Dlaczego jedni ludzie potrafią dobrze się wysłowić, a inni nie mogą nawet porządnie sklecić jednego zdania? Co sprawia, że ktoś mówi bez zająknięcia, znajduje zawsze odpowiednie słowa, nie peszy się słuchającą go publicznością?
Dlaczego jedni ludzie potrafią dobrze się wysłowić, a inni nie mogą nawet porządnie sklecić jednego zdania? Co sprawia, że ktoś mówi bez zająknięcia, znajduje zawsze odpowiednie słowa, nie peszy się słuchającą go publicznością? Czy taka osoba rodzi się dobrym mówcą, ma wrodzony talent, niedostępny dla pozostałych?
STAROŻYTNI ZNALI ODPOWIEDŹ
Starożytni dawno znali odpowiedź na te pytania. Powszechnie znany jest przykład retora Demostenesa, żyjącego w IV w p.n.e. w Atenach, który zanim zaczął dobrze przemawiać, jąkał się, miał spore problemy z mówieniem. Ów człowiek wkładał sobie kamienie plażowe w usta i ćwiczył poprawną wymowę słów, przemawiał do wyimaginowanej publiki podczas burzy i sztormu, by przywyknąć do hałasu, jaki mogą powodować ludzie podczas jego przemowy. Po jakimś czasie osiągnął taką doskonałość, że przewyższył w sztuce przemawiania innych retorów, którzy nie mieli tak ostro pod górkę, jak on. Czyż ten człek nie imponuje siłą charakteru? Przezwyciężył słabość i osiągnął sukces. Nie użalał się na sobą. Wziął się w garść i po prostu pracował nad sobą.
Naturalnie nikogo nie namawiam do tak drastycznych ćwiczeń owego retora. Chcę tylko wykazać na powyższym przykładzie, że żadnej umiejętności nie można posiąść nie wkładając w to żadnego wysiłku. Na "dobry bajer" trzeba zapracować.
CZYM JEST "BAJEROWANIE"?
Czym jest "bajerowanie"? Zajrzyjmy do Internetowego Słownika Języka Polskiego PWN. Pod hasłem "bajerować" czytamy: "bajerować - mówić nieprawdę, przesadzać w opowiadaniu często w celu zaimponowania komuś (...)." Mnie ta definicja w ogóle nie odpowiada. Pojęcie "bajerowania" zbyt zawężono. Dla mnie "bajerowanie" to umiejętność rozmawiania, niekoniecznie związana z kłamaniem. Mówienie w sposób pewny, ciekawy, przykuwający uwagę, dowcipny, bez okazywania niepokoju, jeśli słucha większa grupa ludzi. I w takim znaczeniu będzie używane to słowo dalej w tekście. Naturalnie nie zajmiemy się umiejętnym rozmawianie w ogóle, tylko "bajerowaniem" kobiet.
Skoro ustaliliśmy zakres naszych zainteresowań, przejdźmy do sedna. Dlaczego, kiedy rozmawiamy z kobietami, uświadamiamy sobie, że nie mamy za bardzo o czym z nimi gadać? Rozmowa często się nie klei. Cały czas mamy wrażenie, że wychodzimy na durniów.
RÓŻNE ZAINTERESOWANIA KOBIET I MĘŻCZYZN
Nie można wszystkiego zrzucić na karb nieśmiałości, czy braku wyobraźni. Problem bierze się stąd, że co innego leży w sferze zainteresowań kobiet, a co innego mężczyzn. Tu, wydaje mi się, leży pies pogrzebany.
Pozwólcie, że posłużę się pewnym uproszczeniem, które będzie pomocne w zrozumieniu istoty rzeczy. Potocznie mówi się, że nas interesują: "kobiety, fury, sport, polityka", a kobiety: "faceci, zakupy, sprawy związane z wyglądem zewnętrznym, urodą".
