Medycyna – czyli śmierć w białym kitlu
W przeszłości ludzie wyobrażali sobie śmierć jako kościotrupa, który z kosą w ręku przychodzi
po kolejną ofiarę. Zwłaszcza w czasach wielkich epidemii śmierć „kosiła” ludzi milionami. Ofiary
epidemii padały jak łany zbóż cięte kosą. Stąd chyba takie wzięto skojarzenie. Ta sama „śmierć” –
kościotrup siedzący na kombajnie zbożowym wyglądałby co najmniej groteskowo. Ale dzisiejsza
medycyna jest takim właśnie śmiercionośnym kombajnem zbożowym. Znacznie szybciej, wydajniej i
więcej istot ludzkich kosi, niż tradycyjna, a zanikająca kosa. Można śmiało stwierdzić, że stara, poetycko
przedstawiana śmierć z kosą, symbolizująca zarazy i epidemie w porównaniu z kombajnem
medycznym wydaje się dziecinną igraszką i jest nieomal sympatyczna.
Dzisiejsza śmierć wygląda inaczej.
śmierć dzisiaj
Podstępnie symuluje zdrowie i ratunek. Ale jest jedynie nowoczesną, zwielokrotnioną kosą śmierci z
średniowiecza.
Od razu na wstępie zaznaczę, że ustąpienie wielkich epidemii, zwłaszcza ospy, nie ma kompletnie nic
wspólnego z tzw. postępem w medycynie. Ospę i inne wielkie epidemie pokonała wprowadzona w
Europie kanalizacja. Dodatkowymi elementami zwycięstwa nad ospą były powolny wzrost higieny i
nieco lepsze odżywianie. To wystarczyło, aby czarna śmierć przestała zbierać jej milionowe żniwo.
Ponadto z upływem czasu mieszkańcy Europy powoli nabrali naturalnej odporności na ospę. W czasach
wielkich epidemii kontakt z zarazkami mieli praktycznie wszyscy. Zdrowsi, lepiej odżywieni przeżyli – ich
własny system immunologiczny uporał się z chorobą. Uodpornienie na ospę przekazywali następnym
pokoleniom.
Medycyna europejska (szerzej – medycyna Zachodu) przez wieki była w gestii druidów-kapłanów,
szamanów, znachorów, „wiedźm”, „czarownic”. Był okres, że namaszczonym monarchom przypisywano
uzdrawiającą moc poprzez tzw. kładzenie ręki. W średniowieczu ogromny wpływ na medycynę
europejską wywarł Awicenna, który swoją wiedzę medyczną opierał na medycynie perskiej, chińskiej i
hinduskiej.
Wiele systemów medycyny (z wyjątkiem współczesnej tzw. medycyny „nowoczesnej” czy „naukowej”)
traktowało chorego jako całość, i to nie tylko somatyczną. Leczono jednocześnie duszę, psychikę,
świadomość, a nawet ciało astralne.
1
Samo istnienie ciała astralnego nadal w tzw. nowoczesnej medycynie jest kompletnie ignorowane, choć
istnienie aury jest potwierdzone i udowodnione przy pomocy fotografii metodą kirlianowską.
http://pl.wikipedia.org/wiki/Fotografia_kirlianowska
Zadaniem starożytnej i naturalnej medycyny było i jest wspomaganie naturalnych sił organizmu,
psychiki, duszy, w dążeniu do homeostazy i zdrowia. Tamta medycyna potrafiła mobilizować także i
wiarę chorego (a ta jest też energią) w procesie uzdrawiania.
Tutaj dygresja. Współczesna medycyna zna efekt placebo. Pytaniem jest, dlaczego nie jest on masowo
stosowany. Placebo ma tę przewagę nad tzw. „lekarstwami”, czyli chemicznymi truciznami, że nawet
jeśli nie pomoże, to przynajmniej nie obciąża organizmu zawartymi w „lekarstwach” chemicznymi
truciznami. Argument, że placebo nie pomaga wszystkim skontruję pytaniem – a czy tzw. „lekarstwa”
wszystkim pomagają?
Placebo odpowiada medycznej zasadzie primum non nocere. Nawet, jeśli nie pomoże, to nie zaszkodzi.
Natomiast „lekarstwa” nie zawsze pomagają, ale zawsze szkodzą każdemu i w każdej dawce.
Na marginesie tutaj jeszcze dodam pewną istotną informację – do „leczenia” dopuszczane są
„lekarstwa”, jeśli ich skuteczność w przeprowadzonych wcześniej na nich testach wynosiła… 5%.
