Maigorzata Borajkiewicz
Małgosia Borajkiewicz była naszą dobrą koleżanką. Załatwiałyśmy z nią sprawy zawodowe - sprawnie i konkretnie. Nam, młodym wtedy pracownicom Administracji Uczelni, wskazywała swoim zachowaniem, jak należy rozmawiać z interesantami i jak troszczyć się o swoich szefów. Była pod tym względem wzorem niedoścignionym. Była kobietą elegancką i zadbaną - to może zaświadczyć każdy, kto ją spotykał w Sekretariacie Prorektora ds. Dydaktyki i na korytarzach Gmachu Głównego. Była też troskliwym pracownikiem -dbała o estetykę gabinetu i wygody kolejnych Prorektorów. Była wreszcie taką kobietą, o której mówi się „człowiek z klasą”. Pod tym pojęciem kryje się to, co nazywa się „kindersztubą”.
W 1990 roku odeszła na emeryturę. Odwiedzała nas w Uczelni, pamiętając o uroczystościach Inauguracji i Święta Politechniki, ze świeżo upieczonym ciastem - wspaniałym keksem lub jabłecznikiem szafranowym. W okolicach Świąt Wielkanocnych i Bożego Narodzenia pojawiała się z drobnymi upominkami i pięknie napisanymi życzeniami - zawsze bardzo refleksyjnymi. O dniu imienin każdej z nas pamiętała i przychodziła z pięknymi kwiatami.
W sposób niezwykle wytworny przyjmowała nas u siebie w domu. Wszystko potrafiła przygotować w drobnych szczegółach - by można było poczuć się jak na przyjęciu w ambasadzie. Z codziennych trosk i zabiegania w pracy mogłyśmy się przenieść w zaczarowany świat Małgosine-go domu. Ponieważ to były najczęściej spotkania w czwartki - mówiłyśmy, że idziemy na „obiady czwartkowe do królowej Małgosieńki”.
Kochała piękno dawnych czasów, przyrodę, muzykę, poezję - kochała po prostu życie.
W 2001 r. zamiast życzeń imieninowych otrzymała ode mnie tekścik, w którym spróbowałam zawrzeć jej charakterystykę i jednocześnie podziękowanie. Oto on:
Bywają na tym świecie jeszcze Damy i my wśród nas taką mamy!
Małgosia, gdy w bramy Uczelni wchodziła krokiem majestatycznym - to zawsze zachwycała harmonią stroju i uczesania, spojrzeniem, sposobem powitania.
W rozmowach nie było możliwości by głos podniosła wobec interesantów gromady, była wychowawcą i opiekunką młodości przekazując studentom dobrych zachowań zasady.
Pod Jej skrzydłami troskliwości Prorektorów od spraw Dydaktyki wielu mogło swój urząd dobrze sprawować -załatwiać sprawy i interesantów przyjmować, bo było na czas wszystko przygotowane a na końcu kawa lub herbata, pięknie podane w filiżankach, na serwetkach wykrochmalonych, z ciastem w domu świeżo upieczonym.
Małgosia zawsze nas zachwyca, gdy w odświętnym stroju u drzwi domu Swego nas wita i wprowadza do tej świątyni nastroju.
Jej poczęstunek jest zawsze wyśmienity a stół pięknie nakryty świecami, serwetą białą i naczyniami jeszcze z czasów, gdy jeździło się powozami.
Są też rozmowy o ludziach dalekich i bliskich, gdy w tle dobrej muzyki sączy się nagranie.
Jest też Małżonek, którego choć nie widzimy, pomoc Małgosia zawsze chwali a my cenimy.
Te spotkania są dla nas codzienności odmianą dlatego w naszej pamięci na zawsze pozostaną!
Dopełnieniem tego obrazu Małgorzaty Borajkiewicz jest na pewno to wszystko, co mogliby dopowiedzieć: jej najbliżsi, przyjaciele, współpracownicy i każdy, kto Ją znał.
Małgosiu, nasza Czarodziejko szarej rzeczywistości -będzie nam Ciebie bardzo brakowało.
Alicja Samotyk