Star Trek Space Cruise Vamato Pojedynek


Star Trek: Space Cruiser Yamato - Pojedynek

autor: Anka "An-Nah" Łagan

Zaczęłam to opowiadanie jeszcze w sierpniu i nie spodziewałam się, jak treść jego i całego cyklu okaże się aktualna. Pamięci zabitych.

Poprzedni statek noszący tą nazwę był statkiem bliźniaczym słynnego Enterprise. Yamato to japoński okręt zniszczony podczas drugiej Wojny Światowej, co dla mnie, jako Japonki, ma wielkie znaczenie. W jednym z animowanych seriali wyprodukowanych w moim kraju podniesiony z dna Yamato wzniósł się do gwiazd, aby po długiej wędrówce przynieść ludzkości ocalenie. Teraz Yamato znów podróżuje wśród gwiazd, a dowodzę nim ja, Koryu Sora...

***


- Dziwne nazwisko, Art Black - Komandor Johan Nathaniel Foster uśmiechnął się do szczupłego mężczyzny o popielatych włosach. - Czarny to jestem ja, a jedyną artystką na pokładzie tego statku jest, o ile się nie mylę, Maria Tatopulos.
- Wielu twierdzi, że jest niezwykle odpowiednie - Black złowieszczo odwzajemnił uśmiech. - "Ciemna Sztuka", słyszał pan może taki termin?
- Nie - zaprzeczył komandor. - czym pan się zajmuje?
- Inżynierią. Programowaniem. Specjalność: sztuczne inteligencje i projektowanie programów holodekowych, tak więc - uśmiechnął się po raz drugi, tym razem z większą dawką sympatii. - jeśli będzie pan czegoś potrzebował, to proszę do mnie.
Foster przyjrzał się mężczyźnie po raz nie wiadomo który z rzędu. Przez cały dzień, odkąd spotkali się na stacji kosmicznej, próbował znaleźć w tym oficerze coś, co pomogłoby mu go rozgryźć. Wysoki, szczupły, szarowłosy i niebieskooki Art Black nie wyglądał na oficera Gwiezdnej Floty. Mundur wydawał się być nie dopasowany do jego sylwetki, jakby mężczyzna nie był stworzony, aby go nosić. W dodatku w jego niebieskich oczach kryło się coś dziwnego, choć niemal niemożliwego do wykrycia.
Black nie pozostawał oczywiście dłużny i sam przyglądał się Fosterowi. Komandor był wysokim, potężnie zbudowanym mężczyzną, który z pewnością wiele ćwiczył. Jego gładko wygolona twarz była twarzą człowieka lubiącego się uśmiechać.
Ich trzeci towarzysz był Bajoraninem, średniego wzrostu, muskularnym, brązowowłosym mężczyzną z karbami na nosie i ozdobnym kolczykiem zwieszającym się z prawego ucha. Odzywał się mało, skupiając się na pilotowaniu promu. Wiedzieli, że nazywa się Mora Vehan i jest jednym z pierwszych bajorańskiego pochodzenia oficerów Gwiezdnej Floty.

Mijała już druga godzina wspólnego lotu. Już wkrótce mieli spotkać statek, na którym mieli służyć: USS Yamato.
- Zna pan kapitan Koryu? - spytał nagle Black.
Było to jedno z tradycyjnych pytań w takiej sytuacji. Drugie z nich brzmiało zwykle "co robił pan pod Wolf 359?" a trzecie "dlaczego wybrał pan właśnie ten statek?". Foster zaprzeczył.
- Nigdy jej nie widziałem, ale słyszałem opinie o niej. Nie wiem czy sobie poradzi.
- Pan służył już na Yamato, prawda? Pod poprzednim kapitanem? - odezwał się Mora.
- Owszem - potwierdził Foster. Dobrze znał poprzedniego dowódcę Yamato i jego śmierć w walce z Kardasjanami dotknęła go osobiście. Wielu członków załogi Yamato zginęło w tamtej bitwie, łącznie z porucznik Kathleen Allen, z którą Fostera łączyły silne uczucia. Fosterowi proponowano awans i przejęcie dowodzenia, ale odmówił. Wziął roczny urlop, aby ochłonąć po śmierci Kathleen a gdy zadeklarował powrót na Yamato, statek miał już nowego dowódcę.
- Dobrze znam Sorę - mówił Black. - Chorąży Sora Koryu, cudem chyba wyszliśmy spod Wolf 359. Awansowali ją szybko, mnie nie. Przyjemnie będzie służyć pod jej rozkazami.
- Statek - Mora wskazał na ekran. Zbliżali się do punktu spotkania z Yamato.

