Najazd tatarski na przełomie września
i października 1629 roku.
Jesienią 1629 roku Rzeczypospolita znalazła się w niezwykle skomplikowanym położeniu militarnym. Większość wojsk koronnych i litewskich zaangażowana była w walkę przeciwko Szwedom, toczoną jednocześnie w Prusach Królewskich i Inflantach. Pomimo czerwcowego zwycięstwa pod Trzcianą oraz pomocy wojsk cesarskich pod dowództwem Johanna Georga Arnima, wojska koronne, nękane głodem i chorobami, nie były w stanie doprowadzić do wyparcia przeciwnika z Pomorza i zwycięskiego zakończenia wojny. Prowadzone z udziałem mediatorów francuskich, angielskich i brandenburskich negocjacje przez dłuższy czas nie przynosiły rezultatu i dopiero 26 września zakończyły się rozejmem w Altmarku, którego warunki stanowiły bezsprzeczny sukces dyplomatów Gustawa II Adolfa.
Zaangażowanie oddziałów kwarcianych na północy oznaczało osłabienie obrony południowo - wschodniej granicy przed najazdami tatarskimi. Od września 1626 roku dowódcą tamtejszych wojsk był chorąży bracławski Stefan Chmielecki, zastępujący przebywającego w Prusach hetmana polnego Stanisława Koniecpolskiego. Pomimo małych sił był w stanie uchronić Koronę od poważniejszych najazdów tatarskich i ekspansji tureckiej na tereny pograniczne, w duże mierze dzięki bratobójczym walkom w chanacie krymskim, w których aktywnie uczestniczyli, nie bez zachęty ze strony władz koronnych, Kozacy zaporoscy. Działalność tych ostatnich, nie zawsze zgodna z oczekiwaniami Chmieleckiego i jego mocodawców, spotykała się jednak z rosnącą irytacją ze strony władz tureckich, zaś po uspokojeniu sytuacji na Krymie zwycięski chan Dżanibek II Gerej skłonny był do skierowania swych sił przeciwko Koronie. Na niekorzyść Rzeczypospolitej działał także poseł holenderski w Stambule, Cornelis Haga, który wespół z patriarchą konstantynopolitańskim Cyrylem Lukarisem oraz dyplomatami siedmiogrodzkimi, Charlesem Assideuil markizem de Talleyrand oraz Jacquesem Roussel, próbował skłonić Portę Ottomańską do wypowiedzenia wojny Zygmuntowi III.
W maju w okolicach Humania pojawili się ordyńcy pod dowództwem Mehmeda murzy, którzy, spustoszywszy tamtejsze osady, wycofali się nad Boh, ścigani przez chorągwie polskie Chmieleckiego. Chorąży bracławski bliski był doścignięcia przeciwnika i uderzenia nań z zaskoczenia, ale wskutek niefortunnego przypadku Tatarzy dowiedzieli się o obecności Polaków i odesławszy kosz wraz z łupami, stanęli w szyku bojowym pod Kodenicą, lekceważąc słabego w ich mniemaniu przeciwnika. Starcie zakończyło się sukcesem Chmieleckiego, którego podkomendni przełamali szyk wroga i zmusili go do panicznej ucieczki, podczas której ordyńcy pozbywali się nie tylko łupów, ale także innych ciężkich przedmiotów, w tym broni, aby uniknąć polskiego pościgu. Kilka dni później chorąży bracławski zmusił do odwrotu inny czambuł, który pojawił się na czarnym szlaku, w pobliżu Sinej Wody, po czym rozłożył wojska na leżach na Ukrainie, czekając na dalszy bieg wypadków.
Najazd Mehmeda murzy, podobnie jak trzy inne inkursje, które dotknęły ziemie ukrainne w maju i czerwcu 1629 roku, stanowiły jednak jedynie przygrywkę do wielkiego uderzenia, które spaść miało na Rzeczypospolitą wczesną na przełomie lata i jesieni. Wydarzenia te nie doczekały się dotychczas w polskiej historiografii samodzielnego opracowania, natomiast sporo miejsca poświęcił im Bohdan Baranowski w swej monografii dotyczącej stosunków Rzeczypospolitej z Tatarszczyzną w latach 1624 - 1629, wykorzystując między innymi dokumenty, zniszczone w czasie II Wojny Światowej, co utrudnia weryfikację jego twierdzeń, która wydaje się konieczna ze względu na pominięcie przezeń szeregu źródeł, znajdujących się przede wszystkim w Archiwach: Zamoyskich i Radziwiłłów w warszawskim Archiwum Głównym Akt Dawnych.
Podstawę poniższych rozważań stanowić będą dwie relacje, opisujące szczegółowo najazd 1629 roku. Pierwsza, autorstwa Stefana Chmieleckiego, znana jest z licznych rękopisów i była dwukrotnie wydawana, raz w dziewiętnastym wieku przez Stanisława Przyłęckiego, ponownie zaś w drugiej połowie minionego stulecia przez Zdzisława Spieralskiego i Jana Wimmera. Rozpoczyna się ona wraz z końcem sierpnia, kiedy Tatarzy rozpoczęli działania zbrojne i kończy 11 października, wraz z zamknięciem kampanii przez oddziały polskie. Druga, anonimowa, zachowała się w jedynie w rękopisie 201 Biblioteki Kórnickiej i powstała, sądząc z jej treści, pod piórem osoby przebywającej podczas kampanii w obozie wojewody ruskiego Stanisława Lubomirskiego i związanej z nim osobiście. Świadczą o tym z jednej strony pełny szacunku i oddania sposób traktowania wojewody, z drugiej zaś nieskrywana niechęć do Chmieleckiego, którego autor czyni odpowiedzialnym za wszelkie niepowodzenia doznane w toku kampanii, odmawiając mu przy okazji talentu dowódczego. Chwilami tekst przypomina panegiryk na cześć pana na Wiśniczu, podkreślający nie tylko jego cnoty marsowe, ale także pobożność i pokorę. Trzeba w tym miejscu wspomnieć o uszkodzeniu rękopisu, prawdopodobnie wskutek zalania, które utrudnia odczytanie istotnych partii tekstu. Uwagę winna przykuwać natomiast dysproporcja pomiędzy stanem zachowania obu relacji, która prawdopodobnie odzwierciedla różny stopień popularności, jakim cieszyła się każda z nich.
Istnienie dwóch przeciwstawnych sobie przekazów stanowi dla historyka nie lada wyzwanie. Oba teksty w odmienny sposób przedstawiają przebieg działań i przyczyny sukcesów i porażek, różnią się także w opisie tych samych wydarzeń. Dzięki temu możliwe stało się dokładniejsze poznanie najazdu tatarskiego i towarzyszących mu działań zbrojnych, a także wychwycenie pojawiających się w obu narracjach przemilczeń i przekłamań. Zestawienie obu tekstów pozwoliło również dostrzec spory pomiędzy dowódcami, który w istotny sposób wpływał na ostateczny wynik zmagań. Z drugiej strony historyk, postawiony w takiej sytuacji, staje się mimowolnie sędzią, który po upływie prawie czterech stuleci zobowiązany jest rozstrzygnąć spór o odpowiedzialność za doznane niepowodzenia, mając przed sobą dwie błyskotliwe mowy obrończe, w których oskarżeni mogą się nie cofnąć się przed wykorzystaniem kłamstw i pomówień, trudnych do zweryfikowania wskutek oddzielającego go od wydarzeń czasu oraz braku bezstronnych źródeł. Zobowiązany jest zatem do zachowania należytej staranności przy badaniu obu relacji i konfrontowania ich z innymi przekazami, kiedy to tylko będzie możliwe.
Czołowe miejsce wśród nich zajmuje korespondencja, szczególnie powstała pod piórem obu wodzów. Trzeba zatem wspomnieć o listach Chmieleckiego do politycznego patrona, podkanclerzego koronnego Tomasz Zamoyskiego, znajdujących się w Archiwum Zamoyskich lub wydanych przez Przyłęckiego, jak również tych Stanisława Lubomirskiego, adresowanych przezeń do króla i hetmana Koniecpolskiego. W wspomnianym wcześniej rękopisie 201 Biblioteki Kórnickiej znajdują się także, obok diariusza, pisma wojskiego halickiego Samuela Otwinowskiego oraz Jakuba Budzińskiego do nieznanego mi z imienia podstarościego samborskiego, zaś w manuskrypcie 102 Biblioteki Jagiellońskiej zachował się anonimowy list do nieokreślonego adresata, datowany na ósmego października z Halicza i opisujący wspomniane wydarzenia, wydany przez Ambrożego Grabowskiego. Nie udało mi się natomiast dotrzeć do żadnych źródeł proweniencji tatarskiej, co w oczywisty sposób utrudnia zrekonstruowanie rzeczywistego przebiegu wypadków.
W początkach czerwca król, zbierając siły do kolejnej kampanii w Prusach, zdecydował się powierzyć obronę granicy południowej przed atakiem ze strony władcy Siedmiogrodu Gabora Bethlena wojewodzie ruskiemu Stanisławowi Lubomirskiemu, nakazując mu zaciągnąć na służbę Rzeczypospolitej na tysiąc koni husarii oraz tysiąc piechoty, przewidując równocześnie, że w razie napaści w sukurs powinna mu przyjść szlachta z województw: krakowskiego, sandomierskiego i lubelskiego. Ostatecznie, sądząc z przedstawionych na drugim sejmie 1629 roku rachunków skarbowych, wojewoda zdołał zaciągnąć jedynie 600 husarzy (roty: własna 200 koni, Janusza Tyszkiewicza, starosty żytomierskiego, 200 koni, Andrzeja Zborowskiego, kasztelana oświęcimskiego, 100 koni, Aleksandra Sienieńskiego, 100 koni), 500 kozaków( roty: Przecława Sieradzkiego, 100 koni, Adama Lipskiego, chorążego bełskiego, 200 koni, Skurgierowskiego, 200 koni) i 300 piechoty (własna rota Lubomirskiego), co kosztowało skarb państwa 49766 złotych i 3 grosze. Na taki stan rzeczy wpłynął także król, który wskazując na fatalny stan finansów publicznych, prosił wojewodę o ograniczenie zaciągów.
Lubomirski wydawał się być znakomitym kandydatem do wykonania powierzonego mu zadania, choć nie ukrywał swego opozycyjnego nastawienia do prowadzonej przez króla polityki. Urodzony w 1583 roku miał pokaźne doświadczenie wojskowe. W czasie swych zagranicznych wojaży poznał w Niderlandach zachodnioeuropejską sztukę wojenną, prawdopodobnie brał udział w bitwie pod Kicholmem, zaś dwa lata później wraz z własną rotą uczestniczył po stronie królewskiej w starciu pod Guzowem. Towarzyszył także monarsze pod Smoleńskiem w latach 1609 - 1611, walczył u boku Żółkiewskiego pod Buszą i Oryninem, dowodził własnym pułkiem stacjonującym w Małopolsce w latach 1619 - 1620, zaś pod Chocimiem służył jako zastępca Jana Karola Chodkiewicza, aby po jego śmierci samodzielnie doprowadzić wojska Rzeczypospolitej do zwycięskiego pokoju. Po zakończeniu kampanii spotkało go jednak rozczarowanie, ponieważ król nie powierzył mu buławy koronnej, choć w znacznej mierze dzięki niemu udało się doprowadzić do zakończenia konfederacji lwowskiej. Buława ominęła go także w roku 1627, kiedy rywalizował o nią z Tomaszem Zamoyskim, wojewodą kijowskim. Obaj magnaci nie ukrywali niechęci do siebie, co mogło mieć wpływ na przebieg omawianej kampanii.
Na korzyść Lubomirskiego przemawiały także inne względy. Wojewoda ruski konsekwentnie powiększał odziedziczony po ojcu majątek i w 1629 roku stał się największym świeckim posiadaczem ziemskim w województwie krakowskim, dzierżąc w swym ręku 91 całych wsi oraz 16 części, a także Wiśnicz wraz z zamkiem. Tytułem porównania, następni na liście najzamożniejszych: wojewodowie: krakowski Jan Tęczyński oraz kijowski Aleksander Zasławski posiadali odpowiednio 36 i 28 osad. Oczywiście, posiadłości Lubomirskiego nie ograniczały się tylko do województwa krakowskiego, dysponował on bowiem majątkiem na Wołyniu i Kijowszczyźnie. Nie wolno także zapominać o licznych królewszczyznach oraz szybach solnych, dzięki których jego ojciec, Sebastian, stworzył podwaliny potęgi rodu.
