Papieska Akademia Teologiczna
w Krakowie
Wydział Nauk Społecznych
Kierunek: Dziennikarstwo i komunikacja społeczna
Przedmiot: Kultura języka
Prowadzi: mgr Maciej Malinowski
rok akad. 2008/2009 semestr zimowy;
studia dzienne/zaoczne
Klasyfikacja błędów językowych
Poprawność językowa jest to właściwość każdego tekstu językowego mówionego i pisanego, polegająca na jego zgodności z przyjętymi normami językowymi. Tekst poprawny językowo jest więc tekstem wolnym od błędów i usterek językowych. Nie znaczy to, że taki tekst spełnia już wszystkie warunki stawiane tekstowi dobremu, właściwemu w danej sytuacji; tekst dobry powinien być bowiem poza tym sprawnie napisany, odznaczać się walorami estetycznymi i nie naruszać zasad etyki słowa.
Poprawność językowa pozostaje jednak podstawowym warunkiem właściwego używania języka. Teksty zawierające rażące błędy językowe, a więc niepoprawne gramatycznie bądź leksykalnie, nie mogą być oceniane jako dobre, choćby odznaczały się innymi walorami (takimi jak np. obrazowość czy sugestywność). Zew względu na istnienie we współczesnej polszczyźnie dwóch poziomów normy (wzorcowej i potocznej) poprawność wielu elementów przestała być wartością bezwzględną. Ta sama forma, ten sam wyraz czy połączenie wyrazowe mogą być bowiem ocenione jako niepoprawne w normie wzrocowej, np. Widzę tą panią, Szły tędy trzy zwierzęta, W oparciu o te dane, sensat człowiek węszący wszędzie sensację' trudny orzech do zgryzienia, ale w tym wypadku dopuszczalne w normie potocznej czy środowiskowej
Zgodnie ze starożytną klasyfikacją opisaną przez Kwintyliana błędy językowe dzielą sie na barbaryzmy i solecyzmy. Barbaryzmem jest np. użycie niepoprawnej formy wyrazu (np. !wzięłem, !poszłem), solecyzm zaś polega na połączeniu poprawnych formalnie wyrazów w niepoprawną konstrukcję składniową (np. używam !długopis, przestrzegam !przepis).
Rodzaje błędów językowych
Błąd językowy to pojęcie z zakresu językoznawstwa normatywnego oznaczające odstępstwo od skodyfikowanej normy językowej. Kodyfikacja normy obejmuje istnienie gramatyki normatywnej, ortografii (zasad pisowni) i ortofonii (zasad wymowy starannej). Większość słowników ma charakter normatywny. O błędności czy poprawności danej formy można mówić tylko z punktu widzenia jakiejś normy.
Następujący przykład wyjaśnia zależność błędu od normy językowej.
Zaimek wskazujący rodzaju męskiego ten w staropolszczyźnie miał formę dopełniaczową togo (mówiono i pisano togoście nie uczynili, togo dnia, tomu oknu). Ale że w odmianie zaimków miękkotematowych występowało -e, odmieniano on, onego, jego, jemu, dopełniacz togo zmienił się w tego, a celownik tomu przeszedł w temu.
Uchybienia (w mowie i piśmie) polegają w tym wypadku na tym, że niepoprawnie używa się niektórych zaimków w l. poj. rodzaju nijakiego. Trudność polega na tym, że część owych zaimków kończy się w mianowniku na -e, a część na -o, i te pierwsze negatywnie oddziałują na drugie. Popatrzmy.
Z jednej strony mówi się i pisze: które dziecko, jakie spojrzenie, inne spotkanie, każde zagranie, nasze mieszkanie, moje kochanie, czyje śniadanie, z drugiej zaś: to dziecko, tamto mieszkanie, owo zagranie, jedno mieszkanie, samo kochanie.
Zróżnicowanie końcówek ma tu związek z tym, czy dany zaimek jest miękkotematowy czy twardotematowy. W pierwszym wypadku występuje końcówka -e (np. moje, nasze - kiedyś spółgłoska sz była miękka), w drugim - końcówka -o (np. to, ono, owo, samo, tamto).
Kto nie zna tych podstawowych wiadomości gramatycznych, ma kłopot. Mówi np. te zadanie, te spotkanie, te wystąpienie, tamte zebranie, same spojrzenie, owe ćwiczenie (proszę posłuchać niektórych polityków czy dziennikarzy). O pomyłkę rzeczywiście nietrudno, gdyż wiele rzeczowników czy przymiotników rodzaju nijakiego ma w mianowniku końcówkę -e (zebranie, spotkanie, pole, ćwiczenie; miłe, piękne, dobre).
Tymczasem musi być zarówno to okno, to pudełko, to zwierzątko, to maleństwo, jak i to zebranie, to spotkanie, to pole, to ćwiczenie itp. Forma z -e należy do mianownika, ale form liczby mnogiej owych zaimków: te zebrania, te spotkania, te pola, te ćwiczenia itp.
Trzeba zapamiętać (jeśli ktoś tego nie wie), że poprawnie mówi się i pisze:
- moje dziecko (l.poj.) i moje dzieci (l.mn.); czyje krzesło (l.poj.) i czyje krzesła (l.mn.), które spotkanie (l.poj.) i które spotkania (l.mn.), jakie działanie (l.poj.) i jakie działania (l.mn.); nasze maleństwo (l.poj.) i nasze maleństwa (l.mn.), ale:
- to dziecko (l.poj.) i te dzieci (l.mn.), samo nieszczęście (l.poj.) i same nieszczęścia (l.mn.), owo spotkanie (l.poj.) i owe spotkania (l.mn.), tamto mieszkanie (l.poj.) i tamte mieszkania (l.mn.)
