Bedziesz Ukrzyzowany6










Kto i dlaczego zamordowal ksiedza Jerzego






 
Kto i dlaczego zamordował księdza Jerzego?   Sensacyjne
kulisy zbrodni i śledztwa.
 



Będziesz ukrzyżowany (6)Krzysztof Kąkolewski
 



Zwierzchnicy, rozkazodawcy, a potem oskarżyciele Piotrowskiego i innych przypisali im sprzeczne ze sobą motywy na użytek
procesu toruńskiego, a jak się miało okazać, także przeniosło się to po latach na pochodny - warszawski. Jeśli bowiem wybuch zbiorowego szału nienawiści,
psychozy, patologicznego gniewu ogarnął Piotrowskiego, Chmielewskiego, Pękalę i Pietruszkę, a potem - jak się okazuje - także Ciastonia i Płatka (rozdzielonych
osobnym procesem od ich kolegi Pietruszki, rzuconego na ofiarę jako pierwszego, jak dawniej z sań na pożarcie wilkom zrzucało się najpierw służących) - to jak
pogodzić z tym niekontrolowanym wybuchem uczuć - jednoczesne planowanie i wykonanie zakrojonej na wielką skalę prowokacji przeciw władzom wojskowym PRL? W jej wyniku Kościół
miałby wywołać zamieszki, może nawet rodzaj powstania, które doprowadziłoby do obalenia komunistycznych generałów. Miałby za tym stać gen. Milewski powiązany
z KGB, zaniepokojony napływem i wszechwładzą w MSW "zielonych" generałów, działających z nadania radzieckiego wywiadu wojskowego (GRU)?
Było jasne dla wszystkich od początku, że nic się nie stanie. Właśnie pogrzeb Grzegorza Przemyka był tu miarodajną wskazówką. Nikt nie mógł liczyć
na to, że Kościół wystawi na niebezpieczeństwo masowej zagłady część społeczeństwa Warszawy, które spotkałby los górników z kopalni
"Wujek", czy demonstrantów kopalni miedzi w Lubinie. Nim wyruszył kondukt z trumną Grzegorza Przemyka, ksiądz prałat Teofil Bogucki, proboszcz parafii św. St.
Kostki ogłosił, że każdy, kto będzie wznosił okrzyki czy rozwinie transparenty, będzie uznany za prowokatora. Wszystkie wydarzenia, w których uczestniczył Kościół
(w tym pielgrzymki Jana Pawła II) wskazywały, że Kościół nie da się sprowokować, że uznał, iż lepiej, by naród polski jednostronnie się rozbroił,
walczył o niepodległość i swoje prawa innymi metodami, niż walki uliczne. Gdyby ten motyw traktowano poważnie, przedmiotem procesu przeciw Piotrowskiemu i innym byłaby
zdrada główna, przestępstwo przeciw ustrojowi, pewnie i szpiegostwo, a proces byłby tajny.

