Estetyka czy etyka


KAZIMIERZ ABGAROWICZ

„Tęcza”, nr 7, Lipiec 1936, str. 3-7.

ESTETYKA CZY ETYKA?

Toczą się dziś wszędzie żywe dyskusje na tematy zasadnicze. Człowiek nowoczesny, przesycony mnożącymi się z roku na rok zdobyczami cywilizacji, nie mogąc znaleźć zadowolenia i spokoju mimo coraz nowych wynalazków i udogodnień życia, prócz tego gnębiony uporczywym kryzysem, wnika w głąb swego ducha i próbuje ustalić sobie skalę wszelkich wartości, złudnych i rzeczywistych, i znaleźć odpowiedź na cały szereg nurtujących w nim zagadnień. Bierze więc pod jaskrawe światło i bada dotychczasowe oceny, teorie, światopoglądy, i przy pomocy własnego rozumu, doświadczenia, oraz niedocenianej często intuicji, tworzy sobie swój pogląd, prosty, jasny, wolny od zawiłości pretensjonalnego doktrynerstwa. Ta praca duchowa odbywa się dziś szybko, bo i życie obecne pędzi w tempie zawrotnym, nie pozwalając na długie, jałowe dumania. W epoce radia i lotów rekordowych również myśl ludzka stała się jakby lotniejsza, bieży chyżo i zdąża wprost do celu, szukając najprostszego ujęcia rzeczy.

Wśród wielu zagadnień tematem godnym uwagi wydaje się aktualne zawsze pytanie, czy dla całokształtu wychowania i kultury człowieka ważniejszy jest wpływ i znaczenie estetyki czy etyki, jaki zachodzi między nimi stosunek, czy wykluczają się one wzajemnie, czy przeciwnie mogą i powinny ze sobą zgodnie współpracować.

Uczucia estetyczne i potrzeba zaspakajania ich są czymś wrodzonym, jak świadczą najdawniejsze dzieje kultury. Każdy człowiek mniej lub więcej odczuwa głód piękna i zaspakaja go odpowiednio do stopnia kultury swego społeczeństwa, wypowiadając się, zależnie od osobistych dyspozycji psychicznych, uzdolnień i upodobań, bądź w śpiewie i muzyce, bądź w architekturze, malarstwie, rzeźbie i sztuce stosowanej, bądź w utworach literackich. W zwykłych warunkach bodźcem do szukania twórczych przeżyć estetycznych jest zarówno uczucie przyjemności jak pożytek, stąd taki szeroki zakres np. sztuki stosowanej w przemyśle artystycznym; w tym dwojgu również tkwi zdrowy sens wszelkiej sztuki, pochodzącej od człowieka, który jest powołany do życia społecznego: przez twórczość przysporzyć radości i pożytku sobie i drugim. Natomiast odchylenia od tej zasady, dające zauważyć się przy pewnym wyrafinowaniu smaku, prowadzą do pretensjonalnego hasła „sztuka dla sztuki”, które w sposób liberalny pozostawia artystom zupełnie wolną rękę w realizowaniu najfantastyczniejszych pomysłów i kaprysów, bez względu na to, jaki one wywołają oddźwięk i jakie życiu zbiorowemu oddadzą usługi.

Tu dochodzimy do zasadniczej kwestii spornej, czy ludziom twórczym w dziedzinie piękna przysługuje licentia, dzięki której mieliby przywilej bez oglądania się na kogokolwiek odtwarzać wszystko, co w życiu podpatrzą i co się uroi ich własnej wyobraźni, choćby to było głupie, dziwaczne, brzydkie i bezwstydne, czy też na równi z innymi pracownikami społecznymi zapewniona powinna by być i artystom tylko libertas, karnie podporządkowana pewnym nakazom etycznym, które dla życia społecznego zawsze miały i mieć będą wielkie znaczenie.

