W sali, która wówczas była nasza, a dziś jest świetlicą, przedprożem biblioteki był ciekawy mozaikowy parapet pod jedynym weneckim oknem. Dlaczego akurat parapet we wspomnieniach? Bo świetnie z niego wydłubywało się kolejne elementy i służył jako miejsce dysput podczas przerw. Nic to parapet! Pod nim była szpara, z której, przy naszym opiekuństwie (podkładane skórki chleba) raz na jakiś czas wysuwał się dorodny szczur i wystraszony odgłosami, miał jedną trasę: od okna do czarnej, marmurowej wanny. Ktoś, kto jest nauczycielem wie, że to już koniec lekcji, bez względu na jej początek.
Te i inne dowcipy, były możliwe dzięki naszym Profesorom. Dziś w pamięci pozostały twarze, nazwiska, ale niekoniecznie imiona, stąd nie przywołuję Ich w zapisie. Jedno mogę stwierdzić po latach: nie ma w historii mojego życia, związanego z tą szkołą Nauczyciela, któremu nie byłabym wdzięczna za wiedzę i wychowanie. Wprawdzie zawsze na mnie ciążyła doskonała opinia o starszej siostrze i co niektórzy próbowali nas porównywać, ale ja starałam się być sobą, a rogaiość duszy sprowadzać do spontanicznego działania.
Dziś w mojej pracy zawodowej najbardziej cenię radość i satysfakcję z dokonań, uśmiech zadowolenia drugiego człowieka, własną satysfakcję.
Jeśli w słowie dziękuję mieści się szacunek, wdzięczność, bagaż wrażeń i wspomnień, to przekazuję je całemu GRONU PEDAGOGICZNEMU, które starało się uczynić ze mnie człowieka.
Mobilizacją do spisania tych słów była wizyta Pana Tadeusza Gaja, który ku memu zdziwieniu przyniósł rękopis "artykułu" napisanego w roku 1973 (najprawdopodobniej!) przeze mnie jako ripostę na zarzutu stawiane naszej szkole przez czytelnika na łamach "Nowin Rzeszowskich". Pomyślałam wtedy, że skoro wówczas Jej broniłam, pewna swych racji, dzisiaj popatrzę na Nią za wzruszeniem i z łezką w oku przywołam chwile wspomnień.
Kadusko 4 maja 1995 r.
Kochani
Na wstępie mego listu serdecznie witam. Minęło ponad dwadzieścia lat, mimo to myślami i sercem jestem ciągle z Wami, profesorami i kolegami. Marzę, żeby choć na krótko wróciły te piękne chwile, by usłyszeć jeszcze raz słowa profesora Wiącka "kwitną kasztany i trochę późno na naukę". Przyjęłam te słowa w przenośni i wyczuwałam w nich troskę o ucznia. Pamiętam na godzinie wychowawczej były karteczki z pytaniami do profesora, ktoś z ucz-
-98-