Mirosław Salwowski
Taniec miły Bogu czy diabłu?
Święta tanecznica? 23.05.2006
Tańce damsko-męskie: zastrzeżenia, pytania, odpowiedzi 4.10.2006
Co z tym tańcem? 27.12.2006
Niebezpieczeństwa tańców damsko-męskich (Dokumentacja) 29.12.2006
taniec miły Bogu czy diabłu?
Ostatnimi czasy, modne są kontrowersje co do IV przykazania kościelnego. Czy wciąż zakazuje ono udziału w zabawach tanecznych podczas Adwentu i Wielkiego Postu? - pyta się wielu katolików. Co bardziej gorliwi wierni poddają wątpliwość godziwość organizowania imprez tanecznych w piątki - wszak w ten dzień, Chrystus Pan poniósł śmierć na Krzyżu - zauważają. Muszę przyznać, iż powyższe kontrowersje i wątpliwości, są mi, w dużej mierze, obce. Znając tradycyjną naukę katolicką odnośnie tańca, nie powinniśmy się bowiem pytać; w jakich okresach można organizować zabawy taneczne? Winniśmy raczej zadać sobie pytanie; czy w ogóle imprezy taneczne mogą być nazwane zabawami godziwymi, a więc takimi, w których, za wyjątkiem pewnych okresów, można brać udział? Mówiąc otwarcie; pytanie nie powinno brzmieć; czy wolno iść na dyskotekę, bal i wesele w piątek?, ale czy wolno iść na dyskotekę, wesele, bal, itp., kiedykolwiek? Zanim Szanowny Czytelnik zarzuci mi, iż mylę katolicyzm z purytanizmem albo islamem, proponuję spokojną lekturę tego tekstu.
Niewątpliwie, taniec pojmowany jako pewien rytmiczny układ ruchów ciała, sam w sobie, jest obojętny moralnie i może być on skierowany zarówno w stronę grzechu jak i cnoty. W Piśmie świętym znajdujemy kilka przykładów dobrych, skromnych tańców, będących hołdem oddawanym Bogu albo wyrażających prawdziwą radość. W Księdze Wyjścia (15,20) widzimy, jak Maria, siostra Aarona, ze wszystkimi niewiastami, skokami i pląsami, dziękuje Bogu za to, iż pozwolił On ludowi wybranemu szczęśliwie wyjść z egipskiej niewoli. Również, kiedy po zabiciu Goliata, Dawid wracał z królem Saulem do Jeruzalem, naprzeciw nim, wyszły tańczące, grające i śpiewające kobiety ze wszystkich miast żydowskich (1 Samuela 18,6). Z kolei, sam Dawid prowadząc skrzynię Pańską do Jeruzalem, z całych sił skakał i grał na swej harfie (2 Samuela 6). Podobnie, Jefte, córka żydowskiego księcia, witała swego ojca tańcem, gdy ten wracał z wojny przeciw Ammonitom (Sędziów 11). Pan Jezus, w przypowieści o marnotrawnym synu, opowiada, iż dobry ojciec, tańcami i muzyką, uczcił powrót swego dziecka (Łukasza 15,25). Także, w tradycyjnej, przedsoborowej liturgii katolickiej (w niektórych diecezjach - np. w Sewilli), istniało miejsce dla tańca, który sprawowany był ku chwale Wszechmogącego. Patrząc na tańce, które zostały otwarcie zaaprobowane przez Boga i Kościół, możemy w nich dostrzec kilka wspólnych cech;
a) pewnego rodzaju rozdział, jaki panował w trakcie tych tańców, miedzy mężczyznami i kobietami. Nie widać tu przemieszania obu płci, takiego jakie, od wieków, ma miejsce na typowych zabawach tanecznych.
b) tańce te czynione były, przede wszystkim ku Bożej chwale, a nie w celu ściągnięcia na siebie uwagi płci przeciwnej.
Wybitny, XVI - wieczny, katolicki egzegeta, x. Jakub Wujek, w swym wykładzie Pisma św., tak charakteryzuje wyżej wymienione tańce: „Takowe tańce przygany nie mają. Albowiem nie dla rozkoszy, ani dla jakiego wszeteczeństwa, ale ku chwale Bożej bywały sprawowane. A też tam osobno mężczyzna, a osobno niewiasty tańcowały: nie tak się mieszali, jako dziś u nas w obyczaj weszło.” (patrz; ks. Jakub Wujek, „Wykład Pisma świętego - Postilla Catholica, cz. I”, wydawnictwo Antyk, Komorów 1997, s. 239 - 240).
Od tych, niewątpliwie, dobrych i cnotliwych tańców, należy odróżnić tańce, które można nazwać - damsko - męskimi lub koedukacyjnymi, a ich wspólnym mianownikiem jest; wymieszanie się mężczyzn i kobiet, oraz wykonywanie ruchów tanecznych ukierunkowanych na partnera płci przeciwnej. Co do tańca damsko - męskiego, można bez większego wahania stwierdzić, iż tradycyjna nauka katolicka, zawsze darzyła go dużą dawką niechęci, która nierzadko przeradzała się w otwartą wrogość. Tak też, w ramach katolickiej doktryny, możemy, w tej kwestii, wyodrębnić dwa nurty; umiarkowany i rygorystyczny.
Jednym z reprezentantów umiarkowanego nurtu, był św. Franciszek Salezy. Ten wybitny Doktor Kościoła uważał, iż wprawdzie koedukacyjne tańce, same w sobie, nie są ani grzeszne, ani cnotliwe, to jednak w praktyce wiąże się z nimi wiele moralnych niebezpieczeństw, dlatego też chrześcijanin winien przezornie ich unikać, jeżeli zaś w pewnych okolicznościach dochodzi do tańca, należy wówczas zachować dużą ostrożność. W swej Filotei pisał: „Mówię o tańcu jak mówią lekarze o grzybach jadalnych: najlepszy z nich jest niewiele wart. Jeśli jednak pragniesz jeść grzyba, przypilnuj, żeby był dobrze przyrządzony. Taniec twój niech również będzie przybrany w skromność, powagę i czystość intencji. Dobrze przyprawiony grzyb może ci zaszkodzić jeśli go za dużo zjesz - tak samo i taniec”.
Drugi z nurtów doktryny katolickiej nazwałem „rygorystycznym”, albowiem jest on otwarcie wrogi wszelkim koedukacyjnym tańcom, uważając, iż są one, same w sobie, bardzo bliską okazją do grzechu, lub wręcz per se grzechem. Ów nurt widział w męsko - damskim tańcu spuściznę dzikich, zmysłowych i bałwochwalczych pląsów, którym oddawali się żydzi oddający cześć złotemu cielcowi (2 Księga Mojżeszowa 32), oraz wyuzdanego tańca bezwstydnej niewiasty, która spowodowała śmierć św. Jana Chrzciciela.
Do grona pierwszych „rygorystów” może być zaliczonych wielu Ojców Kościoła. Przykładowo św. Jan Chryzostom twierdził, iż starotestamentowi patriarchowie, z obawy przed karą Niebios, nie pozwalali wyprawiać pląsów na swych weselach. Mówił on też; „W każdym tańcu czart bierze udział, a miejsce gdzie się tańce odbywają jest prawdziwą świątynią diabelską”. Z kolei św. Efrem nauczał: „Gdzie taniec, tam płaczą aniołowie, a czart obchodzi swoją uroczystość”. Św. Ambroży mówił zaś: „Dziewczyna, która lubi taniec, nie lubi czystości... Tańce są trumną niewinności i grobem czystości” (Cytaty za x. Antoni Lorens, „Tańce w świetle moralności katolickiej” w „Powściągliwość i Praca” październik - listopad 1933, a także; Czesław Lechicki „W walce z demoralizacją”, t.1, s.86,1932).
Doktor Kościoła - św. Augustyn uczył, iż mniejszym grzechem byłoby całą niedzielą pracować, aniżeli spędzić ją na tańcach. Również w późniejszych wiekach, w Kościele świętym, bardzo mocno było przekonanie o niemoralności wszelkich koedukacyjnych tańców.