Otóż nie można bezwątpienia żadnego artysty tak krępować, by mu zabronić wypowiadania się pod wpływem wewnętrznego nakazu w takich sprawach i w taki sposób, jaki sam obierze. Można być wyrozumiałym na to, że w jego prywatnej pracowni, w tece lub szkicowniku znajdą się takie utwory literackie lub obrazy, które nie godzą się np. z uczuciem wstydu, podobne bowiem rzeczy migawkowo zjawiają się w wyobraźni niemal każdego człowieka, tylko że wola spycha je na plan dalszy lub zupełnie usuwa. Z chwilą jednak, gdy artysta tego rodzaju twory ośmiela się publikować, oczekuje za nie pochwały i pochlebnej krytyki, a nawet zapłaty, i to w społeczeństwie, dla którego ideały religijno-etyczne nie są mrzonkami, lecz wartościami najcenniejszymi, wówczas czujemy, że dzieje się niesprawiedliwość.

Oto kosztem dobra moralnego pozwala się, by człowiek dla dogodzenia swemu samolubstwu, sam mając wyobraźnię zaplugawioną, pod pozorem sztuki wdzierał się z tupetem do cudzych dusz i obdzielał je swymi chimerycznymi pomysłami i bezwstydnymi wyobrażeniami. Jest w tej robocie jakaś szatańska złośliwość, która rada by innych wciągnąć w błoto, by przez to doznać ulgi i łatwiej zagłuszyć wyrzuty sumienia przy wspólnym, błazeńskim śmiechu. Czyż każdy z nas mało ma sam kłopotów i trudności z opanowaniem wyobraźni, z oczyszczeniem jej z niepotrzeb­nego i nieznośnego balastu, który stoi na zawadzie postępowi kultury duchowej, pełnemu rozwo­jowi osobowości? Czy to borykanie się człowieka ze samym sobą mieliby utrudniać i komplikować jeszcze artyści? A tak przecież nieraz dzieje się, tylko że o tym za mało mówi się prywatnie, a jeszcze mniej publicznie. Zwierzamy się wzajemnie z wielu rzeczy banalnych, lecz ciążące na naszym życiu towarzyskim konwenanse i jakiś fałszywy wstyd zamykają nam usta wtedy, gdy wzgląd na dobro moralne nakazywałby głośno powiedzieć prawdę o tym wszystkim, co nas deprawuje i pozbawia wolności duchowej.

Jaką potęgą mogłaby stać się w kształtowaniu życia społeczeństw twórczość literatów, jeśliby tylko nie zrywali z idealizmem, jeśliby chcieli być wieszczami prawdy, dobra i piękna. Jakże wdzięczne i zaszczytne byłoby wówczas pole ich działalności. Już pogański poeta Wergiliusz stawiał artystom wysokie zadania, pojmując ich twórczość jako służbę bożą, zmierzającą do uszlachetnienia ludzkości. Oto podczas wędrówki w zaświaty Sybilla wskazuje Eneaszowi na polach elizejskich, wśród dusz błogosławionych, tych, którzy jako bogobojni wieszczowie godne Feba głosili słowa i tych, którzy przez wynalezienie sztuk uszlachetnili życie.

Człowiek z natury swej łaknie prawdy, dobra i piękna; pragnie, żeby objawiono mu je w sposób prosty, naturalny i szczery, właśnie dlatego, że one dodają mu skrzydeł, wznoszą ku Bogu i uszczęśliwiają. Tak pojęta sztuka współdziała z religią i etyką, lecz zawsze jest im podporządko­wana. Gdy jednak, zamiast być środkiem, staje się sama celem, czyli „sztuką dla sztuki”, wówczas wyrodnieje i tworzy nieraz dziwolągi. Zmienna i kapryśna, nie gardzi pozą, gestem i miną błazna, chętnie posługuje się ironią i szyderstwem, uczucie wstydu staje się dla niej czymś obcym i często potrąca o strunę pesymizmu. Trafnie odgadli już Grecy, że piękno i dobro pozostają ze sobą w ścisłym związku i muszą zgodnie ze sobą współdziałać, jeżeli mają przynieść człowiekowi duchowy pożytek. Muzykę np. uważali oni nie za środek, mający mile pieścić ucho, dający sposobność do estetycznego-używania, lecz za jeden z ważnych czynników, służących do urobienia pięknego, etycznego charakteru. Platon wręcz twierdził, że muzyka „budzi w duszy zamiłowanie cnoty”, Damon zaś powiedział, idąc jeszcze dalej, że nie można naruszyć zasad muzyki, bez wstrząsania podstawami państwa. Nie jest to chyba rzeczą przypadku, że najpiękniejsze, najbardziej ud uducho­wione dzieła literatury, plastyki i architektury greckiej powstały w związku z kultem religijnym.

