październik 01(01) 1996 r.
Ksantypa radzi
Zakochany mężczyzna jest dziwny. Ten mój Sokrates niby taki mądry, a męczy się, by mnie zrozumieć, podczas gdy inni, ale proszą o dyskrecję, wiedzą że nie jest to możliwe. Zakochana kobieta jest jeszcze dziwniejsza. Próbuje spełnić wymagania męzczyzny, podczas gdy wiadomo, że powstają one dopiero w czasie ich zaspokajania. Poznałam ten ród dobrze. Zaczyna się od chitonu i me ma końca.
Tak naprawdę kocha się ideał, który sobie stworzyliśmy, a poślubia materialną osobę. Najbardziej zaskakuje mnie zdziwienie tych, którzy - potem, a więc już w małżeńskim stadle - dziwią się, że są różnice. Ów ideał każdy sam sobie tworzy. Bo wiadomo, że to, co nam się podoba, widzimy zawsze jako lepsze, niż jest w rzeczywistości. Aby się zakochać trzeba, na początek, odrobinę tego podobania. Wszystko więc zaczyna się od deformacji i często tak się kończy. Nieszczęściem więc jest, gdy nam się ktoś podoba. Ale jeszcze gorzej jest, gdy nam się nie podoba. To bowiem, co budzi naszą niechęć, widzimy zawsze jako gorsze. A co może być gorsze od gorszego widzenia tego złego świata?
Zakochany to taki człowiek, który troszczy się o dobro osoby kochanej bardziej, niż o własne dobro. Miłość jest więc początkiem naszej mizerii. Kto bowiem wówczas troszczy się o moje dobro? Jeśli kocham Charmidesa - podaję tylko przykład - to wcale nie znaczy, że on kocha mnie. W ten sposób bilans trosk nie musi wyjść na zero, a więc na zakochaniu możemy sporo stracić. Ale to jeszcze nie wszystko. Jeśli kochamy nie konkretną osobę, tylko nasze o niej wyobrażenie, to przecież istnieje konieczność urealnienia tego ideału. Tak nazywam wydatki na prezenty, które uczyniłyby kogoś konkretnego podobnym do ideału. Są to wydatki niepotrzebne, bo ideał i tak nigdy nie stanie się rzeczywistością.
Zakochać się to stracić wzrok, słuch, w ogóle wszystko. Zakochany przestaje postrzegać świat, więc nie wie nawet tego, czy jest kochany, czy nie. To stawia go w sytuacji ustawicznej niepewności i przerażenia.
Trzeba jeszcze pamiętać o tym, że miłość trwa krótko.
Rychło kończy się, przemija. Może jest to jedyny jej jasny punkt, ale równocześnie rodzi się pytanie: czy warto kochać.
Co mówisz dzieweczko, bo nie dosły szałami Ze jestem niesprawiedliwa dla miłości? Możliwe. Ale proszę, zrozum mnie, z Sokratesem żadna nie wytrzyma, nawet tak wyrozumiała, jak ja. Taki Alkibiades, to co innego, ale on interesuje się chłopcami.
Naprawdę istnieje tylko jedna miłość, o której warto mówić. Szepnę o tym kilka słów temu przystojnemu Platonowi, niech on też coś mądrego ma do powiedzenia. W odróżnieniu od mojego Sokratesa, ten Platon spisuje moje myśli, więc może i ja przejdę do historii.
Notowała: A. Rezokos
Felieton rozpaczy
Dajcie odetchnąć
A Ta ulicach wrzeszczymy do 1 V kumpli: "Przyjęli mnie, żyję”. Mamuśki, ciotki i babki szczycą się nami, jakbyśmy byli miliardową wygraną w Lotto, a jednocześnie stwarzali szansę znacznego awansu społecznego - wzbicia się na górne szczeble drabiny świętego z Akwinu. Sami rozpromienieni używamy sobie podczas kwartalnej kanikuły, bo się należy, bo zasłużyliśmy odwalając kawał dobrej roboty w egzaminacyjnym boju. Teraz wdarliśmy się za uniwersyteckie progi, mamy drzwi otwarte, ale do czego?