***

Sora Koryu spojrzała na wielką twarz Wolkana wypełniającą ekran.
- Dobrze, przybędę, muszę jedynie poczekać na kilku moich oficerów. Mam nadzieję, że zaczeka pan jeszcze trochę, wciąż nie mam pierwszego oficera i pilota.
- Nie widzę problemu - odparł Wolkan.
Sora usiadła w fotelu kapitana. Był przystosowany do ludzi mierzących o wiele więcej niż jej sto pięćdziesiąt cztery centymetry. Jak wszystko tu, zresztą. Czasem denerwowało ją to, że wszyscy oczekiwali, że oficer Gwiezdnej Floty będzie wysoki. Wysoka, nie wysoka, Sora zasłużyła sobie na otrzymanie dowództwa nad statkiem kosmicznym i odbierała to jako zaszczyt, zwłaszcza, że statek nazywał się Yamato.
- Kapitanie, zbliża się prom komandora Fostera - poinformował obsługujący stanowisko łączności oficer.
- Dziękuję, chorąży - powiedziała. - już tam idę.
Po chwili turbowinda zawiozła ją do transportera. Czekała już tam na nią oficer ochrony Maria Tatopulos. Sora nie zdążyła się do niej jeszcze przyzwyczaić, choć energiczna komandor porucznik Tatopulos miała wśród członków załogi wielu przyjaciół.
Po chwili trzech oficerów zmaterializowało się w komorze. Jeden z nich był ciemnoskóry i potężnie zbudowany, drugi zaś szczupły, o włosach w nietypowym popielatym kolorze. Trzeci był Bajoraninem.
- Art?!? - wykrzyknęła kapitan Koryu, zupełnie ignorując dwóch pozostałych.
- Powinna pani przywitać się najpierw ze swoim pierwszym oficerem, kapitanie - odparł Black, schodząc na dół.
- Ma pan rację - powiedziała zmieszana. - Witam na pokładzie, komandorze Foster.
Potężny mężczyzna z uśmiechem uścisnął drobną dłoń Sory.
- Miło mi panią poznać, kapitanie.
Kapitan Koryu odwzajemniła uśmiech.
- I mnie jest miło pana poznać. Witam na pokładzie, poruczniku Black. Nie spodziewałam się pańskiej obecności.
Black mrugnął w stronę Fostera, potem zaś w stronę porucznik Tatopulos. Maria zachowała niewzruszony wyraz twarzy.
- Witam także pana, poruczniku Mora - rzekła Sora, podchodząc do Bajoranina. - Dobrze, że panowie wreszcie przybyli, gdyż musimy udać się na spotkanie z USS Norak, który ma nam przekazać jeszcze jednego członka załogi. Muszę zapoznać pana z sytuacją, komandorze, o ile mi wiadomo przez długi czas przebywał pan w odosobnieniu.
- Nadrobiłem zaległości, kapitanie.
- To dobrze. Czy będzie pan mógł od razu udać się na mostek?
- Przywitanie z moją kwaterą odłożę na później - odparł.
Sora skinęła głową. Po chwili wszyscy pięcioro znajdowali się już na mostku. Black rozglądał się nie kryjąc swojego zainteresowania.
- To nowoczesna jednostka - rzekł wreszcie, patrząc na kapitan. - o wiele lepsza, niż mój poprzedni statek. Czy mógłbym liczyć na jakieś prywatne spotkanie, pani kapitan? O ile nie będzie miała pani nic przeciwko. Chciałbym powspominać dawne czasy.
- Naturalnie. Proszę ustawić kurs, poruczniku Mora.
Bajoranin zajął swoje stanowisko. Sora Koryu zacisnęła jedną dłoń na poręczy swojego kapitańskiego fotela. Spotkanie z Norak miało być dopiero wstępem do jej pierwszej misji na pokładzie Yamato. Czuła delikatny dreszcz emocji na karku.
- Warp sześć. Cała naprzód - rozkazała.
Statek przyspieszył.