Przykładowo, w średniowieczu, aż osiem francuskich synodów surowo zakazało wiernym oddawania się jakimkolwiek pląsom. W XVI wieku, wspomniany już powyżej, wybitny katolicki teolog - ks. Jakub Wujek tak nauczał o damsko - męskich tańcach; „Nie trzeba wiele mówić: w takim tańcu wszelakich grzechów jest pełno. Zaś tam pycha w ubiorach, w strojach, i w bryżach, i w gładkości cielesnej nie panuje? Zaś tam łakomstwo miejsca nie ma, gdy jeden drugiego, jedna drugą ujrzawszy szatę kosztowniejszą, łańcuszki, pierścionki i insze błazeństwa takowe, więcej tego życzyła sama sobie? Więc za tym wnet zazdrość i nienawiść być musi: gdy jeden drugiego widzi gładszego albo strojniejszego, który go w tych rzeczach celuje. Stąd że i gniewy, i swary o pierwsze miejsce w tańcu: a czasem i morderstwa i zabijania. Więc wróciwszy się do domu, frasunku i kłopotu pełno, gdy córka matkę, syn ojca ustawicznie frasuje, aby mu kosztowne szaty sprawił, aby on nie był między innymi podlejszy. O nieczystości nie pytaj, gdyż taniec jest warsztat każdej wszeteczności, cudzołóstwa i wszelkiego zbytku i cielesności: tam nieuczciwe dotykania, tam wszeteczne szeptania, namowy, śpiewania, całowania, a jednym słowem, wszystek bezwstyd okazać,, rozmnażać, i wprawować się musi. Przeto też taniec bez obżarstwa i pijaństwa być nie może: ponieważ jako jeden Mędrzec tego świata napisał, żaden po trzeźwu nie skacze. Na koniec i lenistwo stąd pochodzi. Albowiem niejedno czas szkodliwie na tych marnościach ci trawią, ale i do wszelakiego dobrego uczynku niesposobni się stawają, ani Boga, ani jego chwały, ani bojaźni, ani poczciwości przed oczami nie mają, ani świętam folgują, ale służą diabłu i sprawom a pompom jego, których się jednak na Chrzcie świętym wyrzekli byli... A gdyż z tych tańców i pożądliwość cielesna tak bardzo wznieca, i wszystkie grzechy zaraz pochodzą: tedy rzecz pewna, że takowy taniec bez obrażonego sumienia, a bez niełaski Bożej, i grzechu być nie może” (patrz; „Wykład Pisma świętego”, s. 240 - 241 i s. 243).
Z kolei dzisiejszy patron teologii moralnej - św. Alfons Liguori ostrzegał ojców rodzin, aby w trosce o dusze swych dzieci, nie pozwalali im uczęszczać na tańce (zobacz: „Katechizm św. Alfonsa Liguoriego” wydany nakładem Towarzystwa św. Michała Archanioła, s. 72, 1931 r.).
Gorliwym wrogiem koedukacyjnego tańca był też jeden z największych kapłanów, ogłoszony przez Kościół patronem wszystkich proboszczów - św. Jan Maria Vianney. Proboszcz z Ars, 20 lat swej posługi kapłańskiej spędził, m. in., na wykorzenianiu ze swej parafii tańca. Św. Jan Vianney w kościelnej kaplicy pw. św. Jana Chrzciciela umieścił napis: „Jego głowa stała się zapłatą za taniec”, a penitentom odmawiał rozgrzeszenie za sam bierny udział w zabawach tanecznych. Kiedy, pewna hrabina, planowała urządzić na swym dworze bal z udziałem tylko dobrych tańców, jednocześnie wyrzucając Świętemu zbyt, iż błądzi potępiając wszelkie zabawy taneczne, Proboszcz z Ars w odpowiedzi wygłosił niedzielne kazanie, w którym stwierdził, iż „taniec zaludnia piekło” i „jest ohydą w oczach Bożych, obojętnie gdzie się odbywa: pod drzewami orzechowymi, w karczmie czy we dworze” (patrz; Wilhelm Huenermann, „Święty i diabeł - życie św. Jana Vianneya, proboszcza z Ars”, wydawnictwo Karmelitów Bosych, Kraków 1998, s. 181 - 182, s. 322). Ów Święty nauczał też: „Także bale i tańce są pod tym względem bardzo niebezpieczne (tzn. pod względem okazji popadnięcia w grzechy nieczystości - przyp. moje MS). Co najmniej trzy czwarte młodych ludzi dostaje się z ich powodu w ręce nieczystego ducha. Nie muszę wam tego dowodzić, bo już to, niestety, wiecie z własnego doświadczenia. Ile złych myśli, ile brudnych pragnień i niemoralnych postępków powodują tańce! ... Ale powiecie mi: Dlaczego niektórzy księża nie traktują tego jako grzech? Powiem tylko tyle, że każdy za siebie zda rachunek przed Bogiem. Dlaczego tylu ludzi się gubi? Dlaczego nie przystępują do Sakramentów Świętych? Dlaczego opuszczają modlitwę? Powodem tego są zabawy i tańce, które przeciągają się do późna w noc. Ile dziewcząt straciło z tego powodu dobre imię - więcej: swoją biedną duszę, niebo i Boga!...Tak, moi bracia, dopiero na Sądzie Ostatecznym przekonamy się, że przez te zabawy dziewczęta, które tak lubią na nich bywać, popełniły więcej grzechów, niż mają włosów na głowie. Ile się wtedy zdarza nieczystych spojrzeń, ile pragnień, ile nieskromnych dotknięć, brudnych słów, roznamiętnionych uścisków, ile zazdrości i kłótni? Dobrze powiedział cierpiący Hiob: < Trzymają bęben i harfę i weselą się przy głosie muzyki. Prowadzą w dobrach dni swoje, a w mgnieniu oka do piekła zstępują (Hi 21, 12 - 13). Prorok Ezechiel z rozkazu Boga mówi do Żydów, że za tańce spadnie na nich surowa kara, żeby cały lud Izraela zaczął się tego bać...Zresztą nie potrzebują na to wyszukiwać długich dowodów. Spytam się was tylko: powiedzcie szczerze - czy chcielibyście umrzeć zaraz po powrocie z tańców? Na pewno nie... W godziną śmierci przekonacie się o prawdziwości tego, co mówię, ale dla wielu nie będzie już czasu na poprawę. Tylko ślepi mogą dowodzić, że przy tańcach nie grozi im żadne niebezpieczeństwo. Gdyby tak miało być, to czemu ludzie, którzy chcieli zdobyć niebo, tak starannie unikali zabaw i tańców, dlaczego tak żałowali za wszystkie szaleństwa młodości? Teraz możemy się łudzić, ale kiedyś przyjdzie dzień, w którym spadną nam z oczu łuski - dzień, w którym na nic zdadzą się wszelkie wymówki; w tym dniu innymi oczami będziemy patrzyli na świat” (patrz; Św. Jan Maria Vianney, „Kazania Proboszcza z Ars”, wydawnictwo "Viator", Warszawa 1999, s. 97 - 98).
Święty Proboszcz z Ars umarł w 1859 roku, zostawiając swą parafię jako oazę pobożności i chrześcijańskich cnót, wolną od karczm i tanecznych imprez. Niestety, inne rejony Europy i Ameryki, raczej, nie przypominały, w tym względzie, Ars. Od połowy XIX wieku, tańce stają się coraz bardziej wyuzdane i nieskromne. Nastają czasy walca, polegającego na stałym kontakcie partnerów. Później nadchodzi tango - przycisk ciała do ciała, co pewien czas tancerz przechyla tancerkę do tyłu i pochyla się nad nią. W latach 60 - tych ub. stulecia, nastaje "cheek to cheek" ("policzek do policzka"), tzw. taniec wolny, jego charakterystyczną cechą jest bardzo bliski kontakt cielesny partnerów wyrażający się w mocnym przytulaniu się do siebie. W czasie inwazji bezwstydnych tańców, Kościół Katolicki nie był bierny. Rzym i poszczególne episkopaty sporządzały listy tańców, które były katolikom bezwzględnie zakazane - znajdowały się tam, m. in; tango i walc. Benedykt XV w encyklice Sacra propediem wspomina o nowoczesnych tańcach, które są: jedne gorsze od drugich i stanowią najskuteczniejszy środek do pozbycia się wszelkiej wstydliwości.
