takiego życia dla siebie chciała. Zawsze obiecywała sobie, że w dniu swojego ślubu będzie najszczęśliwszym człowiekiem na świecie.
Oszukiwała samą siebie mówiąc, że może z czasem uda jej się pokochać Dumicza. Swój wieczór panieński i cala noc przed ślubem przepłakała. Najchętniej zapadłaby się teraz pod ziemię. Nie chciała już istnieć i czuć tego cholernego kłucia w sercu które przypomniało jej „Ty kochasz innego. Żeniąc się z Jackiem popełniasz błąd". Wspomnienia zaczęły powracać jak bumerang...
-Dzień dobry. Ja szukam inspektora Grodzkiego. Miałam się zgłosić.
-Marek! Marek tu są pijawki! No pomóż mi, słyszysz?!
-Bardzo się cieszę, że jesteś.
-Chcę Ci pomóc. Jestem Twoim przyjacielem, tak?
-Aleja mam w dupie taką przyjaźń! Zostaw mnie. No i co tak przewracasz tymi oczami jak na mnie patrzysz. Myślisz, że tego nie widzę?
-Za bardzo Cię lubię i szanuję, żeby iść z tobą do łóżka tak bez...
-Bez miłości?
Z letargu wyrwał ją troskliwy głos Jacka.
-Basiu wszystko w porządku? Jesteś taka blada..
-Nic mi nie jest - odparła szorstko.
I nadszedł ten moment, którego Basia najbardziej się bała. Czas złożenia przysięgi małżeńskiej. Wątpliwości stawały się coraz większe...
-Ja Jacek biorę Ciebie Barbaro za żonę i ślubuje Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że Cię nie opuszczę aż do śmierci - Dumicz wypowiedział te słowa patrząc w duże oczy Basi, które były zaszklone od łez. Prokurator myślał że to ze szczęścia... Nastała cisza.
-Basiu teraz ty - powiedział do niej szeptem, gdyż od kilku minut stała nieruchomo wpatrując się w jeden punkt.
-Ja Barbara... - zaczęła. Odwróciła się, ostatni raz spojrzała na Marka i... dokończyła:
-...biorę Ciebie Jacku za...męża i ślubuję Ci... miłość, wierność oraz... że Cię nie opuszczę aż do śmierci - wydukała sama nie będąc świadoma co mówi. Po chwili ksiądz ogłosił, że Basia i Jacek są już przed Bogiem mężem i żoną. Zrobiło jej się słabo. Poczuła jakiś palący ból w klatce piersiowej w okolicy serca. Przypieczętowanie tego małżeństwa miał być pocałunek. Żbliżył do niej swoje wargi ii przyssał się do niej. Nie czuła dreszczu i tak zwanych motylków w brzuchu. Tak działo się tylko kiedy to Marek zatapiał w niej swoje usta. Niestety wiedziała że to już tylko przeszłość...
Wyszli przed kościół. Goście zaczęli rzucać na nich ryż. Uśmiechała się chociaż w oczach miała łzy. Na pewno nie było one ze szczęścia. Kątem oka szukała wśród tłumu Marka. Nie było nigdzie ani jego ani Natalii...
Nadszedł czas składania życzeń. Wszyscy mówili im długie i dość wyśrubowane życzenia.
Najczęściej powtarzały się oczywiście te posiadania potomstwa. Basi na samą myśl o tym robiło się niedobrze. Gdy już nieco opustoszało zobaczyła zmierzających w ich kierunku Brodeckiego i Orłowską. Ona słodkim głosikiem wyrecytowała jakieś życzenia. Później oboje ich wyściskała.
Marek był przygnębiony. Patrzył gdzieś w dal.
-Dbaj o nią - powiedział prawie prosząc do Dumicza.
-Obiecuję
Poklepał go po ramieniu i zwrócił się do Basi prawie szeptem:
-Bądź szczęśliwa
Niby przypadkiem delikatnie przejechał palcem po jej policzku. Serce biło jej jak szalone. Wtuliła się w niego mocno. Z jej oczu wypłynęło kilka słonych łez, których nikt nie widział...
Po ceremonii zaślubin odbyło się wesele w uroczym pałacyku. Jednak w przypadku byłej Strosz i Dumicza przypomniało raczej stypę. Powód był prosty - Adam, Zuzia, Szczepan i cała reszta pracowników komendy nie mogła pogodzić się z tym, że to właśnie z owym prokuratorem. Basia zamierza spędzić resztę życia. To oni obserwowali przez całe trzy lata rodzące się pomiędzy podkomisarzami uczucie. Pamiętali ich droczenie się, kłótnie a także chwile uniesień. Najpierw wszyscy uważali to jako przyjaźń jednak okazało się to coś o wiele głębszego. Przyjaciele Basi i Marka nie mogli uwierzyć że „zakochani" tak szybko o tym zapomnieli. Panowała dość drętwa atmosfera...
Było już grubo po północy. W tle leciała jakaś wolna i romantyczna piosenka. Parkiet był prawie pusty. Poza Baśką i Dumiczem prawie nikogo na nim nie było.