Zdumiony był, że młodzieniec dwudziestotrzyletm przemawia do mego takim tonem i z taką pewnością siebie.
- Kim jestem - odparł Napoleon, prowadząc go do kąta i mówiąc szeptem - jestem człowiekiem, który się zna na rzeczy, a dostał się pod komendę ludzi, którzy o niczym nie mają pojęcia. Proszę zapytać generała o jego plan bitwy, a zobaczycie obywatelu, czy mam słuszność, czyjej nie mam.
Młody oficer przemawiał z takim przekonaniem, że Gasparin nie wahał się ani przez chwilę.
- Generale - rzekł, zbliżając się do Carteaux - przedstawiciele ludu życzą sobie, abyś w ciągu trzech dni przedłożył swój plan bitwy.
- Wystarczy, że zaczekasz trzy minuty, a dam ci go - odrzekł Carteaux.
Generał usiadł, wziął do ręki pióro, po czym na małym świstku papieru napisał ów osławiony plan strategiczny, który stał się swego rodzaju wzorem, a który brzmiał, jak następuje:
„Dowódca artylerii będzie przez trzy dni bombardował Tulon, po czym trzema kolumnami zaatakuję miasto i zdobędę je.
Carteaia ”
Plan ten wysłano do Paryża i wręczono komisji strategicznej, która orzekła, że jest on raczej humorystyczny aniżeli wojskowy. W rezultacie Carteaux został odwołany, na jego miejsce zaś wysłano Dugommiera.
Przybywszy na pozycje, przekonał się nowy dowódca, że jego szef batalionu wydał już wszystkie zarządzenia. Chodziło w tym wypadku o oblężenie, przy którym przemoc i odwaga nie miałyby żadnego zastosowania; armaty i taktyka musiały wpierw oczyścić pole. Nie było też ani jednego punktu na wybrzeżu, na którym by nie przystąpiła do dzieła artyleria. Armaty grzmiały zewsząd na kształt olbrzymiej burzy, której błyskawice się krzyżują, grzmiały ze szczytów gór, z wysokich murów, grzmiały od strony równiny i morza. Zdawało się, jak gdyby nawałnica i wulkan zjednoczyły swe wszystkie moce.
Ogólny atak rozpoczął się 16 grudnia i odtąd oblężenie przeszło w nieustanny szturm. Nazajutrz rano zdobyli nasi forty Pas-de-Leidet i Croix-Faron, w południe wypędzili sprzymierzonych z szańca Saint Andre, wreszcie pod wieczór wtargnęli republikanie w blasku błyskawic, burzy i armat do szańców angielskich. Trafiony bagnetem w kolano, Napoleon, osiągnąwszy swój cel, czuł się już panem miasta i rzekł do generała Dugommiera, wyczerpanego utratą krwi po ranach odniesionych w ramię i nogę:
- Wypocznijcie, generale, zdobyliśmy właśnie Tulon, pojutrze będzie się generał mógł wyspać.
Już 18 grudnia padły dalsze forty 1'Eguilette i Balagnier, po czym można było skierować baterie na Tulon. Gdy wojska sprzymierzone ujrzały płonące domy w mieście i usłyszały świst kul przelatujących nad ulicami, powstały kłótnie w ich obozie. Nagle wojska oblężnicze ujrzały pożar w kilku punktach miasta, których nie bombardowano. To Anglicy, zdecydowawszy się na opuszczenie Tulonu, podpalili arsenał, magazyny marynarki oraz okręty francuskie, których nie zdołali z sobą zabrać. Na widok płomieni podnosi się zewsząd okrzyk wściekłości. Cała armia domaga się szturmu. Ale już jest za późno. Anglicy zaczynają wsiadać na okręty w ogniu naszych baterii, pozostawiając na łaskę losu tych, którzy zdradzili im Francję, teraz zaś w dowód wdzięczności zostali z kolei przez nich zdradzeni. Tymczasem noc zapada. Płomienie, które w kilku punktach miasta wystrzeliły wysoko w górę, gasną nagle wśród głośnego syku. To galernicy zerwali kajdany, którymi byli przykuci, i teraz gaszą wzniecony przez Anglików pożar.
Nazajutrz, 19 grudnia wojska republikańskie wkroczyły do miasta, wieczorem zaś, zgodnie z przepowiednią Napoleona, generał Dugommier ułożył się do snu w Tulonie.
Generał nie zapomniał zasług młodego szefa batalionu. W dwanaście dni po zdobyciu
9