Cóż wynika z powyższych wywodów? Stolica Apostolska nigdy nie wydała jakiejś definicji doktrynalnej, w której rozstrzygnięto by, czy koedukacyjny taniec, ze swej natury, jest grzechem lub bliską okazją do grzechu.
Z drugiej strony, Rzym ani razu, nie napiętnował opinii teologicznej wyznawanej przez wielu Świętych i teologów kościelnych, w myśl której damsko - męski taniec jest per se grzechem albo przynajmniej bliską okazją do grzechu. Formalnie rzecz ujmując, oznacza to, iż rzymscy katolicy mają swobodę wyboru między postawą umiarkowaną św. Franciszka Salezego, a nurtem rygorystycznym św. Jana Marii Vianneya.
Jednak nawet, gdy wybierzemy opinię św. Franciszka Salezego, przyznając, że wśród damsko - męskich tańców, mogą istnieć skromne tańce, nie zwalnia to nas z obowiązku ostrożności i czujności względem nich. Warto zauważyć, iż św. Franciszek Salezy pisał o tańcach, które bardzo różniły się od tych dziewiętnasto i dwudziestowiecznych. W jego czasach, taniec damsko-męski, polegał na chodzie w rytm muzyki z ledwie okazyjnym dotknięciem dłoni i wymianą słów. Mimo to autor Filotei, nie zachwycał się nimi, przeciwnie również tu widział wiele niebezpieczeństw. Mówiąc jaśniej, nawet jeśli, teoretycznie rzecz biorąc, istnieją dobre tańce koedukacyjne, to należy zapytać się, czy w dobie obecnej znajdziemy jakiekolwiek skromne tańce? Już na początku XX wieku, jeden z katolickich katechizmów nauczał: „Ogółem wziąwszy, należy każdemu tańców stanowczo odradzać, od nich wstrzymywać, zwłaszcza w dobie obecnej, gdzie wszystkie prawie tańce obrażają uczucia moralności i przyzwoitości przez nieprzystojne gesty i układ ciała tańczących. U bardzo wielu ludzi wyradza się taniec w namiętność, obudza w nich złe skłonności, zabija w nich ducha pobożności, a tak prowadzi do coraz większego rozluźnienia obyczajów i zepsucia” (patrz: Ks. Franciszek Spirago, „Katolicki Katechizm Ludowy”, cz. II, 1911 r. s. 401 - 403).
Czy dziś u progu XXI wieku, ktokolwiek rozsądny może stwierdzić, iż współczesne tańce są bardziej skromne, od tych sprzed stu lat? Doprawdy, byłby to wniosek wręcz absurdalny. Wszystkie dzisiejsze tańce koedukacyjne wykonywane na balach, weselach, dyskotekach i innego rodzaju imprezach, są wyuzdane, zmysłowe i niemoralne. Obrażają one Boga i stanowią wielkie duchowe niebezpieczeństwo duchowe. Owa nieskromność, przejawia się w bliskim cielesnym kontakcie tancerzy z jednej strony, z drugiej zaś tańce dyskotekowe polegają na wykonywaniu prowokacyjnych ruchów, przejawiających się w sugestywnym obrocie bioder, klatki piersiowej, itp. Niemoralność tanecznych póz jest dodatkowo podsycana, przez, nierzadko, sprośne piosenki, którymi usiane są wesela, plugawą muzyką pop-rock graną w trakcie dyskotek, balów i prywatek, pijaństwo, używanie narkotyków, oraz radykalnie bezwstydny ubiór niewiast. W tych pełnych niemoralności i bezbożności czasach, pamiętajmy wciąż o słowach Pisma św.; „Kto miłuje niebezpieczeństwo, w nim zginie” (Ekli 3,27).
Święta tanecznica?
„Atrakcyjna, lubiła dobrze się ubierać, katalogi mody zamawiała w Paryżu. Nie stroniła od gustownego makijażu, malowała paznokcie. Miała karnet do La Scali, odwiedzała teatry i kina, chętnie bywała na przyjęciach i sama je organizowała, kochała taniec” (podkreślenie moje - MS). - powyższy urywek jest cytatem z artykułu opublikowanego w jednym z kościelnych pism, a poświęconego św. Joannie Berettcie Molli. W ostatnich latach publikacje katolickie zasypują nas informacjami o tejże Świętej, a w prawie ich wszystkich jak refren pojawia się zwrot: „Kochała tańczyć, chodziła do kina i teatru, malowała się...”. Każdy więc interesujący się życiem kościelnym wierny od dawna wie więc już, iż ta wielka męczennica, która wolała umrzeć, niźli w jakikolwiek przyczynić się do śmierci swego nienarodzonego już dziecka, była zarazem tanecznicą, modnisią oraz fanką ówczesnej kultury masowej. Jaki wniosek z takiej tezy wysunąć mogą dzisiejsi katolicy? Świątobliwe życie nie kłóci się z chodzeniem na dyskoteki, podążaniem za głównymi nurtami mody czy też oglądaniem telewizyjnych show w rodzaju „Taniec z gwiazdami” lub delektowaniem się treściami wylewającymi się z MTV. W połączeniu z całkowitym zniknięciem lub przynajmniej drastycznym obniżeniem częstotliwości kazań w kościołach skierowanych przeciwko bezwstydnym tańcom, nieskromnym strojom czy też złym filmom i programom telewizyjnym niesie to wiernym „radosną nowinę”: „Możesz być świętym równiachą! By być świętym nie musisz zostać odludkiem i dziwakiem!”.
I do tańca i do różańca?
Można by się spytać, czy w takim stawianiu sprawy św. Joanny Molli czy też ideału świętości w ogólności tkwi jakikolwiek problem? Otóż tak. Chodzi tu bowiem o wykrzywianie - w pewnej części - sylwetki tej Świętej, a także skarykaturyzowanie tradycyjnego nauczania katolickiego o powszechnym powołaniu do świętości. W czym tkwi sedno zagadnienia? Zacznijmy od początku, a więc od samej św. Joanny Beretty Molli.