BŁĘDY GRAMATYCZNE
Błędy fleksyjne:
wybór niewłaściwej postaci wyrazu (np. nienawidzić zamiast nienawidzić; ten pomarańcz zamiast ta pomarańcza, ta kontrol zamiast ta kontrola, przekonywujący zamiast przekonywający)
wybór niewłaściwego wzorca odmiany (np. lubić - lubiał zamiast lubił, mieć smaka na zupę pomidorową zamiast mieć smak na zupę pomidorową bardziej słodki zamiast słodszy,
wybór niewłaściwej postaci tematu fleksyjnego (np. przyjacielami zamiast przyjaciółmi, o gwiaździe zamiast o gwieździe, zamkła zamiast zamknęła)
wybór niewłaściwej końcówki fleksyjnej (np. temu dniu zamiast temu dniowi, nie mam lewa zamiast nie mam lewów, rozumią zamiast rozumieją, imieniowi twemu zamiast imieniu)
nieodmienienie wyrazu, posiadającego swój wzorzec deklinacyjny (np. Zbigniewa Ziobro zamiast Zbigniewa Ziobry, Jacques'owi Delors zamiast Jacques'owi Delorsowi (błąd w jednym z numerów październikowej 2008 r. „Polityki”)
odmienienie wyrazu, któremu nie można przypisać wzorca odmiany (np. chcieć wypić trochę kakaa zamiast kakao, kogo? czego? kakaa dopuszczalne jest jednak w normie potocznej polszczyzny).
LUBIĆ, NINAWIDZIĆ
Z czasownikiem lubić jest kłopot od lat. Spora część użytkowników polszczyzny nie chce jakoś przyjąć do wiadomości, że ma on w wygłosie zakończenie -ić, a nie: -eć, i należy do VIa grupy koniugacyjnej (według klasyfikacji opracowanej przez prof. Jana Tokarskiego). Zamiast łączyć lubić z takimi czasownikami, jak robić, zgubić, zaskarbić, żłobić itp., wiele osób kojarzy je z bezokolicznikami z przyrostkiem -eć (np. zgrubieć, zgrzybieć, zdębieć) i tworzy na własny użytek formę lubieć, co automatycznie „przekłada się” na błędne formy osobowe lubiałem, lubiał, lubiała, lubieli. Tymczasem mówi się i pisze lubiłem, lubił, lubiła, lubili i dlatego w bezokoliczniku musi, powtarzam: musi! występować końcówka -ić.
Kiedy mowa o czasowniku lubić, nie sposób nie wspomnieć o czasownikach nienawidzić i wymyślić ulegających podobnemu wykolejeniu fleksyjnemu. W tym wypadku chodzi jednak wyłącznie o nieuprawnione ingerowanie przez mówiących i piszących w formę bezokolicznikową tych wyrazów. Mylnie sądzą oni - a działa tu analogia do widzieć, niedowidzieć, przewidzieć, odwidzieć oraz myśleć, pomyśleć, przemyśleć - że poprawne są również formy nienawidzieć, wymyśleć. Nic z tych rzeczy! Znowu wystarczy przywołać 3. osobę l. pojedynczej czasu przeszłego. Skoro mówimy on nienawidził, on wymyślił, to i bezokolicznik musi mieć zakończenie -ić. Inaczej rzecz się ma z czasownikami myśleć, pomyśleć, przemyśleć - tutaj formy czasu przeszłego kończą się na -ał, -ała, -ało (on myślał, ona myślała, ono myślało), stąd końcówka bezokolicznika -eć.
Naraziłbym się jednak na zarzut historyków języka, gdybym nie omówił szerzej czasownika nienawidzić. Otóż jeśli jeszcze 100 lat temu ktoś używał formy z wygłosowym -eć, nie należało mu zwracać uwagi, że to błąd. Był to antonim (czyli `coś, co ma przeciwstawne znaczenie') funkcjonującego od dawna czasownika nawidzieć, który znaczył `widzieć kogoś chętnie; sprzyjać komuś'. Można więc było kogoś nawidzieć (a więc `lubić, wręcz kochać') i nienawidzieć (tzn. doznawać przeciwnych uczuć). Gdy jednak słowo nawidzieć zanikło, przestano z czasem łączyć czasowniki nienawidzieć i widzieć i zadecydowano, że ten pierwszy otrzyma w bezokoliczniku końcówkę -ić.
KONTROLA, POMARAŃCZA
Słyszę czasem zwroty: Mamo, w tramwaju była kontrol i złapała dwóch chłopców, bo nie mieli ważnego biletu albo Zjadłbym pomarańcza? Tymczasem nie należy tak mówić i pisać. Poprawną formą jest bowiem (ta) kontrola, a nie: (ta) kontrol czy (ten) kontrol, oraz (ta) pomarańcza, a nie: (ta) pomarańcz ani tym bardziej (ten) pomarańcz.
Rzeczownik kontrola nie jest słowem polskim, pochodzi od francuskiego (le) controle [wym. (le) koutrol]. W tamtym języku ma rodzaj męski, teoretycznie więc także w polszczyźnie mógłby być ten kontrol (jak w języku rosyjskim etot kontrol). Czemu tak się nie stało? Na dobrą sprawę… nie wiadomo!
Musimy dziś mówić i pisać nie tylko (ta) kontrola, ale także (ta) ranga, (ta) emalia, (ta) fuzja, choć to również wyrazy francuskie męskie le rang, l'émail, le fusil. Prawdopodobnie językoznawcy zasugerowali się żeńską formą die Kontrolle występującą w języku niemieckim, bo stamtąd ostatecznie przyszła do nas (ta) kontrola… Niestety, zapamiętaniu, że należy mówić i pisać (ta) kontrola, nie służą komendy języka komputerowego typu Ctrl + X (wytnij), Ctrl + S (zapisz), Ctrl + A (zaznacz wszystko) itp. Nagminnie słyszy się [kontrol iks], [kontrol es], [kontrol a]. Musicie więc odróżniać, że jest skrót ctrl, czyli (ten) control na klawiaturze, i jest wyraz (ta) kontrola w znaczeniu `sprawdzenie'. To nie to samo!
