plik


Kto i dlaczego zamordowal ksiedza Jerzego   Kto i dlaczego zamordował księdza Jerzego?   Sensacyjne kulisy zbrodni i śledztwa.   Będziesz ukrzyżowany (15)  i  ostatniKrzysztof Kąkolewski   W komisariacie na Jezuickiej tworzono całe scenairusze, by prawdziwi sprawcy śmierci Przemyka nie zostali wykryci - przyznał zamieszany w sprawę Paweł W., lekarz psychiatra z Pogotowia i syn komunistycznego dyplomaty. Badał on Przemyka i był instruowany, co ma mówić w sprawie. Akt oskarżenia dopasowuje się do przyjętej koncepcji - zeznał. Na pytanie, kto go instruował odpowiedział sądowi: Nie mogę tego ujawnić. Dlaczego? Boi się pan? - pytał go sąd, ale pytanie to pozostało bez odpowiedzi. Wynaleziono też odpowiednich biegłych i prokuratorów. Najpierw ułożono fikcyjny przebieg zbrodni, a po zmuszeniu niewinnych do przyznania się, nauczono ich, co mają zeznawać, by zniszczyć siebie. Odtwarzano w wizji lokalnej fakty niebyłe, nieprawdopodobne, niemożliwe, ze względu na warunki zewnętrzne (rozmiar windy, a potem karetki, gdzie sanitariusze mieli rzekomo zatłuc Przemyka). W zeznaniach stawało się to prawdopodobne i możliwe. Oficerowie prowadzący śledztwo odwiedzali stale jednego z oskarżonych, kontrolując czy dobrze zapamiętał, co ma zeznać i czy nie zwątpił w sens fałszywych zeznań? Z drugim oskarżonym siedział w celi milicjant, udający więźnia (czyli, jak twierdzono, zwykłego skazanego), który bez przerwy pracował nad nieszczęśnikiem, donosił o jego nastrojach i prawdopodobnie był "korepetytorem", przepytującym go jako "kolega z celi" o przebieg zabójstwa, kontrolującym opanowanie pamięciowe wymyślonych okoliczności zbrodni. Dodawał mu odwagi, podtrzymywał w zamiarze fałszywego oskarżenia siebie. Gdy zrozpaczony chłopak, mając poczucie winy, że oskarżył kolegę o współudział w zbrodni, usiłował odebrać sobie życie, agent z celi uniemożliwił mu to, ponieważ jego śmierć zburzyłaby plan procesu. Po pierwszej próbie samobójczej do jego celi zostaje wprowadzona uzbrojona brygada antyterrorystyczna. Jak w science - czy political fiction - ci których zadaniem jest zabijać, zmuszają go, by żył. Stworzono specjalny dokument operacyjny obowiązujący wszystkich zaangażowanych w sprawę. Autorem był zastępca komendanta stołecznej MO w stopniu pułkownika. Zalecano tam: fachowo przygotować ich (milicjantów wskazanych przez Cezarego F. - przyp. KK) do zachowania podczas śledztwa i rozprawy sądowej. Był tam plan współdziałania z oskarżonymi. Mieli być zaznajomieni z dowodami (? - KK) i poszlakami, na których przedstawiano im zarzuty. W wypadku najmniejszej rozbieżności nakazywano zapoznać ich z treścią wcześniejszych protokołów ich zeznań lub innych funkcjonariuszy MO i zapewnić jedną wersję wydarzeń. Musieli pamiętać "co który zrobił", a "co widział". Przed oficjalną wizją lokalną w miejscu przestępstwa przeprowadzono w ścisłej tajemnicy wersję próbną, na której, jak na generalnej próbie teatralnej, odegrano zachowanie poszczególnych aktorów fikcyjnego procesu. Każdy występował na miejscu przewidzianym dla niego w scenopisie i mówił przeznaczone dla siebie kwestie. Zarządzono inwigilację funkcjonariuszy zamieszanych w sprawę, kontrolując, czy nie zdradzają prawdziwej wersji wydarzeń, bądź czy nie "wysypują" przygotowań do przedstawienia wersji fikcyjnej. Wydaje się, że dalej nie można było pójść na drodze fikcji i inscenizacji, a jednak, gdy do sprawy powrócono w warunkach większej wolności, w 1989 r., kiedy to rozpoczęła pracę tzw. Komisja Rokity - KG MO poleciła zorganizowanie tajnych spotkań ze wszystkimi osobami związanymi ze sprawą morderstwa na Przemyku, by funkcjonariusze przypomnieli