Jest rzeczą jasną, że przeżycia estetyczne mogą sprzyjać urzeczywistnieniu ideału religijno-moralnego, lecz nie są one warunkiem koniecznym. Nieraz spotykamy w życiu ludzi bez wykształcenia estetycznego, postępujących etycznie, i odwrotnie, niejeden esteta, którego wyrafi­nowany epikureizm myśli igra ze wszystkim, esteta, dla którego sensacje, rozkosze wrażenia same dla siebie są zawsze celem, często życiem swym dowodzi, że brak mu zasad etycznych. Wiadomo również, że w pewnym okresie życia, zazwyczaj na szczycie rozwoju, zdarza się, iż człowiek, który nie jest epikurejczykiem, zaczyna zatracać powoli dawną wrażliwość na piękno zmysłowe; nie goni już za wrażeniami estetycznymi, a gdy czasem natrafi na nie, przeżywa je jakoś spokojniej, bez głębszych wzruszeń, jakby obojętnie. Dlaczego? Jedni odpowiadają po prostu, że człowiek taki postarzał się, inni trochę złośliwiej, że zdziwaczał, lecz każda z tych odpowiedzi ujmuje sprawę płytko.

Tymczasem wydaje się, że przyczyna tej zmiany tkwi głębiej, w duszy. Prawdopodobnie człowiek ten poznał już lepiej piękno moralne i zasmakował w nim. Być może, iż oprócz osobistych przeżyć i doświadczeń pomogło mu do tego w pewnej mierze także wykształcenie estetyczne. Lecz cała estetyka była mu dotąd, może nawet nieświadomie, środkiem tylko, jakby rusztowaniem, potrzebnym około budowy gmachu własnego światopoglądu, tej twierdzy ducha, w której najważniejszymi i najsilniejszymi wiązadłami są jednak zasady etyczne. Z chwilą, gdy twierdza staęła gotowa, rusztowanie stało się zbędne.

Przeżycia natury etycznej i religijnej są dla człowieka o wiele ważniejsze i cenniejsze niż najmilsze wrażenia estetyczne. Z wartości, jakie stawia przed nami etyka i religia, możemy zrezygnować tylko kosztem wielkich wstrząsów i tragedii osobistych, natomiast bez rozkoszy estetycznych możemy obejść się i charakter nasz nic przez to nie ucierpi, a w pewnych wypadkach nawet zyska. Sztuka daje wprawdzie wtajemniczonym chwile ukojenia i odrobinę szczęścia, lecz nigdy nie zaspokoi zupełności odwiecznych tęsknot duszy ludzkiej; obracając się w sferze zjawisk, sztuka pozwala, jak mówili platonicy, odgadywać w pięknie tylko cień nieskończoności, czyny zaś moralne i uczucia religijne łączą niejako duszę z Bogiem. Jeżeli porównamy np. biednego Araba, który wśród pustyni rozścielił swój święty dywanik i modli się, zapatrzony w nieskończoność, z delikatnym estetą, który stoi zachwycony przed „Wniebowzięciem” Tycjana, czujemy, że obaj na swój sposób obcują z Bogiem, lecz Arab bliżej, bardziej bezpośrednio.

