjaciół i zaźadał uwolnienia swego ze służby kościoła w dyecezyi Lincu. Nie potrzeba nadmienić, że mu natychmiast z największa gotowością wystosowano dymisya. Gdy wyjeżdżał z Lincu dnia 30. maja 1816, stała prawie cała parafia Gallneukirchen koło drogi, żegnając się ze łzami w oczach z ukochanym duszpasterzem swoim, którego oblicza już tu na ziemi więcej ogladać nie mieli. ^
Po dłuźszćm tułactwie, z Bawaryi i Austryi wygnany, znalazł w okolicy Renu w miasteczku Sayn w pobliżu miasta Dusseldorf spokojny przytułek i umarł jako proboszcz tćjże miejscowości dnia 29. sierpnia 1825. Ostatnie słowa jego były: „Panie Jezu, w ręce Twoje polecam ducha mego.u
Kilku przyjaciół Boosa przeszło do kościoła ewangelickiego, on sam został katolikiem aż do śmierci, aczkolwiek między swoimi na największe przeciwieństwa był narażony. Marcin Boos należy do liczby najznakomitszych robotników w winnicy Jezusa Chrystusa.
--3**