Kto i dlaczego zamordowal ksiedza Jerzego
Kto i dlaczego zamordował księdza Jerzego? Sensacyjne
kulisy zbrodni i śledztwa.
Będziesz ukrzyżowany (10)Krzysztof Kąkolewski
Proces toruński był widowiskiem propagandowym. Nie określał winy Piotrowskiego i nie wymierzał kary. Bowiem nie było rozkazu "zabić księdza", jak
to specjalnie w uproszczeniu przedstawiono, by kryć - skomplikowaną grę operacyjną. Nie wolno było jej ujawnić, gdyż miała być powtórzona lub powtarzana w
stosunku do innych osób.
Na czym polegała wina rozkazodawców i wykonawców? Jak sformułowane były cele operacji, której kryptonimu nigdy nie podano? Przypadkowym i na pewno nieumyślnym komentarzem
były nie zauważone prawie zeznania byłego pułkownika, Romualda Zajkowskiego, złożone na procesie generałów w dziewięć i pół roku po porwaniu ks.
Jerzego. Opowiada on o aktach operacyjnych dotyczących ks.Jerzego Popiełuszki. Gdy na rozkaz gen. Kiszczaka płk Zajkowski zapoznał się z nimi, były tam stenogramy kazań
(w kościele znajdował się funkcjonariusz ze stacją nadawczą krótkofalówki, której emisję odbierano w pobliskim budynku, nagrywano i stenografowano), rozmów
telefonicznych ks. Jerzego, plany zalecające dalszą inwigilację jego osoby.- Nie było tam natomiast planu dotyczącego likwidacji duchownego - zeznał płk Zajkowski -
a akta urywały się na trzy miesiące przed uprowadzeniem (...) Na podstawie tych akt nie można było stwierdzić kto porwał i zamordował księdza - zeznawał
dalej, by postawić konkluzję: uprowadzenia i zamordowania księdza dokonała grupa doświadczonych pracowników, ale działała w sposób dyletancki.Skąd ta
sprzeczność? Dlaczego obwinia się porywaczy o niefachowość, działanie nie skoordynowane, w pośpiechu, amoku? W dodatku - Zajkowski rzuca na Piotrowskiego obelgę:
krytykuje jego profesjonalizm. Zajkowski zastanawia się - już w niby wolnej Polsce - komu najbardziej zależało na śmierci ks. Jerzego. Sugeruje, że opozycja, bo zyskiwała
w ten sposób silny argument do walki z władzami.
Zniknięcie części akt mówi wszystko - rozkaz był. Jak więc brzmiał? Sprawa była tak wielkiej wagi, że polecenie porwania ks. Jerzego musiało przewidywać
szereg wariantów przebiegu wydarzeń. Podobne plany są obecnie znane z innych spraw, do których uzyskano dostęp. Są punkty, podpunkty, przewidujące, jak postępować
wobec najbardziej zaskakujących sytuacji. Posądzanie KGB i SB o to, że kazały zwyczajnie zabić księdza, zlikwidować go w przededniu wyjazdu do Rzymu, gdy jego sprawa
była załatwiona, jest równoznaczne z utożsamianiem potężnej organizacji, doskonale wyszkolonej z gangiem małoletnich rabusiów. Tajne służby miały swój
cel w porwaniu ks. Jerzego i przetrzymywaniu go w swoich rękach. Zabicie go było ostatecznością, wariantem najgorszym z możliwych
, stratą prawie równie wielką, jak dla Kościoła i pogrzebaniem nadziei porównywalnym do tego, jakie odczuwali wierni. Stąd może rys szczególnej bezwzględności
wobec Piotrowskiego jego szefów - od chwili gdy Pietruszka, prawdopodobnie szef "wykonawców", zapytał rzeczowo, technicznym językiem tajnych służb komunistycznych, ale
naznaczonym niepokojem: Czy Popiełuszko jest do odzyskania?
To fachowe pytanie oddaje stan rzeczy, trafia w sedno sprawy; najbardziej obciąża Pietruszkę. Stanowi zarazem domykającą poszlakę. Przy czym pytanie jest tu ważniejsze
niż odpowiedź. Ten sposób porozumiewania się jest językiem przestępców. Mieści się w tym nie tylko bezgraniczna pogarda dla życia ludzkiego, wolności,
ale niepokój, czy ważna praca nie została spaprana. Utracono szansę ogromnej wagi i ściągnięto sobie na głowę kłopot, jakim było uporanie się z
wyjaśnieniem śmierci ks. Jerzego i stworzeniem fałszywej jej wersji, tak aby można było wmówić ją Kościołowi, wytrawnym prawnikom, lub zawrzeć z nimi
umowę; to są prawdziwi winowajcy w oczach władz SB byli takimi, bo zepsuli robotę - i my ich ukarzemy, ale wy nie dociekajcie głębiej, nie dochodźcie za co.