***

Kapitan Sora Koryu zmaterializowała się w komorze transportowej USS Norak. Po raz pierwszy w życiu znajdowała się na statku, na którym większą część załogi stanowili Wolkani. Mimo iż kształt jednostki i układ korytarzy był zbliżony do większości jednostek floty, wewnątrz panowały zupełnie inne warunki. Temperatura była o kilka stopni wyższa, oświetlenie zaś przyciemnione. W półmroku oczy załogi przypominały oczy kotów.
- Kapitanie Koryu - dowódca statku, kapitan Sanak, pozdrowił ją tradycyjnym gestem. Odpowiedziała w ten sam sposób. - witam panią na pokładzie Norak. Pozwoli pani do mojego biura? Sprawa jest nader delikatna.
Światło w biurze było jaśniejsze, choć nadal odrobinę ciemniejsze niż na Yamato. Na szczęście tęczówki Sory zdążyły się już przyzwyczaić. Jedyną irytującą rzeczą był fakt, iż Sanak przez cały czas patrzył na nią z góry.
- Kapitanie Koryu, powiem wprost: jesteśmy zmuszeni wydalić komandor porucznik T'Poe z naszego statku. Mieliśmy mały... wypadek podczas poprzedniej misji. Stan T'Poe nie jest zły i mam nadzieję, że z drobną pomocą, wkrótce się poprawi. Rozmawiałem z doktorem Satokiem, obiecał, ze zajmie się tą sprawą.
- O co właściwie chodzi? - mimo, iż Senak nie wykazywał żadnych emocji, Sora miała niemiłe wrażenie, że cały czas próbuje uniknąć konfrontacji.
- Proszę mi wybaczyć. T'Poe, może pani wejść.
Drzwi łączące biuro kapitana z innym pomieszczeniem otwarły się cicho i pojawiła się w nich młoda wolkańska kobieta. Jak wszyscy ze swojej rasy była wysoka, ciemne włosy miała krótko obcięte, tak, aby dokładnie było widać jej spiczaste uszy i ukośne łuki brwiowe.
- To pani jest kapitan Koryu? - spytała, przechylając delikatnie głowę. Sora poczuła się lekko... zaszokowana tym ruchem. - Jest pani o wiele niższa, niż przypuszczałam.
Sora patrzyła. Jej skośne oczy rozszerzyły się ze zdumienia.
- Doktor Satok obiecał, że zajmie się T'Poe. Pozostanie ona na Yamato przez rok, jeśli do tego czasu jej stan się nie poprawi, zostanie odesłana na Wolkan.
- Może mnie się to podoba - mruknęła dziewczyna. Sanak zignorował ją.
- Mam także dla pani rozkazy, kapitanie Koryu - kontynuował.
- Rozkazy? - zdziwiła się Sora.
- Tak. Dowództwo poleciło mi, abym przekazał to pani osobiście. - wyciągnął w jej stronę dłoń z małym kryształem pamięci, jednym z tych, jakich nie używano od lat. - Zawiera nagranie z rozkazami, których ma pani wysłuchać w drodze do układu Mirat, po za tym nic nie wiem.
Kobieta zacisnęła dłoń na przedmiocie. To brzmiało tajemniczo. Nie mogła się już doczekać chwili, kiedy pozna prawdę. Wróciła na statek wraz z towarzyszącą jej T'Poe i odesławszy, Wolkankę do maszynowni, wydawszy Morze rozkaz skierowania się na układ Mirat a Fosterowi - przejęcia mostka, zamknęła się w swoim gabinecie. Tam przyjrzała się kryształowi pod światło. Stary nośnik informacji, niemożliwy do odczytania bez odpowiedniego sprzętu. Wspaniałe zabezpieczenie. Na szczęście biuro kapitana było zaopatrzone w niezbędny czytnik. Włożyła kryształ do otworu. Informacja była wyłącznie głosem.
- Kapitanie Koryu, otrzymała pani rozkaz udania się do układu Mirat - mówił męski głos. - Właściwym celem Yamato jest Mirat 3, planeta starająca się o przyłączenie do Federacji. Delegacja została jednak uprowadzona przez terrorystów. Pani zadaniem jest dowiedzieć się, czego żądają terroryści i uwolnić zakładników. O żadnych negocjacjach nie ma mowy.
Sora zmarszczyła czoło. Co było takiego w tej misji, że musiała wysłuchać rozkazów nagranych i to na osobności? Gdzie był haczyk?
- Zapewne zastanawia się pani - głos wydawał się czytać w jej myślach. - czemu misję otacza tajemnica. Istnieje podejrzenie, że za terrorystami mogą stać kardasjańscy agenci. Sądzimy także, iż przeciwnik przewiduje nasze ruchy. Nie wolno pani dyskutować na ten temat z załogą. Ma pani rozkazy. Koniec transmisji.
Teoria spisku? Czyżby pamięć o agentach Dominium na Ziemi była jeszcze aż tak żywa, że za przypadkowym zamachem terrorystycznym dopatrywano się obcego wywiadu? Kapitan Koryu wyjęła kryształ i zamknęła go na klucz w szufladzie. Sprawa wydawała jej się jeszcze bardziej podejrzana. Pobici w ostatniej wojnie Kardasjanie nie byli na tyle silni, aby zorganizować coś takiego. A może byli? Ale jeśli nie oni, to kto stał za zamachem? Dowiem się na miejscu - pomyślała, wracając na mostek.

