Bedziesz Ukrzyzowany2





 
Kto i dlaczego zamordował księdza Jerzego?   Sensacyjne kulisy zbrodni i śledztwa.
 



Będziesz ukrzyżowany (2)
Krzysztof Kąkolewski
 


Przez blisko dziesięć lat Krzysztof Kąkolewski zbierał materiały,
dotyczące tajemniczych okoliczności tamtego wstrząsającego morderstwa. Jego
dociekania zaowocowały książką, dotychczas jeszcze nie wydrukowaną, której
fragmenty, począwszy od poprzedniego numeru "TS", prezentować będziemy w
kolejnych odcinkach. Za cenę rzekomego dopuszczenia do władzy, do współrządzenia
koła, które zawarły porozumienie z komunistami, weszły w zmowę w sprawie zbrodni
na księżach: Popiełuszce, Niedzielaku, Suchowolcu - twierdzi Kąkolewski.
Śledztwo było farsą. Prowadzili je ci sami ludzie, którzy kazali inwigilować ks.
Popiełuszkę, podsłuchiwać, urządzać prowokacje. Czy dalszy ciąg książki
znakomitego reportażysty udowodni te tezy?
Redakcja



 
Proces Ciastonia i Płatka był dalszym ciągiem procesu toruńskiego, przygotowanym według identycznego schematu, i opartym na sztucznej konstrukcji i sfałszowanych
zarzutach i skonfabulowanych zdarzeniach. Choć dotarto szczebel wyżej, nic to nie dało i obu generałów, z ulgą, jako tryumfatorów uniewinniono.


Sąd w Toruniu, ferując wyrok przyłączył się w 1984 roku do ukartowanej z góry linii postępowania, która miała zrównać prawie ofiarę i
zbrodniarzy. Nie tylko daje się do zrozumienia, że dla Kościoła ks. Jerzy był równie niewygodną postacią, co dla władz PRL, ale stwierdza wręcz:
...o ile ks. Popiełuszko miał podstawy sądzić, że jego "góra" okaże tolerancję, funkcjonariusze MSW jaskrawo naruszający prawo (gdyby nie
dobili ks. Jerzego nie byłoby to jaskrawe naruszenie prawa - przyp. KK) nie mogli i nie powinni tego oczekiwać. Dopuszczający się zbrodni podobnie jak ks. Popiełuszko
prowokacyjnie godzili w politykę, którą organa państwowe konsekwentnie realizują... (podkr. KK).


Przeciw ks. Jerzemu jako ofierze i Kościołowi jako drugiemu oskarżonemu współpracowali trzej oskarżeni, większość świadków, czterej obrońcy
oskarżonych, dwaj prokuratorzy, sąd. Stąd łatwość przeprowadzenia procesu, bo w atmosferze terroru, jaki panował w Polsce od 13 grudnia 1981 r., oskarżyciele
posiłkowi byliby nie tylko odsunięci od czynności w procesie, ale i skreśleni z listy adwokatów, gdyby podważali w jakikolwiek sposób ustaloną przez SB wersję.
Każdy z nich mógł też podzielić los ks. Jerzego.


Jakie fakty są bezsporne, lub możemy - ufając Waldemarowi Chrostowskiemu - uznać za bezsporne? Kiedy tracimy z oczu ks. Jerzego, bo traci go z oczu Chrostowski? Kiedy powtórnie
się z nim stykamy? Widzimy go dopiero na stole sekcyjnym, martwego, gdy rozpoznaje go rodzina.


Co działo się z ks. Jerzym pomiędzy ostatnim kontaktem Chrostowskiego z ks. Jerzym a rozpoznaniem go w kostnicy? Wiedzę o wydarzeniach czerpiemy od trzech osób, które działały
w zmowie i jak przyznały się do tego, pozbawiły życia ks. Jerzego, były i są naprawdę tylko więźniami posłuszeństwa, służebnej
zależności i były zatrudnione w instytucji, która choć nie została formalnie uznana (jak w Czechach) za zbrodniczą, jest taką w przekonaniu każdego,
kto poznał jej działalność. Takim świadkom podwójnie zainteresowanym w ukryciu prawdy nie nalażło i należy dawać wiary.