A w ogóle ciekawa jest etymologia omawianego przeze mnie słowa. Pierwotnie kontrola oznaczała `kontr-rolę', czyli drugi dokument (kiedyś akta miały formę roli, zwoju). Robiono kontr-rolę na wszelki wypadek, gdyby zginął oryginał. Niewykluczone, że i to, tzn. że była (ta) rola, wpłynęło na decyzję językoznawców, żeby również słowo kontrola stało się ostatecznie tworem rodzaju żeńskiego.
A dlaczego poprawnie jest (ta) pomarańcza, a nie: (ta) pomarańcz albo (ten) pomarańcz? Ponieważ słowo pomarańcza wywodzi się z włoskiej nazwy pomo d'arancia z wyraźnym -a na końcu. Nie było więc powodu pozbywaania się owej głoski i literki charakterystycznej dla większości wyrazów rodzaju żeńskiego. W dopełniaczu l. mn. możliwe są formy (tych) pomarańcz albo (tych) pomarańczy. Lepiej jednak mówić (tych) pomarańcz, gdyż forma pomarańczy to także II przypadek l. poj. − (tej) pomarańczy.
! PRZEKONYWAJĄCY
Przekonujący i przekonywający. Niestety, nagminnie słyszy się formę przekonywujący, będącą kontaminacją imiesłowów przekonujący i przekonywający. Z pewnością wiele osób spyta, dlaczego musimy mówić przekonywający. Otóż dlatego, że czasownik przekonywać odmieniał się kiedyś według wzorca przekonywam, przekonywasz, przekonywa, a dziś częściej według wzorca przekonuję, przekonujesz, przekonuje. Po prostu koniugacja -uję, -ujesz, -uje jest częstsza. Od pierwszych form tworzy się imiesłów przekonywający, od drugich - przekonujący.
Na tej samej zasadzie mówimy oddziałujący, ale oddziaływający.
Są jednak takie czasowniki, jak np. odnotowywać, podsumowywać, przerysowywać, rozstrzeliwać, przemyśliwać, od których imiesłowy brzmią odnotowujący, podsumowujący, przerysowujący, rozstrzeliwujący, przemyśliwujący, a więc z końcówką -wujący. Być może więc z czasem, pod wpływem podobnego brzmienia, formy przekonywujący, oddziaływujący i inne zostaną zaaprobowane przez językoznawców.
! MIEĆ SMAKA
Ferdek Kiepski mówił do syna Walusia:
- Wiesz co, Waluś, mam smaka na browara. Może byś skoczył, cycu, do sklepu?
Ktoś inny miał smaka na słodycze, ciasteczka.
Takie formy są nie do przyjęcia, zawsze należy powiedzieć: mam smak na piwo, na browar, na kwaśną kapustę, na zupę pomidorową.
Biernik równy dopełniaczowi jest właściwy przede wszystkim rzeczownikom męskim nazywającym istoty żywe, np. Lubię mojego kota, ale: lubię moje meble. Nie brak jednak wyjątków od tej reguły, od dawna aprobowanych, np. zatańczyć oberka, zapalić red@white'a, znaleźć prawdziwka albo muchomora, podać pilota od telewizora, zjeść hamburgera, wysłać SMS-a. Jednak wyjątków nie należy mnożyć…
SŁODSZY
Nie ma problemu, gdy chcemy utworzyć formy proste stopnia wyższego i najwyższego od takich przykładowo przymiotników, jak drogi, tani, cichy. Dodajemy wtedy przyrostek -szy, a następnie przedrostek naj- i otrzymujemy wyrazy droższy (jedynie wymiana g na ż), tańszy, cichszy oraz najdroższy, najtańszy, najcichszy.
W wypadku przymiotników ciemny, głośny, ładny (a więc o zakończeniu -ny) w stopniu wyższym pojawia się cząstka -ejszy, a nie: -szy, ponieważ trudno by było wymówić zbitkę spółgłosek -nszy. Dlatego wyłącznie możliwe są formy ciemniejszy, głośniejszy, ładniejszy oraz najciemniejszy, najgłośniejszy, najładniejszy.
Ciekawe, że w języku staropolskim w stopniu najwyższym występował przedrostek na-, a nie: naj-. Jan Kochanowski pisał w „Trenach”: Tak się mej namilszej (a nie: najmilszej) Orszuli dostało. Poza tym przez długi czas stopniem wyższym przymiotnika mądry była forma mędrszy, a nie: mądrzejszy.
Teraz o stopniowaniu nieregularnym. Mamy z nim do czynienia wtedy, gdy formy stopnia wyższego i najwyższego jakiegoś przymiotnika utworzone są od innej podstawy, np. dobry - lepszy - najlepszy; zły - gorszy - najgorszy. Tak samo: mały - mniejszy - najmniejszy; wielki - większy - największy. Znany jest żart. Nauczycielka prosi Jasia, by dokonał stopniowania przymiotnika chory, a Jaś odpowiada: chory - chorszy... trup! Toż to właśnie był przykład na stopniowanie nieregularne (oczywiście z przymrużeniem oka; zresztą nie ma formy chorszy).
Jest wreszcie stopniowanie opisowe przymiotników. Stopień wyższy i najwyższy uzyskuje się tu przez dodanie wyrazów bardziej, najbardziej, np. skomplikowany - bardziej skomplikowany - najbardziej skomplikowany; piaszczysty - bardziej piaszczysty - najbardziej piaszczysty; porowaty - bardziej porowaty - najbardziej porowaty.
Można też użyć przysłówków mniej, najmniej, kiedy podkreślamy mniejsze natężenie jakiejś cechy, np. bagnisty - mniej bagnisty - najmniej bagnisty.
Na koniec przestrzegam przed tym, żeby formami złożonymi przymiotników posługiwać się jedynie w sytuacjach, kiedy nie istnieją ich formy proste. Lepiej więc powiedzieć korzystniejszy, trudniejszy, grzeczniejszy, słoszszy niż bardziej korzystny, bardziej trudny, bardziej grzeczny, bardziej słodki. Nie wolno absolutnie krzyżować obydwu sposobów odmiany i mówić czy pisać bardziej przystojniejszy; bardziej mądrzejszy, bardziej pracowitszy itp.