sobie swoje zeznania z 1984 r. i zeznawali dokładnie jak w czasie procesu. Wydobyte akta skopiowano i kazano się od nowa uczyć (przypominać sobie co się zeznało) by przez zaniedbanie, chwilę niepewności czy pomyłkę nie wydostał się z ich ust strzęp prawdy. Osobliwością pierwszego procesu w sprawie Przemyka było to, że obaj (fałszywie) oskarżeni z zastanawiającą zgodnością obciążali siebie wzajemnie. Szykując długoletnie więzienie - jeden drugiemu - jednocześnie mówili uzgodnioną - jakby ze sobą - wersję. Jeden z prokuratorów wspomina po latach: Byłem skonsternowany. To rzadko się zdarza. Zupełnie jakby powtarzali wyuczoną lekcję - i dodaje - Funkcjonariusze pracowali nad Michałem W. przez całe tygodnie i miesiące. Mimo iż winni zbrodni mieli rozkaz zrzucić winę z siebie, musiano ich egzaminować z zapamiętania korzystnej dla nich wersji wyuczonej. Czy nie zakłóca jej prawdziwe wspomnienie? Czy recytują materiał pewnie? Czy nie grozi im, że na jakieś pytanie nie będą znali odpowiedzi? Adwokaci milicjantów byli pouczeni przez resort jak kierować podejrzenia na niewinnych. Taki wysoki stopień zmowy uzupełniały plany stworzenia szeregu wydarzeń, pozornie niemożliwych do przeprowadzenia, jak np. wyeliminowanie jedynego świadka, który mówił prawdę (i jakiś czas ukrywał się). Chciano go skłonić by zrobił prawo jazdy (na co nie miał ochoty), by potem go upoić i zainscenizować wypadek drogowy z jego winy. Kreowanie rzeczywistości, to wyższy stopień niż prowokacja. Możemy zorientować się jak nieograniczone możliwości fałszerstwa (nazywane "matactwem" w prawodawstwie klasycznym, które nie znało totalizmu), miały zakonspirowane przed społeczeństwem siły bezpieczeństwa. Wielki egzamin z fałszywych zeznań świadkowie zdali przed sądem, który nie wychwycił najmniejszych niezgodności. Zawodowym oficerom tajnej policji politycznej, jak Piotrowski, wyćwiczonym w prowokacji, dezinformacji, fałszerstwach, terroryzmie, łatwiej było współdziałać w ułożeniu wersji niebyłej własnej zbrodni. Oficer wywiadu czy kontrwywiadu jest wyszkolony w przyswajaniu sobie cudzego życiorysu, wchodzenia w cudze życie, przywłaszczania go, graniu innej osoby; jest przygotowany na wszystkie niespodzianki, pytania, nawet zasadzki. Byli wyszkoleni w tworzeniu kłamliwych plotek, faktów, które nie miały miejsca. Stworzyli kreacje, dzięki którym fakty zmyślone wydawały się prawdopodobniejsze, bardziej realne niż prawdziwe. Sądzę, że nim porwano ks. Jerzego - na wypadek nieszczęścia, a dla tajnych służb była nim śmierć ks. Jerzego, gdyż trzeba było go zabić z powodu jego niezłomności - przygotowano prawdziwe "gotowe" zdarzenia: porwanie ks. Jerzego, pozbycie się Chrostowskiego, wątek zalewu itd. Wszystko to mogło być przewidywane w planie operacyjnym jako naturalna wersja, którą da się przystosować do kilku ewentualności szykowanych jako wersje przeżycia lub śmierci ks. Jerzego. Według posiadanych przeze mnie informacji Grzegorz Piotrowski był konsultantem filmu wyprodukowanego w PRL, dziś zapomnianego, który opowiadał podwójną fikcyjną historię opanowania i wzięcia zakładników spośród personelu Ambasady PRL w Bernie przez "terrorystów z Solidarności". W czasie tej operacji samobójstwo popełnił (został zgładzony) rezydent wywiadu wojskowego (GRU) mający siedzibę w tejże ambasadzie, jako attacheUe wojskowy. W ostatniej chwili projekcję filmu wstrzymano. Polecono z czołówki usunąć nazwisko konsultanta ds. terroryzmu, Piotrowskiego. Z kół zbliżonych do byłej SB przychodzi informacja, że szykuje się beatyfikacja Popiełuszki. SB - podobnie, jak subtelnie i brutalnie zarazem inspirowało wyjazd ks. Jerzego do