Kto i dlaczego zamordowal ksiedza Jerzego
Kto i dlaczego zamordował księdza Jerzego? Sensacyjne
kulisy zbrodni i śledztwa.
Będziesz ukrzyżowany (7)Krzysztof Kąkolewski
Przesłanki do traktowania ks. Jerzego jako kogoś słabego - choćby fizycznie - wynikały z materiałów, jakie zebrał wywiad wojskowy (podległy GRU) w czasie jego
służby w jednostce wojskowej stworzonej specjalnie do prześladowania rekrutów z seminariów duchownych. Jednostka karna, taka, jakie tworzono w Armii Czerwonej dla elementów
podejrzanych politycznie, przestępców czy dezerterów, zwana była "czarni". Ks. Jerzy, skarżył się wielekroć na okrucieństwo, pozorną bezmyślność,
z jaką traktowano przyszłych księży. Tam tworzono pierwsze charakterystyki i zapewne próbowano werbunku. W jednym z listów ks. Jerzy skarżył się na uczucie
osamotnienia, gdy człowiekowi wydaje się, że został sam, opuszczony przez wszystkich. (...) Dowódcy starają się nas wykończyć fizycznie i psychicznie, żebyśmy
(...) byli niezdolni do pracy w swoim kierunku... czyli w kapłaństwie.
Służba Bezpieczeństwa interesowała się stanem zdrowia ks. Jerzego. Jest to tradycja rosyjskich, a potem radzieckich służb inwigilacyjnych. Spis chorób, operacji,
słabości - wśród nich choroba tarczycy, przebyta operacja, w czasie której był w klinicznej śmierci z powodu krwotoku, jaki wywołała niska krzepliwość
krwi na pograniczu hemofilii - musiały nasuwać myśl, że ks. Jerzy będzie się bał nawet lekkiego uderzenia, które mogłoby go zranić.
Męczeństwo ks. Jerzego powiązane jest wszystkimi elementami z zamachem na życie Jana Pawła II; gdyby był udany - ks. Jerzy żyłby. Ta dziwna wymiana, mająca
początek w rozpaczy ks. Jerzego po zamachu i poczuciu winy, że wielki papież, a nie jakiś skromny ksiądz, jak on, padł ofiarą zamachu. Warto się zastanowić,
dlaczego Ojciec Święty uszedł żywy, a także dlaczego zostało ocalone życie zamachowca Agcy, który w dodatku, gdy został złapany powiedział, kim byli
jego mocodawcy.
Element nie brany w rachubę w obliczeniach KGB i Andropowa, nieoczekiwany, niewyobrażalny, nieprawdopodobny - zda się niemożliwy - nie dający się sklasyfikować, a
więc powiedzmy otwarcie - nadprzyrodzony, zaważył nad losem papieża, Agcy i zmienił bieg wydarzeń. Przygotowujący zamach fachowcy nie odróżniali bowiem tłumu,
przypadkowego zgromadzenia gapiów czy wiecowników od zgromadzenia wiernych. Gdy padają strzały, tłum rozbiega się w popłochu na wszystkie strony. Rozproszenie się tłumu
miało umożliwić ucieczkę Agcy, a potem zlikwidowanie go przez mężczyzn, którzy przyczajeni, skuleni uciekali z miejsca zamachu. Tymczasem zakonnica, siostra Letycja,
chwyciła Agcę za ramię i uwiesiwszy się na nim całym ciężarem unieruchomiła je wraz z ciężkim browningiem. Czwarty strzał do papieża nie
został oddany. Niepewny rezultatu, Agca strzelałby w głowę, gdyż ciało, już zgięte w pół, było przesłonięte przez tych, którzy pierwsi
rzucili się na ratunek. W dodatku Agca nie mógł ruszyć się z miejsca. Dlaczego nie zastrzelił siostry Letycji? Czemu poddał się jej woli, bezwiednie zyskując
życie?
Piotrowski stworzył jeszcze jedną analogię: bo na Agcę właśnie pozował w wywiadach, których udzielał, podobnie starając się zwracać uwagę
opinii publicznej, podobnie uważając Agcę i siebie za "kozły ofiarne", jak on nie chcąc mieszać rodziny do sprawy. Rzeczywista jednak, najgłębsza więź
polega na identycznym załamaniu planów i rachunków KGB-GRU z powodu niewzięcia pod uwagę owego tajemniczego momentu, gdy siły duchowe się materializują. Idealnie
zaplanowane, obie sprawy skończyły się fiaskiem KGB-GRU.