Problem z osobą św. Joanny Molli polega między innymi na tym, iż przedstawia się ją, jako „tańczącą świętą”, kogoś kto jak ulał pasuje do powiedzenia: „I do tańca i do różańca”. Zapewne nie więcej niż 0, 01 proc. polskiego społeczeństwa o tym wie, ale taniec towarzyski (nie mylić z innego typu tańcami, choćby tańcem kultowym czy rytualnym), delikatnie mówiąc, nigdy nie należał do ulubieńców Kościoła katolickiego. Ojcowie, Doktorzy, Święci i wybitni teologowie katoliccy zawsze kojarzyli taniec towarzyski z bliskimi okazjami do grzechu, widząc w nim zwłaszcza silną pobudkę do nieczystości. Krytycyzm względem takowych tańców różnił się jedynie stopniem swej ostrości i nieprzejednania. Jedni - ich sztandarowym postacią jest choćby św. Jan Maria Vianney, który zakazywał wszelkiego rodzaju tańców towarzyskich, odmawiając rozgrzeszenia nawet za samo przyglądanie się takowym - traktowali tańce damsko - męskie z otwartą wrogością. Drudzy - przykładem może być tu św. Franciszek Salezy, który także przestrzegał przed zabawami tanecznymi, jednak w pewnych okolicznościach i przy zachowaniu rygorystycznych warunków dopuszczał możliwość sporadycznego wzięcia udziału w tego rodzaju imprezie - odnosili się do tańców ze zdecydowaną niechęcią. Podsumowując więc, tradycyjna teologia moralna, poczynając już od samych początków chrześcijaństwa, aż do poł. 20 wieku względem tańców towarzyskich zajmowała postawę oscylującą pomiędzy absolutnym potępieniem, a bardzo niechętną tolerancją. Tańcząca Joanna Molla, jakby nie patrzeć musi w świetle tradycyjnie antytanecznej postawy Kościoła św. budzić pewne pytania i kontrowersje. Po bliższym przyjrzeniu się miłości, jaką do tańca, miała pałać ta Święta, dostrzegamy jednak, iż sprawa ta nie jest tak prosta, jak chcieliby ją widzieć współcześni obrońcy damsko-męskich pląsów. Pierwszym pytaniem, jakie należałoby tu postawić jest to, jakiemu rodzajowi tańca oddawała się ta Święta? Czy był to taniec towarzyski, czy też może ta bogobojna niewiasta lubiła potańczyć, ale sama, bez udziału przedstawicieli płci przeciwnej? Gdyby jednak okazało się, iż św. Joanna Molla istotnie oddawała się tańcom towarzyskim trzeba się jeszcze zapytać: z kim tańczyła i w jakim okresie swego życia to czyniła? Czy tańczyła jeszcze jako panna z innymi kawalerami, czy też dopiero po ślubie i tylko z własnym mężem? Próbowałem szukać więcej informacji na temat domniemanej miłości św. Joanny Molla do tańca. Niestety w setkach doniesień o "tańczącej świętej" niezwykle trudno jest dotrzeć do informacji, które pozwoliły by mi odpowiedzieć na postawione wyżej pytania. Tym nie mniej udało mi się dotrzeć do wieści z których wynika, iż św. Joanna Molla istotnie uczęszczała na bale, ale jedynie z własnym mężem. Nie udało mi się dotrzeć do jakichkolwiek informacji z których wynikałoby, iż miłość do tańca skłaniałaby tę że Świętą do oddawania się pląsom z kimkolwiek innym niż ze swym prawowitym małżonkiem. Takie postawienie sprawy budzi na pewno znacznie mniej kontrowersji, niż gdyby miało okazać się, iż św. Joanna tańczyła jeszcze jako panna. Jeżeli bowiem małżonkowie mają prawo odbywać ze sobą stosunki płciowe, to trudno kwestionować ich prawo do tańczenia ze sobą. Jasnym jest, iż w wypadku prawowitego małżeństwa taniec nie może być uważany za bliską okazję do grzechu, albowiem osoby pozostające w takim związku mogą wzbudzać względem siebie zainteresowanie seksualne. Jedyną kwestią dyskusyjną, która wiąże się z omawianym tu wypadkiem, jest to czy dozwolone jest małżonkom tańczyć ze sobą w obecności innych osób? Ze względu na brak miejsca i czasu, nie podejmę się jednak teraz próby odpowiedzi na to konkretne pytanie.
Odwracanie kota ogonem
Co więcej nawet gdyby, teoretycznie zakładając, św. Joanna Molla tańczyła również jako panna, owa przesłanka w najmniejszym stopniu nie świadczyłaby przeciw tradycyjnie antytanecznej postawie Kościoła. Dlaczego? Zanim odpowiem na to pytanie, pozwolę sobie na małą dygresję. Otóż, częstym zarzutem jaki przyszło mi odpierać w kwestii tańców było twierdzenie, jakobym wyrywał z katolickiego nauczania pojedyncze i izolowane wypowiedzi i przykłady jakiegoś Świętego. Ów zarzut zawierał w sobie sugestię, jakoby wrogość lub nieprzychylność względem tańca towarzyskiego była jakimś, całkowicie uwarunkowanym historycznie epizodem w historii Kościoła świętego. Czymś co nie tylko że może okazać się zmienne, ale i błędne oraz niezgodne z oficjalną wykładnią Magisterium. Przytoczony wyżej argument w odniesieniu do tradycyjnie katolickiej wrogości lub niechęci względem tańców nie ma jednak zupełnie zastosowania. Wszak postawa o której tu mówimy była obecna w katolickiej doktrynie moralnej przez wszystkie wieki, w różnych etapach rozwoju historycznego i kulturowego. Z całą pewnością nie da się jej zamknąć w granicach ściśle historyczno-kulturowych uwarunkowań. Co ciekawe jednak, wyżej przytoczony zarzut może być zastosowany właśnie względem tych, którzy przyjmując tezę (podkreślmy jeszcze raz całkowicie teoretyczną tezę) o św. Joannie Molli tańczącej z kimś innym, aniżeli tylko z własnym mężem. Istotnie bowiem, fakt wyniesienia kogoś na ołtarze nie oznacza automatycznego uznania prawowierności wszystkich wypowiedzi i czynów danej osoby. Istotnie, katolicka hagiografia zna niemało wypadków wypowiedzi, a nawet uczynków Świętych, które rozpatrywane na płaszczyźnie obiektywnej, należałoby uznać za heretyckie, fałszywe, złe, albo przynajmniej moralnie mocno wątpliwe. Mimo to, Kościół święty podaje takie osoby za wzór innym chrześcijanom. Dlaczego? Tradycyjna teologia moralna zna bowiem wypadki niezawinionej niewiedzy odnośnie zła określonych czynów i wypowiedzi. Dany akt obiektywnie rzecz biorąc może być wstrętny Panu Bogu, tym niemniej konkretne osoba w szczerości swego serca może uważać go za miły (lub przynajmniej obojętny) Wszechmocnemu. Taki przypadek niezawinionej niewiedzy może pozwolić nawet wynieść taką osobę na ołtarze. Podajmy zaledwie kilka tego rodzaju przypadków.
św. Apollina sama wrzuciła się w ogień po tym jak prześladowcy grozili jej, iż wrzucą ją w płomienie, jeśli nie wypowie kilku bezbożnych słów. Czyn św. Apolliny spełnia kryteria, jakie przypisuje się bezpośredniemu samobójstwu, a więc czynowi, który katolicka doktryna moralna zwie "aktem wewnętrznie nieuporządkowanym", to znaczy takim, którego dokonania nie może uprawomocnić najświętszy cel i najszlachetniejsza intencja. Św. Appolina jest jednak czczona przez Kościół jako męczennica, albowiem uznaje się, iż czyn jej był skutkiem pobożnej prostoty, której zasadą byłą żarliwość i miłość. Nie oznacza to wcale, iż Kościół święty dopuszcza jakiekolwiek wyjątki od moralnego zakazu samobójstwa. Św. Apollina jest honorowana nie tyle za samobójstwo powodowane względami religijnymi, ale za swą szczerość i heroizm.
św. Justyn Męczennik w swych pismach nazywał Pana Jezusa „mniejszym Bogiem”. Obiektywnie rzecz ujmując takie stwierdzenie jest rażąco heretyckie, a nawet bluźniercze. W czasach św. Justyna nie było jednak jeszcze zdefiniowanej doktryny nt. Boskości Chrystusa, dlatego też można przyjąć, iż jego wypowiedzi w tym względzie były uwarunkowane niezawinioną niewiedzą, teologicznymi poszukiwaniami, a nie buntem względem wiary katolickiej.
św. Hieronim twierdził: „Żydzi nienawidzą Boga, a Bóg nienawidzi Żydów”. Tu z kolei mamy do czynienia wręcz z bluźnierstwem.
św. Tomasz z Akwinu poddawał w wątpliwość Niepokalane Poczęcie Najświętszej Maryi Panny, prawdę, którą kilka wieków później bł. Pius IX ogłosił dogmatem wiary.
św. Filip Nereusz by ukrywać swe dobre czyny, udawał pijaka (co zatem z zasadą, iż nigdy nie wolno kłamać i oszukiwać, nawet jeśli jest to robione w szlachetnym celu?).
św. Maksymilian Maria Kolbe w swych tekstach powoływał się na „Protokoły Mędrców Syjonu”. Dziś, po latach, udowodniono z całą pewnością, iż książka ta jest fałszywką stworzoną przez carską „Ochranę”. Tego faktu nie musieli jednak wiedzieć ludzie żyjący 70 lat temu.
Wszystkie te i innego rodzaju „gafy” w wykonaniu osób beatyfikowanych i kanonizowanych nie były jednak nigdy jakąś stałą linią Kościoła. Mimo, że obiektywnie rzecz biorąc były to czyny i wypowiedzi błędne, albo przynajmniej mocno wątpliwe, to ostatecznie rzecz biorąc nie stanęły one na drodze oficjalnego uznania świętości danej osoby, gdyż z różnych historycznych i kulturowych przyczyn ich zło nie było wówczas widoczne.