Lecz istota piękna przejawia się nie tylko w przedmiotach zmysłami spostrzeganych, albowiem piękne mogą być również myśli, usposobienia, charaktery i czyny. Ma to szczególne znaczenie dla poezji, która za pomocą słów wywołuje w nas odpowiednie wyobrażenia i pojęcia, działając tym sposobem na nas także estetycznie. Człowiek z gustem wyrobionym, któremu nie wystarczy lubowanie się samymi dźwiękami mowy, oceniając wartość poetyckiego dzieła, stanowczo położy nacisk nie na dźwięczność wiersza oraz inne cechy pięknej formy, lecz na finezję i piękno zawartych w utworze rysów psychologicznych. Jakość ich zależy od całokształtu życia duchowego artysty, od jego światopoglądu i rozwoju własnej osobowości.

A teraz pytanie, czy poezja może ignorować zagadnienia etyczne? Może, lecz nie powinna, jeśli nie ma stać się pustą gadaniną o niczym. Dziś sporo jest takich kuglarzy, którzy potrafią jak z rękawa sypać niby plewy słowa pozbawione treści, niejasne, pogmatwane i pretensjonalne i upajają się samymi dźwiękami, zapewniając innych, że to właśnie jest już dla nich przeżyciem artystycz­nym, którego nie zdołają pojąć zwykli śmiertelnicy! Genialni jednak poeci wszystkich czasów stawali chętnie na usługi najwyższych ideałów etycznych i mieli zawsze wiele do powiedzenia społeczeństwu i ludzkości, lecz słowa ich to były ziarna, nie plewy.

Platon, snując w „Politei” koncepcję państwa idealnego, opartego na sprawiedliwości, którego celem miało być zapewnienie szczęścia wszystkim obywatelom, bardzo namyślał się i wahał, czy i jakich poetów można by przyjąć do tak pojętego państwa. Dla niego bowiem rzeczą wielkiej wagi była etyka, tymczasem widział, że epicy, lirycy, tragicy i komicy, chcąc zdobyć poklask publiczności i znając jej skłonność do skarg, narzekań, błazeństw, do uczuć lubieżnych, do gniewu i wszelkich wzruszeń duszy, bądź radosnych, bądź bolesnych, oddawali w poezji te stany psychiczne i tym sposobem wpływali na czyny ludzkie, zamiast przedstawiać usposobienia rozumne i spokojne, które potrafią zachować równowagę ducha i ład wewnętrzny.

Przedstawienie zaś duszy ludzkiej w takim stanie harmonijnym, pod przewodnictwem rozumu, najpierw nie było rzeczą łatwą dla poetów, ponieważ, będąc przeważnie naśladowcami, nie spotykali w życiu wzorów odpowiednich do naśladowania; po wtóre byłoby ono, choćby udało się poetom, trafiło w próżnię, do tłumu bowiem, który reaguje łatwo tylko na grę namiętności i niespokojnych żywiołów, na sceny dramatyczne, przemawiające głównie do uczucia, i wtedy najgorętsze bije brawa, do tego tłumu nie można odzywać się z wywodami trzeźwego rozumu, z żądaniami opanowania siebie i duchowego doskonalenia się, jeśli chce się zdobyć poklask, rozgłos i pieniądze. Tych rzeczy poeci rzadko wyrzekają się. Wyjątkowo tylko któryś z nich pisze jedynie ,,dla siebie i muz”.

Ostatecznie więc Platon, mając na względzie dobro dusz ludzkich, kładzie w usta Sokratesowi takie słowa, skierowane do Glaukowa: Winieneś wiedzieć, że do państwa naszego z dziedziny poezji wolno dać przystęp tylko hymnom ku czci bogów, oraz pieśniom, sławiącym ludzi szlachetnych; gdy zaś dasz przystęp muzie pieszczotliwej, lirycznej lub epicznej, to zamiast prawa i zasad, zawsze i powszechnie za najlepsze uznanych, w twym państwie panować będą rozkosz i smutek.