Majątek pozwalał na zaciąg licznych wojsk prywatnych, a wpływy polityczne i majątek pozwalały na stworzenie rozległej sieci powiązań klientarnych. Inny z małopolskich potentatów, kasztelan krakowski Jerzy Zbaraski, zalecając kilka lat wcześniej królowi usługi Lubomirskiego jako dowócy wojsk strzegących Podgórza przeciw Bethlenowi, argumentował: „Ja nie rozumiem nikogo sposobniejszego jak imci pana podczaszego koronnego [Stanisława Lubomirskiego - P. G.], który i kilka set człowieka swego zaraz może mieć i tu w Podgórzu ma powinowactwa i clientellą swoją, mógłby prędko co ludzi zebrać i tak jedno za drugiem składając, mogłoby się prędko cokolwiek wywodzić, tylko trzeba fundamenta ponere, co prędzej z tych 2000 koni, o które piszę , a wodza dać zaraz, żeby tym zawiadywał i obracał, bez którego żadna opera dobra stać się nie może.”
Także i tym razem Lubomirski, który według Diariusza nie palił się do objęcia komendy i uległ po długich namowach ze strony króla i hetmana, mając na względzie przede wszystkim dobro Rzeczypospolitej, uzupełnił oddziały państwowe swym wojskiem prywatnym, którego liczebność pozostaje trudna do ustalenia z powodu braku danych. Z pewnością w obozie znaleźli się dragoni wojewody w liczbie co najmniej dwustu, jednak nie sposób wskazać innych obecnych tam formacji zaciągniętych prywatnie przez wojewodę. Nie ma powodu wątpić w słowa anonimowego autora Diariusza o niechęci do objęcia komendy, choć należałoby ją przypisać nie tyle skromności Lubomirskiego, ile raczej wysokim kosztom, związanym z udziałem w kampanii wojennej, ponoszonym nie tylko na utrzymanie oddziałów prywatnych. Źródła wskazują na pojawienie się wiosną 1629 roku istotnych problemów z rekrutacją żołnierzy do służby w Prusach, co w połączeniu z niewypłacalnością skarbu publicznego oznaczać mogło konieczność wyłożenia przez Lubomirskiego własnych pieniędzy na zaciąg publicznego żołnierza.
W lipcu Lubomirski, poinformował przebywającego w Prusach króla o niebezpieczeństwie ze strony Tatarów, połączonym ze stałą niepewnością co do zachowania Bethlena. W odpowiedzi król nakazał Chmieleckiemu, który wraz z podkomendnymi przebywał od maja na Ukrainie, „aby się z Panem Wojewodą Ruskim znosił o daniu wstrętu Pogaństwu i jeśli wojska ukrainne wydołać sile ich nie będzie mogło, albo się ku ludziom jego zbliżał albo upatrzywszy miejsce na wszystkie szlaki sposobne onego w obozie tam oczekiwał”.
Kiedy w sierpniu do obozu królewskiego dotarły nowe informacje o zbliżającym się najeździe tatarskim, monarcha wystosował do Lubomirskiego prośbę, aby „Uprzejmość Wasza od Halicza, z tymi, które mieć będziesz ludźmi zemknął ku Kamieńcowi nie wchodząc jednak do wołoskiej ziemie też aby z drugiej strony urodzony chorąży bracławski uczynił na nasze rozkazanie”. Jeśli dojdzie do najazdu: „będziesz mógł Uprzejmość Wasza i z miejsca tego wstręt czynić nieprzyjacielowi, porozumiewając się z Urodzonym Chorążym Bracławskim.” Podobny rozkaz o współdziałaniu został wysłany także do Chmieleckiego.
W połowie września, kiedy stało się jasne, że głównym zagrożeniem nie będzie Bethlen, lecz Tatarzy, choć nie było jeszcze podówczas pewności co do kierunku ich uderzenia, król wyłuszczał swój plan wojewodzie, pisząc doń: „Co się tycze złączenia się wojska kwarcianego z ludźmi temi, które masz Uprzejmość Wasza na ten czas pod regimentem swoim, jużeśmy w tem urodzonemu chorążemu bracławskiemu wolą naszą wiadomą uczynili i rozkazawszy, aby na to pilne oko miał, że jeżeliby Poganie przez wołoską ziemię w Podole albo kraj halicki obrócili, żeby będąc na przedzie abo z niemi szedł abo poprzedził ku ludziom, które masz Uprzejmość Wasza w obozie naszym. Jeżeliby ten Poganin miał wpaść w Ukrainę, baczemy to, że w takiej odległości i szerokości Państw naszych potrzebniejsza będzie przytomność wojska kwarcianego tamtem krajom i Ukrainie, gdyż na tego nieprzyjaciela prędkości potrzeba, która trudna bardzo Uprzejmości Waszej w tej odległości. Nic nie wątpimy, że z obopólnych wiadomości ku dobremu i pożytecznemu Ojczyzny stosować będziesz wszystkie przedsięwzięcia Uprzejmość Wasza także i urodzony chorąży bracławski.”
Pozwoliłem sobie na przytoczenie in extenso królewskich rozkazów dotyczących planu kampanii przeciw Tatarom, gdyż miały one niebagatelny wpływ na jej przebieg. Przede wszystkim Zygmunt III przewidywał, że obaj wodzowie będą ze sobą współpracować tylko w przypadku, gdyby Tatarzy mieli uderzyć na Podole i Pokucie, zaś w sytuacji, gdyby najazd kierował się na Ukrainę, Chmielecki powinien byłby działać samodzielnie, ze względu na oddalenie obozu Lubomirskiego od tego teatru działań, a także, jak można domniemywać na podstawie listu z 18 września, z powodu składu wojska wojewody, złożonego z jednostek cięższych, zwłaszcza piechoty i artylerii, niż oddziały kwarciane. W świetle korespondencji monarchy wyraźnie widać, że król utrzymywał niezależny status obu dowódców, nie decydując się na poddanie jednego z nich rozkazom drugiego, nawet w przypadku, gdyby działali na tym samym teatrze. Zygmunt liczył też najwyraźniej na to, że do połączenia sił dojdzie najpóźniej w chwili wtargnięcia ordy w granice Korony. Zastanawiać musi natomiast brak informacji na temat zadań przydzielonych Kozakom, choć można przypuszczać, że mówiąc o kwarcianych, król mógł mieć na myśli także Zaporożców. Treść rozkazów królewskich, szczególnie tego z 18 września, każe wątpić w prawdziwość podanej przez autora Diariusza informacji, jakoby hetman Koniecpolski poddał Chmieleckiego pod rozkazy Lubomirskiego, ponieważ polecenia Zygmunta III wyraźnie wskazują na równorzędną pozycję obu dowódców.
Sytuacja militarna oraz rozkazy królewskie wymagały zatem współpracy od obu dowódców, którzy formalnie równorzędni, zajmowali w hierarchii społecznej Rzeczypospolitej odmienną pozycję. Stefan Chmielecki wywodził się bowiem z drobnej szlachty i miał za sobą długą, nie zawsze chlubną karierę wojskową, między innymi służył w wojskach Dymitra II Samozwańca i węgierskiego magnata Jerzego Hommonaya, później zaś był jednym z uciekinierów z obozu pod Cecorą owej feralnej nocy z 20 na 21 września 1620 roku, kiedy wraz z Janem Odrzywolskim zdołał powrócić do kraju. Nie wziął udziału w kampanii chocimskiej, zatem nie służył pod rozkazami Lubomirskiego, natomiast związał się w latach dwudziestych z Tomaszem Zamoyskim, dowodząc jego oddziałami prywatnymi. Pod komendą Koniecpolskiego walczył pod Szmańkowcami, Martynowem, Jeziorem Kurukowskim i w kampanii lutowej 1626 roku. Opuszczając Ukrainę we wrześniu 1626 roku, hetman polny złożył w jego ręce komendę, trafność wyboru potwierdziło niespełna miesiąc później odparcie przez regimentarza najazdu tatarskiego pod Białą Cerkwią. Dwa lata później skutecznie realizował politykę królewską wobec konfliktu w chanacie krymskim, równocześnie powstrzymując Turków przed naruszeniem granic Rzeczypospolitej. Pomimo tych wszystkich sukcesów pozostawał wciąż jedynie klientem magnackim, przed rokiem 1620 Janusza Ostrogskiego i Samuela Koreckiego, później zaś Tomasza Zamoyskiego, z którego pośrednictwa korzystał czasami w kontaktach z monarchą. Pod względem majątku i wpływów politycznych nie mógł się równać z Lubomirskim.
Chmielecki otrzymał pierwsze informacje o szykującym się najeździe najpóźniej pod koniec czerwca, ponieważ 1 lipca ogłosił uniwersał, w którym ostrzegał szlachtę województw ukrainnych przed zagrożeniem ze strony wojsk chana krymskiego i ordy budziackiej pod komendą Kantymira murzy, wzywając ją równocześnie, aby przybywała do obozu w celu wzmocnienia sił kwarcianych. Dziewięć dni później pisał do Zamoyskiego, ponawiając ostrzeżenia przed najazdem Kantymira, który w jego ocenie mógłby stanąć na czele 20 tysięcy ordyńców. Miesiąc później, omawiając swe stanowisko względem Mirona Bernawskiego, pisał do podkanclerzego, że warunkiem porozumienia z hospodarem powinno być powstrzymanie przezeń Tatarów i skuteczne działanie na rzecz utrzymania pokoju, albo przynajmniej powstrzymanie ordy przed przejściem przez Mołdawię. Widać z tego, że w opinii Chmieleckiego najazd tatarski był nieuchronny, o ile nie zostaną podjęte kroki mediacyjne ze strony hospodara.
Pomiędzy 10 lipca a 11 sierpnia regimentarz założył obóz pod Stepanówką, gdzie zgromadził wojska kwarciane, których liczbę określał w połowie września na trzy tysiące ludzi. Nie było w nim Kozaków rejestrowych, którzy zadeklarowali, co prawda, chęć wspólnego odparcia najazdu, ale nie spieszyli się z połączeniem sił. Na przełomie sierpnia i września Chmielecki próbował skłonić Zaporożców do zaakceptowania wskazanego przez króla atamana Hrehorego vel Hryćka Sawicza Czarnego w charakterze starszego nad wojskiem zaporoskim Jego Królewskiej Mości. Określał go przy tym jako dobrego żołnierza, który jednak ma wielu prywatnych nieprzyjaciół. 4 września informował podkanclerzego, że otrzymał ponowną deklarację o gotowości do służby i poddania się pod rozkazy Hryćki, ale tydzień później pisał, że posłał do ich obozu rotmistrza Andrzeja Ranachowskiego i towarzysza z własnej roty, Mikołaja Kisiela, aby nakłonić rejestrowych do uznania nowego starszego. Można zatem domniemywać, że nie wszystko poszło gładko, niemniej późniejszy przebieg wypadków zdaje się wskazywać na ostateczny sukces regimentarza i jego wysłanników. Ciekawe, że Chmielecki oceniał siły kozackie na osiem tysięcy ludzi, podczas gdy ugoda kurukowska z 6 listopada 1625 roku określała liczebność regestru na sześć tysięcy ludzi, co wyraźnie wskazuje na fakt, że regimentarz, z powodu słabości własnych sił, musiał tolerować łamanie postanowień ugody przez Niżowców, niewykluczone zresztą, że akceptował taki stan rzeczy.
