Ernest Mandel, Strajk powszechny
To, co marksiści, a przede wszystkim przyszli reformiści, mówili w końcu XIX w. i co wyrażała słynna formuła niemieckich socjaldemokratycznych związków zawodowych: „strajk powszechny to powszechny idiotyzm” - a więc teza głosząca, że w ustroju kapitalistycznym strajk powszechny jest niemożliwy - w XX w., w toku dziejów ruchu robotniczego, okazało się zupełnie nieprawdziwe. Ta cała część klasycznego rozumowania socjaldemokratów była fałszywa.
Jakie to było rozumowanie, w takiej mierze, w jakiej to było rozumowanie, a nie tylko gadanie w złej wierze ludzi już zintegrowanych z ustrojem kapitalistycznym? Jakie rozumowanie stało za tą argumentacją socjaldemokratyczną?
Był to zupełnie mechaniczny pogląd, że jednocześnie musi nastąpić kilka różnych procesów. Mówili oni, że aby udał się strajk powszechny, trzeba, żeby wszyscy robotnicy byli zorganizowani i żeby wszyscy byli socjalistami. Gdy wszyscy robotnicy będą socjalistami i będą zorganizowani, nie będzie potrzebny strajk powszechny, bo będą mieli większość w parlamencie i uzyskają władzę w państwie. Takie było to rozumowanie. Oczywiście, taka rzekoma równoczesność trzech procesów: bojowości, organizacji i świadomości jest zupełną nieprawdą: klasa robotnicza, której tylko mniejszość jest zorganizowana i której względnie ograniczona mniejszość jest socjalistyczna, okazała się historycznie zdolna do przeprowadzenia strajku powszechnego. Aby mogło dojść do takiego strajku, te trzy zjawiska niekoniecznie muszą być zbieżne.
Strajk jako źródło świadomości
Błąd metodologiczny, który leży u podstaw tej mechanistycznej koncepcji, to zupełne niedocenianie działania jako źródła świadomości. Chodzi o pogląd, że aby robotnicy byli zdolni osiągnąć pewien poziom świadomości, trzeba ich najpierw przekonać indywidualnie za pomocą skierowanej do nich propagandy. Tymczasem doświadczenie uczy, że ta cała część klasy robotniczej, która indywidualnie, na drodze edukacji i propagandy, nie może osiągnąć świadomości klasowej, budzi się, osiąga tę świadomość i staje się niezwykle bojowa w wyniku strajków powszechnych.
W Europie od początku XX w. rezultatem powyższego błędu jest nieustanna debata między lewym a prawym skrzydłem ruchu robotniczego. W tej debacie, nawet w jeszcze większym stopniu niż Lenin i Trocki, decydującą rolę odegrała Róża Luksemburg. Zrozumiała ona, że podział klasy robotniczej na zorganizowaną awangardę (straż przednią) i niezorganizowaną ariergardę (straż tylną) to bardzo uproszczony i ograniczony punkt widzenia. To prawda, że istnieje zorganizowana straż przednia i że istnieją robotnicy niezorganizowani, ale aby zrozumieć rzeczywistość, co najmniej trzeba wprowadzić w tej analizie trzeci element: w walce masowej część niezorganizowanych robotników może wyprzedzić tę całą zorganizowaną część klasy robotniczej, która z powodu biurokratyzacji organizacji robotniczych skłonna jest iść za hasłami biurokracji i z tego powodu przestaje stać w walce na czele całej reszty.
Ten pogląd Róży Luksemburg źle zrozumiano jako hołdowanie żywiołowości, co jest zupełnie nieprawdziwe. Jest w tym pewien element żywiołowości, ale tylko element - polega on na zrozumieniu faktu, że „zorganizowany” niekoniecznie jest tożsamy z „przodującym”, co dziś jest tak oczywiste, że nikt temu nie zaprzeczy. Róża Luksemburg wcale nie była niechętnie nastawiona do organizacji. Bardzo sprzyjała organizacji - organizacji rewolucyjnej. Po prostu rozumiała, że nie zawsze, a już tym bardziej nie zawsze w chwili strajku powszechnego, organizacja jest koniecznie tożsama z awangardą.
Leninowi zrozumienie tego faktu zabrało kilka lat, ale zrozumiał to poczynając od 1914 r. Jest rzeczą wymowną, że po tej dacie socjaldemokraci atakowali go mówiąc: „Przecież ty niszczysz organizację, a tym samym rewidujesz to wszystko, czego broniłeś przez 20 lat”, na co on odpowiedział w jednym z artykułów, w których polemizował z międzynarodową socjaldemokracją: „Od pewnego stadium zwyrodnienia pewne zbiurokratyzowane formy organizacyjne rzeczywiście mogą okazać się przeszkodą i robotnicy niezorganizowani mogą osiągnąć wyższym poziom świadomości niż ci, którzy pozostają więźniami zbiurokratyzowanych organizacji. Wtedy trzeba stworzyć nową organizację…”
Cechy charakterystyczne strajku powszechnego
Pierwszą cechę charakterystyczną strajku powszechnego chyba jest najtrudniej precyzyjnie zdefiniować: co odróżnia strajk powszechny od zwykłego szerokiego strajku? To trudne pytanie, ponieważ z czysto ilościowego punktu widzenia nie można na nie odpowiedzieć. Strajk powszechny to oczywiście nie taki strajk, w którym biorą udział wszyscy robotnicy. Tego nigdy nie było i nie będzie! Byłoby absurdem zwlekanie z nazwaniem strajku strajkiem powszechnym dopóki nie przyłączy się do niego ostatni robotnik. W 1960 r. słusznie mówiliśmy w Belgii o strajku powszechnym. Powiedzmy, że było wówczas milion strajkujących - taką liczbę podawaliśmy i uważam, że było w tym nieco przesady. Wiadomo, że w Belgii robotników jest więcej niż milion - jest ich 2,5 miliona. Mimo to nazwanie go strajkiem powszechnym było absolutnie uzasadnione.