PRZYJACIÓŁMI
Czy zastanawiali się Państwo kiedyś nad tym, dlaczego mówimy: nauczyciele - o nauczycielach, żywiciele - o żywicielach, uwodziciele - o uwodzicielach, ale przyjaciele - o przyjaciołach? Przecież wyrazy te są do siebie bardzo podobne pod względem budowy słowotwórczej (nauczyciel pochodzi od czasownika 'uczyć', żywiciel od 'żywić', uwodziciel od 'uwodzić, a przyjaciel od 'sprzyjać'), należą do tej samej grupy deklinacyjnej, mają podobne brzmienie... Żeby to wyjaśnić, musimy się nieco odnieść do historii języka.
Otóż powodem całego zamieszania jest to, że formy liczby pojedynczej wyrazu przyjaciel (przyjaciel, przyjaciela, przyjacielowi itd.) utworzone zostały od innego tematu fleksyjnego niż formy liczby mnogiej (z wyjątkiem mianownika). Istniał kiedyś w polszczyźnie wyraz przyjacioły, nic więc dziwnego, że odmieniano: przyjacioły, przyjaciół, przyjaciołom, przyjaciółmi, o przyjaciołach. Można mniemać, że przyjacioły wydały się komuś mało wytworne, więc z czasem, przez analogię do form liczby pojedynczej, zastąpiono je formą mianownikową przyjaciele. Zapomniano jednak o dalszych przypadkach, i stąd właśnie do dziś taka nietypowość w odmianie tego słowa w liczbie mnogiej. Być może za jakiś czas autorzy słowników zezwolą na odmianę: przyjaciele, przyjacieli (albo przyjacielów), przyjacielom, przyjacielami, o przyjacielach, na razie jednak poprawne są wyłącznie formy: przyjaciół, przyjaciołom, przyjaciółmi o przyjaciołach. Zawsze mówimy: O przyjaciołach nie wolno zapominać; Wysłałem przyjaciołom życzenia świąteczne.
Językoznawcy twierdzą, że zauważalny jest proces wyrównywania form liczby pojedynczej i mnogiej wyrazu przyjaciel, więc kto wie, może już niedługo będziemy mogli mówić i pisać przyjaciele, przyjacieli, przyjacielom, z przyjacielami, o przyjacielach. Ciekawe, że już w XVI wieku form przyjacielom, o przyjacielach używał Mikołaj Rej.
! ZAMKŁAM
- Helka, o t w a r ł a m dziś stragan bardzo wcześnie, ale i wcześnie z a m k ł a m - krzyczy na całe gardło na targowisku młoda kobieta. Ile błędów zawiera owa szczera wypowiedź: jeden czy dwa?
Jeden. Nie należy mówić zamkłam, tylko zamknęłam, za to otwarłam jest formą jak najbardziej poprawną. Traktuje się ją na równi z otworzyłam, choć tej drugiej używa się częściej.
Kiedy mamy wątpliwości, jak od bezokolicznika kończącego się na -nąć powinny brzmieć formy 1., 2. i 3. osoby czasu przeszłego rodzaju żeńskiego, przywołajmy od razu formę męską 3. osoby. Jeśli da się utworzyć jej krótszą postać, czyli bez sufiksu -ną-, wówczas prawie zawsze możliwe są krótsze formy żeńskie. Oto kilka przykładów.
Wolno powiedzieć czy napisać otwarłam, znikłam, schudłam itp. oraz otwarłaś, znikłaś, schudłaś, ponieważ istnieją w polszczyźnie i są gramatycznie poprawne formy otwarł, znikł, schudł. Nie należy jednak włączać do owej grupy innych czasowników o podobnym brzmieniu, gdyż może się to okazać zgubne. Na przykład bezokoliczników dźwignąć, pchnąć, ciągnąć, kopnąć czy zatrzasnąć. Ileż to razy słyszy się błędne wypowiedzi w rodzaju: Dźwigłam coś niepotrzebnie; Pchła go i się przewrócił; Ciągła go w różne miejsca; Dlaczego mnie kopłaś? czy Zatrzasła mi przed nosem drzwi.
À propos niepoprawnej formy zatrzasła, to znalazła się ona nawet w tekście jednej z piosenek Starszych Panów („Średnie miasta”) na płycie „Café Sułtan” z 2004 r. nagranej przez Grzegorza Turnaua. Jeremi Przybora pozwolił sobie na słowną frywolność. Napisał tak: Gdy za tobą taka brama się zatrzasła, / trudno będzie tobie wyjść z takiego miasta. (powinno być: zatrzasnęła). Z pewnością poecie chodziło o rym hasła - zatrzasła, jednak taka licentia grammatica jest zawsze niebezpieczna, wyrządza sporo zła. Może się bowiem zdarzyć, że ktoś zapamięta błędny wyraz czy wyrażenie i będzie ich potem używał w przeświadczeniu, że skoro posłużył się nim Starszy Pan albo inny wirtuoz słowa, to uchybienia nie ma.
Jaki wniosek wypływa z tej pogadanki? Ano taki, iż musimy przyjąć do wiadomości, że istnieją w polszczyźnie czasowniki zawierające w temacie przyrostek -ną- lub -nę, które w formach czasu przeszłego raz zachowują ową cząstkę, a raz jej nie zachowują, i że czasami w obiegu są obydwie. Ustalenie jakichś kryteriów jest jednakowoż trudne, bo jedne czasowniki mające tę samą podstawę mogą mieć różne formy osobowe i nie zawsze o żeńskim postaci decyduje 3. os. rodzaju męskiego.