Lubomirski otrzymywał wiadomości o zagrożeniu tatarskim od hospodara mołdawskiego Mirona Barnowskiego już na początku lipca. Zgodnie z Diariuszem, 16 sierpnia Lubomirski stanął pod Rohatynem, ale rychło zdecydował się pójść dalej do Skały, gdzie 28 sierpnia założył obóz pomiędzy Chorzowcem a Żabinem. Dzień później wydał polecenie, adresowane do wszystkich rotmistrzów i poruczników oraz pozostałych żołnierzy będących na służbie Rzeczypospolitej, aby czym prędzej przybywali do obozu pod Skałą. W związku z tym uniwersałem, rysuje się pytanie, czy rozkaz wojewody odnosił się także do Chmieleckiego i jego podwładnych. Gdyby tak było, można by się zgodzić z autorem Diariusza, że chorąży bracławski ponosi winę za spóźnione połączenie sił, ponieważ celowo unikał przybycia do obozu Lubomirskiego przed najazdem tatarskim, podając jako usprawiedliwienie najpierw, że celem Tatarów będzie Moskwa, w następnym zaś liście wskazując, że orda ma zamiar skorzystać z jednego z dwóch szlaków wiodących przez Ukrainę: czarnego lub kuczmańskiego, zatem jego obecność w województwach ukrainnych jest konieczna. W świetle informacji posiadanych jakoby przez Lubomirskiego, argumenty Chmieleckiego były jedynie wymówkami, ponieważ Tatarzy mieli uderzyć szlakiem wołoskim, którego słabe siły wojewody nie były w stanie skutecznie obronić.
Istnieją jednak poważne argumenty, aby kwestionować przedstawioną powyżej wersję wydarzeń. Przede wszystkim, rozkazy królewskie nie oddawały Chmieleckiego pod rozkazy wojewody, o czym była już wcześniej mowa. Nakazywały mu natomiast pozostanie na Ukrainie w wypadku, gdyby ostrze najazdu tatarskiego kierowało się w tamtejsze strony. W świetle Relacji, ale także listów samego wojewody, Tatarzy pierwotnie ruszyli czarnym szlakiem, zmieniając go rychło na szlak kuczmański, aby ostatecznie ku zaskoczeniu strony polskiej skręcić do Mołdawii i zaatakować szlakiem wołoskim. W tej sytuacji działania Chmieleckiego przed połączeniem sił wydają się być w pełni zrozumiałe i zgodne z wytycznymi Zygmunta III.
2 września, otrzymawszy od szpiegów informacje o zagrożeniu tatarskim, wojewoda rozpoczął prace fortyfikacyjne w obozie. Zaczęły też doń przybywać przyjaciele, jak to określa autor Diariusza, wraz z ze swoimi pocztami: książę Janusz Wiśniowiecki, starosta żytomierski Janusz Tyszkiewicz i Aleksander Zborowski. Kasztelan krakowski Jerzy Zbaraski, choć nie stawił się osobiście, to jednak wysłał pod Skałę swoje oddziały prywatne. 9 września Lubomirski wystosował kolejny uniwersał, tym razem adresowany do szlachty, w którym ostrzegał ją o zagrożeniu i wzywał do obozu. Podobne akty ogłosiła także w dniach 8 - 9 września kancelaria Chmieleckiego. Obaj dowódcy pozostawali z sobą w kontakcie, o czym świadczy list chorążego do wojewody, datowany na 12 września z obozu pod Stepanówką, w którym pisał o Tatarach oraz powołaniu przez króla Hryćki na urząd starszego nad wojskiem zaporoskim. Część ordyńców miała ruszyć do Moskwy, ale orda budziacka znalazła się po stronie Dniestru należącej do Korony, zaś oddziały chana przebywały jeszcze na Prawobrzeżu. Ponadto zwracał się do Lubomirskiego z apele, sądząc z jego treści nie pierwszy raz: „A jakom w pierwszych listach zdanie swoje napisał do waszej miłości mego miłościwego pana, abyś się raczył z tym tam wojskiem co prędzej pod Stanisławów przymknąć, żebyśmy podług woli i rozkazania JKM z tym nieprzyjacielem coniunctis viribus czynili”. Prośba Chmieleckiego była co najmniej zaskakująca, ponieważ oznaczała przesunięcie wojsk wojewody dalej na zachód, czyli oddalała je od idących z Ukrainy oddziałów chorążego, utrudniając współdziałanie, chyba, że regimentarz zakładał, że Tatarzy pójdą z Mołdawii szlakiem wołoskim wprost na Stanisławów, dzięki czemu znaleźliby się w potrzasku, mając przed sobą siły Lubomirskiego, za sobą zaś kwarcianych i Kozaków. Niezależnie jednak od zamysłu Chmieleckiego, wojewoda nie spełnił jego prośby i pozostał pod Skałą.
Pierwotnie Tatarzy zamierzali uderzyć czarnym szlakiem w głąb województwa kijowskiego. Pod koniec sierpnia orda budziacka, pod dowództwem Kantymira murzy oraz oddziały chana pod wodzą kałgi sułtana Dewlet Gereja przeprawiły się przez Dniepr pod Oczakowem i Tawanią, kierując się w stronę przeprawy na Bohu pod Pieszczanami. Rychło jednak wodzowie tatarscy zorientowali się, że strona polska jest przygotowana do odparcia najazdu, ponieważ natknęli się na wysłany na Dzikie Pola podjazd pod dowództwem Semena Bajbuzy, złożony z czterech chorągwi kozackich: jego własnej, Adriana Chocimierskiego i dwóch rot z ordynacji księcia Dominika Ostrogskiego - Zasławskiego. Zmieniwszy plany, przeszli przez pola w kierunku szlaku kuczmańskiego, stając 21 września pomiędzy Biełoczą i Kamionką, na początku tego szlaku. W tej sytuacji ostrzeżony o zmianie kierunku marszu Chmielecki zwinął 23 września obóz pod Stepanówką. Tatarzy ponownie zmienili marszrutę i zamiast pójść szlakiem kuczmańskim, ruszyli wzdłuż Kamionki w kierunku Dniestru, gdzie przeprawili się przez bród pod Żabczynem na mołdawski brzeg tej rzeki. Chorąży bracławski zdecydował się zatem, aby iść w ślad za nimi po przeciwnej stronie Dniestru, dlatego przeprawił się przez Boh brodem Sokolskim, prawdopodobnie 28 kilometrów od Winnicy i stanął około 8 kilometrów za Murachwą. Wysłał jednocześnie towarzyszy ze swej roty, panów Komorowskiego i Wolanowskiego na czele 150 koni, polecając im, aby idąc w górę Dniestru obserwowali nieprzyjaciela, informując o jego poczynaniach regimentarza. Trzeba w tym miejscu dodać, że nie doszło jeszcze do połączenia wojsk kwarcianych z Kozakami, którzy 23 września znajdowali się o dwie mile od obozu kwarcianych (od 12,5 do 15, 5 kilometra)), a i później oddzielnie szli w ślad za Chmieleckim, sądząc z listu Lubomirskiego stanowiąc jedynie część sił kozackich. Chorąży bracławski starał się stale utrzymywać kontakt z Lubomirskim, licząc na nawiązanie współpracy.
25 września Chmielecki nocował za Berlińcami, otrzymując stale wiadomości od Polaków i Mołdawian, że Dewlet Gerej znajduje się nie dalej niż dwie mile naprzód (około 12,5 do 15,5 kilometrów). Dzień później jego oddziały stanęły pod Chowarami vel Choworami, zaś 27 września były już pod Zaleszczanami, czyli prawdopodobnie Zalesiem, wsią położoną około 25 kilometrów na północny wschód od Kamieńca Podolskiego minąwszy po drodze Dunajowce, miasteczko na Podolu znajdujące się około 30 kilometrów od Kamieńca gdzie chorąży bracławski spotkał się z posłem mołdawskim, przyprowadzonym przez straż przednią, który jednak, podobnie jak podkomendni Chmieleckiego, nie potrafił powiedzieć nic na temat aktualnego położenia Tatarów. 28 września nawiązał wreszcie bezpośredni kontakt z Lubomirskim, który wciąż przebywał w obozie warownym pod Skałą, przeprawił się przez Zbrucz i stanął na moście charzewskim, ale wszystko to stało się zbyt późno, ponieważ Tatarzy przeszli Dniestr pod Kołodróbką, wsią położoną na lewym brzegu Dniestru, 22 kilometry na wschód od Zaleszczyk, i korzystając z biernej postawy wojewody, który uznał, że ma zbyt małe siły, do tego w większości złożone z piechoty, aby ryzykować starcie w otwartym polu albo pościg za ordyńcami. Niedługo po udanej przeprawie wodzowie tatarscy rozpuścili czambuły, kierując się wraz z koszem na północ w stronę Złoczowa.
Teatr działań obejmował przede wszystkim Podole i wyznaczały go od południowego wschodu przeprawy na Dniestrze pod Kołodróbką i Uściem, na północnym zachodzie zaś Rohatyn oraz miasteczko Bursztyn, położone nad rzeką Lipą. Zgodnie z opisem powstałym na początku dwudziestolecia międzywojennego, był to teren równinny, pocięty jednak licznymi jarami, w których płynęły rzeki i strumienie, stanowiące dopływy Dniestru, by wspomnieć choćby najważniejsze: Zbrucz, Smotrycz, Strypa czy Seret. Im bliżej Dniestru, tym fragmenty owej równiny stawały się coraz węższe, przeciętnie licząc około 3 kilometrów. Długość jarów wahała się od 170 kilometrów w przypadku Zbrucza do kilkunastu kilometrów, zaś szerokość większości z nich nie przekraczała 200 - 300 metrów, natomiast były one głębokie, o stromych, niejednokrotnie urwistych brzegach. Nieco inaczej wyglądał krajobraz tak zwanego Opola, czyli zachodniej części Podola po rzekę Koropiec, gdzie wskutek działania wody teren stał się raczej pagórkowaty, przy czym wysokość większości wzniesień nie przekraczał 150 - 200 metrów. Tamtejsze rzeki: Lipa, Świrz, Narajówka, Złota Lipa, Gniła, płynęły szerokimi, nierzadko podmokłymi dolinami, stanowiąc przeszkodę dla ruchu wojsk. Niemniej bliżej Dniestru cieki wodne przyspieszały, tracąc na głębokości, a latem wiele z nich wysychało. Prawdopodobnie miało to miejsce także podczas opisywanych wydarzeń, ponieważ listy i relacje milczą na temat większych opadów deszczu w czasie działań.
Poniżej ujścia Zbrucza do Dniestru szerokość tej ostatniej rzeki waha się od 120 do 270 metrów, przy zmiennej głębokości. Ponieważ dno stanowi często skalista płyta, konieczne było każdorazowe badanie brodu przed kolejną przeprawą. Podole przecina skośnie od Podkamienia w kierunku południowo - wschodnim pasmo wzniesień zwane Miodoborami, złożone z łańcucha oddzielnych, niewielkich wzniesień, porośniętych jeszcze na początku XX stulecia gęstym, mieszanym lasem. Pozostałe tamtejsze lasy rozrzucone były grupami, ciągnąc się na przestrzeni 10 - 15 kilometrów przy szerokości 3 - 4. Zdecydowanie wygodniejsze były drogi zorientowane południkowo, ponieważ równoleżnikowe przecinały liczne jary i obfitowały w długie i znaczące spadki, choć trzeba pamiętać, że marsz arteriami pierwszej kategorii także łączył się z pokonywaniem wielu przepraw wodnych.. Z powyższego opisu warunków naturalnych można wnioskować, że teren działań niezbyt nadawał się, ze względu na ukształtowanie terenu oraz będący jego konsekwencją stan dróg, dla działań piechoty, o artylerii i taborach nie wspominając. Wyjaśnia także brzemienne w skutki opóźnienia wojsk podległych Lubomirskiemu. Rzeki, w tym Dniestr, nie stanowiły natomiast poważniejszej zapory dla przeprawy jazdy.