***

Wieczorem, zgodnie z obietnicą, spotkała się z Blackiem w mesie. W kącie sali zauważyła także Morę i T'Poe w towarzystwie innych oficerów. Nowoprzybyli zdobywali nowe znajomości. Ona odnawiała stare.
Byli oboje młodzi i pełni ambicji, Sora Koryu i Art Black, lata temu, na pokładzie USS Sternschnuppe, przed Wolf 359. Przyjaźnili się, ona, oficer ochrony, i on, jeden z mechaników. Powiedział jej w zaufaniu rzeczy, od których włosy jeżyły się na karku, ale ona zaakceptowała go mimo wszystko. Potem przybył Borg i Sternschnuppe naprawdę okazał się spadającą gwiazdą. Ostatnim, co pamiętała z bitwy był Art skulony w kącie i krzyczący przeraźliwie. Chciała mu pomóc, a potem coś uderzyło ją w głowę.
Ocknęła się w szpitalu, cała obolała. Nie wiedziała, kto przeżył, a kto nie, słyszała przerażające opowieści o zasymilowanych oficerach. Nie widziała już Arta, choć słyszała, że ponoć po tym, co przeżył opuścił flotę. Dostała awans na porucznika, potem na komandora porucznika, komandora a wreszcie, po wojnie z Dominium, kapitana.
- Co się z tobą działo, Art? Myślałam, że zostawiłeś flotę?
- Wróciłem, jak widzisz - uśmiechnął się.
- Spodziewałam się, że po tym wszystkim będziesz miał dość.
- I miałem. Ale wróciłem. Nie mogłem wytrzymać tych wspomnień... i zdecydowałem, że tylko na służbie mogę coś z tym zrobić, pomóc... Odpłacić łajdakom za to, co nam zrobili. Cholernie się cieszę, że cię widzę, Sora.
- Ja też, Art - teraz to ona się uśmiechnęła.
Znad stolika w kącie rozległ się donośny śmiech. Po chwili komandor Foster wstał i podszedł do Arta i Sory.
- Może przyłączy się pani do nas, kapitanie? - spytał, pochylając swoją potężną sylwetkę. - Pana też zapraszamy, poruczniku.
- Myślę - rzekła Sora wstając - że przyda nam się trochę integracji z pozostałymi członkami załogi, co ty na to Art?
- Tak jest, kapitanie! - odparł, śmiejąc się.

***

Niewielka grupa skradała się w gęstych zaroślach. Oficjalnie to pozostający na orbicie, na pokładzie Yamato Foster miał pertraktować z terrorystami. Protestował przeciw temu. Nie chciał puścić swojej kapitan na obcą, niebezpieczną planetę, ale musiał ustąpić przed rozkazami. Jedyne, co mógł zrobić, to wydać komandor porucznik Tatopulos rozkaz pilnowania kapitan. Maria zawsze słuchała rozkazów.
Idąca przodem Sora Koryu odgarnęła liście i spojrzała na ogrodzony siatką budynek. Cywilizacja mieszkańców Mirat 3 nie była jeszcze wysoko rozwinięta i wiele ich konstrukcji przypominało dwudziestowieczną ziemię. Ale Miratanie, Ukalu, jak sami siebie nazywali, skolonizowali już jedną planetę własnego układu i wyprawiali się poza niego. Poczuwszy zagrożenie ze strony potężniejszych cywilizacji prosili Federację o ochronę. Wiele już ras wstąpiło do niej w ten sposób: małe, ceniące sobie swoją autonomię i nie mające zbyt wielkiego głosu w ważnych sprawach. Coś jak Liga Cywilizacji Niezaangażowanych w czasach przed powstaniem Federacji. Wyglądało na to, że któraś z mirackich frakcji ceniła sobie autonomię o wiele bardziej niż pozostałe... Chyba, że dowództwo Floty miało rację...
Dała swoim ludziom znak, aby zaczekali i podeszła jeszcze bliżej płotu. Jej stopy i dłonie idealnie wpasowywały się w oczka siatki. Błyskawicznie wspięła się na szczyt płotu i przeskoczyła na drugą stronę. Patrzyła jak jej oficerowie wahają się po drugiej stronie a potem Maria Tatopulos podchodzi i energicznie wspina się na siatkę. Za nią podążyli Satok i Art Black.
Z tego, co wiedzieli, to właśnie w tym budynku przetrzymywano zakładników. To nie było żadną tajemnicą. Gorzej, że kilku mirackim agentom nie udało się dostać do środka... a raczej udało się, ale wyszedł tylko jeden, ciężko ranny. Dobrze przynajmniej, że terroryści nie próbowali w odwecie za próbę wejścia zabijać zakładników.
Sora spojrzała na swoich towarzyszy. Czuła się niepewnie będąc panią życia i śmierci swoich oficerów. Jeśli się nie uda... Pocieszeniem dla niej była myśl, że jeśli się nie uda, to ona prawdopodobnie również będzie martwa.
Budynek miał tylne wejście, którym próbowali dostać się do środka agenci. Niestrzeżone. Widocznie terroryści polegali na swoich zabawkach, czymkolwiek by one nie były. Główne wejście było zapewne również zabezpieczone, ale...
Nie, nie mogą być tacy głupi, aby myśleć, że nikt nie będzie atakował ich od frontu. Należało wypróbować inną metodę, znaleźć słaby punkt zabezpieczeń.
Przykucnięta pod siatką nacisnęła komunikator.
- Yamato? Tu kapitan.
- Nic pani nie jest? - usłyszała pełen ulgi głos Fostera.
- Nie. Teren wokół budynku czysty, ale co w środku? Proszę teleportować doktora Satoka i pana Blacka na pokład. Postępujemy zgodnie z planem.
- Zrozumiałem.
Po chwili obaj mężczyźni znikli. Teraz zostały już tylko kapitan i Maria Tatopulos. Zgodnie z planem miały wejść do budynku w tym samym czasie, przeciwnymi drzwiami. Sora życzyła szefowi ochrony powodzenia i ruszyła w kierunku tylnego wejścia.
Pierwszym, co usłyszała po otwarciu drzwi był delikatny dźwięk dzwonka. A więc ci w środku wiedzieli już, że weszła. Należy tylko mieć nadzieję, że będą zdezorientowani atakiem z dwóch stron. Ostrożnie poruszała się w ciemnościach. Wiele by dała, żeby był tu teraz jedyny człowiek w całej Gwiezdnej Flocie zdolny widzieć w podczerwieni. Niestety, Geordi LaForge dawno już zmienił swój wizor na sztuczne oczy. Nie było zresztą sensu zastanawiać się nad tą sprawą. Sora mogła tu polegać jedynie na własnej intuicji.
Przyglądała się uważnie każdej płytce w podłodze i przeskakiwała te, które wydawały się jej podejrzane. Omijała wszelkie szpary w ścianach i modliła się, aby jej wybór okazał się właściwy. Mogła, rzecz jasna, zabrać ze sobą wyspecjalizowany sprzęt, tak jak zrobiła to Maria Tatopulos a wcześniej Miratanie, ale wolała zdać się na siebie. Może ufała swoim przeczuciom.
Zanim usłyszała świst, wiedziała, że coś jest nie tak.
- Yamato, teraz! - krzyknęła.
Zniknęła, nim tysiąc drobnych ostrzy dosięgło jej ciało.

***

Zmaterializowała się w ambulatorium. Na jednym z łóżek leżała komandor porucznik Tatopulos. Twarz miała poparzoną kwasem.
- Sora!
- Nic mi nie jest, Art. Zdążyłam. Dziękuję panu, komandorze Foster - uśmiechnęła się do swojego pierwszego oficera.
- To nie moja zasługa, kapitanie. Powinna pani raczej dziękować T'Poe. Jest naprawdę dobra w tym, co robi.
- Nie wątpię. Co z Tatopulos?
- Oparzenia od kwasu na całej twarzy. Wyjdzie z tego, choć pełna regeneracja całej straconej tkanki potrwa kilka tygodni - poinformował doktor Satok.
To, co jeszcze niedawno było twarzą komandor porucznik Tatopulos, stanowiło teraz krwawą miazgę. Kobieta była nieprzytomna, nie wiadomo czy od bólu, czy od środków usypiających.
- Zawsze była silna, kapitanie - powiedział komandor Foster. - poradzi sobie z tym.
- Nie będę znów próbować tej samej drogi - Sora zamyśliła się. - Wiedzą, że próbowaliśmy się do nich dobrać.
- Będą się spodziewali dwóch trupów - mruknął Art.
- Nie zamierza pani tam znowu iść! - zaprotestował Foster.
- A może pan się wybierze, komandorze? - spytała, mierząc wzrokiem jego potężną sylwetkę.
- Kategorycznie zabraniam pani...
- Kto tu jest kapitanem? - ucięła. - Ma pan wykonywać moje rozkazy! A rozkaz brzmi: wprowadzamy w życie plan B.
"Niepoprawna" - Pomyślał Foster, kiedy kapitan Koryu znów przeszła do komory teleportacyjnej. Kiedy znikła kątem oka spojrzał na Blacka. Szarowłosy mężczyzna uśmiechnął się lekko.

***

Znalazła się na dachu budynku, zgodnie z planem. Tak, jak przypuszczała, tuż przed nią znajdowało się małe okienko. Uśmiechnęła się do siebie. To było aż za proste!
Ostrożnie podważyła framugę. Okno otwarło się bez najmniejszego trudu. Ostrożnie zajrzała do środka, oceniając wysokość. Typowy magazyn, jakieś cztery metry, o ile nie więcej, do podłogi, jeśli nie liczyć skrzyń i paczek. Czyżby byli aż tak głupi, żeby zablokować teleportację do wnętrza budynku, zabezpieczyć oba wejścia, ale nie zadbać o lufcik w dachu? Wsunęła się przez okno, zwisając rękami na elementach konstrukcji dachu. Gdyby ten komandor Foster mógł ją teraz widzieć! Dostałby chyba zawału! Uśmiechnęła się w duchu.
Trzymając się konstrukcji przesunęła się nad stertę skrzyń i zeskoczyła. Jej stopy uderzyły w pudła z głuchym dźwiękiem. Ktoś poruszył się w odległym krańcu magazynu. Sora prędko ukryła się za jedną ze skrzyń.
Po chwili rozległy się kroki. Sora przywarła do skrzyni. Mężczyzna stanął w odległości kilku zaledwie metrów od niej. Rozglądał się, ściskając karabin.
- Wydawało ci się, Nevile - dobiegł kapitan Koryu głos drugiego człowieka. - cholerne myszy.
- Raczej ich miejscowy odpowiednik - odparł ten nazywany Nevile. - Ale ja nie byłbym taki pewien na twoim miejscu, Raul. Cholerni flociarze próbowali się tu dostać. Może któremuś się udało.
- Wszystkie wejścia obstawione - prychnął Raul. - Nic się nie przedrze.
To nie byli miejscowi. Nie mieli poprzecznej bruzdy biegnącej przez czoło i opadającej na policzki, ich dłonie miały tylko po pięć palców. Nie byli też Kardasjanami. Terroryści na Mirat byli Ludźmi!
- Mam powiedzieć Lazarre'owi, że to cholerny miejscowy odpowiednik myszy? - kontynuował Nevile. - Wolę już przeszukać te cholerne paczki.
- Daj sobie spokój. Nikt się tu nie dostał, nie ma szans. Są za głupi, a ten ich kapitan, ten Foster... Nie warto sobie nimi głowy zawracać.
- Może i masz rację... - Nevile wzruszył ramionami i obaj oddalili się.
Sora odetchnęła z ulgą. Ostrożnie zeszła ze skrzyń i przywarłszy do ściany przekradła się w kierunku, z którego przyszli obaj terroryści. W rogu magazynu znajdowało się coś w rodzaju kantorka, strzeżone przez mężczyznę z karabinem desruptorowym w dłoniach, w którym rozpoznała Nevile'a. Facet gapił się tępym wzrokiem na magazyn, zupełnie ignorując ściany. "I kto tu jest głupi?" - pomyślała Sora. Zajście strażnika od tyłu i ogłuszenie go nie sprawiło jej wiele trudności. Zajrzała przez okno do wnętrza kantorku.
Mężczyzna o krótko obciętych włosach, w białym kolorze, który mógł być zarówno naturalną siwizną, jak i efektem farbowania, wyglądał na przywódcę terrorystów. Towarzyszyło mu dwóch mężczyzn, z których jednego Sora znała jako Raula, i jasnowłosa kobieta. Wszyscy bez wyjątku byli Ludźmi. Pozostałe osoby przebywające w pomieszczeniu, zakładnicy, wyglądały na zastraszone. Była ich trójka, sami mężczyźni. Jednego z nich, rudowłosego pięćdziesięciolatka, Sora poznała jako ambasadora Federacji Alexa Ferna. Dwóch pozostałych musiało być jego asystentami.
Białowłosy mężczyzna chodził w kółko po pomieszczeniu, wyglądał na zdenerwowanego. W końcu powiedział coś do jednego ze swych towarzyszy. Mężczyzna skinął głową i po chwili Sora usłyszała otwieranie drzwi. Zerwała się do biegu, aby się ukryć, ale terrorysta musiał usłyszeć jej kroki.
- Stać!
Kobieta zamarła w bezruchu. Mężczyzna zbliżył się i przystawił jej do skroni fazer. Czuła na karku jego gorący oddech.
- Flociara - mężczyzna obchodził ją dookoła, trzymając fazer wycelowany w jej głowę. - a więc jednak... Odkryłaś okienko w dachu, co? Będzie wesoło, kiedy Lazarre się dowie... Chodź!
Szarpnął ją za ramię. Kapitan Koryu posłusznie podążyła za nim do wnętrza kantorka.
- Ogłuszyła Nevile'a - zameldował swojemu białowłosemu przywódcy.
- Kapitan? - mężczyzna przyjrzał się czterem nitom na jej kołnierzu. - A więc to mistyfikacja? Kim jest ten cały Foster, co? Twoim pierwszym?
- Nie okazuje mi pan wielkiego szacunku, panie Lazarre - odparła.
- Miałbym okazać szacunek kapitanowi Floty i to w dodatku tak nieodpowiedzialnemu? Jesteś ciekawą osobą... - jego szarozielone oczy mierzyły jej drobną postać. - Patrząc na ciebie trudno przypuszczać, że możesz być oficerem Floty. Nie dobierają pod względem wzrostu, co?
Przygryzła wargę. Lazarre uśmiechnął się.
- Znalazłem drażliwy punkt? Jesteś Japonką, prawda? To doda barw naszemu spotkaniu. Mam dla ciebie propozycję.
- Słucham.
- Najpierw musisz połączyć się ze swoim statkiem. Chcę, aby załoga wiedziała, że mam ich kapitana. No, dalej! - dodał, widząc jej wahanie.
Dotknęła komunikatora.
- Yamato, mówi Koryu.
- Kapitanie, wszystko w porządku? - usłyszała głos Fostera.
- Wcale nie - powiedział Lazarre, zanim Sora zdążyła cokolwiek powiedzieć. - Ciekawie się z panem rozmawia z takiej perspektywy, co kapitanie? Czy może raczej komandorze Foster? Służy pan pod rozkazami niezwykle interesującej osoby.
- Ty łajdaku... - zaczął Foster.
- O nie, komandorze, ta miła dama jest bezpieczna... jak na razie. Mogłem zabić ją na miejscu razem z zakładnikami i zostawić panu ich ciała, prawda? A tak... Może teleportuje się pan do nas? Będzie pan świadkiem naszej walki.
- Zaraz, zaraz, jakiej walki? - zapytała Sora.
- Naszej - rzekł Lazarre z naciskiem i dziwnym błyskiem w oku, po czym chwycił komunikator i oderwał go od munduru Sory. - Do zobaczenia, komandorze - mruknął, gdy głos Fostera już umilkł.

***


- Nie mogę pana zabrać, panie Black - komandor Foster spojrzał spod zmarszczonych brwi. - Jedyne, co możemy zrobić, aby uwolnić kapitan i zakładników to wykonywać ich polecenia... Nie podoba mi się to, ale czuje się za nią odpowiedzialny.
- Ja też - Art Black zacisnął pięści. Czuł się więcej niż odpowiedzialny. Czuł się winny.
- Wiem, że się przyjaźnicie. Proszę się nie martwić. Sprowadzę ją z powrotem. Komandorze T'Poe, energize!
Pojawił się w samym centrum magazynu. Skrzynie odsunięto, tworząc pośrodku okrągłą arenę. Zakładnicy siedzieli pilnowani przez kobietę i Raula. Nevile i trzeci mężczyzna grali w karty.
- Witam pana, Foster - Na twarzy Lazarre'a pojawił się ślad uprzejmego, ale ironicznego uśmiechu.
- Czego pan chce?
- Walczyć z nią. Znam się na sztukach walki, a widzę, że i ona liznęła tego choć trochę. Proszę nie patrzeć na mnie w ten sposób, panie Foster. To szansa dla was. Jeśli wygra - wy wygracie. Oferuję wam pokojowe rozwiązanie waszego problemu, rezygnuję z naszych roszczeń: wszystko przez tą kobietę. Powinna się czuć zaszczycona. Kami, przyprowadź więźnia! - rozkazał.
Jasnowłosa terrorystka wstała z zajmowanej skrzyni i zniknęła za drzwiami kantorka. Po chwili wróciła, prowadząc przed sobą kapitan Koryu. Sora miała na twarzy nieporuszony wyraz dumy.
- Chcę z nią porozmawiać.
- Oczywiście, panie Foster. Nie będzie pan próbował żadnych sztuczek, prawda? Zakładnicy. Foster nie odpowiedział. Pozostawiony sam na sam z Sorą, mimo całego szacunku dla swojej przełożonej nie mógł opanować zaniepokojonej i oburzonej zarazem miny.
- Pani na prawdę postradała zmysły, kapitanie.
- Nigdy nie myślałam jaśniej. - odparła.
- Ten cały Lazarre panią zabije.
- Albo ja jego - mówiła to z niezwykłym spokojem w głosie. - Może on ma rację. Zakończymy to.
- Kapitanie...
- Lazarre! - powiedziała głośno, ignorując protesty Fostera. - Jestem gotowa! Możemy zaczynać!
Komandor Foster z przerażeniem patrzył, jak niska, niepozorna kapitan Sora Koryu staje naprzeciw wysokiego terrorysty. Obiektywnie patrząc, nie miała szans.
Sora nieruchomo czekała na atak. Mężczyzna powoli krążył dokoła, szukając odpowiedniego momentu. Wreszcie skoczył. Jego ubrana w ciężko okuty but stopa niemal dotknęła twarzy Sory, ale kobieta była szybsza. Uskoczyła, poczym zbliżyła się i wykonała kilka uderzeń wyprostowaną dłonią w twarz mężczyzny. Uchylił się przed wszystkimi, poza ostatnim.
Otarł krew z rozbitego nosa i zaatakował znowu. Tym razem udało mu się trafić i kapitan Koryu upadła na ziemię.
Wstała prędko. Niski wzrost czynił ją słabszą, ale i zwinniejszą. Jej ciosy były słabe, ale szybkie i celne, łatwo unikała kopnięć i uderzeń Lazarre'a. Po pewnym czasie Foster, początkowo cały zlany zimnym potem, z ulgą dostrzegł, że terrorysta zaczyna się męczyć. Sora była dla niego za szybka.
Wreszcie pojawił się cios, którego Lazarre nie był w stanie uniknąć ani zablokować. Mężczyzna przewrócił się i zanim zdołał wstać, Sora trzymała już dłoń na jego szyi. Uśmiechnął się lewym kącikiem ust.
- Potrafisz teraz uderzyć? Potrafisz zabić?
- Nie.
- I tu leży problem.
Jego dłoń sięgnęła do kieszeni. Sora była jednak szybsza. Przygwoździła jego nadgarstek do podłogi.
- Nawet nie próbuj. Każ im uwolnić zakładników.
- Nie wygrałaś jeszcze.
- Wygrałam. Chcesz tak leżeć? Ja mam czas.
Lazarre skinął głową. Kami i Raul odsunęli się od więźniów.
- Każ im przejść pod ścianę. Wszystkim. Komandorze Foster, porucznik Tatopulos może wkraczać.
Terroryści posłusznie stanęli pod ścianą. Foster uruchomił komunikator.
Grupa oficerów ochrony zmaterializowała się w magazynie, w tym samym jednak momencie ktoś jeszcze uruchomił transporter. Cała stojąca pod ścianą czwórka znikła.

***


- Jeszcze raz ci dziękuję, Art. Nadal jesteś najlepszy.
Szarowłosy uśmiechnął się w charakterystyczny dla siebie, delikatny i nieco smutny sposób.
- T'Poe mi pomogła. Mogłem zresztą zrobić znacznie więcej.
- Przydasz mi się teraz. Zobaczymy, co twoja "czarna sztuka" może wyciągnąć z tego człowieka.
Strzegący celi strażnik stanął na baczność na ich widok.
- Spocznij, chorąży. Chcemy porozmawiać z więźniem.
Mężczyzna spojrzał na kapitan Koryu zakłopotanym wzrokiem.
- Obawiam się...
- Proszę mnie wpuścić. Oficer w milczeniu wykonał rozkaz. Pole siłowe znikło. Sora i Black zobaczyli, że w celi znajdują się nie jedna, a dwie osoby. Jedna z nich leżała nieruchomo na więziennej pryczy. Druga, wysoki Wolkan, odwróciła się i spojrzała na swego dowódcę.
- Doktorze Satok...?
- Nie żyje. Lazarre Cournant zażył truciznę.

Ukończone 17 września 2001



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Star Trek Space Cruise Vamato Hologram
Star Trek Deep Space Nine The Fallen poradnik do gry
Star Trek TOS Probe
star trek a chronicle S7UA5N22DVFQ5USC27R5HDLVETFB7JHIVFJVPWA
LUG Star Trek RPG The Expanded Universe Ship Recognition Manual Vol 5 Ships of the Romulan Star Em
star trek
Star Trek New Bajor
Star Trek Endevor 'Okręt'
STAR TREK Enterprise Broken Bow (Novelization by CAREY,
Star Trek Endevour The probe
Star Trek Dziedzictwo
Star Trek Hagora
Star Trek USS Rutherford Prolog 2
#0182 – A Star Trek Convention
Star Trek Męstwo Honor Odwaga
Star Trek Starfleet Academy The First Mission
Star Trek Psy Wojny
Star Trek Krytyczna decyzja
Star Trek SovTrek

więcej podobnych podstron