Podobnie, gdyby prawdą miało być, iż św. Joanna Molla tańczyła z kimś innym, aniżeli jej własny mąż, nietrudno byłoby udowodnić, iż jej postępowanie w tej materii, miałoby charakter niezawinionej niewiedzy odnośnie bliskiej okazji do grzechu jak zazwyczaj związana jest z tańcem towarzyskim.
problem braku odwagi w głoszeniu trudnych prawd i zasad, bądź też luk w wiedzy teologicznej wśród katolickiego duchowieństwa nie jest wynalazkiem czasów „posoborowych”. Również w czasach św. Joanny Molli nie wszyscy księża mieli na tyle hartu ducha (albo na tyle znajomości katolickiej doktryny moralnej) by odkrywać przed swymi owieczkami niebezpieczeństwo tańców towarzyskich. Św. Joanna Beretta nie była ani księdzem, ani nawet zakonnicą. Ona była zwykłą, świecką katoliczką, która w sposób naturalny ufała księżom, którzy ją prowadzili. Jeśli trafiła w swym życiu na księży, którzy nie przedstawili jej tradycyjnej nauki katolickiej w omawianym tu temacie, to trudno się dziwić, iż ona sama mogła nie widzieć niebezpieczeństwa w tańcach towarzyskich.
Ta nieznajomość byłaby tu potęgowana jeszcze tym, iż św. Joanna była kobietą. Popęd seksualny niewiasty różni się zaś w pewnym stopniu od męskiego pociągu płciowego. Niewiasta często może np. nie widzieć niebezpieczeństwa w tym jak się ubiera, albowiem kobiety w znacznie mniejszym stopniu niż mężczyźni zwracają uwagę na cielesne walory przedstawiciela płci przeciwnej. Analogicznie sprawa może wyglądać z tańcem.
Nawet więc, gdyby prawdą miało być (choć ja nie znalazłem na to potwierdzenia), iż św. Joanna Molla tańczyła z osobą sobie niepoślubioną, to i tak ten jeden przykład w żaden sposób nie może osłabić powagi i znaczenia powszechnego nauczania Ojców, Doktorów i Świętych w kwestii tańców towarzyskich. To właśnie jakakolwiek „tańcząca Święta” byłaby ściśle uwarunkowanym kulturowo i historycznie epizodem w katolickiej hagiografii. Poplecznicy tańca towarzyskiego stosują typowe „odwracanie kota ogonem”. Dwadzieścia stuleci nieustannych antytanecznych ostrzeżeń i potępień pragną wrzucić do kosza pod nazwą „historyczno-kulturowe uwarunkowania”, swoje zaś przypuszczenia co do jednej Świętej pragną uczynić nieomylnymi i wiążącymi dla doktryny katolickiej.
Czynienie ze św. Joanny Molli „bogobojnej tanecznicy” blednie jednak z próbami czynienia z niej zagorzałej kinomanki, bywalczyni teatru i strojnisi. Faktem jest, że owa Święta chodziła do kina i teatru. Jej postawa w tym względzie daleka była jednak od lekkomyślnego korzystania z wytworów ówczesnej kultury masowej. Obawiam się, iż fani „M jak miłość” albo „Allo, Allo” nie znajdą w św. Joannie Molli swego sprzymierzeńca. Ta bogobojna niewiasta podchodziła bowiem do kultury masowej swych czasów w sposób bardzo czujny i surowy. Podczas swych rekolekcji zamkniętych uroczyście postanowiła: „Aby służyć Bogu, nie pójdę do kina, jeśli nie upewnię się, że film jest odpowiedni, że nie jest gorszący czy niemoralny”. A dodajmy, że św. Joanna Molla żyła we Włoszech, w latach 1922 - 1962. Gdybyśmy porównali najbardziej niemoralne wytwory prezentowane wówczas na ekranach i deskach włoskich kin oraz teatrów z tym, co dzisiaj można na co dzień obejrzeć w porannym paśmie telewizyjnym, to te pierwsze wydałyby się nam dziecinną igraszką w porównaniu z tymi drugimi. Warto zresztą zwrócić jeszcze uwagę na to, iż zarówno rządzący wtedy Włochami reżim faszystowski, jak i późniejsza Chrześcijańska Demokracja stosowały względnie surową cenzurę, która w dużym stopniu eliminowała z kulturowego obiegu treści godzące w tradycyjne zasady moralności chrześcijańskiej. Analogicznie rzecz biorąc dzisiejsze kobiety uważające za rzecz normalną odsłanianie kolan, ramion, pleców, brzuchów i części klatki piersiowej mogą zapomnieć o przyjęciu za swą patronkę św. Joanny Molli. To, że św. Joanna zamawiała katalogi mody z samego Paryża, nie znaczy wcale, iż bezkrytycznie podążała za wszystkimi ówczesnymi kierunkami mody (duża część z nich już wtedy ubliżała tradycyjnie chrześcijańskim kanonom skromności i wstydliwości). Dane mi było widzieć fotografie św. Joanny Molli i najbardziej „krótkim” strojem, w który była ona odziana była długa, workowata suknia sięgająca dużo poniżej kolan, oraz bluzka w rękawem sięgającym połowy ramienia. Ta fotografia została zresztą najprawdopodobniej uczyniona w ścisłym gronie rodzinnym. Wskazuje na to jej kontekst. Na wszystkich innych zdjęciach jej strój był jeszcze skromniejszy: długa, workowata (to znaczy o kroju absolutnie nie podkreślającym linii ciała) suknia sięgająca połowy łydki (a nie uda!), bluzy zakrywające łokcie, etc.
Komercyjni „święci”
Jak już to wcześniej zasygnalizowałem przykład św. Joanny Molli jest wykorzystywany do wykrzywiania odwiecznego nauczania Kościoła (a w naszych czasach szczególnie mocno przypomnianego przez św. Jose Escrivę) o tym, iż powołaniem każdego człowieka jest osiągnięcie świętości i że prawe, bogobojne, święte życie można prowadzić w każdym stanie: kapłaństwie, małżeństwie, jak i konsekrowanym lub niekonsekrowanym celibacie (to znaczy w zakonie lub w samotności). Ludzie, którzy wykrzywiają tę pradawną naukę katolicką akcentują co prawda sam rdzeń doktryny o powszechnym powołaniu do świętości, ale wnioski, jakie z niej wyciągają często są już wątpliwe, a nawet wprost fałszywe. Mówią oni rzeczy w pewnym sensie prawdziwe („by być Świętym nie musisz być odludkiem lub dziwakiem”), by następnie przejść do bardzo, ale to bardzo kontrowersyjnych konkluzji („można być Świętym chodząc na plaże, dyskoteki, grając główne role w kasowych hitach filmowych, etc.”). Zamiast tradycyjnie katolickiego ideału uświęcania codziennej rzeczywistości, apologeci wyżej zarysowanego modelu „świętości” promują „uświęcanie” grzechu. Coraz częściej wzór świętości, droga Krzyża i wyrzeczeń, zastępowana jest mirażami o bogobojnym życiu, które daje sławę, doczesny sukces i pełne konto w banku. W efekcie zamiast świętości rodzi nam się bękart składający ogarek Panu Bogu, a diabłu świeczkę. Podajmy kilka przykładów osób, które są promowane przynajmniej przez niektóre kręgi jako wzór dobrych chrześcijan:
Britney Spears - ta znana piosenkarka pop, w początkach swej kariery dużo mówiła o tym, że chce zostać dziewicą do ślubu. Do tego dochodziły jeszcze wieści o tym, że codziennie się modli i czyta Biblię. To wystarczyło wielu konserwatywnie i tradycyjnie nastawionym kręgom obwołać ją pop-kulturową gwiazdą konserwatyzmu. Mało jednak zwracało uwagę na to, iż stroje, tańce i gesty panny Spears od samego początku miały się do cnoty czystości jak pięść do nosa. Co więcej, wokalistka ta im bardziej gorliwie deklarowała swą wolę bycia dziewicą, tym bardziej nieskromne i wyuzdane stawało się jej zachowanie na scenie. Być może niektórym spadły klapki z oczu, gdy panna Spears ostatecznie oświadczyła, iż dziewicą nie jest, onanizm uważa za rzecz zdrową i normalną, a do swych publicznych występów włączyła już nie tylko bezwstydne stroje i tańce, ale również elementy homoseksualizmu i symulację heteroseksualnego stosunku płciowego.