Podobnie jak w przypadku większości najazdów nie sposób precyzyjnie określić, jak liczna była armia tatarska. Chmielecki oceniał w lipcu, że samych podkomendnych Kantymira miało być 20 tysięcy, zaś całość sił liczyć miała według niego 70 tysięcy. Schwytany przez Polaków renegat Kamieński, który służył ordzie jako przewodnik, podał liczbę o 10 tysięcy mniejszą. Trudno jednak przyjąć powyższe liczby jako wiarygodne, zważywszy na występującą w polskich źródłach tendencję do podawania zawyżonych danych o liczebności strony tatarskiej. Opierając się na badaniach Dariusza Skorupy, można zaryzykować, że wyprawa, którą dowodził kałga sułtan, mogła liczyć kilkanaście tysięcy żołnierzy, być może około 20, zważywszy na obecność w oddziałach Kantymira i jego ordy, który mógł dysponować, jak się wydaje, około 10 tysiącami ludzi. Trzeba jednak zważyć, że wyprawa odbywała się niedługo po zakończeniu krwawych walk domowych, które mogły wpłynąć na zmniejszenie zdolności mobilizacyjnych chanatu, choć nie sposób określić, jak wielkie byłoby to zjawisko. Dlatego ostatecznie skłonny byłbym uznać, że siły kałgi i Kantymira nie przekraczały wspomnianych 20 tysięcy ordyńców.
Wodzowie tatarscy, zwłaszcza Kantymir, mieli wieloletnie doświadczenie w najazdach na Koronę. Obaj wspólnie dowodzili wyprawą, zakończoną ośmieszeniem armii koronnej, dowodzonej przez Stanisława Żółkiewskiego pod Oryninem we wrześniu 1618 roku. Dewlet Gerej samodzielnie najechał Rzeczypospolitą zimą 1617 roku, wyrządzając szkody w województwach: kijowskim, wołyńskim i podolskim. Wódz ordy budziackiej swój pierwszy najazd na Ukrainę przeprowadził jako osiemnastoletni młodzieniec w 1606 roku, został zresztą podówczas pobity przez Zółkiewskiego w bitwie nad Udyczem. W następnych latach spustoszył ziemie koronne w 1617 roku, korzystając z obecności nad Dniestrem armii tureckiej Iskendera paszy, który negocjował z Żółkiewskim warunki porozumienia polsko - tureckiego, w 1620 roku jego podkomendni walnie przyczynili się do rozbicia wojsk koronnych wycofujących się po przegranej batalii pod Cecorą, rok później skutecznie blokował komunikację pomiędzy obozem wojsk koronnych pod Chocimiem a Kamieńcem Podolskim, wspierając siły sułtana Osmana, zaś w maju 1622 roku przeprowadził niszczący najazd na Ruś i Pokucie. Szczęście odwróciło się odeń zimą 1624 roku, kiedy Koniecpolski pobił jego siły dowodzone przez synów pod Szmańkowcami, a następnie samego Kantymira pod Martynowem. W następnych latach wódz tatarski gros swej uwagi poświęcał raczej waśniom wewnętrznym na Krymie, rezygnując na jakiś czas z wypraw na Rzeczypospolitą.
Nie mniej problemów nastręcza ustalenie ostatecznej liczby żołnierzy koronnych. Chmielecki pisał w połowie września, że dysponuje 3 tysiącami kwarcianych i ośmioma tysiącami Kozaków, niemniej, jak wynika z dotychczasowych rozważań, ci ostatni nie wszyscy przybyli do obozu i chociaż ich liczba rosła w trakcie kampanii, to jednak nie przypuszczam, aby osiągnęła poziom 8 tysięcy ludzi. Największy oddział kozacki, o którym słychać w Relacji, liczył 2 tysiące ludzi, choć niewątpliwie była to tylko część ich sił. Mam natomiast poważne wątpliwości, czy w kampanii wzięły udział chorągwie: husarska Adama Kalinowskiego i kozacka Samuela Łaszcza, dotychczas walczące w Prusach, nieznana jest także ich ewentualna liczebność. Relacja wspomina o ludziach starosty winnickiego i Samuela Łaszcza, nie zaś o ich chorągwiach kwarcianych, zaś kiedy Chmielecki opisywał oddziały, z którymi ruszył 6 października na północ, wspomina o wszystkich rotach opłacanych z kwarty, osobno pisząc o ludziach Kalinowskiego i Łaszcza, umieszczając ich pośród innych wojsk prywatnych, czego w mojej ocenie nie byłby uczynił, gdyby były to oddziały kwarciane Ponadto żadne źródło nie wspomina o powrocie tych dwóch formacji na Ukrainę, co może budzić zdziwienie, szczególnie wobec faktu, że w wojskach kwarcianych na Ukrainie nie było podówczas żadnej husarii, zatem przybycie ludzi Kalinowskiego powinno zostać odnotowane. Szczególnie dziwny byłby tak szybki powrót roty ciężkiej jazdy, która zwykle poruszała się wolniej od jednostek kozackich.. Oddziały kwarciane zostały wzmocnione wojskami prywatnymi Tomasza Zamoyskiego pod komendą Jana Dzika, oraz Jerzego i Aleksandra Bałłabanów, Stanisława Lanckorońskiego i wedle mojej oceny także Łaszcza i Adama Kalinowskiego, nie sposób jednak oszacować tych sił.
Niezmiernie trudno jest także oszacować siły Lubomirskiego. Zgodnie z rachunkami sejmowymi, zebrał 1400 koni i porcji wojsk państwowych, a być może także około 500 wybrańców z województw: krakowskiego, sandomierskiego, ruskiego, podolskiego, wołyńskiego i bracławskiego, choć w tym ostatnim przypadku nie ma pewności, że nie służyli pod rozkazami Chmieleckiego. Należy jednak przypuszczać, że w obozie było ich mniej, pamiętając choćby o ślepych porcjach. Ponadto pod jego komendą znaleźli się żołnierze prywatni, o których była mowa wcześniej, których liczba pozostaje nieznana, Wimmer szacował ich na co najmniej tysiąc ludzi, choć można przyjąć, że było ich więcej, skoro 2 października wysłał z Chmieleckim dwustu dragonów i tyleż samo kozaków. Bohdan Baranowski oceniał siły koronne na 7,5 - 10 tysięcy żołnierzy, zaś Jan Wimmer skłonny był podwyższyć tę liczbę do 11 tysięcy żołnierzy. Choć można mieć zastrzeżenia co do sposobu, w jaki Wimmer uzyskał tę liczbę, opowiadałbym się za przyjęciem jego wersji jako bliższej rzeczywistej sile oddziałów obu dowódców.
Można zatem przyjąć, że Tatarzy dysponowali przewagą liczebną, choć zdecydowanie mniejszą, niż można by sądzić na podstawie relacji polskich dowódców. Trzeba jednak zwrócić uwagę na kilka okoliczności. Po rozpuszczeniu czambułów każdy z nich, podobnie jak kosz, był słabszy od połączonych sił koronnych, co umożliwiało skuteczną walkę z nieprzyjacielem. Problem strony polskiej leżał raczej w strukturze armii oraz sposobie jej dowodzenia. O ile oddziały Chmieleckiego złożone były przede wszystkim z jazdy, o tyle Lubomirski dysponował w większości piechotą, do tego obarczoną taborami i artylerią, co znacząco utrudniało współdziałanie obu wojsk i sprawny pościg za nieprzyjacielem przy wykorzystaniu całości wojsk. Ponadto obaj dowódcy, podobnie jak ich podkomendni, nie pałali nadmierną chęcią współdziałania, co odbiło się negatywnie na ostatecznym wyniku działań.
Czambuły tatarskie rozlały się po Pokuciu i Polesiu, niszcząc okolice Złoczowa, Zborowa i Tarnopola oraz ziemie położone dalej na północ, przede wszystkim województwo ruskie, bełskie i ziemię chełmską, ale także Wołyń aż po Sokal. Spustoszone zostały starostwa: śniatyńskie, halickie, kałuskie, rohatyńskie, trembowelskie oraz ekonomia samborską. Tatarzy dotarli aż pod Hrubieszów , zaś w województwie bełskim zniszczyć mieli doszczętnie 12 wsi oraz 561 domów w kolejnych 48 osadach. O zniszczeniach świadczą też fakty, takie jak zwolnienie przez Zygmunta III szlachty ziemi lwowskiej od podwodowego, a także, że jeszcze w październiku 1631 roku chłopi z 84 wsi należących do ekonomii samborskiej składali zeznania co zniszczeń poczynionych przez Tatarów.
Skalę spustoszeń podsumował nie bez ironii Samuel Przypkowski, pisząc w liście do Krzysztofa Radziwiłła: „List pana wojewody ruskiego do Króla Jego Mości. Posyłamy Waszej Książęcej Mości, w którym jest narratia rzeczy tych, które się pod czas inkursji tatarskiej toczyły. Wszakże desolatia i popioły nie zgadzają się z relacją owego wojewody. Bo jeśli jeszcze z raz tak Tatary pobijemy, tedy się Ruś i Ukraina w Dzikie Pola, a nasze głębokie kraje w Ukrainę obrócą” Zdarzały się jednak przypadki skutecznego oporu, tytułem przykładu Jakub Sobieski informował Tomasza Zamoyskiego, że jego teściowa, Zofia z Żółkiewskich Daniłowiczowa, wdowa po Janie Daniłowiczu, wojewodzie ruskim, wysłała przeciw ordyńcom swoich nadwornych kozaków, którzy pobili jeden z czambułów, odbijając jeńców przy niewielkich stratach własnych.
Odpowiedzialność obu wodzów za porażkę była bezsprzeczna, obaj też próbowali przekonać szlachtę, że odpowiedzialność za nią spada na kolegę. Według autora Diariusza, gdyby Chmielecki przybył pod Skałę dwa dni wcześniej, połączone siły obu regimentarzy nie dopuściłyby do przeprawy pod Kołodróbką, rozbijając ordyńców. Relacja jest w tej kwestii bardziej enigmatyczna. Chmielecki widział 28 września pierwsze skutki najazdu w postaci łuny pożarów, ale nie mógł nic zdziałać, ponieważ oddziały Lubomirskiego nie mogły się przeprawić przez Zbrucz. Dlatego rzucił jedynie podjazd pod dowództwem miecznika bracławskiego Jana Dobrocieskiego z dwiema chorągwiami: własną i Jana Goślickiego oraz dwoma rotami Zaporożców. Kilkanaście kilometrów od obozu polskiego Dobrocieski natrafił na czambuł, który rozgromił, odbijając jeńców i przynosząc wieści kałdze.
Dalszy przebieg wydarzeń rysuje się odmiennie w Diariuszu i Relacji. Zdaniem autora pierwszego z tych dzieł, 29 września wojewoda ruski ruszył, wysłuchawszy mszy świętej w ślad za Tatarami, ale wbrew jego rozkazom Chmielecki nie dość, że nie dołączył do obozu Lubomirskiego, ale także szedł osobno, poprzedzając siły wojewodzińskie. Nie utrzymywał przy tym żadnego kontaktu ze swym kolegą aż do wieczora, kiedy napisał alarmujący list, wzywający Lubomirskiego do pośpiechu, ponieważ stoi pod Czortkowem w pobliżu kosza.
Wojewoda, pomimo kiepskich dróg, które utrudniały transport artylerii i taborów, przybył nocą do miasta, gdzie najpierw nie mógł się spotkać z chorążym bracławskim, a kiedy już do spotkania doszło, okazało się, że Tatarzy wzięli do niewoli porucznika z roty pana Bajbuzy wraz z dwoma towarzyszami i zorientowawszy się w obecności sił polskich, czym prędzej zawrócili w stronę Dniestru. Tymczasem po naradzie Chmielecki przeforsował swój plan pościgu w kierunku Buczacza, jak się okazało całkowicie nietrafny, ponieważ Tatarzy poszli w innym kierunku. W rezultacie wojsko uczyniło na próżno sześć mil (od około 36 do około 48 kilometrów), oddalając się od nieprzyjaciela i na próżno tracąc siły. Dopiero kozak przysłany przez Janusza Wiśniowieckiego powiadomił obu wodzów, że kosz znajduje się już pod Dobrowodami, 15 kilometrów na południowy wschód od Podhajec i 8 mil (od około 50 do około 64 kilometrów) od wojsk koronnych, pozbawionych żywności i wody i zmęczonych forsownym marszem. Zatem wojewoda zawrócił i po rozbiciu przez Kozaków pod Janowiczami czambułu dowodzonego przez młodszego syna Kantymira, dotarł do Monasterzysk, gdzie postanowił odpocząć.