Już słyszę zarzuty, jaki to ze mnie drań i "męski szowinista", jak to szufladkuję ludzi itd. Powtarzam więc jeszcze raz, że specjalnie upraszczam sprawę, żeby pokazać pewną prawidłowość. Mianowicie, że kobiety we własnym gronie rozmawiają zupełnie o innych rzeczach, niż mężczyźni. Zatem nic dziwnego, że czasem nie potrafimy znaleźć wspólnego języka. Wiem, Ameryki nie odkryłem, ale teraz w świecie dążącym do unifikacji zdaje się to nie być takie oczywiste.
Świat staje bowiem na głowie. Zaciera się różnice między kobietą a mężczyzną, tak jakby jedno było tym samy co drugie. Kobieta nie jest facetem, a mężczyzna nie jest niewiastą. Nie jesteśmy różni tylko pod względem anatomicznym, ale i pod względem mentalnym. To jest prawda, której nie można podważyć.
A tymczasem w powszechnej opinii zaczyna przeważać pogląd, że kobieta przypomina pod pewnymi względami mężczyznę. Kobieta może i nawet powinna zajmować się tymi rzeczami, które kiedyś były domeną mężczyzn. Wedle niektórych ludzi ród męski zdominował kobiety, zepchnął je do roli kuchty w domu, służącej, która ma tylko rodzić dzieci, wychowywać je, nie mieć żadnych większych aspiracji itd. Stąd w ramach zadośćuczynienia za wieki "wykorzystywania" powinniśmy "pozwalać" i "pozwalamy" na wstępowanie kobiet do wojska, uprawianie przez nie sportów typowo męskich, jak boks, podnoszenie ciężarów itd. Kobiety robią kariery, pracują na stanowiskach kierowniczych. Słowem: nie ma już chyba takiej dziedziny życia, o której można by powiedzieć, że istnieje ona bez udziału kobiet.
Zanim padną głosy pełne oburzenia, jakim to jestem dinozaurem z innej epoki z takimi poglądami i spytacie, co pragnę, do cholery, udowodnić?! To odpowiem krótko: czytajcie spokojnie dalej. Zdaję sobie sprawę, że odbiegam od głównego tematu, ale poruszam teraz temat, po którym nie sposób pobieżnie się prześliznąć. Sprawa ma bowiem fundamentalne znaczenie.
PREHISTORIA
Żeby dobrze zrozumieć stosunki męsko-damskie cofnijmy się do czasów prehistorycznych. Istniał wtedy podział obowiązków między kobietą i mężczyzną. Niebezpieczeństwo czyhające wszędzie dookoła wymuszało podział ról w społeczności ludzkiej. Ów podział wynikał również z tego, że natura tak ukształtowała mężczyznę, iż swoją strukturą jest on bardziej predysponowany do dźwigania ciężarów i walki, niż kobieta. A z kolei kobiecie natura przeznaczyła równie odpowiedzialną funkcję: rodzenia dzieci. To była zatem kwestia przetrwania, że facet zajmował się polowaniem, walką z wrogami, a kobieta opiekowała się dzieckiem, wychowywała je, przygotowywała strawę. Obowiązki jednych i drugich były równie ważne.
Czy uważacie, że piszę brednie? Co by się stało, gdyby nagle kobiety zechciały zamienić się wtedy z mężczyznami rolami? Czy taka społeczność przetrwałaby w ciężkich warunkach? Czy w ogóle taki podział byłby sprawiedliwy? Kobiety nie dosyć, że walczyłyby, polowałyby, to jeszcze musiałyby rodzić dzieci, opiekować się nimi przez pierwsze miesiące. Bo fizycznie niemożliwe jest, żeby mężczyzna rodził dzieci i karmił je piersią, jakkolwiek to śmiesznie brzmi. Jedno potrzebowało więc drugiego. Bez siebie mężczyzna i kobieta byli skazani na klęskę, nie przetrwaliby.