Oba procesy generałów - toruński i warszawski - utopione zostały w bezmiarze bezsensu. Nie udowodniono nikomu z sześciu oskarżonych, że działali w zamiarze
pozbawienia życia ks. Jerzego. Dla oskarżonych tak zredagowane oskarżenie było i jest wygodne i bezpieczne. Sądzono ich za winę niepopełnioną, chroniąc od
odpowiedzialności za zbrodnię, której byli winni. Rzeczywisty bowiem rozkaz, jaki padł, był sformułowany inaczej. Ze strzępów wyjaśnień na procesie toruńskim,
procesu generałów Ciastonia i Płatka oraz z odprysków wyznań w szeregu wywiadów, których udzielił Grzegorz Piotrowski, można złożyć - jak by to określił
Wańkowicz - jak mozaikę pewien obraz.
Grzegorz Piotrowski twierdzi, że przed przeniesieniem do centrali, gdy pracował w Wydziale IV w Łodzi, pozyskiwał dla współpracy ze Służbą Bezpieczeństwa
proboszczów okolicznych parafii. Wkurzało mnie, że moje możliwości kończyły się na poziomie proboszcza. Biskupi byli zastrzeżeni dla Departamentu IV w
Warszawie. Pamiętam, mieliśmy jak na talerzu człowieka Kurii. Czekaliśmy na człowieka z centrali. Spaprali robotę. Przysłali nieudacznika.
Trudno to przyjąć za prawdę. Rzekomo nieudolny pracownik z MSW mógł natrafić na opór duchownego, który nie poddał się szantażowi czy groźbom. Sądząc
po tym, jakich metod używał Piotrowski, musiał on mieć za złe zbyt delikatne obejście się z dostojnikiem kościelnym. Piotrowski uważał, że na
wyselekcjonowanych przez siebie księży zdobywał wpływ - choć nie twierdzi, że pozyskał ich dla współpracy - przez załatwianie cementu na budowę kościoła.
Przymykało się oczy na różne rzeczy przywożone do kraju i wywożone..
W państwie przemocy prawie każde samodzielne działanie było zagrożone represjami. Fakt, że w drugiej połowie XX wieku duchowny musiał być wdzięczny
oficerowi tajnej policji politycznej, zajmującemu się walką z duchowieństwem, że mógł kupić za wielkie sumy cement potrzebny do budowy świątyni, a ów
oficer opowiada o tym jako o czymś zwyczajnym, mówi o szczególnej perspektywie, w jakiej Piotrowski widział otaczający go świat.
Zacząłem służbę w departamencie (do walki z Kościołem katolickim - przyp. KK) od czytania
cudzych listów - chełpi się bez cienia wstydu Piotrowski - tropienia myśli, najbardziej prywatnych zachowań. Jaki jesteś prywatnie - jaki jesteś, gdy stoisz przed ludźmi
w sutannie. Wiem, że byli szlachetni kapłani, ale ci mnie nie interesowali. W czasie szkolenia poznawaliśmy te właśnie negatywne przykłady.
Przestępca, czytając cudze listy, potępia ich autorów. Czy naprawdę zawierzali swoje najskrytsze uczucia, myśli, zwątpienia poczcie PRL - a za tym Piotrowskiemu - skoro
wszyscy wiedzieli, że listy duchowieństwa poddane były prelustracji? A jednak to właśnie w listach ks. Jerzego znajdowały się ostrzeżenia, które Piotrowski -
obejmując "sprawę Popiełuszki", czytając stosy jego listów - powinien zauważyć i zrozumieć, że sprawa nie będzie łatwa. Ks. Jerzy nie tylko
nie ufał poczcie, zwanej polską, ale właśnie w listach, o których wiedział, że są cenzurowane, pisał o tym, że są cenzurowane. Ironizował:
...tajemnica korespondencji w naszej kochanej Ojczyźnie nie jest zachowana, o czym świadczą listy, które w czasie drogi zmieniają adresata i trafiają do niewłaściwych
rąk.
Mnie autentycznie oburzała ta podwójność zachowań, ta obłuda - podkreśla Piotrowski. To już początek uzasadniania zbrodni: że działał w afekcie.
Skąd to słówko "autentycznie". Czyżby podejrzewał siebie, że nie potrafi się oburzać w sposób naturalny, tylko na zawołanie, gdy jest mu owo
oburzenie narzucone, nakazane? Dostarczono funkcjonariuszowi motywacji, gdy było nią tylko poczucie zagrożenia - księża podważają ustrój, który oficerowi SB
zapewnia dobrobyt.
Jedną z cech totalitaryzmów, hitlerowskiego i stalinowskiego (i poststalinowskiego) było umniejszanie wrogów i przecenianie własnej potęgi, co prowadziło do niedoceniania
przeciwnika, i ostatecznie przerodziło się w klęskę Niemiec i przegraną Rosji w zimnej wojnie. W dodatku łączyło się to z dezinformowaniem drugiej strony w
kierunku wyolbrzymiania własnej potęgi, co prowadzi do samoindoktrynacji, samointoksykacji. Aparat bezpieczeństwa nastawiony był na zbieranie informacji o słabościach
charakteru, wykroczeniach, przestępstwach tak zwanych obiektów zaintersowania lub śliczniej: "figurantów".