Erica Harold - ta zdobywczyni tytułu „Miss USA” ze względu na swe publiczne zaangażowanie na rzecz czystości przedmałżeńskiej była już chwalona przez takie pisma jak „Przewodnik katolicki”, „Najwyższy Czas!” i „Miłujcie się”. Mało kto jednak pytał, czy panna Harold pomagała męskiej widowni zachować cnotę czystości w spojrzeniach, pragnieniach i myślach, kiedy paradowała przed milionami oczu w samej bieliźnie, pozwalając by każdy mógł ocenić rozmiar jej biustu, bioder, jędrność pośladków, stopień gładkości brzucha, etc?
Krzysztof Krawczyk - ten gwiazdor polskiego popu dużo mówi o swym nawróceniu i wierze chrześcijańskiej. Co więcej daje piękne świadectwo, gdy otoczony odzianymi jak prostytutki tancerkami trzyma mikron dłonią na której uwieszony ma różaniec.
Tomasz Adamek - jedno z ostatnich odkryć piewców „komercyjnej świętości”. Mistrz świata boksu. A że codziennie odmawia Różaniec i przed każdą walką na ringu się modli, Pan Bóg zapewne błogosławi mu, gdy przy ryku tłumów i ku powiększeniu liczby zer na swym koncie rozbija swemu bliźniemu nos. Co tam, przecież i tak bokserzy tak naprawdę się kochają, a że publiczność łaknie widoku krwi to przecież już nie jest ich wina. W końcu taki mają zawód.
Nie wiem, może za mało jestem obeznany w tym temacie, ale nawet uwzględniając rozmaite uwarunkowanie kulturowo-historyczne, w jakich żyli poszczególni Święci, nie wyobrażam sobie św. Cypriana mówiącego aktorom swych czasów by nie porzucali swego zajęcia, ale „uświęcali” je poprzez odmówienie modlitwy przed każdym z bezecnych przedstawień, w których mieli właśnie wziąć udział. Trudno mi sobie też wyobrazić św. Almacha dopingującego gladiatorów, mówiącego im, żeby modlili się przed każdym występem na arenie. Jakoś nie widzę również św. Karoliny Kózkówny w roli prężącej przed jury swe wdzięki, odzianej w bikini piękności.
Trudno jest ginąć na arenie, trudno jest rzucać zawód, który wykonywało się przez całe życie, trudno jest przechodzić przez Morze Czerwone. Jednak to właśnie tego rodzaju świętość potrafi zmieniać całe społeczeństwa i nadawać nowe kierunki historii. Komercyjna „świętość” polegająca na próbie przypodobania się światu, przekonania go, iż nie jest się tak „zacofanym” i „staroświeckim”, takich owoców nie przyniesie.
Tańce damsko-męskie: zastrzeżenia, pytania, odpowiedzi
1. Która z prawd nauczania katolickiego jest najbardziej zapomniana, ignorowana i wzgardzona?
Konserwatywni i tradycyjni katolicy odpowiedzą tu: „prawda o jedynozbawczości Kościoła świętego”, „nauka o społecznym panowaniu Jezusa Chrystusa”, „doktryna o Bogu karzącym i piekle”. Wszystkie te odpowiedzi są jednak błędne. To prawda, iż wymienione wyżej elementy doktryny katolickiej są - nawet w łonie Kościoła - w różnorodny sposób atakowane, podważane i zniekształcane. Tym nie mniej mniejsza bądź większa część katolików ma jakieś pojęcie o tych prawdach wiary. Zachowując proporcje ważności poszczególnych kwestii twierdzimy jednak, iż najbardziej zapomnianą, ignorowaną i wzgardzoną prawdą katolickiej doktryny jest nauczanie o wielkim niebezpieczeństwie jakie dla życia chrześcijańskiego niosą tańce damsko-męskie. 40 lat panującej w Kościele - świadomej bądź nieświadomej - zmowy milczenia wokół tej prawdy, niemal kompletnie wymiotło ją z serc i umysłów rzymskich katolików. Efektem owej „zmowy milczenia” jest to, iż wszelkie napomknięcia o niebezpieczeństwie tańców damsko-męskich są przyjmowane przez katolików z niedowierzaniem, tak, że nawet tradycyjni i konserwatywni wierni automatycznie odbierają tą naukę jako przejaw herezji purytanizmu, kalwinizmu, mahometanizmu i Bóg wie czego jeszcze. Nawet najbardziej konserwatywne media katolickie w rodzaju TV Trwam, od czasu do czasu eksponują ewidentnie nieskromne stroje, a ci, spośród katolików, którzy mają w tej sprawie jakąś świadomość milczą zastraszeni. Szczytem odwagi dzisiejszych duchownych w kwestii zabaw tanecznych jest mówienie, iż nie wolno iść na dyskotekę w piątek, z jednoczesnym wyraźnym zastrzeżeniem, iż dyskoteka nie jest w żadnej mierze niegodziwa i niebezpieczna. Ostatecznie rzecz biorąc tańce damsko-męskie stają się coraz bardziej bezwstydne i wyuzdane, a przytłaczająca większość katolików nie widzi już w tym żadnego problemu. Tradycyjna nauka katolicka w kwestii rozlicznych niebezpieczeństw tańców damsko-męskich nie jest obecnie znana nawet przez 0, 1 proc. rzymskich katolików, stąd też zaliczamy tą prawdę do najbardziej zapomnianych i wzgardzonych. Nie utrzymujemy jednak, iż ta nauka zajmuje najwyższe miejsce w hierarchii prawd wiary i moralności katolickiej.
2. Czy używając określenia „zmowa milczenia” zarzucacie współczesnemu duchowieństwu, iż w sposób świadomy pomija tą prawdę?
Terminem „zmowa milczenia” posługujemy się w charakterze skrótu myślowego. W rzeczywistości myślimy, iż ogromna większość dzisiejszych księży nie mówi o niebezpieczeństwie tańców damsko-męskich, albowiem owa nauka nie została im przekazana w seminariach duchownych, zakonnych nowicjatach i na wydziałach teologicznych. Powodem tego jest, iż panujący od ok. 40 lat w Kościele katolickim kryzys, który Paweł VI nazwał „szatańskim dymem w Kościele”. Jan Paweł II stwierdził, iż w kwestiach moralnych, ów kryzys wyraża się też w: „rozdźwięku (panującym) między tradycyjnym nauczaniem Kościoła a pewnymi poglądami teologicznymi rozpowszechnionymi także w Seminariach i na Wydziałach Teologicznych” (patrz: „Veritatis Splendor” n. 4). W ciągu ostatnich 40 lat wielu renomowanych teologów kościelnych ośmielało się negować bądź poddawać w wątpliwość niejedną z najbardziej podstawowych zasad moralnych, tj. zakaz aborcji, eutanazji, antykoncepcji, masturbacji, homoseksualizmu, nierządu, rozwodów, kłamstwa, etc. Ten bunt przeciw katolickiej nauce moralnej doprowadził też do tego, iż nauczanie o niemoralności wspomnianych wyżej uczynków znikło z niejednego kościoła, zwłaszcza na Zachodzie. Wierni mieszkający w tych krajach mówią, iż można całymi latami regularnie chodzić do tamtejszych kościołów katolickich i nie usłyszeć choćby jednej jaśniejszej wskazówki w tego rodzaju kwestiach. Nie można się zatem dziwić, iż w czasach, w których obrona elementarnych zasad moralnych nieraz przychodzi duchownym z niemałym trudem, tradycyjne nauczanie o tańcach damsko-męskich będzie znane, szanowane i cenione. Właśnie w tym należy upatrywać powszechnej nieznajomości wśród katolickiego duchowieństwa tej prawdy.