Pisze o tym „Bazarmedyczny” tak:
Jak przemysł farmaceutyczny musi dowieść, że pewien odsetek osób, na których testowany był lek,
odniósł jakieś korzyści zdrowotne. Czy wiecie, jak wysoki musi to być odsetek? 35%? Dobrze by było.
Odpowiedź brzmi: 5%! Dziwnym zbiegiem okoliczności jest to dokładnie ten sam odsetek, jak liczba
osób, która przeżywa chemioterapię jako terapię antyrakową. Jest większa szansa przeżycia rosyjskiej
ruletki. Z jednym nabojem w spluwie, ma się szansę przeżycia 1 na 6. Ale w przypadku chemioterapii
tylko 5%. Taki sam procent w jakim muszą udowodnić efektywność leku.
Przy czym – dodam od siebie – nie ma pewności, że owe 5% idzie rzeczywiście na konto testowanego
„leku”. Poprawę zdrowia mogły u testowanych osób wywołać całkiem inne czynniki. Ale takimi
drobiażdżkami big pharma się nie przejmuje. Ważne jest, że „lekarstwa” idą jak świeże bułeczki.
Upadek i degeneracja zachodniej medycyny ściśle i nierozłącznie związane są z epoką tzw.
„oświecenia” w Europie. Nie przypadkowo za początek „oświecenia” uważa się rok 1688. Rok wcześniej
Newton ogłosił jego dzieło pt. Philosophiae naturalis principia mathematica.
Zawierało ono m.in. matematyczne podstawy filozofii przyrody, a także prawa ruchu mechaniki
klasycznej.
MECHANIKI !
Wprawdzie sam Newton był osobą głęboko wierzącą w Boga (co nie przeszkodziło jemu żyć w związku
homoseksualnym), jednak jego dzieło przyczyniło się do powstania fizyki i kosmologii mechanistycznej.
Wszechświat Newtona nie potrzebował do sprawnego i niezakłóconego funkcjonowania interwencji
Boga. Poruszał się dzięki wszechobecnej sile grawitacji. To właśnie dzieło Newtona spowodowało, że
2
kosmos, wszechświat zaczęto postrzegać jako działający według praw naturalnych, przewidywalny i
obliczalny matematycznie mechanizm.
Nauka, wcześniej kontrolowana przez wieki pod względem jej zgodności z nauką Kościoła, stała się od
niego niezależna. Wcześniej zmuszona była udowadniać dogmaty i istnienie Boga. A przynajmniej nie
mogła stawiać jego istnienia pod znakiem zapytania. „Wyzwolenie” jej spod nadzoru inkwizycji
spowodowało przegięcie pały w drugą stronę. Nauka zaczęła udowadniać, że Boga nie ma. A
przynajmniej, że jest niepotrzebny, bo prawa fizyki obejdą się bez niego. Mówiąc najkrócej – oświecenie
w nauce zdetronizowało Boga. Jego miejsce zajęła…sama „nauka”.
Oświecenie sterowane było przez masonów. Za nimi kryli się Mędrcy Syjonu.
W ciągu stulecia przeorało oświecenie, niekoniecznie pozytywnie, świadomość Zachodu.
Mechaniczne działanie wszechświata przejęte zostało i w medycynie. Człowieka zaczęto traktować nie
jako istotę czującą, przeżywającą, wielopoziomową, a jako mechanizm.
Skutki tak pojmowanego przez medycynę człowieka widzimy dzisiaj gołym okiem.
Wąska, absurdalna specjalizacja, „leczenie” pojedynczych narządów, „leczenie” chorób a nie człowieka
– oto dzisiejsza medycyna.
Drugim, jeszcze bardziej katastrofalnym, wręcz zbrodniczym czynnikiem, który zdegenerował
współczesną medycynę, było powstanie firm farmaceutycznych. Kierowały się one (i robią to oczywiście
nadal) rynkową zasadą zysku – czyli po prostu komercjalizmem.
Zdrowie, dobro pacjenta, przestało się liczyć.
Nie neguję, że w nagłych wypadkach współczesna medycyna ratuje ludzkie życie. Chodzi nie tylko o
urazy na skutek wypadków. W zawałach serca, wylewach krwi do mózgu i im podobnych sprawach
medycyna potrafi uratować życie. Ale za większość tych zawałów serca i wylewów sama ona ponosi
odpowiedzialność. Sama wpędza pacjentów w te stany chorobowe. Natomiast nie potrafi medycyna
doprowadzić pacjenta do takiego stanu zdrowia, aby przez lata nie musiał on korzystać z „pomocy”
lekarzy i przepisywanych przez nich „medykamentów”. Jedynie ludzie, którzy zrezygnowali z usług
oficjalnej medycyny, na własną rękę znaleźli receptę na zdrowie, pozostają względnie zdrowi. Do
lekarzy idą wyjątkowo – jeśli np. potrzebują zwolnienia lekarskiego. Recepty wyrzucają do kosza.
