406
JERZY ZAWIEYSKI
głoski mówiły rzeczy odrażające o stosunku do Stenia jego przybranej matki. Była także dziwna wiadomość o tym, że Stenio występował jako tancerz w pewnym wędrownym cyrku. Gaycewicz triumfował! Uzasadnia', jako rzecz oczywistą, że Emilia uległa oszustowi, kłamcy, jakiemuś znajdzie, bez domu, bez rodziny, jakiemuś tancerzowi z cyrku, który bez żadnych skrupułów popełnił coś w rodzaju zbrodni.
Fakty zebrane przynosiły ulgę Gaycewiczowi, bo całą rzecz przedstawiały w świetle przemocy, jakiej dopuścił się Herbeński. Emilia jest ofiarą oszusta i cynicznego uwodziciela — usprawiedliwiał ją w myśl swoich teorii prawniczych.
Sprawa byłaby załatwiona, gdyby nie miłość Emilii do Stenia, miłość; która dotąd nie wygasła. Tego Gaycewicz nie mógł zrozumieć. Żądał od niej, by doceniła jego wielkoduszność i jego ofiarę, gdyż wszystko zrobił dla złagodzenia jej krzywdy.
— Jesteś teraz moją żoną, Emilio... — mówił podobnie jak dawniej, ale czuł całą gorycz swego ulegaiizowanego małżeństwa, którego urok został zniweczony przez zwykłego złoczyńcę, jakim się okazał Herbeński. Nie miał rady na miłość Emilii do tego człowieka. Ne rozumiał, jak mogła go kochać tak wytrwale, mimo nieszczęścia do jakiego ją doprowadził. Ośmieszał go w jej oczach i obrażał, snuł domysły co do jego przestępczej przeszłości, lub na podstawie jakichś niesprawdzonych pogłosek przedstawiał go w najnędzniejszym świetle.
Znęcając się nad nieszczęsną Emilią, znęcał się także nad sobą, gdyż wiedział, że nie odzyska nigdy jej uczuć.
Emilia kiedyś, już po kilku latach, powiedziała twardo:
— O Steniu, pamiętaj, już nigdy, ani słowa. Jeśli nie spełnisz mego żądania — pójdę do niego w jednej chwili... Zostawię wszystko i pójdę.
— Zostawisz dzieci? Kazia i Wandzię?
— Zostawię! Zostawię! — wołała Emilia.
Gaycewicz wiedział, że była zdolna tak zrobić, dlatego nigdy już później nie wspominał jej o Herbeńskira. Ale pamiętał o nim zawsze, choćby dlatego, że przypominał go Kazio, który się urodził z ich występnej miłości.
Był podobny do swego ojca, ale miał też cechy fizyczne matki.
Jej nieco za gruby i zadarty nos odziedziczył po niej, ale oczy, wykrój ust i ten szczególny, jedyny wyraz wzruszającego wdzięku, był żywym powtórzeniem Stenia.
Kazio swoją dziecięcą ufnością i szczerym ukochaniem potrafił przełamać początkowe opory Gaycewicza, który widział w nim zawsze żywy obraz kochanka Emilii. Później tak się stało, że nie Wandzia, nie najmłodszy Staś, lecz właśnie Kazio miał całą jego miłość, wzrastającą z latami. » j 1 1