Rzymu, tak teraz chce stanąć u źródeł jego świętości. Z bezmyślnego mordercy, przepełnionego nienawiścią, który dla dania jej upustu łamie sobie karierę, a może i życie, z niesubordynowanego, bezmyślnego siepacza z pałą w ręku - Piotrowski przetwarza się w pokutnika, przepełnionego poczuciem winy, skruchą, pragnieniem poprawy. I oto mamy kolejne wcielenie Grzegorza Piotrowskiego - jako nawróconego i skruszonego w książce Fredro-Bonieckiego, a potem w filmie "Czyny i rozmowy" Antoniego Krauze. Zadziwia łatwość z jaką kpt. Piotrowski przeistacza się i wciela w dowolną postać. Daje do zrozumienia, że żal, nawrócenie mordercy Księdza będzie dowodem cudu, jaki dokonał się za jego przyczyną. Marksista, niewierzący komunista, nieuznający Boga, Kościoła, za sprawą ks. Jerzego nawraca się! W rozmowach z Tadeuszem Fredro-Bonieckim przypisuje się do swojej ofiary jako obiektu adoracji i miłości. Przymila się do ks. Jerzego po jego zabiciu. Chce powtórnie użyć go dla swoich celów. Jak sądzę, oficerowi służb specjalnych ks. Jerzy był obojętny. Chciał go tylko zamienić w narzędzie swojego wielkiego sukcesu życiowego. Dopiero po zamordowaniu nabrał do niego stosunku uczuciowego. Gdy go zabił - znienawidził go, a w niedługim czasie po tym zaczął głosić, że go kocha. Już w czasie zeznań przed sądem w Toruniu widać było jego złość do ks. Jerzego. Prawdopodobnie było to przeniesienie poczucia krzywdy, rozżalenia, z resortu na ofiarę zbrodni. Książka Fredro-Bonieckiego i film Krauzego są jednak cennymi dokumentami rzucającymi światło na osobę Piotrowskiego, jego sztukę mówienia nieprawdy w czasie procesu toruńskiego i warszawskiego (generałów). Nie ma on zbyt wielkiej możliwości manewru, obowiązany jest do zachowania tajemnicy. Czasem ujawnienie jakiegoś faktu jest wyraźnym ostrzeżeniem wobec tych, których osłania, a nawet mówi wręcz: nie wiadomo, jak ja długo jeszcze wytrzymam. Dzięki Fredro-Bonieckiemu pojawiają się pierwsze luki w wersji toruńskiej i wydaje się, że Piotrowski zaczyna zapominać swoje kłamstwa. W celi miał komplet akt, by nie tracić kontaktu z materiałem i móc go powtarzać, odnawiać. Krystyna Daszkiewicz wykrywa jednak w swojej drugiej książce wiele sprzeczności, które są cennym przyczynkiem do twierdzenia, że kłamstwa, nawet te, w które się w końcu uwierzyło, trudniej jest zapamiętać, niż przeżytą prawdę. Jeśli w coraz to nowych wypowiedziach Piotrowskiego raz i drugi pojawia się zaprzeczenie tego, co zeznawał na procesie toruńskim - czy rzeczywiście jest to przypadek, skutek mniej zdyscyplinowanej pamięci, czy też ostrzeżenie? Pięć lat wytrzymam, potem będę mówił - zapowiadał Piotrowski. Czemu nie spełnił groźby? Minęło przeszło 11 lat od jego aresztowania. Gdy odwiedził go gen. Pudysz - Piotrowski pytał: Co mam mówić? Gen. Pudysz nie odpowiedział wprost, ale przypomniał, że Piotrowskiego nikt nie zwolnił z tajemnicy służbowej. Sygnałem uległości wobec Piotrowskiego, a nawet lęku przed nim było aż dwukrotne zastosowanie ustawy amnestyjnej - jedyny przypadek w historii - 17 lipca 1986 r., żeby było ciekawiej uchwlaonej po to, by wypuścić część uwięzionych działaczy opozycji demokratycznej po dojściu do władzy Gorbaczowa. Już raz komuniści zastosowali podobny trick. Z racji amnestii po Październiku 1956 r. - przeznaczonej dla żołnierzy podziemia antykomunsitycznego i osób z opozycji skazanych z tzw. Małego Kodeksu Karnego - uwalniano winnych zbrodni i tortur na tych osobach: funkcjonariuszy UB i tajnych służb. W końcu uwięziono Piotrowskiego powtórnie. Dlaczego? Mimo oficjalnych wyjaśnień - nie wiadomo. Wybitny polski uczony, wykładowca uniwersytetów w Polsce i