W dzisiejszej zachodniej medycynie najbardziej chora i zdegenerowana jest ona sama. I to od samych
podstaw. Bazuje ona na wielu szkodliwych dogmatach okrzyczanych metodami naukowymi.
- Medycyna propaguje szkodliwy i chorobotwórczy model żywienia. Tzw. piramida żywieniowa zalecana
przez WHO nieuchronnie wpędza miliony ludzi w choroby nazywane cywilizacyjnymi. Ludziom
wmówiono, że szkodliwe węglowodany są zdrowe, a dobroczynny i zdrowy tłuszcz jest szkodliwy. A
przecież w epoce lodowcowej kromaniończyk, czyli człowiek współczesny przetrwał 30 tysięcy lat bez
węglowodanów (były dostępne w niewielkich ilościach w ciągu króciutkiego lata) jedynie dzięki
tłuszczom zabijanych zwierząt. Jego (i nasz) metabolizm dopasował się do spalania tłuszczu.
Wynalezienie przez człowieka rolnictwa i spożywanie zbóż uprawianych pierwotnie jako pasza dla
oswojonych zwierząt sprowadziło na ludzi nieznane wcześniej choroby metaboliczne. A wynaleziony
niedawno i dosypywany do wszystkiego prawie biały cukier jest zabójcą nr. 1 (egzekwo z „lekami”)
3
ludzkości. Wszystkie choroby cywilizacyjne to sprawa ogromnego nadmiaru spożywanych
węglowodanów.
- Medycyna wymyśliła „szczepionki”. Są one w myśl propagandy dobroczyńcą ludzkości.
Ale wszystkie szczypionki są po prostu szkodliwe.
Pisze o tym obszernie specjalistka, profesor neurobiolog Maria Dorota Majewska
http://www.insomnia.pl/Czy_szczepionki_s%C4%85_szkodliwe_-t627171.html
Dużo informacji na ten temat jest i tutaj:
http://bazarmedyczny.wordpress.com/2011/02/02/177/
Ponadto istnieją uzasadnione przypuszczenia, że wszystkie te szczepionki to zwykła hucpa.
Drobnoustroje mają to do siebie, że (znacznie szybciej niż ludzie) mutują się. Wyraźnie widać to na
przykładzie sezonowych gryp. Każdą kolejną wywołuje zmieniony genetycznie wirus. Ale i drobnoustroje
wywołujące inne choroby też ulegają mutacjom. Jeśli zostało się np. zaszczepionym przeciwko gruźlicy
czy kokluszowi 30 lat temu, to zarazki roznoszące te choroby, z którymi spotykamy się dzisiaj są już
inne, zmutowane. Przed nimi tamte szczepienia nie chronią.
http://astral-projection.blog.onet.pl/SMOLENSK-KU-WOJNIE-niebezpiecz,2,ID418676666,n
To po co były tamte szczepienia w ogóle robione?
Jak to po co ? Głupie pytanie. A kto za nie kasował miliardy?
- Podstawą medycyny (wbijaną do głów przyszłych medyków) jest wyodrębnienie i nadanie tajemniczo
brzmiących w uszach pacjentów nazw poszczególnym chorobom i przypisanie każdej z nich tylu a tylu
przeróżnych „medykamentów” jako zalecana „terapia”.
O wątpliwym działaniu dziwnie testowanych „medykamentów” pisałem już wyżej. Każdy z tych „leków”
oprócz wątpliwych właściwości terapeutycznych posiada niewątpliwe i udowodnione „skutki uboczne”,
których szkodliwy wpływ na organizm znacznie przewyższa ich ewentualny niewielki skutek „leczniczy”.
Prawdziwą degenerację medycyny obrazują ukrywane przed opinią publiczną fakty prowadzenia badań
na pacjentach bez ich wiedzy. Albo też stosowanie na szeroką skalę „medykamentów” nigdy nie
testowanych, lub nawet w danym państwie nie zalegalizowanych. Albo stosowanie globalnie „lekarstw”
po prostu szkodliwych, kompletnie nie pomagających chorym, ale za to drogich. Wystarczy, że koncern
big pharmy ordynatorowi szpitala zapłaci z rączki do rączki, bądź pomoże ambitnym lekarzom w
robieniu kariery, przy pisaniu doktoratów, nagłośni ich publikacje, opłaci zrobienie specjalizacji,
zorganizuje egzotyczne wyjazdy na „szkolenia” itp. itd.