Odmiennie przedstawił wydarzenia Chmielecki. Według niego, dzięki forsownemu marszowi udało mu się 29 września dotrzeć do Czortkowa, gdzie znalazł się milę (około 6 - 8 kilometrów) od odpoczywającego pod Jagielnicą kosza. Co prawda, Tatarzy, dowiedziawszy się od uciekinierów z rozbitego przez Dobrocieskiego czambułu o obecności wojsk koronnych, ruszyli pod Biełożnicę. Chmielecki nie odważył się jednak na atak, czekając na oddziały wojewody. Sytuacja powtórzyła się 30 września. Chmielecki wraz z oddziałami kwarcianymi i Kozakami ruszył przodem, wysławszy na przedzie kilka chorągwi oraz kilkuset Kozaków pod komendą starosty ulanowskiego Aleksandra Piaseczyńskiego, które rychło spotkały się ze strażą tylnią ordy, wywołując w jej szeregach panikę, która doprowadziła do chwilowego podziału kosza na dwie grupy, z których jedną stanowili podkomendni Kantymira, drugą zaś Dewlet Gereja. Jednakże po raz kolejny spóźnione przybycie Lubomirskiego, który dopiero przed południem ruszył z Czortkowa. Kiedy wreszcie doszło do połączenia sił, wysłany ponownie w straży przedniej Piaseczyński, któremu towarzyszył tym razem Hryćko Sawicz, mógł jedynie zameldować o szybkim odwrocie Tatarów w kierunku Dniestru.
1 października wojsko przeprawiło się przez Strypę pod Żarwanicą, wsią położoną 20 kilometrów na północ od Buczacza. Straż przednia, złożona z chorągwi Janusza Tyszkiewicza, starosty żytomierskiego, Adama Kalinowskiego, starosty winnickiego, Samuela Łaszcza, Semena Bajbuzy, Adriana Chocimierskiego i księcia Czetwertyńskiego, a także tysiąca Kozaków, rozbiła pomiędzy Dobrowodami a Podhajcami czambuł Tachtymira, syna Kantymira, który uchronił się przed śmiercią i niewolą uciekając wraz z garstką ludzi do pobliskich lasów. Udało się odbić wszystkich prowadzonych przez ten zagon jeńców, ale zwycięstwo sprowokowało kosz do jeszcze szybszego marszu. W toku walk z podążającą za nim strażą przednią, wzmocnioną rotami kwarcianymi Woronicza, Pawłowskiego, Ranachowskiego oraz Jana Goślickiego, strażnika polnego i kilkuset Kozakami, kosz dotarł do Dniestru i przeprawił się przez Dniestr pod Kołodróbką, pozostawiając czambuły swemu losowi. Chorągwie nocowały pod Dobrowodami, po czym wróciły do Monasterzysk.
W świetle pierwszego tekstu odpowiedzialność za ucieczkę kosza ponosi wyłącznie Chmielecki, który nie tylko działał bez porozumienia z wojewodą, ale także wykazał się rażącą niekompetencją, wybierając niewłaściwy kierunek pościgu za ordą, co naraziło wojsko na niepotrzebne straty i uniemożliwiło doścignięcie przeciwnika. Drugi przekaz, nie wskazując osoby bezpośrednio winnej, nie pozostawia większych wątpliwości, że sukces wymknął się wojskom koronnym za sprawą powolnego tempa oddziałów Lubomirskiego, złożonych w sporej części z piechoty i obciążonych artylerią i taborami. Wersja ta jest zgodna z tym, co sam Lubomirski pisał o kampanii w listach z 1 października do Jerzego Zasławskiego oraz 11 października do króla, wspominając o długim, acz nieskutecznym pościgu za koszem, który ostatecznie uciekł za Dniestr oraz rozbiciu dużego, liczącego ponad tysiąc koni czambułu tatarskiego, dowodzonego przez jednego z synów Kantymira, którego imienia nie wymienia. Autor anonimowej relacji, sporządzonej w formie listu datowanego w Haliczu 8 października, zamieścił wzmiankę, jakoby Lubomirski zakazał Chmieleckiemu wdawać się w bitwę przeciwko Tatarom bez jego udziału, co z racji powolności sił wojewody uniemożliwiło skuteczny pościg, za co winę ponosił właśnie Lubomirski. Można zatem uznać, nie przesądzając, czy wojewoda ruski istotnie wydał zakaz walki pod swoją nieobecność, że powolność jego oddziałów pozbawiła Polaków szansy na sukces.
Przemawiałyby za tą interpretacją wydarzenia, które miały miejsce 2 października. Wojewoda pozostał w Monasterzyskach, oddając pod komendę Chmieleckiego część swoich sił, których dowództwo zlecił podczaszemu bracławskiemu Jakubowi Zielińskiemu. Według Relacji były to cztery chorągwie kozackie, dwustu husarzy oraz dragoni, zaś w liście do króla z 11 października Lubomirski pisał o pięciu chorągwiach ze swojego zaciągu oraz odpowiednio po dwustu dragonów i kozaków z prywatnych wojsk wojewody, nie licząc ochotników. Chorąży bracławski, wraz z oddziałami kwarcianymi oraz pocztami Janusza Tyszkiewicza, Adama Kalinowskiego, Samuela Łaszcza, obu Bałłabanów, Stanisława Lanckorońskiego oraz ludzi z ordynacji Zamoyskich pod komendą Jana Dzika, ruszył nad Dniestr. Kiedy tam dotarł, wysłał na podjazd za rzekę Semena Bajbuzę, którego rota przeprawiła się przez rzekę i starła się z Tatarami, po zaciekłej walce ustępując przed przeważającym nieprzyjacielem, przynosząc jednak wiadomości o obecności ordy w pobliżu rzeki. W nocy z 2 na 3 października wiedzę tę potwierdził wzięty do niewoli ordyniec.
W tej sytuacji Chmielecki zwołał radę wojenną, której uczestnicy zgodzili się na przeprawę przez rzekę i uderzenie na Dewlet Gereja. Nieoczekiwanie zamysł ten pokrzyżowali dwaj podkomendni Lubomirskiego, Jakub Zieliński i starosta tarnogórski Adam Lipski, którzy oświadczyli, że nie otrzymali od swego mocodawcy pozwolenia na forsowanie Dniestru. Wobec takiego dictum chorąży bracławski, zważywszy na słabość swych sił, pozbawionych wsparcia rot Lubomirskiego, zrezygnował z przeprawy i podjął zamysł uderzenia na powracające czambuły i ruszył pod Uście, miejscowość położoną u ujścia Smotrycza do Dniestru, gdzie znajdował się dogodny bród. Inaczej przedstawił bieg wydarzeń autor Diariusza, wedle którego Chmielecki źle prowadził działanie, prowadząc do niepotrzebnych strat w podległych mu oddziałach, między innymi z zaciągu Lubomirskiego, to jest w rotach: husarskiej Adama Lipskiego i kozackiej pana Skorlewskiego (który w rachunkach skarbowych występuje jako Skurgierowski). Nie zdecydował się na przeprawę, obawiając się ordy, która zresztą podjęła próbę ponownego wkroczenia do Korony, odpartą przez Chmieleckiego, który przestraszył się do tego stopnia, że wycofał swe oddziały do Uścia, prosząc wojewodę o jak najszybsze przybycie.
Nie sposób jednoznacznie orzec, który z opisów wydarzeń jest bliższy rzeczywistemu przebiegowi zdarzeń. Żadne ze znanych mi źródeł nie potwierdza wersji Chmieleckiego o odmowie współdziałania ze strony Lipskiego i Zielińskiego, która uniemożliwiła mu pokonanie kosza. Pozostałe przekazy ograniczają się co najwyżej do stwierdzenia, że nad Dniestrem doszło do walk pomiędzy ordą i chorągwiami polskimi, po których pierwsza zrezygnowała z powrotu do Korony, drudzy zaś wycofali się z miejsca starć, nie ścigając Tatarów za Dniestr. Lubomirski dodawał w liście do Koniecpolskiego, znanym wyłącznie z kopii i zawierającym bardzo bałamutną datację i topografię wydarzeń, że w czasie tych walk zginąć miało dwa tysiące Tatarów, przy czym Polacy mieli stracić tylko jednego zabitego, co trzeba przyznać nie brzmi nazbyt wiarygodnie. Nie można jednak wykluczyć, że odwrót Chmieleckiego spowodowały waśnie w obozie i nieposłuszeństwo podkomendnych Lubomirskiego, szczególnie, że, podobnie jak autor Diariusza, mogli nie mieć zaufania do talentów dowódczych chorążego bracławskiego.
Jeśli istotnie nie ufali chorążemu bracławskiemu, wydarzenia z 4 października powinny ich skłonić do zmiany zdania. Pod Uściem zjawił się bowiem jeden z synów Kantymira, Mambech vel Mambet sułtan wraz ze swoim czambułem. Sądząc z obu lakonicznych opisów, starcie miało dramatyczny przebieg. Tatarzy uderzyli na oddział Samuela Łaszcza, który po zaciekłym boju został wyparty na południowy brzeg Dniestru i dopiero posiłki ze strony Janusza Tyszkiewicza i samego Chmieleckiego doprowadziły do rozbicia Tatarów, w czym, zdaniem autora Diariusza, istotną rolę odegrał dowódca kozaków Lubomirskiego, pan Liszka, którego uderzenie przesądziło o wyniku starcia. Mambet został wzięty do niewoli, ale w rezultacie sporu o tak cennego jeńca, doszło do pospiesznej egzekucji. Według biskupa przemyskiego, Pawła Piaseckiego, Mambet zginął z ręki Janusza Tyszkiewicza. Następnie Chmielecki rozesłał część swych sił na różne szlaki: Dobrocieski z trzema chorągwiami kwarcianymi oraz rotą z ordynacji Ostrogskich ruszył na szlak bednarowski, prowadzący do Bednarowa, miejscowości na Pokuciu około 20 kilometrów na północ od Stanisławowa, zaś chorągiew stanęła na bliżej nieznanej Nadwornej Górze. Tegoż dnia pod Uście przybył także Lubomirski ze swoimi oddziałami.
6 października oba wojska ponownie się rozłączyły. Wojewoda zdecydował się pozostać pod Uściem, pilnując tamtejszego brodu, zaś Chmielcki ruszył na czele wszystkich chorągwi kwarcianych, 2 tysięcy Kozaków zaporoskich oraz oddziałów prywatnych Adama i Jerzego Kalinowskich. Samuela Łaszcza, Bałłabanów i Stanisława Lanckorońskich w głąb szlaków tatarskich. Decyzja ta opłaciła się szybciej niż się spodziewano. W Demianowie, wsi położonej w pobliżu Bursztyna, dowiedział się o obecności w pobliskiej wsi Koniuszki potężnego zagonu tatarskiego, w którym znalazło się aż trzech sułtanów: Salamet Gerej, Seten Gerej i Mubarch Gerej, dwóch synów Bater beja, a do tego synowiec Kantymira, Welisza murza. Chorąży bracławski zdołał uzyskać zaskoczenie dzięki bohaterstwu nieznanego Zaporożca, który dostał się do niewoli tatarskiej i pomimo tortur nie zdradził pobliskiej obecności wojsk koronnych. Tatarzy, uspokojeni tymi zeznaniami, nie zachowali należytej ostrożności i rankiem 7 października zostali znienacka zaatakowani przez chorągwie koronne. Dzięki zaskoczeniu ordyńcy nie stawili oporu i rzucili się do ucieczki, porzucając niemal cały jasyr poza najznaczniejszymi kobietami. Żołnierze Chmieleckiego ścigali ich na przestrzeni niemal 24 kilometrów (3 mil), zaś sam chorąży posłał do obozu Lubomirskiego pana Komorowskiego z wiadomością o nadejściu rozbitych oddziałów, co umożliwiło przygotowanie do bitwy i rozbicie pozostałych oddziałów tatarskich.