Zdarza się na przykład, że nie istnieje krótsza forma męska, a mimo to daje się utworzyć taką formę żeńską. Przyjrzyjmy się chociażby czasownikom błysnąć czy wyniknąć. Mówi się pisze błysnął, a nie: błysł, i wyniknął a. wynikł, jednak żeńskie formy cz. przeszłego są odmienne: błysnęła a. błysła, ale wyłącznie wynikła (a nie wyniknęła; patrz Wielki słownik poprawnej polszczyzny PWN, Warszawa 2004, s. 1367). Bywa i tak, że jakiś czasownik przyjmuje w cz. przeszłym oboczne formy osobowe żeńskie w zależności od znaczenia. O wojnie powie się zawsze, że wybuchła, o kobiecie zaś, która nagle zaczęła się śmiać czy płakać, że wybuchnęła śmiechem, wybuchnęła płaczem.
Jak sobie z tym wszystkim radzić? Nie ma wyjścia, w każdym wypadku trzeba zaglądać do słowników…
Oto zestawienie najczęściej używanych czasowników z przyrostkiem -ną // -nę- i ich formy czasu przeszłego:
- biegnąć (lub biec) biegła, biegł
- błysnąć błysnęła a. błysła, ale: błysnął (nie: błysł)
- ciągnąć ciągnęła, ciągnął
- cisnąć cisnęła, cisnął
- dmuchnąć dmuchnęła, dmuchnął
- dźwignąć dźwignęła, dźwignął
- kopnąć kopnęła, kopnął
- marznąć marzła (a nie: marznęła), choć marzł, rzadz. marznął
- otworzyć otworzyła, rzadz. otwarłam, otworzył, rzadz. otwarł
- pchnąć pchnęła, pchnął
- przysięgnąć, przysiąc przysięgła, przysiągł
- trzasnąć trzasnęła, trzasnął
- urosnąć urosła, urósł
- wybuchnąć wybuchnęła a. wybuchła, wybuchnął a. wybuchł
- wyniknąć wynikła, choć wynikł a. wyniknął
- zagadnąć zagadnęła, zagadnął
- zamknąć zamknęła, zamknął
- zatrzasnąć zatrzasnęła, zatrzasnął
- zgasnąć zgasła, choć zgasł, rzadz. zgasnął
- zniknąć zniknęła a. znikła, znikł a. zniknął
DNIOWI
Przy okazji swego czasu dyskusji o ustanowieniu (przywróceniu) 6 stycznia, czyli w święto Trzech Króli, dnia wolnego od pracy okazało się, że niektórzy politycy i dziennikarze ciągle miewają kłopoty z polszczyzną. Tym razem pułapką dla gości w telewizyjnym studiu (i dla prowadzącego) okazało się wyrażenie dzień wolny od pracy, a także forma celownikowa słowa dzień. W jednym z programów Telewizji Polskiej „Tomasz Lis na żywo” mówiono więc o wolnym dniu od pracy i o tym, że należy przywrócić dniu 6 stycznia to, co mu zostało odebrane.
Rzecz jasna, za jedynie poprawną konstrukcję uchodzi wyrażenie dzień wolny od pracy, a wyłącznie dopuszczalną postacią celownikową rzeczownika dzień jest forma (komu? czemu?) dniowi (np. Dniowi Dziecka, Dniowi Kobiet, Dniowi Trzech Króli). Spróbuję to Państwu bliżej wyjaśnić.
W wypadku określenia dzień wolny od pracy mamy do czynienia z połączeniem rzeczownika dzień i przydawki składającej się z przymiotnika wolny oraz wyrażenia przyimkowego od pracy. Taka rozwinięta przydawka będąca określeniem rzeczownika charakteryzuje się tym, że występuje jako integralna całość, tzn. że nie wolno rozdzielać jej członów i wstawiać między nie innego wyrazu.
Dla zobrazowania tego, o czym chcę napisać, przytoczę kilka innych tego rodzaju sformułowań, np. huk podobny do pioruna; osoba zwolniona z opłat; droga wiodąca do wsi; grypa wolna od powikłań. I w tym wypadku ingerowanie w szyk wyrazów stojących koło siebie w takiej, a nie innej kolejności doprowadzi do powstania konstrukcji wykolejonych. Żeby ustrzec się błędów, zawsze musimy powiedzieć czy napisać: Mam dziś dzień wolny od pracy; Słyszałem huk podobny do pioruna; Szybko znalazłem drogę wiodącą do wsi; Uniknąłem na szczęście grypy wolnej od powikłań.
Za dopuszczalne uważa się wysunięcie członów wolny od pracy, podobny do pioruna, wiodąca do wsi czy wolna od powikłań przed rzeczowniki, czyli posłużenie się konstrukcjami: Mam dziś wolny od pracy dzień; Słyszałam podobny do pioruna huk; Szybko znalazłam wiodącą do wsi drogę czy Uniknęłam wolnej od powikłań grypy. Lepiej jednak stosować szyk rzeczownik plus przydawka, gdyż w tym wypadku - jak już wspomniałem - przydawka jest rozwinięta (zawiera dodatkowe określenie).
Inaczej mówiąc - warto zapamiętać następujące rozróżnienie:
- Mam dziś wolny dzień (albo dzień wolny), ale:
- Mam dziś dzień wolny od pracy, dzień wolny od zajęć, dzień wolny od obowiązków.
Teraz odpowiedzmy na pytanie, dlaczego Tomasz Lis i inni mieli kłopot z formą celownikową słowa dzień i mówili (temu) dniu zamiast (temu) dniowi. Otóż niewątpliwie III przypadek w deklinacji rzeczowników rodzaju męskiego (a także nierzadko rodzaju nijakiego) liczby pojedynczej jest tym, który sprawia użytkownikom polszczyzny najwięcej trudności. Po pierwsze - przywołuje się go w wypowiedziach mówionych i pisanych niezwykle rzadko, a po drugie - zdarza się, że w kilku wyrazach rodzaju męskiego do dziś zachowała się końcówka -u: (komu? czemu?), np. panu, ojcu, bratu, księdzu, chłopu, chłopcu, Bogu, diabłu, psu, lwu, kotu, światu.
