10
Ostatnie lata przedwojenne były okresem prosperity. Warsztaty zaczęły przynosić spore dochody i miały dobre perspektywy na przyszłość; ojciec spłacił długi. W 1938 roku powtarzał często, że potrzeba mu tylko dwóch - trzech lat, żeby zmodernizować fabrykę i poszerzyć produkcję. Matka również snuła plany. Zamierzała w przyszłości - wspólnie ze swoim bratem lekarzem - Gaborem Meszarosem - zbudować w Truskawcu, na miejscu starych budynków „Marysi” nowoczesne sanatorium, które zapewniłoby kuracjuszom nie tylko pobyt w luksusowych warunkach, ale również stałą opiekę lekarską.
W dążeniach rodziców do powiększania majątku tkwił pewien paradoks, gdyż oboje nie przywiązywali zbytniej wagi do spraw materialnych. Czasy były jednak trudne i musieli ciężko pracować, żeby zapewnić byt rodzinie i przyszłość dzieciom, które były dla nich najważniejsze. Dla moich braci - wówczas studentów politechniki - przeznaczyli fabrykę, ja natomiast miałam odziedziczyć posiadłość w Truskawcu. Byliśmy jednak niewdzięcznymi dziećmi, nie zależało nam na majątku i każde z nas chciało pójść własną drogą, zupełnie inną od tej jaką wyznaczyli nam rodzice. Było to przyczyną częstych sporów i dyskusji w naszym domu, które nagle przerwała wojna, brutalnie rozwiązując wszystkie nasze problemy. Z chwilą wkroczenia wojsk sowieckich na nasze tereny straciliśmy wszystko i zostaliśmy nawet pozbawieni dachu nad głową, ale w porównaniu z tragediami, jakie dotknęły wielu naszych borysławskich znajomych, mieliśmy - mimo wszystko - szczęście w nieszczęściu. Runął jednak w gruzach nasz dotychczasowy świat.
Utratę majątku, biedę i niewygody rodzice przyjęli ze stoickim spokojem, w myśl zasady, że „nie czas żałować róż, gdy lasy płoną”. Natomiast klęskę narodową przeżyli boleśnie jak osobistą tragedię.
W sierpniu 1939 roku byliśmy wszyscy w Truskawcu. Lato było piękne, słoneczne upalne. Panował jednak nastrój niepokoju. Zewsząd napływał...y niepokojące wiadomości, rozmawiano o groźbie wybuchu wojny, ale tak naprawdę to nikt nie chciał w nia wierzyć. Kiedy 26 sierpnia ogłoszono powszechną mobilizację, dla wszystkich było to zaskoczeniem. Panika ogarnęła kuracjuszy, w popłochu wyjeżdżali, pociągi były przepełnione. W ciągu dwóch - trzech dni Truskawiec opustoszał. Matka zamknęła pensjonat, wróciliśmy do Borysławia. Bracia moi, którzy na czas studiów mieli odroczenie służby wojskowej, nie zostali zmobilizowani. Na próżno biegali po urzędach szukając dla siebie przydziału. Byli młodzi, patriotyczni, pełni zapału i nie dopuszczali nawet myśli, że w obliczu dramatycznych wydarzeń w kraju, mogliby stać na uboczu. Obaj więc wstąpili do paramilitarnych organizacji. Młodszy Jasiek zaciągnął się do Strzelca, natomiast Staszek, razem z naszym wujem Ferim Meszarosem, do Obrony Obywatelskiej, powołanej do życia w pierwszych