W procesie toruńskim doszło do sytuacji, gdy występowała kara bez winy, a wina bez kary. Celowo bowiem sformułowano oskarżenie kłamliwe. Nikt nie byłby na tyle
śmieszny i szalony, by porwawszy ks. Jerzego od razu go zabijać, bezcelowo, bezmyślnie, dlazabawy. Nawet gdyby był projekt jego likwidacji, to wiele mówiłby fakt, że nie
zabito go, jak potem księży Niedzielaka, Suchowolca i Zycha, czy przedtem Pyjasa i jego kolegę, Bartoszcze albo Strzeleckiego - z marszu, gdy te osoby były na wolności i
rozporządzały sobą. Ksiądz Jerzy został porwany, był w rękach "firmy" (resortu) i to odwraca sytuację o 1800. Porwanie go było absolutnie
niepotrzebne, jeśli miałby być tylko zgładzony. Wystarczyłby snajper umiejscowiony w jednym z wynajętych dla celów operacyjnych mieszkań na ówczesnej ul. Stołecznej.
Mógłby z dachu strzelić do księdza wygłaszającego homilię na balkonie w czasie Mszy św. za Ojczyznę.
Piotrowski na tyle, na ile mógł się bronić, wielekroć podkreślał, że śmierć ks. Jerzego była "błędem w sztuce" (jest to określenie
neomarksistowskie zapożyczone z nauk medycznych, użyte ostatnio przez prezydenta
A. Kwaśniewskiego dla wyjaśnienia, czemu podał, że ma wyższe wykształcenie, nie posiadając go).
Nie było aż tak proste, prostackie. Zagadnienie zostało moim zdaniem postawione nie: "czy mamy zabić" - ale: "czy wolno nam zabić?". Rozkaz porwania ks.
Jerzego był połączony ze zgodą na jego ewentualną śmierć. Było oczywiste, że ks. Jerzy - wynikło to z przesłuchań, którym poprzednio był
poddany - nawet porwany, nie przestraszy się tak, by od razu zgodzić się na to, czego od niego porywacze żądają. W maltretowaniu ks. Jerzego doszło do punktu
krytycznego. Pobity i poraniony człowiek dalej nie wyraża
zgody na to, czego od niego żądają.
Postawmy się w położeniu tajnych służb ZSRR i PRL. Z ich punktu widzenia lepiej, by ks. Jerzy zginął (odwrotnie niż twierdzono na procesie - nie spowodowało
to zagrożeń dla władz komunistycznych i zostało potwierdzone w czasie spokojnego pogrzebu ks.Jerzego), niż gdyby ujrzano go żywym w ranach, potłuczonego. Ale i to władze
by zniosły. Ksiądz dowiedziawszy się czego od niego żądają albo mógł na te żądania przystać, lub ponieść śmierć. Wszedł już
w posiadanie tajemnicy: wie, czego żądają. Zna plany tajnych służb. Skoro nie zgodził się, jest - jak mówili gestapowcy Geheimnistraegerem - nosicielem tajemnicy,
który jeśli nie został współpracownikiem tajnej policji, musiał zapłacić życiem. W owym "krytycznym momencie" został zmasakrowany ponad miarę.
Wypuszczenie go na wolność w takim stanie bardziej zaszkodziłoby komunistom, niż zawikłana i w gruncie rzeczy nie wyjaśniona śmierć ofiary tortur.
Gdyby zgodził się na to, co mu proponowano w zamian za darowanie życia, musiałby od tej chwili współpracować z SB i zacząć od wyjaśniania przyczyn swojego
poranienia, podtrzymywać wersję oficjalną: np. wzorowaną na wydarzeniu z udziałem Chrostowskiego: musiałby twierdzić, że wyskoczył w biegu z auta
(powiedzmy, otworzywszy w biegu bagażnik, jak to rzekomo robił, gdy samochód się zatrzymywał) lub że np. uderzył go parokrotnie Chmielewski, a zakazał bicia
Grzegorz Piotrowski, lub że Piotrowski i inni wyrwali go z rąk "terrorystów" z Solidarności. Czego żądano od księdza? Prawdopodobnie były co najmniej trzy
żądania, postawione naraz, z tym, że wystarczyłoby, gdyby ks. Jerzy przystał tylko na jedno z nich i podpisał odpowiedni dokument, a zgodę na pozosta
łe wymuszono by na nim potem, mając ten dokument w rękach. 1. By znalazłszy się w Watykanie, prawdopodobnie jako pupil Jana Pawła II, w jego bliskim otoczeniu raz na
miesiąc, w jakimś ustronnym kościele Rzymu spotykał się z rezydentem wywiadu PRL lub ZSRR, informował go ustanie lub pisemnie o zagadnieniach interesujących tajne służby.