WSPÓŁCZESNOŚĆ
Czyż obecnie tak wiele się zmieniło? Czy świat stał się mniej niebezpieczny? Kwestia sporna. Jedni powiedzą, że wynalazki, postęp cywilizacyjny, rozwój medycyny poprawiły bezpieczeństwo ludzi. Ilość ludzi na Ziemi wzrosła. A z drugiej strony: ktoś mógłby powiedzieć, że pomimo wszystkich osiągnięć cywilizacyjnych, człowiek wcale nie czuje się bezpieczniej. I wcale nie trzeba się tutaj posiłkować przykładem zamachów terrorystycznych, czy konfliktami zbrojnymi. Czyż samo wyjście "na miasto" nie przypomina wejścia do dżungli? Czy przestało obowiązywać "prawo silniejszego"? Czy już "walka o byt" się skończyła? Moim zdaniem nie. Społeczność ludzka przypomina dzikie zwierzę z nałożonym "kagańcem" w postaci religii, prawa. Odetnijcie człowiekowi prąd, zabierzcie mu jedzenie, pozbawcie go wody pitnej, postawcie w sytuacji krytycznej, jak jakiś kataklizm np. powódź, a zobaczycie, co z tego wyniknie, gdzie będzie miał szczytne ideały humanizmu...
Wszyscy ci, co twierdzą, że kobiety od wieków były "krzywdzone" i "wykorzystywane", spychane na "boczny tor" przez egoistycznych mężczyzn i ci, co mówią, że teraz kobiety powinny "rywalizować" z mężczyznami, odnosić sukcesy na ich polu, muszą postawić kropkę nad "i", i powiedzieć jasno i wyraźnie: "Wasze macierzyństwo, opieka nad dziećmi, wkład w utrzymanie domu, drogie panie, jest bezwartościowe, bezużyteczne. Zajmijcie się czymś, co jest naprawdę ważne: czyli karierą, rywalizacją..." To jest taki sposób rozumowania. Poprawcie mnie, jeśli się mylę. Skoro odrzuca się świat "garów", "sprzątania", "wychowywania bachorów", a wybiera się: "pracę zawodową, "posadę kierowniczą", "karierę" itd., to logiczne jest, że "tamten" świat, a więc świat rywalizacji, walki, zmagań o wyższą posadę, uważa się za "lepszy". Czyli świat, który był do tej pory domeną mężczyzn.
RÓWNOWARTOŚĆ I RÓWNOWAŻNOŚĆ ŚWIATA KOBIET I MĘŻCZYZN
Ja uważam, że te światy są równowartościowe i równoważne. Bez jednego nie ma drugiego. Bez kobiet nie byłoby mężczyzn, bez mężczyzn nie byłoby kobiet. Jest jakimś gigantycznym nieporozumieniem, zachwianiem równowagi, dążenie niektórych kobiet do "zawłaszczenia" tego, co nazywam w tym tekście "domeną mężczyzn". Kobiety same sobie czynią szkodę. Niszcząc w sobie, to co je określa, przestają w pewnym sensie być kobietami. Co się stanie, kiedy np.: kobieta uprawia ciężary? Zaczyna przypominać mężczyznę. Co się stanie, kiedy kobieta pójdzie do wojska? Jeśli chce być prawdziwym żołnierzem, musi stać się podobna do mężczyzn. Bo można stworzyć z niej "maszynę do zabijania". I może osiągnąć w tym doskonałość. Nie ma wątpliwości. Ale czy o takiej kobiecie można wtedy powiedzieć, że nie nabyła cech "męskich"? Czyż nie musiała w sobie wykształcić cech "męskich"? Odwróćmy sytuację. Kiedy facet wchodzi w "domenę kobiet" - niewieścieje.
NASZ GRZECH - NIEDOCENIANIE KOBIET
Naszym głównym grzechem, rodu męskiego, jest niedocenianie kobiet za to, co robią. Gdybyśmy je odpowiednio dowartościowali, uniknęlibyśmy wielu niepotrzebnych konfliktów. Bo tak naprawdę one potrzebują tylko tego - docenienia. Wchodzą na "nasz teren", chcą grać w "nasze gry", ale sama "gra" ich nie interesuje. Chcą tylko zwrócić na siebie uwagę i poczuć się ważne.