W staropolszczyźnie i później występowało o wiele więcej form męskich z końcówką -u, mówiono i pisano: (temu) dziadu, (temu) kapłanu, (temu) pługu, (temu) sądu, (temu) urzędu, (temu) pieniądzu, (temu) ołtarzu, (temu) miesiącu, (temu) wilku, (temu) kraju, (temu) korzeniu, (temu) ołtarzu, (temu) ludu, (temu) płaczu, (temu) śniegu, (temu) synu.
Generalna zasada była taka, że w deklinacji męskiej końcówka -u albo -owi zależała od tego, w jaki sposób kończył się temat danego wyrazu. Tematom na -o lub -io odpowiadała końcówka -u, tematom na -u - końcówka -owi. To, że ostatecznie o wiele więcej wyrazów rodzaju męskiego otrzymało w celowniku końcówkę -owi, podyktowane zostało tym, że chciano wreszcie wyróżnić formy III przypadka i „oddzielić” je od form dopełniaczowych i miejscownikowych, także obsługiwanych przez -u (np. kogo? czego?) wiatru, płaczu, śniegu itp. oraz (o kim? o czym?) o wieku, o śniegu, o płaczu.
Czas na podsumowanie. Dawna końcówka -u celownika wyrazów rodzaju męskiego, kiedyś powszechna, utrzymuje się dziś jedynie w kilkunastu wymienionych na wstępie wyrazach. Są i takie, nieliczne, które mają oboczne postacie, np. orzeł (orłowi i orłu), człek (człekowi i człeku), osioł (osłu, rzadziej osłowi), kat (katowi albo katu). Wszystkie inne przyjmują końcówkę -owi, a więc słowo dzień także. Kto jak kto, ale Tomasz Lis powinien o tym wiedzieć.
ROZUMIEJĄ
Czasownik rozumieć ma swoistą odmianę i w związku z tym jest „narażony” na nieregularności. Wymawianie rozumię (także bez nosowości na końcu jako rozumie) jest wynikiem zinterpretowania czasownika rozumieć przez użytkowników języka jako odmieniającego się według wzoru chcieć (tj. z końcówkami -ę, -esz) lub szumieć (-ę, -isz). Tym również można by tłumaczyć formę 3. osoby liczby mnogiej rozumią zamiast rozumieją.
Wymowa rozumię może mieć oczywiście związek z podłożem dialektalnym. Na terenach, gdzie mówi się chcem, występowanie formy rozumię w mowie osób wykształconych, dbających o jakość wypowiedzi, można tłumaczyć chęcią unikania „nieprawidłowego”, czyli gwarowego -em w 1. osobie liczby pojedynczej.
Mały atlas gwar polskich PAN (t. X z 1967 r.) informuje, że w polskich gwarach w ogóle rozumię jest częstsze niż rozumiem, a na południowym wschodzie niemal wyłączne. To by wyjaśniało, dlaczego wymowa niezgodna z normą jest w Pani odczuciu powszechniejsza u osób pochodzących z Tarnowskiego. Stanowiący dużą część chicagowskiej Polonii Podhalanie mówią zaś rozumiym, z „prawidłowym” -m na końcu, ale prawdopodobnie dlatego, że w ich gwarze mówi się też pisym 'piszę' i widzym 'widzę'.
Mówi się oczywiście i pisze (oni) rozumieją, a nie: oni rozumią (ja rozumiem, a nie: ja rozumie; on rozumie). Ale tu koniecznych jest kilka słów wyjaśnienia.
Otóż czasownik zrozumieć należy do koniugacji III -e (według innej klasyfikacji do koniugacji IV) i kiedyś odmieniał się tak jak czasowniki koniugacji I, a więc: zrozumie-ję, zrozumiej-esz, zrozumie, zrozumie-jemy, zrozumie-jecie, zrozumiej-ą. Jednak w formach 2. os. l. poj. i l. mn. oraz 1. os. l. mn. cząstka -eje- uległa ściągnięciu w e i otrzymaliśmy postacie: zrozumie-sz, zrozumie-my, zrozumie-cie. W formie 1. os. l. poj. końcówka -m pojawiła się dlatego, że miała ją forma wie-m czasownika tej samej koniugacji (wiedzieć), natomiast nie zdecydowano się na skrócenie formy 3. os. l. mn. zrozumie-ją do zrozumi-ą (chociażby przez analogię do on zrozumie). Dlatego należy dziś mówić i pisać zrozumiem (a także umiem, rozumiem, porozumiem się), ale: zrozumieją (rozumieją, umieją, porozumieją się). Jednak można już powiedzieć i napisać oni śmią albo oni śmieją, więc niewykluczone, że za jakiś czas poprawna będzie i forma (oni) zrozumią.
IMIENIOWI
Wyraz imię to słowo rodzaju nijakiego, a zatem w celowniku przyjmuje formę imieniu, a nie: imieniowi. Ta druga częsta jest w tekstach kościelnych (np. „Błogosław ojczyźnie naszej, by chwałę przynosiła imieniowi Twojemu” - słyszy się podczas mszy świętej) i podobno przed wiekami... nikogo nie raziła (w prasłowiańszczyźnie mówiono też: komu? czemu? imieni). Zapamiętajmy ponadto, że zawsze nosi się dwa imiona (a nie: dwoje imion), ale: jest się dwojga (a nie: dwóch) imion; że ma się na imię Ewa, Jan itp. albo nosi się imię Ewa, Jan (a nie: nosi się imię Ewy, Jana); że można szargać czyjeś imię (a nie: czyjeś dobre imię), czyli inaczej `szkalować kogoś, psuć komuś opinię'.
