pełną mielizn, kamienistych brzegów i kamienistego dna, okazującą tu i ówdzie dzioby lub rufy zatopionych okrętów z czasów wojny, cieśninę, w której spotykamy wiatr północny — nie możemy osiągnąć na żaglach. Gdyby przynajmniej nie wiał mocny wiatr, względnie z innego, niż z północnego kierunku, to kapitan nasz zaryzykowałby napew-no przejazd na żaglach przy pomocy krótkich halsów, mimo że statek nasz nie należy do lekko-zwrotnych.
Tymi niesprzyjającymi okolicznościami usprawiedliwiam, że przy mijaniu Kubassar o godz. 17.00 i zbliżeniu się do Paternoster skwitowaliśmy z ambi-cyj żeglarskich i zapuściliśmy motor.
Poza tym Muhu-vain należy wogóle do jednych z najtrudniejszych przejść morskich Bałtyku, a nawet Atlantyku, to też tu dopiero iskra żeglarska rozjaśniła oblicze naszego kapitana. Przy mijaniu Paternostru nie zaniedbywaliśmy niczego, by z ciągłych obserwacyj kapitana i wykresów na mapie wyciągnąć dla siebie jak najwięcej wiadomości żeglarskich; zresztą kapitan sam nie szczędził swych informacyj i wskazówek, by młodzi nasi żeglarze mieli każdą kwestię, nasuwającą się przy zdobywaniu Moon Sundu, wyjaśnioną.
Ponieważ motor działał sprawnie, to też już o godz. 1.50 w poniedziałek wachta moja ukończyła przeprowadzanie jachtu przez cieśninę, zmieniając kurs w stronę zatoki fińskiej. Muhu-vain zatem osiągnięto bez jednego błędu. Brawo nasz kapitan]
O godz. 2.00 dnia 19.VI mamy silną mgłę i chłodny wiatr. Płyniemy jednak, sygnalizując, co minutę. O godz. 5.00 zakotwiczamy w Keibu-laht, w małej zatoczce cieśniny fińskiej, o 40 mil przed Tallinnem, ażeby jacht doprowadzić do upragnionego celu naszej podróży.
Zresztą wiem ze słów Pana Ministra Pełnomocnego Polski w Rydze i płk. Praulsa, że gen. Roska z niecierpliwością oczekuje naszego przybycia. Oporządzamy więc jacht, ścieramy pokład cegiełką, malujemy, lakierujemy (zostawiając oczywiście dla kol. Remera rzeczy najcięższe — taki już jego los) — chcemy „Junaka” przystroić na wjazd do stolicy Estonii, jak na bal. Z Tallinna napiszę później. (Den.).
Henryk Bezeg.
26