Z zebranego przeze mnie materiału na ten temat wynika, że w czasie przesłuchań np. przypadkowo zatrzymanych osób, które znały kogoś będącego przedmiotem
zainteresowania, lub nawet nie, ale mogły zetknąć się z plotkami na jego temat, pytano: "czy jest homoseksualistą lub biseksualistą?". "Czy korzysta z usług
prostytutek?". "Jest alkoholikiem?". "Czy wdaje się w awantury pod wpływem alkoholu?". "Czy prowadzi samochód pod wpływem alkoholu?". "Czy używa
narkotyków?". "Jaka jest jego sytuacja materialna?". "Zła?". "A może odwrotnie, ma dużo pieniędzy nie wiadomo skąd?".
Obraz, jaki tworzy się z tego negatywu stworzonego przez pytania stawiane autorytarnie tajnej policji, rodzi pogardę i lekceważenie.
Dla Piotrowskiego "sprawą życia", niezwykłą szansą, nadzieją na oszałamiającą karierę było jednak nie szpiegowanie Episkopatu, kardynałów
i biskupów, purpuratów, ale sprawa szeregowego księdza w zwykłej czarnej sutannie. Był to ktoś na miarę ambicji Piotrowskiego, kapitana, który dowodził pułkownikami,
zarazem u człowieka wychowanego w kulcie władzy, stopni służbowych - sam widział siebie w mundurze generalskim - ks. Jerzy miał zbyt niski stopień służbowy,
był kimś, kto miał niewspółmierne małe znaczenie w stosunku do rangi Piotrowskiego.
W wyszkoleniu Piotrowskiego, w jego aparacie pojęć Kościół był instytucją świecką, czymś w rodzaju międzynarodowego biura
szpiegowsko-terrorystycznego, a ks. Jerzy nie był księdzem, ba, jako kapłan był czymś mniej niż "obywatelem Popiełuszką", czy "panem Popiełuszką",
był "Popiełuszką", chłopaczyną ze wsi, który cierpi na rodzaj manii wielkości, chcąc zrobić karierę na zwalczaniu najwyższego tworu, jaki
wydała ludzkość - socjalizmu realnego. Ks. Jerzy wydał się zbyt mały, by Piotrowski nienawidził go. On go drażnił. Dotychczasową nieugiętą
postawę w śledztwach toczonych przeciw niemu uważał Piotrowski za przejaw swojej bezkarności, buty księdza, za którym stoi potęga znienawidzonego przez
Piotrowskiego Kościoła i Papieża. Uważał się za wielce wykształconego - był inżynierem elektronikiem i przeszedł wiele szkół policyjnych. Teolog
w jego oczach nie miał żadnego wykształcenia. Przekonany, że Boga nie ma, Piotrowski uważa, naukę nauczania o Bogu za kłamstwo, w dodatku odciągającą
od budownictwa socjalizmu.
Tworząc portret psychologiczny "osoby zainteresowania", "figuranta", ciągle przykładali własne miary do ks. Jerzego. Łagodność, wyrozumiałość,
ustępliwość, a przede wszystkim dobroć ks. Jerzego brano za słabość. Wynoszenie gorącej kawy funkcjonariuszom, którzy śledzili ks. Jerzego, było
rozumiane zarówno jako bezczelność, policzek wobec tajnych służb, jak i próbę złagodzenia ich nastawienia, udobruchania ich. W zestawieniu z ostrością, a
nawet gwałtownością jego kazań, huraganem który uderzał z kazalnicy nad tłumem, jego cierpliwe i uprzejme znoszenie prześladowań brano za fakt wskazujący,
że ks. Jerzy tylko woła głośno, a w rzeczywistości jest słaby i bojaźliwy. Mylili bowiem u Piotra Skargi naszych czasów ostrożność męczennika,
który nie chce prowokować swojego męczeństwa, ani swoich oprawców - z trwożliwością. A ta cecha wiązała się w wyobrażeniu funkcjonariusza SB z bezsiłą.
Piotrowski sam będąc tchórzem i dążąc do nieustannego zapewnienia sobie przewagi we wszystkich dziedzinach, uświadomiał sobie z dumą (do czego się
przyznawał) swoją ogromną siłę fizyczną.
Trudno wyobrazić sobie skrajniejsze przeciwieństwo. Gdy stanął na szosie toruńskiej naprzeciw ks. Jerzego, niskiego, chudego i słabowitego - on, olbrzym, wyćwiczony
w walkach wręcz, w zadawaniu ciosów, uzbrojony w broń palną - a był dobrym strzelcem - pałki, skarpety z piachem, mający pod swoimi rozkazami dwu ludzi absolutnie
oddanych, posłusznych jak psy, gotowych patrząc mu wiernie w oczy dokonać każdej zbrodni, każdego okrucieństwa - stał się uosobieniem materialnej, ziemskiej potęgi,
naprzeciw ks. Jerzego.
Nie zdawał sobie sprawy z tego, że stoi wobec ucieleśnienia siły ducha. Stopień bezbronności, bezradności samotnego ks. Jerzego (Chrostowski zniknął) był
trudny do wyobrażenia, w kontraście z rozmodlonymi tłumami, które właśnie opuścił. Piotrowski wiedział, jak ludzie odcięci od świata, bliskich, pod
wpływem bicia i tortur się zmieniają, jak pokornieją. A Piotrowski był mistrzem w zadawaniu bólu. Kto wierzy w oficjalnie podawany w procesie toruńskim i procesie generałów
przebieg wydarzeń sądzi, że ks. Jerzy będąc w bagażniku musiał usłyszeć, że Chrostowski uciekł, uwierzyć, że sprowadzi pomoc, ratunek.
To, według moich badań nie było mu dane. Przeciwnie: trzej napastnicy po pozbyciu się Chrostowskiego, przybyli tam, gdzie trzymali ks. Jerzego do dziś nieznani sprawcy,
pomocnicy, niżej lub wyżej stojący od Piotrowskiego. Ks. Jerzy musiał brać pod uwagę, że Chrostowski został zabity. Jeśli pytał oprawców, co z
Chrostowskim, mogli dać odpowiedź dowolną, ale taką, która musiała przygnębić ks. Jerzego, przerazić. Może przedstawili tak sprawę, że
Chrostowski jest ich zakładnikiem i od postawy ks. Jerzego zależy jego życie.   cdn
KRZYSZTOF KĄKOLEWSKI
Ciag dalszy
 


 





 
>>> Kliknij - Wróć do poczatku <<<
 
 




 
Zamknij to okno














Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Bedziesz Ukrzyzowany11
Bedziesz Ukrzyzowany
Bedziesz Ukrzyzowany5
Bedziesz Ukrzyzowany2
Bedziesz Ukrzyzowany1
Bedziesz Ukrzyzowany7
Bedziesz Ukrzyzowany12 13
Bedziesz Ukrzyzowany4
Bedziesz Ukrzyzowany3
Bedziesz Ukrzyzowany9
Bedziesz Ukrzyzowany10
Jaką wartość będzie miała zmienna
milosc ukrzyzowana
Inaczej będzie
TEKST Bedziez tego zalowala

więcej podobnych podstron