Klęska komunistów w obu tych sprawach wynikła bezpośrednio z błędnej ideologii, każącej widzieć im w Kościele katolickim wyłącznie siłę
świecką, doczesną. Nazywają go "aparatem Watykanu", modły i homilie - "kampanią propagandową", religię - "ideologią" lub wręcz
używają słownictwa militarnego. Działania Kościoła według wysokich oficerów KGB-GRU "to taktyka", "operatywne lub strategiczne plany",
"demonstracja siły", "dominująca pozycja" na danym terenie albo: "sieć wywiadowcza Rzymu". Daje o sobie znać kompleks niższości Stalina, który
pytał o "dywizje papieża", a cel religii utożsamiał z własnymi celami podboju świata. Religia ateizmu, której teologami, arcykapłanami, a zarazem
czczonymi bożkami byli przywódcy komunistyczni zakładała, że życie jest najwyższym dobrem jakie ma człowiek. Jak się okaże, Piotrowski stanął
wobec podobnego problemu co Frietsch w chwili, gdy zaskoczyła go prośba św. Maksymiliana, by jego przeznaczył do bunkra głodowego na miejsce Gajowniczka. Ofiarowanie życia
za życie nie było przewidziane w pragmatyce służbowej SS, ale usłuchanie więźnia przez SS-mana było jedynym przypadkiem w historii obozów zagłady.
Celem porwania ks. Jerzego było dosięgnięcie Jana Pawła II. Watykan był obiektem zainteresowania Moskwy od zawsze, ale od czasu zdobycia w latach 1939-45 Litwy, Polski, Węgier,
Słowacji - krajów katolickich, a również Czech i NRD, gdzie katolicy też byli liczni, nasilił się obłędny lęk, by katolicyzm nie przeniknął do ZSRR.
Wszystko to postawiło przed radziecką Rosją zadanie dokładniejszej infiltracji Watykanu. Przedziwną drogę odbyły zeszyty zapisywane przez tajną informatorkę
ps. "Ptaszyńska", podstawioną prymasowi kard. Stefanowi Wyszyńskiemu na czas jego internowania. Dzięki niej mamy zapis słów ks. kardynała mówiący, jak
wcześnie te infiltracje zostały zauważone:
Pokazując na zdjęciu gmach (kard. Wyszyński) polskiego Hospicjum dodał, że po drugiej stronie bardzo wąskiej ulicy mieści się polski urząd bezpieczeństwa.
Jego okna wychodzą na wprost okien Hospicjum. Tam zawsze ktoś siedzi i obserwuje, co się dzieje w domu arcybiskupim. Wyraziłam - pisze "Ptaszyńska" - najwyższe
zdziwienie, że i tam znajdują się "ubecy", ale Kapelan zapewniał mnie, że "oni" są wszędzie i wszędzie mają "swoich" - pisała
w meldunku z dnia 27 maja 1954 roku.
Piotrowski w rozmowie z Tadeuszem Fredro-Bonieckim jedyny raz zbliża się niebezpiecznie do prawdy, dając zaszyfrowany, tajemny znak, który nie został odczytany. Bezpośrednio
po wyborze Karola Wojtyły na papieża: Podjęto gwałtowne poszukiwania wszystkich, którzy mieli lub mogą mieć kontakt z kardynałem Wojtyłą - papieżem.
Szukano też wśród ludzi, którzy byli, są lub może będą w kontakcie z otoczeniem papieża. Obowiązywało hasło: rzucić wszystko i rozpracowywać
tylko te osoby. Wiadomo było, że rozpocznie się ruch księży między Polską a Watykanem, szukano więc i na tej drodze. Prowadzono szczegółowe analizy
ewentualnych kandydatów na wyjazd do pracy w Watykanie.
Piotrowski mówi Fredro-Bonieckiemu wprost, brutalnie o próbie pozyskania na agenta jego brata, powszechnie znanego polskiego księdza w Rzymie, ks. Bonieckiego, jakby chcąc sprowokować
Tadeusza Fredro-Bonieckiego do zadania kluczowego pytania.
Zajmowaliśmy się też tymi, którzy już pracowali w Watykanie i przyjeżdżali do kraju (...) Takie podejścia były też robione wobec pana brata. Pytanie,
jaki był cel zwerbowania księdza Bonieckiego i o jaką osobę chodziło - kogo miałby inwigilować w Rzymie i w jaki sposób - nie pada.
Papież żył i nadarzała się okazja, by w bezpośrednim jego kręgu umieścić agenta najwyższej wagi.
Od jakiego momentu, w jaki sposób rozmówcy Kościoła (gen. Kiszczak) zaczęli sugerować polubowne załatwienie sprawy ks. Jerzego przez wysłanie go do Rzymu na studia?
Właśnie gen. Kiszczak najmocniej ukazuje nam bezsens wersji Procesu Toruńskiego, "porwania dla porwania", zamierzonego - tylko - zabójstwa ks. Jerzego, gdy wyraża
zdumienie:
Na około dwa tygodnie przed uprowadzeniem, zostałem poinformowany przez arcybiskupa Bronisława Dąbrowskiego, że Popiełuszko (!) w najbliższym czasie wyjedzie na
studia do Watykanu. O fakcie tym poinformowałem zainteresowanych podwładnych, uznając, że ten kłopot mamy z głowy, dlatego szczególnie byłem zaskoczony (!) jego
uprowadzeniem 19 października 1984 roku i początkowo przez myśl mi nie przeszło (!), że sprawcami mogą być funkcjonariusze MSW, bo i po co, kiedy sprawa już
jest nieaktualna?