ZBIGNIEWA ZIOBRY
Podczas przesłuchań sejmowej komisji śledczej świadkowie, a także sam przewodniczący i inni członkowie wybrani przez parlament do zbadania tzw. sprawy Rywina, mówiąc o przedstawicielu „Prawa i Sprawiedliwości”, raz pozostawiają nazwisko Ziobro w postaci mianownikowej, a raz je odmieniają (Ziobry, Ziobrze, Ziobrę, z Ziobrą, o Ziobrze). Przeważa wersja pierwsza, co świadczy o tym, że wciąż mało ugruntowana jest w świadomości ludzi zasada mówiąca o tym, że wszystkie nazwiska męskie, a więc także te kończące się na -o, trzeba w polszczyźnie odmieniać...
Ciekawe, że bez żadnych oporów Polacy posługują się określeniami portret Kościuszki, obraz Matejki, utwór Moniuszki, ale jakoś niechętnie mówią gol Laty, koncert Stańki, rysunki Mleczki czy właśnie pytania Ziobry. Pozostają wtedy raczej przy formach Lato, Stańko, Mleczko, Ziobro we wszystkich przypadkach zależnych. Nierzadko sami panowie Lato, Stańko, Mleczko, Ziobro, a także Kreczko, Chodźko, Redo i inni upierają się przy tym, by ich nazwisk nie odmieniać, i złorzeczą, kiedy się tego nie przestrzega. Argumentują, że jeżeli ktoś mówi w dopełniaczu Stańki, Kreczki, Chodźki, to nie wiadomo, czy chodzi o jegomościa nazywającego się Stańko, Kreczko, Chodźko czy Stańka, Kreczka, Chodźka.
Jest w takim rozumowaniu sporo racji, więc niewykluczone, że za jakiś czas językoznawcy zaaprobują być może nieodmienianie rodzimych nazwisk kończących się na -o. Stało się już tak w wypadku nazwisk obcych. Możemy mówić: obrazy Picassa, rola Belmonda, repertuar Carusa - obowiązuje tu inny paradygmat deklinacyjny (taki jak dla rzeczowników męskich) - albo obrazy Picasso, rola Belmondo, repertuar Caruso. Forma nieodmienna nazwiska dopuszczalna jest zwłaszcza wtedy, gdy stoi przed nim odmieniane zwykle imię.
Wróćmy jeszcze na chwilę do nazwisk polskich. Otóż jeśli kończą się one na -o po spółgłosce miękkiej, np. Nizio, Puzio, Bunio, wówczas - zgodnie z regułą - odmieniają się jak Picasso, Belmondo, Caruso, a więc Nizia, Puzia, Bunia; Niziowi, Puziowi, Buniowi; z Niziem, z Puziem, z Buniem; o Niziu, o Puziu, o Buniu. Tak nakazują słowniki i poradniki. Natknąłem się jednak niedawno na prasową wypowiedź prof. Jana Miodka, który stwierdził, że dopuszczalna jest wariantywna odmiana tych nazwisk, tzn. iż można ją zmaskulinizować: Nie ma pana Nizia, Puzia, Bunia; Przyglądam się panu Niziowi, Puziowi, Buniowi, ale można ją także podciągnąć pod typ Matejko, Kościuszko, czyli: Nie ma pana Nizi, Puzi, Buni; Widzę pana Nizię, Puzię, Bunię.
Nazwiska obce kończące się na -o (niesłowiańskie)
Pisownia imion i nazwisk obcojęzycznych, szczególnie francuskich i angielskich zakończonych na -e, -ue, -ues nieme (tzn. niewymawiane), to dla Polaków utrapienie. Wyjątkowa trudność polega na tym, że przy odmianie trzeba się posłużyć dość rzadkim znakiem graficznym, jakim jest apostrof, a całość fleksyjną uzupełnić polską końcówką rzeczownikową. Zdarza się więc, że obce imię czy nazwisko przybiera zaskakującą formę narzędnika bądź miejscownika, np. Jean Jacques Rousseau, ale z Jeanem Jakiem (!) Rousseau (a nie: z Jeanem Jacques'em Rousseau), czy Luke Barth, ale: z Lukiem Barthem, o Luke'u Barcie. Formę z Jakiem podaje zarówno Nowy słownik poprawnej polszczyzny PWN, jak i Wielki słownik ortograficzny PWN, i tylko ona jest właściwa. Mimo to w wielu słownikach natrafiamy nadal na formy z Jacques'em, z Luke'em.
Przyjrzyjmy się bliżej pisowni owego francuskiego imienia Jacques, a także angielskiego Luke, wymawianych jako [Żak] i [Luk]. Jeśli chcemy napisać te imiona w przypadkach zależnych, to musimy użyć apostrofu: Jacques'a [wym. Żaka], Jacques'owi, o Jacques'u; Luke'a [wym. Luka], Luke'owi, o Luke'u. Ale wyjątkowo inaczej będzie w narzędniku, właśnie z Jakiem, z Lukiem.
Tak samo dzieje się w wypadku innych nazw czy nazwisk obcojęzycznych. Otóż musimy pisać: Titanic, ale: z Titanikiem, Mauriac, ale: z Mauriakiem, Remarque, ale: z Remarkiem, Braque, ale: z Brakiem − zgodnie z regułą, że „jeśli w którymś z przypadków gramatycznych głoska kończąca temat nazwiska jest w języku polskim inna niż w języku oryginalnym, wówczas zakończenie tego nazwiska piszemy zgodnie z ortografią polską, a nieme „-e”, „-ue”, „-ues” i apostrof pomijamy”.
Skoro w nazwiskach Remarque, Braque nieme -ue i spółgłoska -q przechodzą w miękkie -kie (z Remarkiem, z Brakiem), to to samo powinno nastąpić w imieniu Jacques: nie wymawiana końcówka -ues musi zniknąć, a obca głoska -q przekształcić się w polskie -ki, co w konsekwencji da postać: z Jakiem. Z kolei w imieniu Luke znika nieme -e, a pojawia się miękkie -ki, wobec tego powstaje forma z Lukiem. Z Lukiem Barthem - tylko taka pisownia jest poprawna.