Jakże to śmiałe, proste i mądre postawienie sprawy. Lecz niejeden z dzisiejszych literatów, może nawet znaczna ich większość z oburzeniem nazwałaby takie traktowanie poetów surowym i bezwzględnym, jakimś dziwactwem, może nawet utopią. Zapewne, jeśli całe zagadnienie rozważać z punktu widzenia interesów zrzeszeń literackich, takie skrępowanie swobody i ograniczenie twórczości poetów i literatów pozbawiałoby ich możliwości zdobywania sławy i pieniędzy. Dla ilu poetów własne ich utwory miałyby jakikolwiek urok i wartość, jeśliby w państwie były zakazane i nie mogłyby doczekać się wielbicieli i nabywców?

Lecz Platon ważnych dla życia zagadnień nie umiał rozwiązywać w sposób tak ciasny i małoduszny. Królewski jego duch wzbijał się wysoko ponad ziemski padół, na którym ciągle wre nieubłagana, zażarta walka, łagodzona obłudnymi konwenansami, o to, kto większy i sławniejszy, komu przystroić głowę wawrzynem, a kogo pominąć milczeniem. Tam, w czystej atmosferze stworzonego przez siebie świata idei, wyzwolony od ludzkich względów i opinii, w myśl sprawiedliwości społecznej uchwycił i w śmiałych słowach wyraził jedną z tych idei, że poetów trzeba obarczyć wielką odpowiedzialnością za wpływ moralny ich utworów na charaktery i czyny ludzkie. Uznając niezachwianie, że celem wychowania jest doskonalenie, uszlachetnianie ludzi, że wiedza ma tylko ułatwić dojście do Boga, chciał wśród wychowawców ludzkości przyznać aszczytne miejsce także poetom i artystom, byleby bodźcem ich twórczości były prawda, dobro i piękno.

Myśli genialnego Greka godzą się zupełnie ze światopoglądem chrześcijańskim, katolickim. Pomawianie katolicyzmu o to, jakoby był wrogiem postępu, kultury i sztuki, dowodzi zawsze tylko złej woli. Katolicyzm był, jest i będzie pionierem postępu pojętego jako ciągłe doskonalenie życia indywidualnego i zbiorowego według zasad nauki Chrystusa.

Dla katolika pojęcie kultury streszcza się w kształceniu umysłu, łącznie z urabianiem sumienia, woli i serca, z wyraźnym skierowaniem ich ku Bogu i sprawom wieczności. Katolicyzm nie gardzi sztuką, lecz chce, by ona współpracowała w dziele doskonalenia dusz ludzkich, aby była jednym z doczesnych środków, służących celom nadprzyrodzonym.

Zarówno etyka jak i estetyka zajmują w światopoglądzie katolickim należne im miejsce, lecz etyka o wiele ważniejsze jako jedna z głównych podstaw. Ona warunkuje i wartość nadaje wszystkim poczynaniom ludzkim w dziedzinie estetyki, pilnując, aby odblasków piękna bożego, rozsianych po całym świecie, nie czczono zamiast samego Boga.

2



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Brzydota w literaturze i innych dziedzinach sztuki przekora, nowa estetyka czy moda
Czy etyka blokuje postęp nauki
Estetyka i etyka wypowiedzi
Etyka i estetyka wypowiedzi
Mrzygłocka Chojnacka,etyka w biznesie, CZY? SIĘ POGODZIĆ ŻYCIE GOSPODARCZE Z CNOTAMI MORALNYMIx
Czy ponosimy odpowiedzialność za swoje czyny wobec innych ludzi, Etyka i filozofia
Człowiek u schyłku swojego życia - osoba czy była osoba, Deontologia - Etyka
Estetyka i etyka wypowiedzi
Maciej Magoński Czy możliwy jest estetyczny (Nietzsche, Kierkegaard)
Etyka psychologiczna artykuł Pomoc psychologiczna czy psychoterapia(1)
Szutta Czy naturalistyczna etyka jest możliwa
Etyka czy kompetencja
estetyczne ztonowane tlo
ortografia rz czy ż
Czy rekrutacja pracowników za pomocą Internetu jest
WOLNOŚĆ CZY KONIECZNOŚĆ
Prez etyka materiały1
Prez etyka materialy7
Etyka Taternika

więcej podobnych podstron