SPOSÓB PROWADZENIA ROZMOWY - SOKRATES
To takich parę myśli, które mogą ułatwić Wam życie. Ale wróćmy z powrotem do sedna wywodu, czyli "bajerowania". Sam sposób prowadzenia rozmowy jest ważny. I tu znowu sięgnijmy do "kopalni" wiedzy, jaką jest Starożytność. Sokratesa nie trzeba nikomu przedstawiać. Twierdził on, że celem rozmowy powinno być dążenie do PRAWDY. Powinniśmy rozmawiać ze sobą nie w celu "dokopania sobie", tylko by osiągnąć wspólne zrozumienie "istoty rzeczy". Zatem nie walka "podjazdowa" na złośliwości, ironiczne uwagi, wzajemne przekrzykiwanie się, dogryzanie sobie - patrz: dyskusja polityków, bo w takiej dyskusji może zwyciężyć pogląd, wniosek, który z PRAWDĄ nie ma nic wspólnego.
Zastanówcie się, jak do tej pory prowadziliście rozmowę? Spieraliście się z kimś z myślą, że tylko Wy macie rację. Nie przyjmowaliście do uwagi argumentów strony przeciwnej. Musiało wyjść na Wasze. Nawet niekoniecznie mieliście rację i mieliście tego świadomość. Chcieliście udowodnić swoją wyższość. A tu, wedle sokratejskiej myśli, bierzecie pod uwagę argumenty innej strony. Zdajecie sobie sprawę, że możecie się mylić. Ktoś inny też może wnieść coś ciekawego rozmowy. Wspólnie próbujecie osiągnąć cel - czyli poznać PRAWDĘ. Jak się tak głębiej zastanowicie, to zauważycie, że to już wtedy jest zupełnie inna "jakość" prowadzenia rozmowy. Nikt nie czuje się wtedy pokrzywdzony. Nikt nie uważa się za głupszego. Nikt nie czuje się gorszy po takiej rozmowie, bo każdy wniósł do "niej" coś od siebie.
O CZYM ROZMAWIAĆ, BY BYĆ ROZMÓWCĄ CIEKAWYM?
O czym rozmawiać z kobietami? Trzeba znaleźć wspólne tematy. Filmy, muzyka, książki. To zawsze chwyta. Oczywiście nie należy się ograniczać tylko do tych tematów. Ale na początek wystarczy. Przy czym, żeby "zadziałało" trzeba umieć mówić ciekawie...
Jak sprawić, by być rozmówcą ciekawym? Przede wszystkim trzeba dużo czytać. Czytać i wciąż czytać... Gazety, tygodniki, książki. Wzbogaca się wtedy własny zasób słów. A słowa to myśli. Jeśli dużo czytamy, potrafimy formułować składnie własne myśli. Interesujecie się jakimś filmem? Przeczytajcie parę recenzji na jego temat. Po obejrzeniu filmu wyróbcie sobie własną opinię. I już jest o czym gadać! Myśli sławnych ludzi. Bon - moty. Wszystko to okraszone dobrym humorem, wpływa na atrakcyjność nas, jako rozmówców.
Jak można rozwijać ładny sposób mówienia? Czytanie to jedno. A druga strona medalu, to sposób formułowania myśli. Żeby być precyzyjnym, mówić dobrze, trzeba ćwiczyć. Np. pisząc maile, listy, opowiadając komuś jakieś wydarzenie. Starając się robić to poprawnie, wg wszelkich reguł gramatycznych i składni. I co ważne, pamiętajcie o zasadzie: "jedno zdanie - jedna myśl". Niech Waszym celem będzie prostota wypowiedzi. "Prosto" nie znaczy: "banalnie". Niektórzy uważają, że jak użyją kilku niezrozumiałych słów, to ich wypowiedź jest mądra. Nic bardziej mylnego. Zasób słów powinien być dostosowany do rozmówców. Trzeba starać się mówić jak najprościej i zrozumiale.
To tyle...