- Zaskakujące! - powiedzą Państwo. - Przecież w ten sposób mało co zostaje z mianownika Jacques, Luke! - Tak, zaskakujące - odpowiadam - ale... najzupełniej poprawne. Formy narzędnika z Jacques'em, z Luke'em są niedobre, gdyż w wymowie słyszymy [z Żakem], [z Lukem], a powinno być: [z Żakiem], [z Lukiem].
Oto kilka jeszcze imion i nazwisk obcojęzycznych mających w polszczyźnie dziwną odmianę i pisownię:
- Yves Montand (fr.), Yves'a [wym. Iwa] Montanda, Yves'owi Montandowi, z Yves'em Montandem, o Ywie (Yvie) Montandzie;
- François Rabelais (fr.), François Rabelais'go, François Rabelais'mu, z François Rabelais'm (a nie: Rabelais'em; czytałoby się: [Rableem]);
- Spike Lee (ang.), Spike'a [wym. Spajka] Lee, Spike'owi Lee, ze Spikiem Lee, o Spike'u Lee;
- Luke Sky Walker (ang.) Luke'a Sky Walkera, Luke'owi Sky Walkerowi, z Lukiem Sky Walkerem, o Luke'u Sky Walkerze;
- Edgar Wallace (ang.), Edgara Wallace'a, Edgarowi Wallace'owi, z Edgarem Wallace'em, o Edgarze Wallasie;
- August Comte (fr.), Augusta Comte'a, Augustowi Comte'owi, z Augustem Comte'em, o Auguście Comcie;
- Roland Barthes (fr.) [wym. Bart], Rolanda Barthes'a, Rolandowi Barthes'owi, z Rolandem Barthes'em, o Rolandzie Barcie;
- Charles Smith (ang.) [wym. Czarls...], Charlesa Smitha, Charlesowi Smithowi, z Charlesem Smithem, o Charlesie Smisie.
Jak widać, zapisywanie niektórych nazwisk francuskich jest niebywale trudne. Nie zawsze na przykład stawia się apostrof w przypadkach zależnych, a przytrafiło się to jednemu z ogólnopolskich dzienników. Rozmawiano tam z francuskim socjalistą, wywodzącym się ze środowisk katolickich, byłym ministrem gospodarki Francji i byłym wieloletnim przewodniczącym Komisji Europejskiej (1988−1995) Jakiem Lucienem Delorsem. Wprawdzie poprawnie napisano z Jakiem, ale źle użyto formy narzędnikowej nazwiska: napisano z Delors'em. Tymczasem niema głoska s wchodzi do wymowy podczas odmiany [mówi się więc z Delorsem, a nie: z Delorem!] i dlatego nie oddziela jej się od końcówki -em. Tak samo pisze się Vercors [wym. Werkor], z Vercorsem [wym. Werkorsem], kiedy przywołujemy pseudonim francuskiego pisarza i grafika XX-wiecznego Jeana Brullera.
Wspomnijmy jeszcze o tym, że nazwiska typu Strejlau, Turnau w miejscowniku pozostają... nieodmienne (o Strejlau, o Turnau), choć prof. prof. Stanisław Jodłowski i Witold Taszycki proponowali kiedyś pisownię o Strejlau'ie, o Turnau'ie - z apostrofem. Warto też zapamiętać, że piszemy: Joyce, ale: o Joysie, Goya, ale: Goi, Botticelli, ale: Botticellego, Medveczky, ale: Medveckiego, Horthy, ale: Horthyego, Karadżić, ale: Karadżicia, Miklošič, ale: Mikloszicza.
KAKAO
Słowo kakao zapożyczyliśmy od Francuzów albo Hiszpanów, do których przywędrowało z języka Azteków, czyli Indian środkowoamerykańskich. Po aztecku mówi się kakauatl, co znaczy `ziarno kakaowca'. Ciekawe, że również z azteckiego pochodzi wyraz czokolatl, upowszechniony w Europie przez Hiszpanów jako chocolate [wymawia się cziokolate]. My przyjęliśmy tę nazwę od Włochów (u nich to cioccolata) i przez jakiś czas mówiliśmy czokolata. Później było wiele wersji: ciokolata, czekulata, cekulata, szokołada, czokulada, czokolada, aż wreszcie ustaliła się nazwa czekolada.
Ale wróćmy do rzeczownika kakao… Ze względu na nietypowy zbieg dwóch samogłosek -ao jest on nieodmienny. Należy mówić i pisać: Nie lubię kakao (a nie: kakaa ani tym bardziej kakała); Nie przepadam za kakao (a nie: w kakałem!). Przecież mamy kakao, a nie: kakało!
Ciekawe, że językoznawcy pozwalają używać w swobodnym języku mówionym zdrobnienia kakałko. Można natomiast bez kłopotu tworzyć przymiotnik kakaowy, np. są lody kakaowe (nie: kakałowe!). Tak samo jak kakao nie wolno odmieniać wyrazów makao (`gra w karty') i Pekao (`bank').
Pytanie od studentki PAT-u (I rok) Doroty K. Wójtowicz:
Czy poprawny jest na szyldzie antykwariatu napis: Starożytności zamiast: Starocie
Dziś mówi się i pisze starocie, ale dawniej było w obiegu słowo starożytności (występujące zwykle w liczbie mnogiej, a czasem w znaczeniu zbiorowości). Znaczyło `przedmioty pochodzące z epoki starożytnej, zabytki z dawnych czasów, antyki'.n Pisano: Zabiegał im drogę sprzedawca starożytności; Były to jakieś starożytności polskie; Uganiał się w Rzymie za wszelkiego rodzaju starożytnościami.
Dziś słowniki notują jeszcze słowo starożytności, ale opatrują je w kwalifikator: wyraz przestarzały. Termin starożytność to `okres dziejów najstarszej cywilizacji od około 4000 r. przed nasza erą do 476 r. naszej ery (data upadku Zachodniego Cesarstwa Rzymu).