«...Czuję się szczęśliwym, ze w imieniu Morszołko Pił sudskiego mogę stwierdzić, że ołiory złożone z życio lot ników no ołtorzu Ojczyzny nie poszły no morne. Zazna czam. że na lotnictwo wojskowe spada zaszczyt prowadzę ma pionierskiej roboty dla rozwoju całego lotnictwa poi skiego...»
W istocie, gdy patrzymy na pracę naszego lotnictwo, pracę znoczonq w czasie pokoju corocznie nowemi, krwawemi ofioromi, tak, jakby to była praca wojenna na polach bitewnych, musimy przyznać, iż jest to najszlachetniejsze, nieustannne, najbardziej ofiarne pionierstwo, bez którego postęp, ten warunek kardynalny rozwoju lotnictwo, byłby rzeczą nie do pomyślenia. I musimy przyznoć, iż każda śmierć, każde młode życie, położone na ołtarzu tej idei, jest tylko nowem zwycięstwem.
Przeświadczenie to jest znów zawarte bezapelacyjnie w części przemówienia jednego z mówców podczas tej somej uroczystości, Janusza Jędrzejewicza, ówczesnego mi-nistro wyznań religijnych i oświecenia publicznego, a mianowicie w słowach następujących:
«...Dwie są rzeczy nojbordziej wielkie: śmierć i zwycięstwo. Zwycięstwo jest triumfem woli, potęgą czynu, jest wzlotem w górę, spojrzeniem zuchwałą źrenicą w słońce. Człowiek-zwycięzco przezwycięża czas i przestrzeń, nową tormą życie opanowuje. Cóż. że niekiedy płacić za zwycięstwo musi choćby życiem włosnem! Cóż, że w każdej chwili jego podniebnej drogi grozi mu śmierć, że pod nim, człowiekiem górnego lotu otwierają się niezgłębione przepaście, że możliwość upadku jest nieustanna. Nigdy jeszcze śmierć nie zatrzymała bohatera w jego zwycięskiej pracy, o chyba nigdzie śmierć i zwycięstwo nie splotły się w cołośc tok nierozerwolną, jok w lotniclwiel...»
Podkreślmy jok nojsilniej słowa ostatnie i wczujmy się w ich znaczenie. W istocie, każdy poległy lotnik jest zwycięzcą i mówić o poległych bohaterach przestworza — to mówić O zwycięzcach, o nieśmiertelnych...
Z ofiar ich rodzi się i tworzy polskie lotnictwo. Jeśli myśleć kotegorjami wojskowemi, to wiemy, iż lotnictwo jest obok piechoty, kawalerji i arłylerji czwartą dziś bronią główną. Jeśli przypomnimy jednak dzień 11 listopada 1918 roku. początek tworzenia się naszych dzisiejszych sił zbrojnych, to porównując owe trzy bronie storsze, z bronią naj_ młodszą-lołnictwem, odrazu rzuca się nom w oczy kardy, nolno różnico warunków powstowonio tych brom, organizacji i doskonalenia się. Pamiętajmy: w Legjonach i innych formocjoch niepodległościowych mieliśmy znakomite kadry piechoty, kawalerji, artylerii, czy saperów, wystarczało je rozbudowywoć, posługując się znaczną stosunkowo ilością sprzętu, pozostawionego przez zaborców. Wprost przeciwnie rzecz miało się z lotnictwem. W Legjonach nie posiodoliśmy własnego lotnictwa. W formacjach innych - mieliśmy ledwie zaczątki. W tych więc warunkach o posiadaniu kadr, zwłaszcza podoficerskich, w roku 1918 niemal mowy być nie mogło. Sprzęt porzucony nam przez okuponlów równał się memal zeru.
A przecież w tych najgorszych, zdowołoby się, warunkach, powstało |ednak lotnictwo polskie. I nietylko organizowało się i szkoliło, ale zaraz z mieisca poszło w bój. Pierwsze ofiary, pierwszo krew poległych lotników było jedynie bezcennem lepiwem, było cementem tej niewzruszonej budowy, tworzonej lotomi, która dziś zwie się lotnictwem polskiem. A w gmachu tym, z którego dziś tok dumni jesteśmy - każdy zniekształcony przez katcstro-fę kadłub polskiego lotnika jest głazem fundamentu i cegłą budowy.
Czyż mamy tu przypominać wszystkie nazwiska i wyliczać wszystkie ofiary? Wymienioć kolejno pięćset blisko nazwisk, ułożonych w porządku alfabetycznym, począwszy od pilota Adamskiego Jana na kopitonie Zwirce Franciszku kończąc? Czy może wykreślać linję, wznoszącą się wciąż ku górze od liczby 2 począwszy z roku 1918, chorążego Raszewskiego, zootokowonego śmiertelnie przez czternoście samolotów nieprzyjacielskich pod Chateau-Thierry i podporucznika Piechowskiego, poległego dnia 21 listopado 1918 roku, o więc ledwie w dziesięć dni od odrodzenia niepodległości? Poprzez liczbę 29 poległych śmiercią lotnika w roku 1919, śród nich Jesionowski i Słowik, kłodący swe głowy dosłownie u stóp Naczelnego Wodza?... I liczbę 62, poległych w roku 1920, o takich imionach, jok: Bastyr, Ro-dziwiłł, czy Bem? Czy może wspomnieć tu momy nazwiska lotników amerykońskich z 7 eskadry kościuszkowskiej, płacących włosną krwią i życiem dług zaciągnięty przez Amerykę wobec Pułaskiego i Kościuszki, dzielnych, ofiarnych
1 oddanych’ sprawie polskiej - kapitana Artura H. Kelly, porucznika Edmunda Groves i kapitano T. W. Mc Callum, śpiących dziś cicho na cmentarzu obrońców Lwowa?... Albo nazwiska takie, jak Kazimierz Szałas, Ludwik Idzikowski, Laskowski, Pułowski, Żwirko, Wigura...
Na wspomnienie tych imion ściska się serce. Ale jednocześnie uczucie zwycięskiej dumy rozpiera serce. Przecież dźwięk tych imion brzmi: jok Bagdad, jak lot nad Atlantykiem, jak triumf barw polskich w Chollenge'u na arenie świata. Zatraca się gronica między żałością i dumą, jok nie istnieje granico między oliarą śmiertelną o zwycięstwem, skoro wiemy dobrze, iż z imionomi lakierni no ustach, ze wzrokiem wpatrzonym w te włośnie cienie, co rok z miljonowych rzesz wielkiego naszego narodu idą w swój lot podniebny coroz to nowe roje młodych naszych lotników po nowe zwycięstwo-choćby znów śmiercią znaczone.
Pionierów w postępie lotnictwo polskiego nie braknie.
2 ofiarnego ziarna poległych co rok wschodzi no urodzajnej glebie polskiej, coraz bujniejszy posiew żywych!
Karot Koźmiński
13