2. By jako kapłan podziemnej Solidarności wydał znane sobie jej struktury i wprowadził do nich osobę (osoby) wskazane przez Piotrowskiego, który prawdopodobnie liczył na
to, że będzie prowadził najważniejszego agenta komunistycznego od czasów V Komendy WiN. Chodziło nie o podziemie, które w części kontrolowały służby
specjalne, prawie jawne, ale podziemie niepodległościowe, o którym wiemy niewiele (mamy nadzieję, że i SB,
i Informacja Wojskowa wiedziały równie mało - a ks. Jerzy był kapelanem tegoż właśnie podziemia, które komuniści podejrzewali o posiadanie broni, a także sum,
które interesowały resort.
3. Może też był zastępczy program "minimum". Może chcieli, by ksiądz wydał oświadczenie potępiające swoją działalność,
Solidarność i poparł np. PRON lub tworzył organizację księży "nawróconych" na współpracę z rządem komunistycznym, zawiesił Msze za
Ojczyznę, lub starał się je poprowadzić jako modły za gen. Jaruzelskiego, WRON i PRON. Zgoda na śmierć ks. Jerzego oczywiście była wyrokiem śmierci na
niego, ale warunkowym. Mogła być po wykonaniu go traktowana przez aktyw PZPR jako kara tajnych służb za podburzanie przeciw rządowi, czego nie chciano przeprowadzać
oficjalnie, przez sąd, mimo iż znaleźliby się sędziowie, którzy wyrok wydaliby. Ale nie byłby to wyrok śmierci, a proces przeciw księdzu katolickiemu odkrywałby
powinowactwo między stalinizmem a rządami stanu wojennego.
Wyroki śmierci w ustroju socjalistycznym wydawały często tajne służby. Na podstawie ujawnionych dotąd materiałów radzieckich z lat 1917-91 i polskich z lat 1944-56
możemy prześledzić ewolucję tajnego systemu sądowego służb specjalnych. W latach 1944-47 decyzje o likwidacji podejmowano na niskim szczeblu, na ogół
niejednoosobowo, tylko w składzie (najniższy szczebel): pierwszy sekretarz Komitetu Powiatowego PPR, szef WUBP. Jeden z nich wydawał rozkaz wykonawcom. Na wyższym szczeblu - gdy
chodziło o osobę bardziej znaną, uczestniczył czasem także doradca radziecki. Mord na polskich oficerach był osobistą decyzją J.W. Stalina. Potwierdziło ją
swoimi podpisami Biuro Polityczne KC WKP(b). Czasem decyzje podejmowały całe egzekutywy KP PPR, choć na ogół było to tylko potwierdzenie i przyjęcie na siebie
odpowiedzialności za rozkaz, który przyszedł z KW lub od szefa WU BP. Skrytobójstwa lat 1956-81 miały często podłoże nie w walce przeciw opozycji politycznej, ale w
starciach frakcyjnych w PZPR i w walce o podział nielegalnych zysków. Absurdem jest twierdzenie, że Ciastoń i Płatek mieli tyle władzy, by mogli wydać rozkaz, który
implikował branie pod uwagę śmierci ks. Jerzego. Czy na terenie Polski znajdowała się kompetentna osoba, która mogła podjąć decyzję o likwidacji tak ważnego
i sławnego człowieka? Wątpię, czy zwracano się z tym do gen. armii W. Jaruzelskiego. W systemie dwuwładzy, jaka panowała w najważniejszych resortach KC, w całym
systemie - decydowały tajne służby i nawet gen. Kiszczak mógł być tylko powiadomiony o tym, że ma udzielić pomocy w wykonaniu planu operacyjnego. cdn
KRZYSZTOF KĄKOLEWSKI
Ciag dalszy
>>> Kliknij - Wróć do poczatku <<<
Zamknij to okno
Wyszukiwarka
Podobne podstrony:
Bedziesz Ukrzyzowany6Bedziesz Ukrzyzowany11Bedziesz UkrzyzowanyBedziesz Ukrzyzowany5Bedziesz Ukrzyzowany2Bedziesz Ukrzyzowany1Bedziesz Ukrzyzowany7Bedziesz Ukrzyzowany12 13Bedziesz Ukrzyzowany4Bedziesz Ukrzyzowany3Bedziesz Ukrzyzowany9Jaką wartość będzie miała zmiennamilosc ukrzyzowanaInaczej będzieTEKST Bedziez tego zalowalawięcej podobnych podstron