Dariusz Kancerek: Stosunek sanacji do ONR
14 kwietnia 1934 roku podpisano deklarację Obozu Narodowo-Radykalnego dokonując tym samym rozłamu w strukturach Stronnictwa Narodowego. Prasa sanacyjna pozytywnie zareagowała na wiadomość o rozłamie. W środowisku obozu rządzącego od lat liczono się z taką możliwością, tym bardziej, iż dostrzegano konflikt pomiędzy „młodymi” a „starymi”, podsycając młodzież narodową do przeciwstawienia się kierownictwu. Zaznaczyć trzeba, iż SN było zaciekłym wrogiem pomajowych rządów oraz silnym konkurentem politycznym. Wszelki zamęt w strukturach Stronnictwa był mile widziany przez grupę rządzącą. Jedynie sanacyjnego entuzjazmu nie podzielał „Czas”, który już nazajutrz pisał o programie ONR, że „przypomina demagogię hitleryzmu z czasów przed objęcia władzy” a w następnym tygodniu oskarżył ONR o kopiowanie hitleryzmu. Takiego typu porównania nie były odosobnione, tego samego zdania był „Kurier Poranny”, który dostrzegał w programie ONR-u naśladownictwo poczynań Hitlera. Mimo to w tym samym piśmie, cztery dni po deklaracji ideowej rozłamowców, jeden z najwybitniejszych publicystów sanacji - Wojciech Stpiczyński napisał, że „deklaracja programowa Obozu Narodowo-Radykalnego nie różni się pod względem radykalizmu od analogicznych deklaracji i oświadczeń Legionu Młodych”. W artykule „Niech się młodzi nie boją o chleb” wyrażał zrozumienie dla młodzieży, która obawiała się o byt materialny i czuła się poszkodowana w obecnych warunkach. Postulowane przez oenerowców usunięcie Żydów z życia społeczno-politycznego uważał za zabieg doraźny, który nabierze rozmachu i stanowić będzie antykapitalistyczny ruch wywłaszczania wszystkich „starych”, bez względu na przynależność rasową. Poza tym w rozłamie dopatrywano się możliwości przyciągnięcia młodzieży pod swe skrzydła. W ukazującym się w Poznaniu piśmie Związku Polskiej Młodzieży Demokratycznej - „Przemiany” Mieczysław Pieszczyński pisał: „Było wielu takich, którzy z zapowiedziami oderwania się od obozu narodowego grup tworzących dziś Obóz Narodowo-Radykalny wiązali nadzieję rozszerzenia frontu prorządowych - może dokładniej: lojalnych organizacji młodzieży”. Jednym z zwolenników nawiązania współpracy z rozłamowymi grupami młodoendeków był m.in. Bronisław Pieracki, minister spraw wewnętrznych, któremu przypisywano sympatie profaszystowskie. A także brany pod uwagę mógł być Walery Sławek, który wcześniej prowadził rokowania z inną grupą rozłamową - Związkiem Młodych Narodowców.
Sanacja była głęboko zainteresowana możliwością przejęcia części młodzieży narodowej ze względu na kiepską sytuację w własnych organizacjach młodzieżowych, które ideologicznie oddalały się od oficjalnego kursu Bezpartyjnego Bloku Współpracy z Rządem, co wywierało niepewność utrzymania ich w ryzach. Z tego też względu rozłam w SN dla sanacji stanowił nowe perspektywy pozyskania młodzieży, a w razie ich niepowodzenia przynajmniej stanowił osłabienie potężnego rywala w życiu politycznym.
Zupełnie inaczej sanacja odniosła się już do działalności ONR. Dynamizm rozwoju i walki uliczne z przeciwnikami politycznymi mogły zaniepokoić sanację. Reakcje rządowe były stanowcze, gdy w Warszawie zanotowano wzrost liczby ekscesów antyżydowskich, Ministerstwo Spraw Wewnętrznych wydało 12 maja 1934 roku zalecenie, aby w przypadku udziału członków ONR-u w zajściach, rozwiązać koła i oddziały organizacji.
20 maja 1934 roku obóz rządzący zdecydował się na zademonstrowanie swej siły wobec masowego zebrania politycznego ONR-u. Była to próba zastraszenia i wyhamowania rozwoju rozłamowej organizacji. Prasa narodowo-radykalna zrelacjonowała te wydarzenie w następujący sposób: “W pierwszy dzień Zielonych Świątek oddział stołeczny ONR zorganizował wycieczkę 600 osób do Międzylesia. Odbyła się tam Msza Św., a następnie defilada i zabawa. W pewnym momencie pojawiło się ponad 100 policjantów. Bez oporu zatrzymali oni, wspomagani przez 3 samochody pancerne i kilkanaście motocykli ponad, 300 osób, przewiezionych następnie do Warszawy, co wywołało w mieście niemałą sensację. Zachodzi pytanie - pisano - po co przemęcza się policję każąc w uroczysty dzień rozpraszać wycieczki. [...] 120 obozowców przed sądem starościńskim - skazani na grzywny od 20 do 200zł z ewentualną zmianą na areszt. 8 przewiezionych na Pawiak za czynną napaść na policjantów.”