3. Co należy rozumieć przez pojęcie „tańców damsko-męskich”?
Pod pojęciem „tańców damsko-męskich” lub „towarzyskich” należy rozumieć tu pląsy w których osoby różnej płci w celach rozrywkowych są ze sobą ściśle wymieszane (np. dyskoteki), albo pląsy polegające na dobieraniu się osób odmiennej płci w pary i tańczeniu ze sobą („walc”, „tango”, „cha cha”, etc.). Mianem „tańców damsko-męskich” można też nazwać tańce w których osoby odmiennej płci pląsają co prawda osobno, jednak wyraźnym ich celem podkreślenie własnej seksualnej atrakcyjności w oczach osób płci przeciwnej (np. „striptease”, „go go”, „kankan”).
4. Czy jedynie z tańcami damsko-męskimi są związane niebezpieczeństwa?
Najwięcej zagrożeń związanych jest z tańcami damsko-męskimi, dlatego też o nich będziemy mówić. Kwestia tańców, w których mężczyźni i kobiety oddają się pląsom oddzielnie jest zdecydowanie bardziej złożona. Wiele z tych tańców może być sposobem na wyrażanie niewinnej radości, a nawet mogą one chwalić Pana Boga. Z drugiej strony część takich tańców może być związana z bałwochwalstwem albo kultem buntu i agresji (np. pogo). Rzecz jasna tańce, którym oddają się w swym własnym gronie wyłącznie mężczyźni i kobiety, ale posiadający homoseksualne tendencje, są nie mniej niebezpieczne niż tańce płciowo mieszane. Tym nie mniej bez wątpienia tańce, w których obie płcie pląsają osobno niosą znacznie mniej zagrożeń, aniżeli tańce damsko-męskie.
5. Pan Jezus był na weselu, a więc usankcjonował tańce damsko-męskie.
Owszem Zbawiciel bawił się na weselu, nie znaczy to jednak, iż zaaprobował w ten sposób tańce damsko-męskie. Taka sugestia wynika z całkowitej nieznajomości tamtejszych historyczno-kulturowych realiów. Tradycyjna kultura blisko-wschodnia, w ramach, której żył Pan Jezus i powstawała Biblia. absolutnie nie znała czegoś takiego jak tańce damsko-męskie. Zabawy taneczne w tamtym czasie i miejscu zawsze polegały na ścisłym oddzieleniu mężczyzn i kobiet. Do dziś zresztą Bliski Wschód w niewielkim stopniu zaakceptował damsko-męskie tańce. Nadal odrzucają je ortodoksyjni i konserwatywni żydzi oraz muzułmanie. Z tego też względu nie można odbierać jako poparcia dla tańców damsko-męskich pewnych ustępów z Biblii, gdzie mowa jest o tańczeniu, jako sposobie oddawanie czci Wszechmogącemu. Po pierwsze bowiem: jak już to wyżej nakreśliliśmy dawna kultura blisko-wschodnia nie znała tańców damsko-męskich. Po drugie: owe biblijne opisy tańców w żaden sposób nie wskazują na to, iż miały one damsko-męski charakter, a wprost przeciwnie. Dlatego też nie można się dziwić, iż nawet w przedsoborowej liturgii katolickiej, w niektórych diecezjach zaakceptowano tańce, w których obie płcie są rozdzielone. Przykładem tego może być tzw. taniec niewinności odbywający się kościołach Sewilli, a zaaprobowany przez św. Piusa V.
6. Jaka jest więc tradycyjna nauka katolicka w kwestii tańców damsko-męskich?
Ogólnie rzecz biorąc zdecydowanie krytyczna. Tradycyjna teologia katolicka, od pierwszych wieków chrześcijaństwa, aż do lat 50 - tych 20 stulecia, określała, iż takowe tańce są dla ogromnej większości ludzi praktycznie zawsze lub prawie zawsze bliską okazją do grzechu. Ojcowie, Doktorowie, Święci, teologowie, Papieże i synody kościelne przez dwadzieścia stuleci niezmiennie przestrzegali przed tańcami damsko-męskimi, zwąc je „szkołami rozpusty” (św. Bazyli Wielki), miejscem, gdzie „płaczą aniołowie, a czart obchodzi swoją uroczystość” (św. Efrem), „prawdziwą świątynią diabelską” (św. Jan Chryzostom), „zbiorem nieprawości, trumną niewinności i grobem czystości” (św. Ambroży), „kołem, którego punktem środkowym jest szatan, a obwodem jego słudzy” (św. Karol Boromeusz), „przyciągającymi do siebie truciznę namiętności ludzkich i powszechnego zepsucia” (św. Franciszek Salezy), „warsztatem każdej wszeteczności, cudzołóstwa i przyczyną grzechów wszelakich” (ks. Jakub Wujek), „powrozem, którym szatan ściąga dusze do piekła” (św. Jan Maria Vianney). Kościół święty niejednokrotnie oficjalnie zakazywał tańców damsko-męskich jako: "haniebnych" (Synod Akwizgrański) „szaleńczych” (Synod Reński), „sztuki i ponęty szatańskiej” (Synod Turyński). W XVIII stuleciu papież Benedykt XIV nazwał wszystkie ówczesne bale „brudną rozrywką”. W XIX wieku, kiedy popularne stały się takie tańce jak: walc, kankan, galopada, polka, prawowite władze kościelne wydały szereg formalnych rozporządzeń, w których stanowczo zakazywano katolikom brania udziału w takowych tańcach. Walc zostały potępiony nawet przez samego Leona XIII. W pierwszej połowie XX stulecia, gdy na parkietach zaczęły królować tańce latynoamerykańskie, etc. szereg krajowych episkopatów, np. biskupi Francji, Polski, Austrii potępili takie tańce jak: tango, shimmy, foxtrot, onestep. I w tym wypadku warto dodać, iż pierwszy z tych tańców - tango został zabroniony katolikom przez św. Piusa X. W odniesieniu do tańców, które weszły w modę na przełomie XIX i XX wieku, papież Benedykt XV pisał, iż są one: „jedne gorsze od drugich i stanowią najskuteczniejszy środek do pozbycia się wszelkiej wstydliwości” („Sacra Propediem”), zaś Pius XI nazywał je „bezwstydnymi” („Ubi Arcano”).
Czy w ramach tradycyjnej nauki katolickiej zachodziły jakieś różnice zdań w kwestii niebezpieczeństw tańców damsko-męskich?
Owszem. Nie są to jednak różnice wielkie i pewnym stopniu uwarunkowane są one specyfiką historyczno-kulturową. Poza tym rozbieżności te zasadniczo nie osłabiają zdecydowanie krytycznego stanowiska katolicyzmu względem tańców. Otóż w ramach katolickiej krytyki zabaw tanecznych wykształciły się dwa kierunki: pierwszy optował za zdecydowanym zakazem wszelkich tańców damsko-męskich, drugi stanowczo ich odradzał, jednak bardzo niechętnie godził się na nie w pewnych rzadkich sytuacjach. Reprezentantem pierwszego kierunku może być uznany św. Jan Maria Vianney. Ten wielki kapłan 25 lat ze swej posługi kapłańskiej spędził, na wykorzenianiu ze swej parafii tańca. Św. Proboszcz z Ars w kościelnej kaplicy pw. św. Jana Chrzciciela umieścił napis : „Jego głowa stała się zapłatą za taniec”, a penitentom odmawiał rozgrzeszenia za sam bierny udział w zabawach tanecznych. Kiedy, pewna hrabina, planowała urządzić na swym dworze bal z udziałem tylko „dobrych tańców”, jednocześnie wyrzucając Świętemu, iż błądzi potępiając wszelkie zabawy taneczne, Proboszcz z Ars w odpowiedzi wygłosił niedzielne kazanie, w którym stwierdził, iż „taniec zaludnia piekło” i „jest ohydą w oczach Bożych, obojętnie gdzie się odbywa: pod drzewami orzechowymi, w karczmie czy we dworze”. Przedstawicielem drugiego ze wspomnianych kierunków jest św. Franciszek Salezy. Mówiąc o współczesnych mu balach twierdził, iż „wielką szkodę przynoszą dla duszy”, „przyciągają do siebie truciznę namiętności ludzkich i powszechnego zepsucia” oraz radził rozważać, jak to: „Wówczas kiedy tańczyliście na balu, mnóstwo dusz gorzało w piekle, za grzechy popełnione w tańcu, lub za złe następstwa, które wyniknęły z tańców”. Jednocześnie jednak ów Święty dopuszczał możliwość sporadycznego wzięcia udziału w balu: „Jeżeli przypadkiem nie będziecie mogli w żaden sposób wymówić się od pójścia na bal; starajcie się, by taniec porządnie się odbywał we wszystkim, pod względem dobrych zamiarów, skromności, godności i przyzwoitości; tańczcie najmniej ile możecie, z obawy, aby serce wasze do tego się przywiązało”. Warto jednak przy tym dodać, iż ogół współczesnych (a więc 16-wiecznych) św. Franciszkowi Salezemu tańców znacznie różnił się od stylu tanecznego, który wszedł w modę mniej więcej od 19 wieku, nie mówiąc już o tańcach z przełomu 20 i 21 stulecia. Otóż ogół szesnastowiecznych tańców damsko-męskich wyróżniał się znikomym kontaktem ciał obu płci. Ówczesne ruchy taneczne polegały na wdzięcznych podskokach, skłonach i krótkim, zdawkowym ujęciu dłoni partnerki. Trzeba przy tym jeszcze powiedzieć, iż nie wszystkie ówczesne autorytety kościelne podzielały owa nieznaczną ustępliwość św. Franciszka Salezego w tej kwestii. Przykładowo, żyjący mniej więcej w tym samym czasie, wybitny teolog katolicki, ks. Jakub Wujek w bezwzględny sposób piętnował wszelkie tańce damsko-męskie. Podobnie, czynił św. Karol Boromeusz.