Długo myślałam nad Spowiedzią. Szukałam jej w niewyraźnych twarzach nas - kandydatów. Szukałam w zapamiętanych zwięzłych dialogach, nerwowych gestach, spontanicznie nadużywanych wulgaryzmach, dźwięku obgryzanych paznokci, szeleście skrywanych ściąg. Wszystko wskazywało, że w odegraniu roli żaka naprawdę nam, przynajmniej pamiętnego dnia selekcji, zależało. Przecież każdy z nas - selekcjonowanych, oddałby wszystko, żeby tylko móc przebić się przez mikroskopijne otwory uczelnianego sita. Przecież nikt nie pragnie, by zrywano mu najdorodniejsze owoce z drzewa marzeń.
Ale nasza wersja o motywach pretendowania ćLo studenckiego stanu nie jest wiarygodna. W opiniach wiekowych osób stało się regułą stwierdzenie, że my młodzi zawsze łgarstwem się paramy, a gdy zdarzy się już nam nie złamać ósmego przykazania, to na pewno czegoś tam nie wiemy. Co my zresztą możemy wiedzieć, lepiej orientują się doświadczone osoby starsze. Pogląd sędziwych pań na temat postępowania młodzieży, wyrażany w drodze po ziemniaki i kapustę, różni się nieco od naszego - smarkaczego. Pani Ziutka wiedziała, gdy Hitler jeszcze do Polski nie wkraczał, że wkroczy. Pani Jadzia wiedziała, że Wałęsa drugą kadencję nie poprezydentu-je. W tej kwestii też muszą być kompetentnym źródłem informacji.
Tym, którzy nie wiedzą, odpowiadam, tym, którzy zapomnieli, przypominam: 5-letnie bumelowa-nie, dekowanie, imprezowarue i kult tumiwisizmu to nasz cel, a nocne ślęczenie w księgach z nosem - czynnik umożliwiający jego urzeczywistnienie. Niech tylko ktoś spróbuje zaprzeczyć zdaniem: "Rany julek, ja chcę się czegoś nauczyć, po to tu, u diabła, przyszedłem!”, to będzie miał z jedną i z drugą białogłową do czynienia.
My, tak jak ci 19- czy 20-letni przed nami, mamy przed sobą szmat życia, chcemy w nie wierzyć i nie stracić z niego ani jednej sekundy, ani jednej dobrej chwili. My też mamy swe prawdy. Mylą się ci, którzy wierzą, że nasze życie jest bezmyślne i pozbawione horyzontów. Są w błędzie ci, którzy widzą w nas jelly fish bez kości, a co dopiero kręgosłupa
Krew mnie zalewa, gdy słyszę: "Tym młodym tylko piwko i rąbana muzyka w głowie, a potem orgie odstawiają, że człowiek spać nie może.” Mdłość mnie ogarnia, kiedy troskliwe panie w drodze do zieleniaka snują pogadanki na temat bezideowe-go żywota młodzieży.
My - "przyszłość narodu” - robimy wszystko, by zrealizować wielkie idee. Teraz weźmiemy głęboki oddech przed prawdziwym dorosłym życiem ( ale me na tyle głęboki, by się nim zachłysnąć i paść trupem). Pooddychamy parę wiosen, a później zdziałamy coś szlachetnego. Będzie dobrze! Nie my pierwsi uradowanymi pierwszoroczniakami zostaliśmy, nie pierwsi chcemy urwać się na mną planetę. Może ów niezbyt ścisły stosunek wobec ponurej rzeczywistości pozwoli nam wykorzystać studencką pięciolatkę na projektowanie lepszego "innego świata*.
Szanowne panie spod zieleniaka, niema powodu do desperacji! Jesteśmy zwykli "piękni dwudziestoletni”, a dlatego tacy brzydcy, bo w niepięknych czasach zrodzeni. Rozpaczamy, gdy Wy rozpaczacie, bo rozpaczać nie ma nad czym!
Karolina Wojewoda
25