Nieco inaczej przedstawił sprawę autor Diariusza, wedle którego Tatarzy byli rozlokowani w kilku wsiach i Chmielecki uderzył na jedną z nich. Przestraszeni, ale nie pobici ordyńcy w pośpiechu wycofywali się w kierunku Uścia, prowadzeni przez renegata Kamieńskiego, szlachcica z powiatu drohickiego. Gdy dotarli pod Uście, w pierwszej chwili byli przekonani, że mają przed sobą własny obóz, ale rychło zorientowali się, że znaleźli się naprzeciwko obozu kozackiego. Kiedy próbowali go wyminąć, zostali zauważeni i zaatakowani. Bronili się dzielnie, ale nie byli w stanie odeprzeć natarcia połączonych sił wojewody ruskiego, Januszów Wiśniowieckiego i Tyszkiewicza, a także pocztu Jerzego Zbaraskiego i podobnie jak pod Bursztynowem rzucili się do ucieczki, porzucając wszystkie łupy.
Do niewoli dostał się sułtan Islam Gerej, który kilka najbliższych lat, aż do 1633 roku spędził w polskiej niewoli, przetrzymywany w Rawie. Paradoks historii sprawił, że dwadzieścia lat później, już jako chan, zrewanżował się Polakom za tę klęskę, wspomagając Bohdana Chmielnickiego, który, nota bene, wyróżnił się podczas tej kampanii walcząc po polskiej stronie. Wielu Tatarów zginęło lub dostało się do niewoli, autor Diariusza oceniał liczbę tych drugich na ośmiuset ludzi, sam zaś Lubomirski pisał do króla o 500, wielu zaś, którzy schronili się w okolicznych lasach, zostało zabitych prze tamtejszych chłopów. Odbito, w ocenie Chmieleckiego, ponad 10 tysięcy jasyru, łupem Polaków padło też ponad dziesięć tysięcy koni.
Ostatnim akordem październikowych zmagań była nieudana próba przechwycenia zagonu Salmasz murzy, który wracał z ziemi przemyskiej, ale jego dowódca, ostrzeżony o losie Islam Gereja i jego towarzyszy, porzucił jasyr i łup i ruszył przez Tarnopol i Kozłów ku Żarwanicy, omijając ścigające go oddziały koronne, choć wedle Relacji doszło do walk, w których Tatarzy mieli stracić ponad dwa tysiące koni. Wiadomości tych nie potwierdził autor Diariusza, zdaniem którego Tatarzy wydostali się bezpiecznie, choć nieporządnie, na drugi brzeg Dniestru. Przy okazji minęli Rohatyn, który przed najazdem obroniła, jak można przypuszczać na podstawie niezbyt czytelnego w tym miejscu fragmentu Diariusza, odbywająca się tam podówczas procesja różańcowa.
11 października Lubomirski powierzył dowództwo nad rotami zaciężnymi Januszowi Tyszkiewiczowi, nakazując mu pilnowanie Naddniestrza wobec ewentualnego najazdu tatarskiego, sam zaś wraz z dworem ruszył do Lwowa, oznajmiając królowi i Koniecpolskiemu o swoich sukcesach, zaś słudze, panu Stanisławskiemu, przy okazji opisywania sukcesów, w tym wzięcia do niewoli tysiąca jeńców, polecał, aby zadbał o zaopatrzenie piwniczki w Rzemieniu. Chmielecki pozostał wraz z oddziałami nad Dniestrem, aby wraz z Tyszkiewiczem czuwać nad bezpieczeństwem na pograniczu.
Gdyby wierzyć zapewnieniom Lubomirskiego, choćby tym szumnie brzmiącym z listu do Koniecpolskiego, kiedy pisał o tysiącach zabitych i wziętych do niewoli Tatarach oraz licznych odbitych jeńcach, można by sądzić, że kampania 1629 roku zakończyła się bezapelacyjnym sukcesem wojsk koronnych. Wspomniane wcześniej zniszczenia zmuszają jednak do bardziej krytycznego spojrzenia na dokonania obu regimentarzy. Ponadto trzeba zauważyć, że siła ofensywna Tatarów nie została złamana. Przekonał się o tym hospodar Miron Bernawski, któremu Lubomirski obiecywał pomoc przeciwko ordyńcom, ale nie wywiązał się z obietnicy i tylko dzięki wysiłkom Chmieleckiego udało się powstrzymać najazd tatarski. O stanie wojsk tatarskich świadczyć może fakt, że kałga sułtan zaproponował nawet Barnowskiemu pomoc w obaleniu panującego hospodara, na co dawny władca Mołdawii, przebywający w Chocimiu, zareagował nieufnie, obawiając się zdrady.
W listopadzie Chmielecki tłumaczył Tomaszowi Zamoyskiemu, że nie może przybyć na sejm, ponieważ obawia się najazdu Kantymira i dlatego rozłożył swe roty wzdłuż granicy mołdawskiej. Oczekiwał także, że żołnierze z dawnego zaciągu Lubomirskiego zostaną rozłożeni w pobliżu jego wojsk, aby można ich było wykorzystać do obrony w przypadku kolejnego najazdu. Trudno zatem mówić o olśniewającym sukcesie, skoro niedługo po porażce przeciwnik zdolny jest do zadania kolejnego ciosu. Niezbyt długo przetrwała też współpraca polsko - kozacka, doszło bowiem do wyprawy morskiej sprzecznej z wolą i interesem króla, zaś Hrehory Sawicz został zastąpiony przez innego atamana, co stanowiło złamanie postanowień ugody kurukowskiej, wskutek czego król nakazał regimentarzowi wysłanie posłów z zawierającym stosowne upomnienie uniwersałem do Niżowców, co też chorąży bracławski uczynił delegując do tej misji Mikołaja Kisiela oraz Andrzeja Ranachowskiego wraz z kilkoma chorągwiami kwarcianych, nie tracąc jednak przy tym nadziei na porozumienie. Na przełomie października i listopada Koniecpolski, Lubomirski i Chmielecki otrzymali polecenie redukcji podległych im oddziałów w związku z fatalnym stanem skarbu i olbrzymim długiem wobec wojska pruskiego.
13 listopada rozpoczął się sejm, którego marszałkiem został Stefan Pac. Jeszcze w październiku Chmielecki prosił Zamoyskiego, aby umożliwił jego podkomendnym audiencję u króla. Nie wiem, czy udało się do tego doprowadzić, natomiast podczas obrad sejmu Pac wygłosił uroczyste podziękowanie dla zasłużonych dowódców wojskowych, w tym uczestników walk pod Uściem i Bursztynem. Dotyczyły one Lubomirskiego, uważanego przez marszałka poselskiego za dowódcę całych sił koronnych na południowym teatrze działań wojennych, a także Chmieleckiego, Januszów Wiśniowieckiego i Tyszkiewicza, Aleksandra Zborowskiego i Bałłabanów, przy czym Tyszkiewicz i Zborowski otrzymali podziękowania za przyprowadzenie do obozu nie tylko rot państwowych, ale także prywatnych. Cała kampania została przedstawiona jako wielkie zwycięstwo Rzeczypospolitej. W dowód uznania zasług, a także dzięki wstawiennictwu Zamoyskiego, Chmielecki otrzymał nominację na województwo kijowskie, co zresztą pociągnęło za sobą falę nieprzychylnych dla nich obu komentarzy, a sam obdarowany nie cieszył się nią długo, ponieważ zmarł 20 lutego 1630 roku w Barze.
Mowa Paca na sejmie nadzwyczajnym 1629 roku stanowić może dobry przykład propagandy politycznej, która pomniejszy sukces, czy wręcz porażkę, jaką dla wielu była kampania 1629 roku, podczas której nie udało się ani powstrzymać Tatarów przed wtargnięciem w głąb Korony, ani zapobiec zniszczeniom znacznych połaci kraju, ani pobić wszystkich wracających i obciążonych licznym łupem czambułów. W ten sposób patrzyli na wydarzenia stronnicy Krzysztofa II Radziwiłła, wskazując swemu patronowi na spustoszenie państwa i ze znaczną przesadą oraz dozą ironii, wieszczyli, jak cytowany powyżej Samuel Przypkowski, że następnych tego rodzaju „zwycięstw” Rzeczypospolita może nie przetrwać. Z drugiej jednak strony wielu wierzyło, lub chciało wierzyć w sukces poczynań duetu Lubomirski - Chmielecki. Po panice, która zapanowała na dworze królewskim na wieść o najeździe, kiedy wierzono, że Tatarzy założyli aż trzy kosze: pod Medyką, Barem i w województwie bełskim, stosunkowo szybkie wyparcie przeciwnika za Dniestr i sukcesy pod Uściem i Bursztynem wydawały się być istotnie wielkim osiągnięciem, w tym duchu pisał do Radziwiłła choćby Zygmunt Kazanowski, który jeszcze w październiku napomykał o zagonach tatarskich pod Hrubieszowem, w listopadzie napomykał o wielkim sukcesie połączonych sił koronnych.
Trudno kusić się w tym miejscu o jednoznaczną ocenę wyniku całej kampanii. Oddziały koronne nie zdołały osiągnąć, o czym była już mowa, podstawowych celów. Nie ochroniły ludności cywilnej i nie rozbiły przeciwnika, który zachował zdolność bojową i nadal zagrażał pograniczu. W przeciwieństwie do współczesnych, którzy spory w dowództwie uważali za podstawową przyczynę niepowodzeń, pisząc, jak Stanisław Buczyński: „Jegomość pan wojewoda ruski z p. Chmieleckim za tarczą, ów nie chce do niego pod regiment, ów też nie chce się z nim łączyć, a tymczasem nieprzyjaciel dowodzi: pali, bierze, wiąże: żal widzieć tych niesforność.”, sądzę, że większe znaczenie miała struktura armii koronnej. Pokaźną część oddziałów Lubomirskiego stanowić miała piechota, ponadto dysponował on działami i taborem, co w podolskich warunkach terenowych uniemożliwiało skuteczny pościg za Tatarami przy wykorzystaniu całości sił, które i tak były słabsze od połączonych sił nieprzyjaciela. Szczególnie dobrze widać to było w czasie pościgu za koszem w dniach 29 września - 3 października, kiedy oddziały jazdy kwarcianej nawiązują kontakt z przeciwnikiem, ale zmuszone są czekać na nadejście sił wojewody ruskiego, które pojawiają się zbyt późno, aby osiągnąć zwycięstwo. Zdecydowanie lepiej wygląda sytuacja wówczas, gdy lotne formacje Chmieleckiego naprowadzają Tatarów na umocnione pozycje Lubomirskiego, jak to miało miejsce 7 października pod Bursztynem i Uściem, albo działają w pełni samodzielnie, jak 4 października pod Uściem w czasie walki przeciw Mambetowi.
Oceniając poczynania tandemu Lubomirski - Chmielecki trzeba też pamiętać, że przyszło im działać w wyjątkowo trudnych warunkach. Obrona długiej, liczącej około tysiąca kilometrów granicy była zadaniem niezmiernie trudnym, szczególnie w sytuacji, gdy większość wojsk kwarcianych znajdowała się jeszcze w Prusach, gdzie dopiero 26 września doszło do podpisania rozejmu ze Szwedami. Widać to szczególnie dobrze przy okazji analizy rozkazów Zygmunta III, z okresu pomiędzy lipcem a wrześniem 1629 roku. Wynika z nich jasno, że monarcha w pełni zdawał sobie sprawę z faktu, że współdziałanie sił koronnych będzie możliwe tylko wtedy, gdy Tatarzy nie uderzą na Ukrainę, wykorzystując czarny lub kuczmański szlak, ponieważ wówczas Lubomirski nie zdążyłby przyjść koledze z pomocą z powodu struktury swych wojsk i nadmiernej odległości. Przestrzeń i czas wymuszały na monarsze elastyczność w kształtowaniu dowództwa oraz planów wojennych, uzależnionych od przebiegu wypadków i poczynań przeciwnika, choć trzeba podkreślić, że błędem było pominięcie kwestii wzajemnego podporządkowania na wypadek współdziałania obu wojsk.