Tak równie bezsensowne działania, urągające wymogom służby, potrzebom PRL, trudno by sobie wyobrazić. Po co porwano księdza Jerzego, skoro już był
nieszkodliwy, i do tego ukarany de facto kościelnym nakazem opuszczenia parafii św. Kostki w Warszawie, co równało się dezaprobacie dla jego działalności i co powinno było
w pełni satysfakcjonować władze? Mnie nie dziwi zdziwienie najlepiej poinformowanego, po rezydencie KGB w Polsce gen. Pawłowie, człowieka w PRL. Musi je okazywać nawet w
nadmiarze. Ponieważ przesłuchania, proces, wyrok na ks. Jerzym, podrzucanie mu do mieszkania materiałów wybuchowych, ulotek, gigantyczna akcja propagandowa wymierzona przeciwko niemu
nie dały rezultatów, teraz kiedy jest bardzo mało czasu do jego wyjazdu do Rzymu, powracanie do tamtych środków nie ma sensu. Zostaje więc wybrane 1. Porwanie. 2. Tortury. 3. Grożenie
śmiercią i to w taki sposób, by umęczony człowiek wiedział, że prześladowcy gotowi są go zabić (dobić) jeśli ich plany zawiodą.
Gdyby ks. Jerzy w jakimś momencie tortur zgodził się podpisać zobowiązanie do współpracy, jak wytłumaczono by jego rany, stan zdrowia? Skoro już by dla nich
pracował, musiałby potwierdzić każdą - być może przygotowaną z góry - wersję. Np. że porwało go podziemie Solidarności lub "nie
zidentyfikowana grupa" i dokonało na nim masakry, w dodatku stwarzając pozory (podrzucenie milicyjnego orzełka), że został zatrzymany przez władze. Z rąk oprawców,
pobitego, wyswobodzili go oficerowie SB.
Od roku 1991 starałem się zwrócić uwagę opinii publicznej na wyniki moich dociekań (m.n. udzieliłem wywiadów "Expressowi Wieczornemu", "Kurierowi
Polskiemu", opublikowałem szkic na ten temat w "Kinie") - bezskutecznie. Moimi twierdzeniami zainteresował się tylko płk Henryk Piecuch, autor popularnych książek
z najnowszej - jak ją nazywa - "Tajnej historii Polski". Odwiedził mnie i zaproponował transakcję polegającą na wymianie informacji. Nawiązawszy do tego,
że zajmuję się także zbrodnią na Żydach, popełnioną w 1946 r. w Kielcach, zaproponował mi tajne, cenne dane o tym wydarzeniu w zamian za podanie, na jakich
materiałach opierałem się i skąd je czerpałem w sprawie ks. Jerzego. I tylko Henryk Piecuch nawiązał do moich twierdzeń, wypytując w swojej książce
Gen. Jaruzelski tego nie powie gen. dyw. Pożogę o sprawę ks. Jerzego.
Choć generał zaznacza, że do czasu morderstwa nie był ks. Jerzym zainteresowany, potwierdza moje tezy:
Gen. dyw. Władysław Pożoga: Nie chciano zabić. Księdza usiłowano zwerbować lub nastraszyć. Więcej przemawia za zwerbowaniem niż straszeniem, choć
pierwsze nie wyklucza drugiego. Jeśli prawdziwa jest informacja, że Popiełuszko miał być przeniesiony do Watykanu, straszenie nie miałoby sensu (...) Nie wykazują
żadnego zainteresowania losem Chrostowskiego... Mordercy tego nie robią. Celowo zostawiają świadka, co może wskazywać, że los księdza nie był jeszcze przesądzony...
Popiełuszko miał być przestraszony, zmuszony do przyjęcia propozycji prześladowców. cdn
KRZYSZTOF KĄKOLEWSKI
Ciag dalszy
>>> Kliknij - Wróć do poczatku <<<
Zamknij to okno
Wyszukiwarka
Podobne podstrony:
Bedziesz Ukrzyzowany6Bedziesz Ukrzyzowany11Bedziesz UkrzyzowanyBedziesz Ukrzyzowany5Bedziesz Ukrzyzowany2Bedziesz Ukrzyzowany1Bedziesz Ukrzyzowany12 13Bedziesz Ukrzyzowany4Bedziesz Ukrzyzowany3Bedziesz Ukrzyzowany9Bedziesz Ukrzyzowany10Jaką wartość będzie miała zmiennamilosc ukrzyzowanaInaczej będzieTEKST Bedziez tego zalowalawięcej podobnych podstron