Owe wydarzenia jak i silny nacisk polityczny ze strony lewicy oraz środowisk żydowskich m.in. 18 maja grupa posłów żydowskich zażądała o ministra Pierackiego zlikwidowania ONR, by położył kres legalnej działalności. W łonie ONR-u zdawano sobie sprawę z poważnej sytuacji, jaka wynikła z tego też powodu kierownictwo Wydziału Wykonawczego 10 czerwca wydało stanowczy zakaz udziału w akcjach wywołujących niepokoje społeczne. Jednak nie powstrzymało to represji rządowych, aresztowano Edwarda Kemnitza - kierownika sekcji ogólnej ONR, co zostało odebrane przez oenerowców jako zapowiedź zdecydowanego ataku ze strony władz.
Niebawem - w środę 13 czerwca 1934 r. w „Drukarni Artystycznej” przy ulicy Nowy Świat 47 w Warszawie, gdzie drukowano “Sztafetę”, zjawili się przedstawiciele władz, którzy dokonali zamknięcia jej pod pozorem niewłaściwych warunków pracy. Jan Mosdorf próbując uratować sytuację interweniował telefonicznie u Pierackiego jednak jego sekretarz odparł, iż minister będzie mógł przyjąć Mosdorfa dopiero w pierwszy dzień przyszłego tygodnia, na co ten miał rzec „to już za późno”. A jak sam twierdził w czasie procesu „to już nie warto”, gdy dowiedział się, że nie zostanie przyjęty w sprawie wznowienia „Sztafety”, przed zapowiedzianą rozmową Pierackiego z delegacją Żydów. Słowa te zostały wykorzystane jako zarzut wobec ONR-u, gdy 15 czerwca nacjonalista ukraiński Hryhory Maciejka zastrzelił ministra. Władze oskarżając o morderstwo ONR dokonały masowych aresztowań członków Obozu. W ciągu kilku dni aresztowano ok. 600 oenerowców w tym praktycznie większość czołowych działaczy prócz Mosdorfa, który ukrył się przed policją. Wprawdzie wśród ekipy rządowej zdawano sobie sprawę, że za czyn odpowiadają Ukraińcy, lecz nie powstrzymano represji, gdyż zabójstwo było dobrym pretekstem do zlikwidowania organizacji hałaśliwych oenerowców. 10 lipca oficjalnie zdelegalizowano ONR. Starosta grodzki w Warszawie podejmując ten krok motywował go, niezgłoszeniem i niezarejstrowaniem organizacji, co w praktyce było kolejnym pretekstem gdyż wiele innych młodzieżowych organizacji funkcjonowało w podobnej sytuacji. W końcu uzasadnienia podano także, że „działalność członków ONR doprowadziła do stałego naruszania bezpieczeństwa, spokoju i porządku publicznego”. Gdzie indziej delegalizując, oskarżono ONR o używanie broni palnej, podsycanie nienawiści politycznej i rasowej, kolportowanie nielegalnych druków oraz burdy na ulicach itp.
W między czasie - 19 czerwca opublikowano dekret o utworzeniu “obozu odosobnienia” w Berezie Kartuskiej. Tam też prosto z aresztu zesłano elitę ONR-u. Oenerowscy zostali umieszczeni w obozie odosobnienia na mocy dekretu Prezydenta RP, który stwierdzał: „osoby, których działalność lub postępowanie daje podstawy do przypuszczenia, że grozi z ich strony naruszenie bezpieczeństwa, spokoju lub porządku publicznego, mogą ulec przetrzymaniu i przymusowemu umieszczeniu w miejscach odosobnienia, nieprzeznaczonych dla osób skazanych lub aresztowanych z powodu przestępstw”. Pobyt w obozie określono na trzy miesiące, lecz mógł on ulec przedłużeniu do półrocznego przetrzymania. Warunki, w jakich przetrzymywano więźniów miały na celu zniszczenie ich fizycznie i co najważniejsze psychicznie. Wydanie dekretu świadczyło o tym, że ekipa rządowa zamierzała poważnie rozprawić się opozycją i niewygodnymi organizacjami, do których zaliczono ONR. Członkowie zdelegalizowanej organizacji próbowali działać mimo spustoszenia w organizacji. Spotykały ich za to procesy związane z przynależnością do nielegalnych struktur oraz za kolportaż „Sztafety”. Nie raz w wyniku procesów oskarżeni otrzymywali najwyższe wyroki, choć zdarzały się i stosunkowo niskie, co pepesowski „Tydzień Robotnika” określił jako pobłażliwość ze strony sanacji dla ONR-u.
W środowisku byłych oenerowców pojawiła się opinia, że początkowo przyzwalano organizacji na działalność, aby odciągnąć jak największą ilość ludzi od SN. Twierdził tak Juliusz Sas-Wisłocki w wywiedzie dla „Buntu Młodych” w grudniu 1934 r. Nie wiadomo jednak, kto z sanacji stał za decyzjami, które pogrzebały legalną działalność ONR. Andrzej Zakrzewski sugeruje, że było to wynikiem zmiany kursu przez rząd gdyż jak mówiono wówczas „o zwinięciu przez rząd prawej strony wachlarza”. Kolejnymi powodami mogło być nawiązanie kontaktów i współpracy przez lewicowe partie robotnicze tworzące „front antyoenerowski” oraz niewątpliwie zwiększająca napięcie na ulicach działalność oenerówców. Można także snuć domysły, iż obawiano się dynamicznego rozwoju ONR-u, który w swej rewolucyjnej retoryce mógł zagrozić ekipie rządowej.
Dariusz Kancerek