Zdrowie ludzkie, a raczej choroba jest najlepszym biznesem, jest prawdziwą i niewyczerpalną,
gigantyczną żyłą złota.
Wystarczy jedynie zadbać o to, aby chorych nie brakowało. Aby chorowali ciągle i na okrągło.
4
Big pharma zna mentalność ludzi. Wie, że ludzie składając komuś życzenia z jakiejkolwiek okazji
zwyczajowo na pierwszym miejscu życzą im szczęścia i zdrowia (zdrowie jest po prostu nierozerwanie
związane z poczuciem szczęścia). Dopiero w następnej kolejności życzy się innych rzeczy. Big pharma
wie też, że człowiek chory zrezygnuje z urlopu, z nowego auta, z mebli, z nowych ciuchów. Ale nie
zrezygnuje z tabletek.
Aby interes się kręcił, ktoś musi jedynie zadbać o to, aby choroby i chorzy byli czymś „normalnym” i
powszechnym w naszej tzw. „cywilizacji”.
No i to zadanie – produkcja chorych – przypadło naszej „nowoczesnej”, „naukowej”, zachodniej
medycynie.
Dlatego lekarze nie leczą, a jedynie przypisują tabletki, wiedząc, że są szkodliwe. Wbito im do ich
mózgów, że tak powinno być.
A kto na tym korzysta?
W przytoczonym już wyżej linku „Bazarumedycznego” można znaleźć takie coś:
Więc przemysł farmaceutyczny w zasadzie zabija więcej ludzi niż wojsko USA. Ciężko w to uwierzyć,
ale taka jest prawda. Przemysł farmaceutyczny, dziesięć największych firm farmaceutycznych zarobiło
w 2002 więcej na czysto niż pozostałe 490 w rankingu 500 najbardziej dochodowych firm. Mówię o roku
2002 ponieważ zmieniło się to w 2003, gdy przemysł olejowy postanowił uszczknąć kawałek tortu. Jest
to wymiar dochodowości.
http://bazarmedyczny.wordpress.com/2011/02/02/144/
I w tym momencie wszystko staje się jasne!!!
Jeśli idziesz do lekarza z przeziębieniem i gorączką, a on na pierwszym miejscu przepisuje „leki”
przeciwgorączkowe, poszukaj sobie innego lekarza.
Gorączka jest najbardziej naturalną (na dodatek bezpłatną) metodą samouzdrowienia. Organizm w ten
sposób walczy z chorobą. Medykowi wbito jednak do łba, że pierwsze co powinien zrobić, to wyłączyć
naturalną samoobronę organizmu i zastąpić ją trującymi chemikaliami.
Na koniec jeszcze pewna sentencja.
Stary mądry Żyd zwykł mówić: czasem idę do znajomego lekarza, bo on też chce żyć. Z receptą idę do
znajomego aptekarza, bo on też chce żyć. W domu wyrzucam „lekarstwa” do kosza. Bo ja też chcę żyć.
5
Poliszynel
ps.
Medycyna współczesna stała się medycyną depopulacyjną. Jest instytucją usługową i podrzędną
wobec światowej big pharmy. Jeje zadaniem jest z jednej strony produkcja milionowych rzesz chorych,
z drugiej strony jej zadaniem jest dystrybucja trucizn nazywanych „lekarstwami”. Jej doniosła
depopulacyjna rola ogromnie jeszcze wzrośnie po wcieleniu w życie wszystkich zbrodniczych
pomysłów Codexu Alimentarius i po zalaniu rynku żywnościowego produktami GMO. Wspomaga ją też
w zatruwaniu nas chemtreils.
Sama big pharma jest nierozerwalnie związana z ideologami NWO. To oni są właścicielami koncernów
produkujących śmiertelne tabletki i szczepionki. To oni kontrolują WHO i FAO.
Mędrcy Syjonu wszystko dobrze sobie zaplanowali. Najbardziej przerażającym i cynicznym ich
pomysłem jest to, że masowo nas trują i wpędzają w choroby, odmóżdżającą propagandą wmówili nam,
że uratuje nas „medycyna”, po czym wyciągają nam z kieszeni nasze pieniądze, za które kupujemy
kolejne trucizny – „lekarstwa”.
Vademecum Poliszynela
20 luty 2011
6