Należy także zwrócić uwagę na trudności stawiane przez przeciwnika. Tatarzy dwukrotnie zmieniali swój plan kampanii, dostosowując go do okoliczności. Za każdym razem szybkość ich poczynań wprowadzała konfuzję w szeregach przeciwnika, zmuszając do podobnej rewizji przewidywanych działań. Sprawnie wykorzystywali także wszelkie niezdecydowanie i powolność wojsk koronnych, jak choćby podczas przeprawy pod Kołodróbką 28 września, dokonanej niemal na oczach oddziałów polskich. Najpoważniejszym grzechem Dewlet Gereja i Kantymira murzy oraz ich podkomendnych było lekceważenie przeciwnika, które srodze zemściło się 7 października, kiedy Chmielecki zdołał kompletnie zaskoczyć tatarski czambuł. Przy tej okazji widać także, że rozpoznanie ordyńców nie zawsze działało bez zakłóceń.
Zważywszy na omówione powyżej okoliczności skłonny byłbym usprawiedliwić wiele spośród poczynań polskiego dowództwa, choć nie oznacza to przymykania oczu na błędy. Chmielecki nazbyt długo zwlekał z opuszczeniem obozu pod Stepanówką, dzięki czemu nie zdążył się połączyć w odpowiednim czasie z Lubomirskim. Wojewoda z kolei zachował się nazbyt biernie 28 września, pozwalając ordzie na przeprawę pod Kołodróbką. Jeśli prawdą jest zawarta w anonimowej relacji informacja, że Lubomirski zakazał w czasie pościgu za koszem staczania bitwy pod swoją nieobecność, to mielibyśmy do czynienia z nader poważnym błędem, który uniemożliwił odniesienie sukcesu. Podobnie, jeśli opisana przez Chmieleckiego sytuacja z 3 października, kiedy oficerowie wojewody odmówili realizacji przyjętego przez radę wojenną planu działania, miała miejsce naprawdę, oznaczałaby karygodny brak współdziałania z winy Lubomirskiego. Niemniej, w istniejących okolicznościach, można uznać działania wojsk polskich za istotny, choć niezbyt oszałamiający sukces.
B. Baranowski, Polska a Tatarszczyzna w latach 1624 - 1629, Łódź 1948, s. 53 nn.; L. Podhorodecki, Chanat krymski, Warszawa 1987, s. 151 nn.
Relatia expeditiej z Muhammed - Murzą, z którym było wojska tatarskiego nad cztery tysiące, Białogrodźców, Krymców, Dobruczan, którzy dawswzy upominek paszy białogrodzkiemu uprosili sobie pozwolenie wtargnąć w państwa Jego Królewskiej Mości Anno 1629, od Jego Mości Pana Chmieleckiego, [w:] S. Przyłęcki, Ukrainne sprawy, Lwów 1842, s. 84 nn.; B. Barannowski, dz. cyt., s. 101 nn.
M. Horn, Chronologia i zasięg najazdów tatarskich na ziemie Rzeczypospolitej Polskiej w latach 1600 - 1647, „SMHW”, t. VIII, z. 1, Warszawa 1962, s. 67.
Druga wiktoria wiecznej pamięci godna nad Tatary otrzymana męstwem i dzielnością JM pana Stefana Chmieleckiego Chorążego Bracławskiego pod Bursztynowem die 1 Octobris w roku 1629, B. Czart, 121, s. 431nn.; inna, różniąca się odmianami teksu, tamże, s. 459 nn; analogiczna relacja, Relatia ekspedycyjej przeciwko Dewlet Gerejowi Sołtanowi Gałdze, B. Ossolińskich, 208/II, k 70v, P. Chmieleckiego regimentarza wojska kwaarcianego relacyja ekspedycyjej wojska JKM przeciwko Dewlet Gereiowi Sułtanowi Gałdze Tatarskiemu Anno 1630 (sic!) Ultimis diebus Septembris, Extranea IX Polen, 140; oraz Relatia expeditiey przeciwko Dewlet Gerejowi Sołtanowi Gałgajowi od Jego Mości Pana Chmieleckiego,[w:] S. Przyłęcki, dz. cyt., s. 94 nn.; Wyprawa przeciw Tatarom w 1629 r., [w:] Wypisy źródłowe do historii polskiej sztuki wojennej, z. 5, Polska sztuka wojenna w latach 1563 - 1647, oprac. Z. Spieralski, J. Wimmer, Warszawa 1961, s. 250 nn. W dalszych rozważaniach będę się opierał na tym ostatnim wydaniu, cyt. jako Relacja...
Diariusz ekspedycyjej z Pogaństwem, BK 201, k. 363 v. nn. (cyt. dalej jako Diariusz)
BJ 102, s. 1126; druk [w:] Starożytności historyczne polskie, t. I, wyd. A. Grabowski, Kraków 1840, s. 240, dalej będę się posługiwał wersją drukowaną, cytowaną jako Anonimowa relacja.
M. Tryzna do K. II Radziwiłła, Warszawa 11 VI 1629, AGAD AR V 16468, s. 44.
Rachunek skarbu koronnego z r. 1629, wyd. F. Bostel, [w:] Archiwum Komisyi Historycznej, t. VI, Kraków 1891, s. 351; Zygmunt III do S. Lubomirskiego, Warszawa 18 IX 1629 (kopia), BN BOZ 1602, k. 390.
W. Kłaczewski, Jerzy Sebastian Lubomirski, Wrocław - Warszawa - Kraków 2002, s. 15 nn.
S. Gołębiowski, Pamiętnik o Tomaszu Zamoyskim, „Biblioteka Warszawska”, r. 1853, t. 4, s. 228 n.; P. Gembicki do T. Zamoyskiego, Iłża 10 III 1627, tamże, s. 420.
W. Kłaczewski, dz. cyt., s. 16 n.
Listy księcia Jerzego Zbaraskiego, kasztelana krakowskiego z lat 1621 - 1631, wyd. A. Sokołowski, Kraków 1880, [w:] Scriptores Rerum Polonicarum, t. V, s. 108.
S. Lubomirski do Zygmunta III, obóz nad Brodami pod Uściem 11 X 1629, Extranea IX Polen 140, (rkps nie paginowany, mikrofilm w AGAD), inna kopia BO 208/II, k. 68v., druk prawdopodobnie na podstawie tej kopii [w:] S. Przyłęcki, dz. cyt., s. 87.
M. Tryzna do K. II Radziwiłła, Warszawa 3 V 1629, AGAD AR V 16468, s. 73; Zygmunt III do senatorów, Warszawa 21 IV 1629, BUW 52, k. 92.
Kontynuacja Diariusza o dalszych postępkach wojennych ze Szwedami a die 1 Julij, B. Czart, 121, s. 259, druk. [w:] Przyczynki do działań hetmana polnego koronnego Stanisława Koniecpolskiego w Prusach Wschodnich i na Pomorzu przeciwko Gustawowi Adolfowi, wyd. O. Laskowski, „PHW”, t. IX, z. 3, Warszawa 1937.
M. Bernawski do S. Lubomirskiego, Jassy 3 VII 1629, BJ 102, s. 1117; Zygmunt III do M. Bernawskiego, obóz pod Malborkiem 15 VIII 1629, BR 75, k. 306 Zygmunt III do S. Lubomirskiego, obóz pod Malborkiem 15 VIII 1629, BR 75, k. 306; inna kopia w B. Czart 121, s. 299.
Zygmunt III do S. Lubomirskiego, Warszawa 18 IX 1629 (kopia), BN BOZ 1602, k. 390.
Diariusz, k. 363v.
W. Dobrowolska, Chmielecki Stefan, [w:] PSB, t. III, Kraków 1937, s. 318 nn.; S. Gołębiowski, Stefan Chmielecki, „Biblioteka Warszawska”, r. 1853, t. 2, s. 517 nn.; patrz także B. Baranowski, dz. cyt., s. 53 nn.; A. A. Witusik, Młodość Tomasza Zamoyskiego, Lublin 1977, s. 182; P. Żeroński do T. Zamoyskiego, Turzów 26 IX 1629, AGAD AZ 405, s. 44.
Uniwersał S. Chmieleckiego, Bałabanówka 1 VII 1629, BJ 102, s. 1116.
S. Chmielecki do T. Zamoyskiego, Bałabanówka 10 VII 1629, AGAD AZ 720, s. 65; tenże do tegoż, obóz pod Stepanówką, 11 VIII 1629, tamże, s. 68.
S. Chmielecki do T. Zamoyskiego, obóz pod Stepanówką 13 IX 1629, AGAD AZ 311, s. 12.
S. Chmielecki do T. Zamoyskiego, obóz pod Stepanówką 4 IX 1629, AGAD AZ 720, s. 71; tenże do Zygmunta III, obóz pod Stepanówką 11 IX 1629, AGAD AZ 3112, s. 296; tenże do S. Lubomirskiego, obóz pod Stepanówką 12 IX 1629, AGAD AZ 716, s. 71.
S. Chmielecki do T. Zamoyskiego, obóz pod Stepanówką 13 IX 1629, AGAD AZ 311, s. 12; ugoda kurukowska wg tekstu [w:] Archiv Jugo - Zapadnoj Rossi izdavaemyj komissieju dlja razbora drevnih aktov, č. 3, t. 1, s. 284 nn.
M. Barnowski do S. Lubomirskiego, Jassy 3 VII 1629, [w:] Documente privitoare la istoria Romanilor urmare la colectionea lui Eudoxiu de Hurmuzaki, supl. II, vol. II: 1601 - 1640, Bukarest 1895, s. 584.
Diariusz, k. 364; co do uniwersału z 29 VIII, patrz. M. Horn, dz. cyt., s. 55.
Diariusz, k. 364.
Relacja, s. 251; S. Lubomirski do J. Zasławskiego, Monasterzyska 1 X 1629, AGAD APŁ 1626; tenże do Zygmunta III, obóz nad Brodami pod Uściem 11 X 1629, Extranea IX Polen 140, (rkps nie paginowany, mikrofilm w AGAD), inna kopia BO 208/II, k. 68v., druk prawdopodobnie na podstawie tej kopii [w:] S. Przyłęcki, dz. cyt., s. 87.
Diariusz, k. 364; I. Czamańska, Wiśniowieccy. Monografia rodu, Poznań 2007, s. 234.
B. Baranowski, dz. cyt., s. 106; M. Horn, dz. cyt., s. 55.
S. Chmielecki do S. Lubomirskiego, obóz pod Stepanówką 12 IX 1629, AGAD AZ 716, s. 71; patrz także S. Chmielecki do T. Zamoyskiego, obóz pod Stepanówką 4 IX 1629, AGAD AZ 720, s. 71.
S. Chmielecki do T. Zamoyskiego, obóz pod Stepanówką 13 IX 1629, AGAD AZ 311, s. 12; Relacja, s. 250, wspomina o przeprawie pod Montwanami, przyjąłem jednak wersję o przeprawie pod Tawanią, wyspą na dolnym Dnieprze, gdzie znajdował się dogodne miejsce do przeprawy przez tę rzekę u ujścia do niej rzeki Konki, znajdującą się w rękopisie przechowywanym w Extranea IX Polen, 140, o Tawani patrz Wypisy do historii polskiej sztuki wojennej..., z. 5, s. 273.
Relacja, s. 251 n.; Kopia listu od straży polnej, Uście (?) 11 IX 1629, AGAD AZ 3112, s. 295; S. Chmielecki do T. Zamoyskiego, obóz pod Stepanówką 23 IX 1629, AGAD AZ 720, s. 74; tenże do tegoż, nad Bohem u Pieczarskiego Mostu 29 IX (sic!) 1629, AGAD AZ 720, s. 72; S. Lubomirski do Zygmunta III, obóz nad Brodami pod Uściem 11 X 1629, Extranea IX Polen 140, (rkps nie paginowany, mikrofilm w AGAD), inna kopia BO 208/II, k. 68v., druk prawdopodobnie na podstawie tej kopii [w:] S. Przyłęcki, dz. cyt., s. 88.
Relacja, s. 252, w Extranea IX Polen mowa jest o Berluciach.
Relacja, s. 252, w Extranea IX Polen mowa jest o Choworach.
Relacja, s. 252, w Extranea IX Polen mowa jest o Zaleszczach.
Relacja, s. 252; Diariusz, k. 364v.; S. Lubomirski do Zygmunta III, obóz nad Brodami pod Uściem 11 X 1629, Extranea IX Polen 140, (rkps nie paginowany, mikrofilm w AGAD), inna kopia BO 208/II, k. 68v., druk prawdopodobnie na podstawie tej kopii [w:] S. Przyłęcki, dz. cyt., s. 88.; tenże do J. Zasławskiego, Monasterzyska 1 X 1629, AGAD APŁ 1626.
