BIBLIOTEKI W KRÓLESTWIE POLSKIM 279
Do tego momentu była to recenzja. Teraz natomiast będzie paszkwil. Otóż na s. 80 podano, że 35,8% budżetu gmin wydaje się na kulturę — i taki też jest komentarz. Tymczasem niestety nie: to jest 3,58%!! N i e trzydzieści pięć ale trzy i p ó ł! Bardzo mi przykro. Znam jedną gminę, gdzie jest to 8,5%, ale tam remontuje się zamek. Na biblioteki gminy przeznaczają od 0,2% do 1,5% swojego budżetu. Gdyby kultura otrzymywała choćby 20% budżetu gminnego, to w każdej bibliotece publicznej dałoby się zainstalować złoty sedes.
Drugą kość niezgody stanowi nadmierne chwalenie IKiCz-u. Każdy z nas lubi swoją instytucję, no i chwała Bogu, tylko dlatego jeszcze tam pracujemy. Osobiście należę do sympatyków IKiCz-u, bo to instytucja jedyna w swoim rodzaju oraz pożyteczna wielce, ale w książce miód leje się hektolitrami i wszyscy będą się teraz lepili. A co na to muchy? Zalepieniu ulega też racjonalizm ocen.
Na s. 88 czytamy, że wyniki badań czytelnictwa są znane tylko słuchaczom CUKB (bo tam układali program autorzy z IKiCz-u). No więc ja bardzo przepraszam, ale tak pisać nie wolno! Po pierwsze dlatego, że i poza IKiCz-em też można zorientować się, jaki jest stan czytelnictwa. A po wtóre: od ćwierci wieku podaję wiedzę o czytelnictwie, mój kilkakrotnie wznawiany skrypt3 jest wykorzystywany na kilku uczelniach, a tam autorzy z IKiCz-u figurują. Może więc lepiej czasami zajrzeć do takich — przepraszam za wyrażenie — produktów i dopiero potem wystawiać oceny? Zwłaszcza że poza tym wszyscy co roku zmieniamy spis lektur sugerowanych i tam też IKiCz-owcy są. Ale generalnie — stosunek do IKiCz-u nie może być miarą oceny wartości. Mekka to nie w tej części świata.
Kontrowersje wiążą się ponadto z oceną czytelnictwa w Polsce (s. 87). Badania IKiCz-u za 1992 oraz 1994 r.\ ujawniły w tej mierze ogromne różnice, których nie można komentować ponad wątpliwościami. Mianowicie każdy, kto rozumie procesy społeczne, zwątpi w tak gigantyczną różnicę na przestrzeni dwóch lat: nie było wszak w tym okresie pomoru ani odstrzeliwania osób czytających. Trzeba więc przynajmniej rozważyć możliwość błędu badawczego. W 1992 r. próba była własna, a badania realizowali bibliotekarze, a więc amatorzy w zakresie badawczej metodologii. W 1994 r. próbę oraz ankieterów zapewnił OBOP. Podejrzewam, że tu jest pogrzebany przysłowiowy pies, a jak jest naprawdę, dowiemy się zapewne dopiero po badaniach kolejnych. Tymczasem więc wnioskować należy wyjątkowo ostrożnie.
W sumie rozważania J. Kołodziejskiej zmuszają do poważnej refleksji na temat sytuacji bibliotek w ich społecznym otoczeniu. W gruncie rzeczy nikt inny w takiej skali tego rodzaju odniesień nie poddaje ocenie. A przecież trudno o przemyślenia w naszej profesji ważniejsze. Tak więc bardzo to ważna i poważna publikacja.
Jacek Wojciechowski
Maszynopis wpłynął do redakcji 26 lutego 1997 r.
BIBLIOTEKI W KRÓLESTWIE POLSKIM
Elżbieta Słodkowska: Biblioteki w Królestwie Polskim 1815-1820. Warszawa: Bibl. Nar. 1996, 259 s. Z Dziejów Kultury Czytelniczej w Polsce, 11.
Tytuł książki sugeruje, że zawiera ona historię bibliotek w Królestwie Polskim w pierwszych piętnastu latach jego istnienia. Ze wstępu dowiadujemy się, że jest to próba zarysowania problemów bibliotek w tej części ziem polskich, przy czym Autorka zaznaczyła, że podsumowała własne badania i ma świadomość, że nie dysponuje kompletnymi materiałami, bo nie zostały przebadane zasoby archiwalne. Szkoda, że nie zasygnalizowano tego w tytule.
5 J. Wojciechowski: Czytelnictwo. Wyd. 4. Kraków 1994.
4 G. Slraus, K. WolIT: Polacy i książki Społeczna sytuacja książki w Polsce 1992 r. Warszawa 1996;—,—: Czytanie i kupowanie książek w Polsce w 1994 r. (Raport z badań). Warszawa 1996.