Więcej na temat tradycyjnej doktryny katolickiej o tańcach, znajdziesz w podrozdziale „Niebezpieczeństwa tańców damsko-męskich”działu „Dokumentacja”, nowo powstałego portalu www.savonarola.pl, gdzie zebraliśmy 24 wymowne i czytelne świadectwa autorytetów kościelnych z różnych wieków poruszające te zagadnienie.
8. Tradycyjna katolicka krytyka tańców była uwarunkowana zupełnie innymi okolicznościami historyczno-kulturowymi, stąd też przenoszenie jej na ogół współczesnych zabaw tanecznych jest nieporozumieniem.
Tak, tańce przed którymi przestrzegał Kościół święty przez 20 wieków, w dużej swej części, znacznie różniły się od pląsów, które w modę weszły, przez jakieś ostatnich 30 lat. Przykładowo, tańce, rozpowszechnione od średniowiecza, aż do początku XIX wieku, charakteryzowały się znikomym kontaktem cielesnym pomiędzy mężczyzną a kobietą (patrz: pkt. 7, opis tańców za czasów św. Franciszka Salezego). Mimo to autorytety kościelne nie szczędziły im krytyki, a jedynie wahały się pomiędzy ich stanowczym potępieniem, a niechętnym i warunkowym przyzwoleniem na nie w rzadkich sytuacjach. Jeślibyśmy mieli doszukiwać się analogii pomiędzy dzisiejszymi a dawniejszymi tańcami, to owszem znaleźlibyśmy je wśród najzacieklej zwalczanych przez Kościół święty pląsów pogańskich ludów prymitywnych, starożytnej Grecji i Rzymu oraz w piętnowanym walcu tangu, kankanie, etc. które narodziły się w 19 i 20 stuleciu. Dzisiejsze tańce są odwzorowaniem właśnie tego rodzaju najgorszych pląsów, co do których radykalnej obrzydliwości i nieskromności Kościół nie miał najmniejszych wątpliwości.
9. Dlaczego twierdzicie, iż dzisiejsze tańce damsko-męskie stanowią odwzorowanie najgorszego rodzaju pląsów stanowczo napiętnowanych przez katolicyzm?
Wystarczy przyjrzeć się układowi ruchów, gestom, strojom i ogólnej atmosferze dzisiejszych tańców by dojść do tego wniosku. Rozpowszechnione tańce dyskotekowe polegają na mniej lub bardziej wyrazistym naśladownictwie czynności seksualnych. Tancerki „trzęsą” i sugestywnie poruszają w tym tańcu piersiami, pośladkami, łonem, etc. Do tego dochodzi jeszcze nierzadkie rozkraczanie nóg w tańcu, etc. Mężczyźni ze swej strony też niekiedy wykonują rytmiczne ruchy biodrami w niedwuznaczny sposób (b. szybkie ,,kawałki" muzyki). Do tego należy dodać ścisłe przytulanie się w tańcu przez obie płcie (wolne „kawałki”), a często „przypadkowe” opadanie „zmęczonych” rąk mężczyzny na kobiece pośladki. Innymi zwyczajnymi ruchami tanecznymi są np. przykucanie niewiasty w ten sposób, iż jej twarz znajduje się na wysokości bioder mężczyzny, obracanie się tancerki tyłem do tancerza, w taki sposób, iż jej tylna część ciała łączy się z męskim łonem, etc. Dodajmy do tego strój: mini spódnica odkrywająca długie nogi i uda lub długie spódnice z wycięciami aż pod majtki lub spodnie, tak obcisłe, że stanowiące druga skórę i dekolty, które więcej odsłaniają niż zasłaniają. Wszystko co zostało powyżej opisane nie stanowi bynajmniej jakiegoś ekstremum i nadużycia dyskotek, ale zalicza się do ich elementarnego zestawu i kanonu. Poza tym niemała część dyskotek do swej rozrywkowej oferty dołącza takie „atrakcje” jak: zamknięte w klatce nieskromnie ubrane i tańczące niewiasty; wybory „miss mokrego podkoszulka”, walki kobiet w kisielu, konkursy „trzęsienia tyłeczkiem”, a nawet striptease. Trudno nie doszukiwać się w tym miejscu jasnych analogii do pogańskich tańców płodności, które polegały właśnie na sugestywnym kręceniu, trzęsieniu, obracaniu erogennymi częściami ciała. Warto w tym miejscu przytoczyć opinię niejakiego Julio Finna, znawcy pop-kultury: „Wielu z tańczących boogie (rock'n' rolla) byłoby zaskoczonych wiedząc, iż to wszystko jest imitacją, niczym innym, jak naśladowaniem rytualnego tańca, który miał miejsce przez stulecia. Współczesny popularny taniec ma swój początek w świętym tańcu afro-kubańskiej bogini Oshun. Czasami Oshun spotyka (swego kochanka) i oto obejmują się oni w gorącym tańcu, w nieskrywanym i niezrównanym naśladownictwie cielesnej żądzy. Oshun zwykła tańczyć nago (...) teraz nie (...) lecz być może zobaczymy to znów, nie w świątyniach lecz w kabaretach i teatrach, jako wielki sukces białej cywilizacji”. A jak wyglądają współczesne tańce nie-dyskotekowe? To nic innego jak różnorodne odmiany zakazanych katolikom w XIX i XX wieku walca, tanga, foxtrota, shimmy, one stepu, etc. Tyle, że dzisiejsze ich odmiany są znacznie bardziej wyuzdane i nieskromne od swych dawniejszych pierwowzorów. Ewolucja, jaką w ostatnich 30-40 latach przeszły tańce damsko-męskie poszła w kierunku radykalnego uwypuklenia ich nieskromności, bezwstydu i wyuzdania. Gdybyśmy mieli porównywać tańce przed którymi Kościół przestrzegał dawniej z dzisiejszymi pląsami moglibyśmy zestawić ze sobą jakieś przydrożne reklamy damskiej bielizny z najbardziej twardą, perwersyjną i zboczoną pornografią.
10. Ale, czy również w tradycyjnej teologii moralnej nie znajdują się elementy, które są przychylne tańcom damsko-męskim? Czyż św. Augustyn nie mówił: "Naucz się tańczyć, bo inaczej nie będziesz miał w Niebie nic do roboty"? Czy św. Joanna Beretta - Molla nie bywała na balach, a Pius XI nie pochwalił tanga?
Przywołana powyżej wypowiedź św. Augustyna nie odnosi się do tańców damsko-męskich, ale rozdzielnopłciowych. Przypomnijmy, iż ten sam Święty w odniesieniu do tańców damsko-męskich mówił: „Lepiej jest całą niedzielę orać, niż spędzić ją na tańcach”. O św. