USS Rutherford: Prolog
Autor: Vashar
Dwa romulańskie krążowniki z całą dostępną siłą ostrzeliwały okręt federacyjny klasy Defiant. Kolejna torpeda plazmowa otarła się o słabnące osłony i potężna eksplozja targnęła maleńkim okręcikiem sunącym pomiędzy kilkanaście razy większymi okrętami wroga.
- Ognia! - wrzasnął kapitan Vashar, patrząc jednocześnie na holograficzną siatkę taktyczną.
W tym samym momencie okrętem szarpnął wybuch, który spowodował zerwanie się przewodów tuż nad głową sternika. Z jednego z nich wydobywający się sprężony gaz był tak silny, że odrzucił chorążego od konsoli. Vashar spojrzał na równie osmalonego co on komandora Nethica i skinął na niego.
- Pierwszy, stery! Kurs 246 na 323, manewry uchyleniowe delta - 4!
Kris Nethic, mocno zbudowany Ziemianin szybko doskoczył do konsoli kontroli lotu i zaczął wprowadzać kurs.
- Osłony na 47 %! - krzyknął zza pleców kapitana Ferengi, oficer taktyczny.
- Wytrzymamy najwyżej 10 minut!
Kapitan nacisnął komunikator:
- Maszynownia, przenieście całą dostępną moc do osłon i systemów broni!
Z głośnika wydobył się zachrypiały głos głównego mechanika O'Briena:
- Już to zrobiłem, sir! Rdzeń staje się niestabilny, jak tak dalej pójdzie będę musiał go odrzucić!
- Zrozumiałem. - odpowiedział Vashar i spojrzał na taktycznego - Ile torped nam zostało?
- 20 fotonowych, 16 kwantowych - sprawdził na konsoli porucznik - Nie mamy zasilania w tylnych faze...
Potężna eksplozja powaliła większość oficerów na mostku. Na ziemi nieprzytomny znalazł się oficer naukowy Tren i porucznik Daniels. Natychmiast podbiegł do nich jakiś chorąży z apteczką. Zza konsoli operacyjnej wychylił się porucznik Marshall.
- Mamy wyrwę na pokładzie trzecim, sekcja 12A i F nieszczelne. - z niepokojem poinformował Marshall.
Vashar wstał z fotel i stanął przy konsoli operacyjnej.
- Ewakuować pokład trzeci i odciąć całą sekcję 12.
W tejże chwili palce oficera zatańczyły na konsoli wydając stosowne rozkazy.
- Pokład 3 zabezpieczony, ekipa naprawcza melduje 5 rannych i dwóch zabitych. - powiedział Marshall.
Nagle twarz taktycznego pojaśniała.
- Sir, mamy pełne uzbrojenie, wszystkie systemy o dziwo działają. - radosnym tonem powiedział Keldar.
Wolkan spojrzał na niego i nie tracąc czasu rozkazał.
- Silniki pełna moc!
- No to załatwmy drani - pod nosem szepnął pierwszy oficer.
Vashar podszedł do migotającej siatki taktycznej, przedstawiącej tą beznadziejną sytuację: dwie zielone kropki ścigające błękitną kropkę. Wolkan spojrzał na najbliższy cel.
- Co z najbliższym wrogiem?
- Nasz poprzedni atak wyrządził mu spore straty, ale szybko się naprawia; osłony na 75 %, spoistość kadłuba 60 %... - odparł taktyczny.
Vashar podszedł do komandora za sterami.
- Pierwszy, wprowadzić koordynaty na przechwycenie, panie Keldar wycelować fazery w najsłabsze punkty jakie tylko może mieć klasa D'deridex pełna moc, przygotować torpedy kwantowe na kąt rozproszenia 65 stopni, to powinno pozbawić ich na chwilę osłon.
Kris i Keldar przytaknęli i zaczęli spełniać rozkazy.
- Co z osłonami panie Marshall? - spytał kapitan.
- Na 52 % więcej się nie da.
- Trudno, musi starczyć - skinął głową Vashar i usiadł w fotelu.
- Torpedy gotowe, fazery też - powiedział taktyczny.
- Kurs jest - dodał komandor Nethic.
- Dobrze, panie Nethic, kurs kolizyjny! Na mój znak wszystkie fazery ognia! - poinstruował Vashar.
- Tak jest. Będziemy musieli wykonać niezły skręt, lepiej się trzymajcie -poradził Kris.
Oba romulańskie statki nadal sunęły za uciekającym defiantem. Nagle ten wykonał obrót o 180 stopni i skierował się wprost na nadlatujący okręt wroga. D'deridex zaczął manewr unikowy, obracając się do defianta bokiem...
- Odległość? - spytał z iście wolkańskim spokojem kapitan.
- 1700 metrów... 1200... - zaczął odliczać Keldar. Kapitan uniósł powoli dłoń, jednocześnie obserwując siatkę taktyczną.
- ...720! - wrzasnął oficer.
- Ognia! Kurs 223 na 335! - rozkazał Vashar i spojrzał na główny ekran gdzie widać było jak osłony pochłaniają energię fazerów. Naraz z defianta posypało się 8 torped kwantowych, które zaczęły przedzierać się przez słabnące osłony wroga i prawie wszystkie dotarły do kadłuba romulańskiego statku.
Wzrok kapitana utkwił na zielonej, migotającej kropce, która po kilku sekundach znikła. Potężny wybuch z impetem odrzucił federacyjny okręt wprost na zbliżający się drugi statek.
Na mostku zgasły wszystkie światła, cała załoga zaczęła podnosić się w mroku z podłogi po ostatnim szarpnięciu.
- Zasilanie awaryjne! - rozkazał kapitan.
Kolejne przewody puściły i zwisały nad głowami oficerów raniąc kilku.
Zaświeciło się kilka konsol i bocznych blado-czerwonych świateł.
- Będzie za 2 mi... - odparł Marshall... i osunął się nieprzytomnie na podłogę. Po jego czole spływały stróżki krwi. Kapitan podbiegł do niego i przykładając palce do szyi sprawdził puls.
Jeszcze żył.
- Dajcie apteczkę! - krzyknął Vashar.
Pierwszy oficer podbiegł z apteczką i podał dowódcy hiposprey. Wolkan spojrzał na komandora i dostrzegł głęboką ranę na jego czole.
- Dobrze się czujesz Kris? - spytał kapitan obserwując jak strużka krwi niczym rwący strumień szybko przepływa ze skroni na policzek pierwszego oficera.
- Już nie - oparł komandor - ocierając policzek z krwi..
Vashar nacisnął komunikator.
- Mostek do ambulatorium - odpowiedziała cisza - Ambulatorium... odezwijcie się...
Nagle drzwi turbowindy zaczęły się z mozołem rozsuwać i z niej wyszedł na wpół żywy O'Brien i jakiś porucznik.
- To na nic, jesteśmy odcięci od ambulatorium... - powiedział człowiek.
- Da się przejść tunelami Jeffrisa? - spytał Kris.
- Nie mamy tuneli Jefrrisa.. eksplozja rozerwała statek na dwie części, ambulatorium, maszynownia i kajuty są w tej drugiej... Tyle co zdążyłem ewakuować maszynownię...
- Co z Bashirem? - spytał Vashar opatrując głowę Marshalla.
- Miał szczęście, jest cały i zdrów na pokładzie pod nami, zorganizował tam mały gabinet lekarski i właśnie tam był gdy nas rozerwało...
- Systemy? Co ocalało? - Wolkan podniósł wzrok.
O'Brien spojrzał na konsolę.
- Zawodzi kontrola środowiska i pola siłowe, nie mamy sterów i sensorów, zdmuchnęło nam antenę komunikacyjną a poza tym jedna wyrzutnia torped, jeden silnik impulsowy i niesprawny deflektor. - wyliczył mechanik.
- Romulanie?
- Jednego rozwaliliśmy z pewnością, drugi może być gdziekolwiek.- odparł z rezygnacją Keldar.
- Ile wytrzymamy? - spytał Kris.
- Zasilanie awaryjne starczy na mniej niż 4 godziny. - odpowiedział O'Brien.
Kapitan wstał i podszedł do opalonego fotela dowódcy i zaczął mocować się z przewodami i uciekającym z nich gazem.
- Bez sensorów już po nas, nawet nie wiemy dokąd dryfujemy.. - stwierdził dowódca i skwitował - ..koniec manewrów... Komputer: program stop...
Nagle na mostek przez osobne drzwi, które pojawiły się znikąd, wszedł Wolkan w znacznie różniącym się, bo idealnie czystym mundurze. Spojrzał na tlące się konsole, kołyszące się przewody i poturbowanych oficerów.
- Widzę, kapitanie, że udowodnił pan wyższość technologii romulańskiej nad naszą - oficer lekko uniósł brew.
- Tym razem tak... o co chodzi doktorze? - spytał Vashar.
- Admirał Brighton przyleciał wcześniej niż myśleliśmy, nieco się zdziwił nie zastając pana i załogi w centrum badawczym. - odparł dr Rauvick.
Kris pozbierał się z podłogi i poprawił ubrudzony mundur i uśmiechnął się do reszty.
- Musimy naprawić ten błąd, nie?
- Racja - przytaknął Vashar.
- A pan, panie Rauvick - wskazał na lekarza - następnym razem leci z nami.
Wolkan w wolkański sposób uśmiechnął się i zwrócił się do komputera.
- Komputer, zapisz i zakończ symulację.
W tej samej chwili rozpłynął się cały mostek, tak jak i martwi i ranni oficerowie. W szarym pomieszczeniu pozostał Vashar, Kris, O'Brien, Keldar i Rauvick, którzy skierowali się do wyjścia z holodeku. Szef O'Brien westchnął.
- Jeśli Dowództwo chce, żeby pojedyńczy Defiant, ten Rutherford, był wstanie pokonać dwa romulańskie krążowniki, to mamy dużo pracy...
Kris dodał:
- Racja, chodźmy do admirała...
Oficerowie przeszli do turbowindy znajdującej się po przeciwnej stronie wejścia do holodeku. Za zamykającymi się drzwiami słychać było tylko rozkaz wydany komputerowi...
- Pokład trzeci...
Koniec