Dochodzi element trzeci: na ich samooskarżeniu oparto oskarżenie ich o zbrodnię i wyrok. Gdy samooskarżają się, drobiazgowo opisując zbrodnię, jeszcze mniej
zasługują na zaufanie, niż gdyby zaprzeczali, że jej dokonali. Za rozkazem, by przyznali się, opisali - według ustalonego przedtem jej domniemanego przebiegu
zbrodnię, musiała działać o wiele cięższa groźba, niż wyrok, skoro odruch samoobrony zastąpiony został dążeniem do samooskarżenia,
ba, wydawało by się - samodestrukcji. Zadziwiająca jest zgodność zeznań oskarżonych, wzajemne się ich pokrywanie, brak sprzeczności, który w
takich okolicznościach byłby usprawiedliwiony.


Mimo iż w ich oczach zabicie księdza nie było zbrodnią, a tylko zasługą, to jednak instynkt samozachowawczy powinien ich skłonić, by choćby w jakiejś
fazie procesu, choć częściowo odwołać zeznania, czy przyznać, jak hitlerowscy zbrodniarze wojenni, że działali na rozkaz. A tu właśnie jest
odwrotnie, podkreślają swoją samowolę, przewagę uczuć (!) nad rozsądkiem.


Chrostowski zeznał, że gdy kazano mu usiąść na miejscu przy kierowcy we fiacie 125 chwilę po zatrzymaniu golfa i wyciągnięciu z niego ks. Jerzego, zakuciu w
kajdanki i nałożeniu knebla, kierowca przyłożył Chrostowskiemu pistolet do głowy i wydał jednoznaczny rozkaz: Nie ruszaj się i nie odwracaj głowy.


Po chwili: Poczułem, że coś wrzucano do kufra i że go zatrzaśnięto. Nie przypominam sobie, by ktoś wydawał polecenie otworzenia kufra. Wyczułem to na
podstawie ugięcia się samochodu. Brałem pod uwagę możliwość, że albo wrzucono Księdza do bagażnika, albo zamaskowano to (winno być
"zamarkowano" - przyp. KK) pozostawiono księdza na szosie i naciśnięto jedynie na zderzak.


Ten motyw uporczywie Chrostowski powtarza za każdym razem, gdy mowa jest o decydującym momencie, który trwał zaledwie 10 sekund. W czasie szczegółowego przesłuchania
przed sądem, Chrostowski ponownie stwierdza, że nie słyszał polecenia otwarcia kufra, ale też nie mówi o tym, by słyszał odgłos otwierania się
kufra i zamykania go. (Gdy podchodził do samochodu, kufer był zamknięty - przyp. KK).


Co było jego pierwszym wrażeniem, wtedy? Zeznał w sądzie: Najpierw pomyślałem - relacjonuje tok swojego rozumowania i wyciągania wniosków - że może
zamaskowano (zamarkowano - przyp. KK) wrzucenie księdza, a on jest gdzieś w lesie.


Dokładnie przepytywany na tę okoliczność, Chrostowski powtarza sędziemu: Być może markowano przede mną wrzucenie księdza do kufra, któryś z nich
po prostu nadepnął na zderzak. Musiałem brać pod uwagę, że ks. Jerzy został porzucony tam w lesie.


Zeznania te uzupełniają się z pewnym fragmentem zeznań Leszka Pękali. To on trzymał pistolet przy głowie Chrostowskiego: Piotrowski prowadził go (ks.
Jerzego) na tył naszego samochodu... widziałem, że ks. Popiełuszko opierał się i coś mówił (...) Nie docierało do mnie to, co działo się
zewnątrz samochodu. Wszystko to przebiegało bardzo szybko. Odniosłem wrażenie, jakby we trójkę (ks. Jerzy, Piotrowski i Chmielewski) we trójkę weszli do lasu.
Mogli wejść jeden do dwu metrów w jego głąb. Nie potrafię określić,. jak długo to trwało. Usłyszałem odgłosy. Zdaje mi się,
że to było jęknięcie, szamotanie... jęk. Sądzę, że ks. Popiełuszki. Skojarzyłem, że ten jęk mógł być spowodowany ciosami.
Nie widziałem jednak, czy był tam Chmielewski... czy wszyscy weszli do lasu. Wówczas myślałem, że ta szamotanina na skraju lasu trwała minutę lub dwie
(...).