w USA, specjalizujący się m.in. w psychologicznej analizie odbioru i nadawania w masowych środkach przekazu samorzutnie przysłał mi swoją ekspertyzę zachowań Piotrowskiego przed kamerami Krauzego: Nie było to kłamstwo w szczegółach (np. że był oszukany przez zwierzchników, że wzruszał się na pogrzebie etc.) lecz w pryncypiach. Przebieg wydarzeń i to, co mówił, było dostosowywane w trakcie wypowiedzi do nieprawdziwej wersji. Inaczej mówiąc - w wersji Piotrowskiego oraz oficjalnej (sądowej) mamy do czynienia z nieprawdą. Istotnie, przebieg wydarzeń musiał być odmienny. Tyle diagnozy, a teraz uzasadnienie: 1. Piotrowski cały czas mówił bardzo wolno, z nieomal czytelnym wysiłkiem. Tymczasem jest to typ sangwistyczny i dlatego można założyć, że mówi nienaturalnie. Dlaczego? Ustawicznie kontroluje to, co mówi, gdyż cały czas bada informacje zwrotne. Prowadzi bowiem jednocześnie dwie czynności intelektualne - zapamiętaną i stworzoną przez siebie (?) wersję wydarzeń traktuje jako zwierciadło, a to co mówi ogląda w owym zwierciadle, kontrolując, czy wypowiedź nie jest sprzeczna z jego wersją. 2. Mówi z charakterystycznym brakiem emocji, a tak sangwinik mówi tylko o fikcji, której de facto nie przeżył. 3. Piotrowski zasłania się brakiem pamięci w odniesieniu do różnych poziomów szczegółowości. To nienaturalne. Można zapomnieć różne szczegóły, fachowcowi jednak nie trudno odkryć, że są one na jednym poziomie. Rzadko pamięta się bardzo dobrze jakiś szczegół z tego samego ciągu, a inny z tegoż ciągu zupełnie się zapomina. To absurd charakterystyczny w patologii, lecz nie u osobników mieszczących się w normie. 4. Całość wypowiedzi Piotrowskiego świadczy o tzw. braku piewowzoru naturalnego (empirycznego). Czyli opowiada o tym, czego nie przeżył. Zatem mówi nieprawdę. Czujny wobec własnych słów odtwarza jedynie bądź wzbogaca przyjętą (nauczoną) wersję. Odgrywanie przed sądem ról przez trzech oskarżonych o porwanie i pozbawienie życia ks. Jerzego było chwilami wyjątkowo teatralne. Jeden pokazywał jak zamierzał się pałką na ks. Jerzego. Omal nie uderzył jednego z współoskarżonych. Odtwarzanie na sali sądowej wydarzeń i warunków przeniesionych z innych miejsc było od strony procesowo-prawnej nieprofesjonalne. Teatralizacja procesu w wypadku zbrodni na ks. Jerzym była łatwiejsza, niż w sprawie zabójstwa na Grzegorzu Przemyku. W wypadku Przemyka, rolę oskarżonych grali dwaj nieprofesjonaliści. Trzeba było przesłuchiwać świadków zdarzenia. W wypadku ks. Jerzego świadków nie było. Dlatego świadkowie powołani byli tylko na okoliczności towarzyszące i dlatego może było ich bardzo wielu. Ciężar wykonania spoczywał wyłącznie na profesjonalistach, zadbano by ułożyć historię tak, by można było obejść się bez świadków czynu głównego - zabójstwa. Mordercy, nim zabili ks. Jerzego, liczyli, że da się zbrodni uniknąć, dzięki zastraszeniu księdza. Telefonowali przedtem całe miesiące powtarzając natrętnie, jak zegarynka kwestię: Będziesz ukrzyżowany. Nie wiedzieli, że męczennik pragnie tego, czym mu grożą oprawcy. KONIEC Copyright by KRZYSZTOF KĄKOLEWSKI książka ukazala się w Wydawnictwie Marcina Dybowskiego "Antyk"       >>> Kliknij - Wróć do poczatku <<<       Zamknij to okno

Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Bedziesz Ukrzyzowany6
Bedziesz Ukrzyzowany11
Bedziesz Ukrzyzowany5
Bedziesz Ukrzyzowany2
Bedziesz Ukrzyzowany1
Bedziesz Ukrzyzowany7
Bedziesz Ukrzyzowany12 13
Bedziesz Ukrzyzowany4
Bedziesz Ukrzyzowany3
Bedziesz Ukrzyzowany9
Bedziesz Ukrzyzowany10
Jaką wartość będzie miała zmienna
milosc ukrzyzowana
Inaczej będzie
TEKST Bedziez tego zalowala

więcej podobnych podstron