Co więc odróżnia strajk powszechny od strajku, który po prostu jest szeroki?
Oto jego niektóre główne cechy charakterystyczne.
a) Jest on na szeroką skalę międzyzawodowy nie tylko pod względem uczestnictwa, ale również pod względem celów.
b) Szeroko wylewa się poza sektor prywatny i obejmuje decydujące elementy wszystkich pracowników służb publicznych, tak, że paraliżuje nie tylko fabryki, ale również cały szereg instytucji państwowych: kolejnictwo, gazownictwo, elektryczność, wodociągi itd.
c) Taki strajk w całym kraju stwarza atmosferę globalnej konfrontacji między klasami Taka atmosfera to coś nieuchwytnego, ale być może jest to najważniejszy czynnik. Znaczy to, że nie chodzi o konfrontację między jednym sektorem pracodawców a jednym sektorem klasy robotniczej, lecz o to, że wszystkie klasy społeczeństwa mają wrażenie, iż jest to konfrontacja między całą burżuazją a całą klasą robotniczą, nawet jeśli udział pracowników w tym strajku nie jest 100 czy 90-procentowy.
Być może zauważyliście, że nie dodałem jeszcze jednej cechy charakterystycznej, którą zbyt często dodają zajmujący się tym działacze czy teoretycy marksistowscy. Nie powiedziałem, że strajk jest powszechny tylko wtedy, gdy wysuwa się postulaty polityczne. Dlaczego? Otóż strajk powszechny jest obiektywnie polityczny ze względu na to, że pociąga za sobą konfrontacją z całą burżuazją i z państwem burżuazyjnym, ale niekoniecznie jego uczestnicy od początku muszą być tego świadomi. W Europie istnieje jeden wielki przykład historyczny, może największy do maja 1968 r., który to potwierdza. Jest to przykład czerwca 1936 r. we Francji. Wtedy nie wysunięto żadnego postulatu politycznego. Robotnicy okupowali fabryki i wysuwali postulaty - pozornie tylko - ekonomiczne (skrócenie czasu pracy, płatne wakacje, w najlepszym razie „kontrolę robotniczą”), ale sam Trocki i ci wszyscy, którzy choćby z odrobiną uczciwości badali ten ruch, dobrze zdawali sobie sprawę z tego, że w istocie ci robotnicy żądali nieskończenie więcej niż byli w stanie wyartykułować. Ocena natury strajku na podstawie zdolności tych, którzy w danej chwili biorą w nim udział, dania mu politycznego wyrazu byłaby poważnym błędem politycznym.
Mniemanie, że strajk jest powszechny tylko wtedy, gdy wysuwa się postulaty polityczne, oznacza, że ci, którzy nim kierują i dają wyraz wysuwanym w jego toku postulatom, są świadomi tego wszystkiego, co on pociąga za sobą. Bardzo niebezpiecznie ogranicza to stosowanie pojęcia strajku powszechnego.
Bierny i okupacyjny strajk powszechny
W dziejach jest kilka przykładów biernego strajku powszechnego - i to bardzo spektakularnych. Największym, najskuteczniejszym strajkiem powszechnym, jaki kiedykolwiek poznała Europa Zachodnia, był strajk niemieckiej klasy robotniczej przeciwko puczowi Kappa w 1920 r. w Niemczech. Był on absolutnie totalny pod względem swojej skuteczności. Zatrzymał całe życie gospodarcze i publiczne, ale był bierny: poza paroma regionami i pewnymi wyjątkowymi przypadkami, robotnicy nie okupowali fabryk, lecz poszli do domu.
Należy wyraźnie odróżnić zasadniczo bierny strajk powszechny, podczas którego robotnicy ograniczają się do przerwania pracy, od strajku powszechnego połączonego z okupacją fabryk, która jest oczywiście ogromnym krokiem naprzód, gdyż pozwala zgromadzić siłę klasy robotniczej. Bierny strajk powszechny to strajk, który rozprasza siłę tej klasy: wszyscy robotnicy idą do domu. Nie można ich dotknąć ani z nimi rozmawiać.
Okupacyjny strajk powszechny oznacza, że w zależności od rozmiarów kraju setki tysięcy albo miliony robotników gromadzą się w przedsiębiorstwach, że cały czas można z nimi rozmawiać, że ich siła i spoistość klasowa jest, rzecz jasna, jakościowo wyższa niż w przypadku strajku powszechnego, podczas którego każdy zostaje w domu.
Wynika z tego praktyczny wniosek: wystarczy czytać naszą prasę, aby przekonać się, że systematycznie propagujemy ideę strajku okupacyjnego i staramy się przekonać awangardę robotniczą, że modelem strajku powszechnego jest strajk powszechny połączony z okupacją fabryk.
Ernest Mandel (1923-1995), belgijski ekonomista i politolog, był profesorem na Wolnym Uniwersytecie Brukselskim i czołowym działaczem Czwartej Międzynarodówki. Jest to fragment jego wykładu o strajku powszechnym.
Tłum. Zbigniew Marcin Kowalewski
Trybuna Robotnicza