Niezawisły sąd po tym zeznaniu odrzuciłby akt oskarżenia jako oparty na sprzecznych ustaleniach. Pękala nie wspomina (choć to było jego obowiązkiem, ze względu
na spójność zeznań) o ugięciu karoserii samochodu. Nie zwrócił na nie uwagi, było bowiem przeznaczone dla Chrostowskiego, by nabrał przekonania, że
ks. Jerzy został wrzucony do bagażnika, mimo to, jako doświadczony kierowca nie wykluczył, że naciśnięto na zderzak tak, by wywołać takie wrażenie.
Dla Pękali jest oczywiste, bo wie z planu operacyjnego i przebiegu wydarzeń, że ks. Jerzy znalazł się na brzegu lasu z Piotrowskim i Chmielewskim. Nie jest zdecydowany
tylko, jak głęboko weszli w las i jak długo trwało, nim obaj funkcjonariusze bez księdza Jerzego wsiedli do samochodu. Dopiero potem przypomina sobie, co ma zeznawać
i umieszcza w zeznaniu: wkładanie ciężaru do bagażnika. Poprawia się też, że scena pod lasem trwała nie minutę lub dwie... ale kilka sekund.


W oficjalnie podanym przebiegu procesu i publikowanych stenogramach nie ma ani słowa o tym, czy przeprowadzono ekspertyzę i odtworzenie momentu domnimanego wrzucenia ks. Jerzego do bagażnika.
Czy możliwe, by człowieka można było umieścić i zmieścić w bagażniku fiata 125p jak podręczną torbę podróżną, w dodatku
kogoś stawiającego opór? A przewożono tam już szereg przedmiotów potrzebnych do przestępstwa. Pominięto takie kwestie, jak: czy klapa bagażnika była
zablokowana czy nie, i jak funkcjonowała, skoro rzekomo ks. Jerzy otwierał ją od środka, kiedy chciał? Czyżby w fiatach dla MSW przewidziano wariant do przewozu
osób w bagażniku z zamkiem otwierającym się od środka?


Te kwestie musiały być pominięte w procesie, jak się przekonamy dlatego, że ks. Jerzego w bagażniku nie było. W świetle tego faktu ucieczka Waldemara
Chrostowskiego nie tylko nie była porażką porywaczy, ale wręcz konieczna, była im na rękę. Gdyby Chrostowski nie wykorzystał sam sytuacji, jaką mu
stworzono, przestępcy uczyniliby coś - jak np. zatrzymanie się na poboczu pod pozorem załatwienia własnej potrzeby, by Chrostowski mógł uciec w bardziej
komfortowych warunkach.




KRZYSZTOF KĄKOLEWSKI

Ciag dalszy
 


 





 
>>> Kliknij - Wróć do poczatku <<<
 
 




 
Zamknij to okno
 







Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Bedziesz Ukrzyzowany6
Bedziesz Ukrzyzowany11
Bedziesz Ukrzyzowany
Bedziesz Ukrzyzowany5
Bedziesz Ukrzyzowany1
Bedziesz Ukrzyzowany7
Bedziesz Ukrzyzowany12 13
Bedziesz Ukrzyzowany4
Bedziesz Ukrzyzowany3
Bedziesz Ukrzyzowany9
Bedziesz Ukrzyzowany10
Jaką wartość będzie miała zmienna
milosc ukrzyzowana
Inaczej będzie
TEKST Bedziez tego zalowala

więcej podobnych podstron