R. Umiastowski, Geografja wojenna Rzeczypospolitej Polskiej i krajów ościennych, Warszawa 1924. s. 162 nn.
R. Umiastowski, dz. cyt., s. 165 nn.
S. Chmielecki do T. Zamoyskiego, Bałabanówka 10 VII 1629, AGAD AZ 720, s. 65; tenże do J. Sobieskiego, obóz pod Martynowem 30 IX 1629 (kopia), BN 6640, k. 15v.; B. Baranowski, dz. cyt., s. 113; o 60000 pisał także Antoni Krzywicki w Manuskrypcie historycznym do roku 1698, B. PAU i PAN w Krakowie 967, s. 148.
D. Skorupa, Stosunki polsko - tatarskie 1595 - 1623, Warszawa 2004, s. 38 nn.
Tamże, s. 209 nn.; 196.
D. Skorupa, dz. cyt., s. 136; 200; 234 n.; 240 nn.; 248 nn; L. Podhorodecki, Stanisław Koniecpolski ok. 1592 - 1646, Warszawa 1978, s. 116 nn.; tegoż, Chanat krymski, Warszawa 1987, s. 151 nn.
S. Chmielecki do T. Zamoyskiego, obóz pod Stepanówką 13 IX 1629; AGAD AZ 311, s. 12; o niepełnej liczbie Kozaków i stałym ich przybywaniu patrz S. Lubomirski do Zygmunta III, obóz nad Brodami pod Uściem 11 X 1629, Extranea IX Polen 140, (rkps nie paginowany, mikrofilm w AGAD), inna kopia BO 208/II, k. 68v., druk prawdopodobnie na podstawie tej kopii [w:] S. Przyłęcki, dz. cyt., s. 88.; tenże do J. Zasławskiego, Monasterzyska 1 X 1629, AGAD APŁ 1626; 2000 Kozaków pojawiło się podczas wyprawy pod Bursztynów 6 X 1629, Relacja, s. 256
o ich obecności wspominał J. Wimmer, Wojsko i skarb Rzeczypospolitej u schyłku XVI i w I poł.. XVII w., „SMHW”, t. XIV, z. 1, Warszawa 1968, s. 55; zgodnie z wyliczeniami komisji lwowskiej z 1630 roku rota husarska Adama Kalinowskiego liczyła od 1 XII 1628 do 1 VI 1630 100 koni, zaś kozacka Samuela Łaszcza w kwartale pomiędzy 1 IX 1629 a 30 XI 1629 liczyła 150 koni, A. Filipczak - Kocur; Komisja lwowska z 1630 r.; [w:] Między Lwowem a Wrocławiem. Księga jubileuszowa Profesora Krystyna Matwijowskiego, red. B. Rok, J. Maroń, Toruń 2006, s. 1122, 1130; ale nie wydaje się, aby podczas kampanii obie roty walczyły w pełnych stanach osobowych, szczególnie, że miałyby za sobą kilkumiesięczne, wyczerpujace walki w Prusach, połączone z zarazą oraz przemarsz na południe; co do określeń wojsk Kalinowskiego i Łaszcza, patrz Relacja, s. 254, 256.
Relacja, s. 254.
Rachunek skarbu koronnego z r. 1629..., s. 349, 351.
B. Baranowski, dz. cyt., s. 113; J. Wimmer, dz. cyt., s. 55; wątpliwości budzi szacowanie kwarcianych na 3350 koni i dodawanie do tej liczby żołnierzy z ordynacji Ostrogskich, skoro w poprzednim roku oddziały kwarciane liczyły nieco ponad 2000 koni i porcji, a chorągiew Mieleszki, ujęta w rachunkach, została rozbita przez Tatarów i była raczej bytem fikcyjnym, patrz. rachunki skarbowe na I sejmie 1629 r., obejmujące służbę od 1 IX 1627 do 30 XI 1628 roku, B. Czart. 1772, s. 558. w moim przekonaniu należy przyjąć, że wspomniane przez Chmieleckiego 3000 kwarcianych obejmowało nie tylko roty kwarciane sensu stricto, ale także żołnierzy z ordynacji Ostrogskich oraz ewentualnie roty Kalinowskiego i Łaszcza.
Otwinowski do podstarościego samborskiego, b. m. 18 X 1629, BK 201, k. 362v.; S. Buczyński do K. II Radziwiłła, Orle 19 X 1629, AGAD AR V 8080, s. 396; H. Godziątkowski do J. S. Sapiehy, Kraków 15 XI 1629, B. Czart. 2896, s. 131; A. Kazanowski do K. II Radziwiłła, Mettel 25 X 1629, AGAD AR V 6558, s. 61; M. Horn, dz. cyt., s. 55 n.; B. Baranowski, dz. cyt., s. 115; A. Krzywicki, dz. cyt., s. 148.
S. Przypkowski do K. II Radziwiłła, Dojlidy 28 X 1629, AGAD AR V 12600, s. 34.
J. Sobieski do T. Zamoyskiego, Krasnystaw 9 X 1629, AGAD AZ 378, s. 44.
Diariusz, k. 364v.; Relacja, s. 252 n.
Diariusz, k. 364v.
Relacja, s. 253 n.
tamże, s. 254 n.
S. Lubomirski do Zygmunta III, obóz nad Brodami pod Uściem 11 X 1629, Extranea IX Polen 140, (rkps nie paginowany, mikrofilm w AGAD), inna kopia BO 208/II, k. 69., druk prawdopodobnie na podstawie tej kopii [w:] S. Przyłęcki, dz. cyt., s. 88.; tenże do J. Zasławskiego, Monasterzyska 1 X 1629, AGAD APŁ 1626.
Anonimowa relacja, s. 240
Relacja, s. 255; S. Lubomirski do Zygmunta III, obóz nad Brodami pod Uściem 11 X 1629, Extranea IX Polen 140, (rkps nie paginowany, mikrofilm w AGAD), inna kopia BO 208/II, k. 69., druk prawdopodobnie na podstawie tej kopii [w:] S. Przyłęcki, dz. cyt., s. 89.
Relacja, s. 255.
Tamże, s. 255 n.
Diariusz, k. 365.
Anonimowa relacja, s. 240; Otwinowski do podstarościego samborskiego, b. m. 18 X 1629, BK 201, k. 362v.; J. Budziński do podstarościego samborskiego, b. m. 18 X 1629, tamże, k. 363; S. Lubomirski do Zygmunta III, obóz nad Brodami pod Uściem 11 X 1629, Extranea IX Polen 140, (rkps nie paginowany, mikrofilm w AGAD), inna kopia BO 208/II, k. 69., druk prawdopodobnie na podstawie tej kopii [w:] S. Przyłęcki, dz. cyt., s. 89; tenże do S. Koniecpolskiego, Lwów (sic!) 11 X 1629, BN 6640, k. 16.
Anonimowa relacja, s. 240; Diariusz, k. 365; Relacja, s. 256; S. Lubomirski do Zygmunta III, obóz nad Brodami pod Uściem 11 X 1629, Extranea IX Polen 140, (rkps nie paginowany, mikrofilm w AGAD), inna kopia BO 208/II, k. 69., druk prawdopodobnie na podstawie tej kopii [w:] S. Przyłęcki, dz. cyt., s. 89; Kronika Pawła Piaseckiego, biskupa przemyskiego, Kraków 1870, s. 344 n.
Relacja, s. 256; w odniesieniu do szlaku bednarowskiego, przyjąłem lekcję w ślad za rękopisem Extranea IX Polen, 140, zgodna z miejscową nomenklaturą, patrz także Diariusz, k. 365v.
Relacja, s. 256.
Tamże, s. 256, mowa jest o Demianowcach, zaś w Extranea IX Polen, 140, o Dywanowcach, niemniej wśród miejscoych nazw pojawia się właśnie Demianów, wieś położona ok. 15 km na południe od Rohatyna, niedaleko od Bursztyna
Relacja, s. 257 n.; S. Chmielecki do T. Zamoyskiego, pod Horożanką 11 X 1629, [w:] S. Przyłęcki, dz. cyt., s. 91.
Diariusz, k. 365v.; patrz także Anonimowa relacja, s. 240; S. Lubomirski do Zygmunta III, obóz nad Brodami pod Uściem 11 X 1629, Extranea IX Polen 140, (rkps nie paginowany, mikrofilm w AGAD), inna kopia BO 208/II, k. 69., druk prawdopodobnie na podstawie tej kopii [w:] S. Przyłęcki, dz. cyt., s. 89 n.; S. Chmielecki do T. Zamoyskiego, pod Horożanką 11 X 1629, [w:] S. Przyłęcki, dz. cyt., s. 91.
B. Baranowski, dz. cyt., s. 114.
Relacja, s. 258; Diariusz, k. 366.; patrz także Anonimowa relacja, s. 240; S. Lubomirski do Zygmunta III, obóz nad Brodami pod Uściem 11 X 1629, Extranea IX Polen 140, (rkps nie paginowany, mikrofilm w AGAD), inna kopia BO 208/II, k. 70., druk prawdopodobnie na podstawie tej kopii [w:] S. Przyłęcki, dz. cyt., s. 90
Relacja, s. 258; Diariusz, k. 366; S. Chmielecki do T. Zamoyskiego, pod Horożanką 11 X 1629, [w:] S. Przyłęcki, dz. cyt., s. 91; S. Lubomirski do Zygmunta III, obóz nad Brodami pod Uściem 11 X 1629, Extranea IX Polen 140, (rkps nie paginowany, mikrofilm w AGAD), inna kopia BO 208/II, k. 70., druk prawdopodobnie na podstawie tej kopii [w:] S. Przyłęcki, dz. cyt., s. 90.
Relacja, s. 258; Diariusz, k. 366; S. Lubomirski do Zygmunta III, obóz nad Brodami pod Uściem 11 X 1629, Extranea IX Polen 140, (rkps nie paginowany, mikrofilm w AGAD), inna kopia BO 208/II, k. 70., druk prawdopodobnie na podstawie tej kopii [w:] S. Przyłęcki, dz. cyt., s. 90; tenże do S. Koniecpolskiego, Lwów 11 X 1629, BN 6640, k. 16.
S. Lubomirski do S. Koniecpolskiego, Lwów 11 X 1629, BN 6640, k. 16.
M. Barnowski do T. Zamoyskiego, Chocim 20 X 1629, AGAD AZ 305, s. 12, druk [w:] Hurmuzaki, supl. II, vol. 2, s. 588.
S. Chmielecki do T. Zamoyskiego, Nowy Międzybóż 11 XI 1629, AGAD AZ 720, s. 75.
S. Chmielecki do Zygmunta III, Nowy Międzybóż 11 XI 1629, AGAD AZ 2889, s. 28; tenże do T. Zamoyskiego, Nowy Międzybóż 13 XI 1629, AGAD AZ 720, s. 77.
J. Seredyka, Rzeczpospolita w ostatnich latach panowania Zygmunta III (1629 - 1632), Opole 1978, s. 29 n.
S. Chmielecki do T. Zamoyskiego, obóz pod Koszowem, 14 X 1629, AGAD AZ 311, s. 13; Diariusz sejmu nadzwyczajnego 1629 roku, BN BOZ 1154, k. 693 n.
T. Zamoyski do Zygmunta III, Zamość 2 I 1630, AGAD AR II, ks. 6, s. 125; S. Żurkowski, Żywot Tomasza Zamoyskiego, Kanclerza Wielkiego Koronnego, wyd. A. Batowski, Lwów 1860, s. 131 nn.; S. Gołębiowski, Stefan Chmielecki..., s. 536 nn.
J. Ubysz do T. Zamoyskiego, Warszawa 10 X 1629, AGAD AZ 391, s. 2; Z. Kazanowski do K. II Radziwiłła, Merzoły 25 X 1629, AGAD AR V 6563, s. 90; tenże do tegoż, Stanoszewicze 21 XI 1629, tamże, s. 93.
S. Buczyński do K. II Radziwiłła, Orle 19 X 1629, AGAD AR V 8080, s. 396.
1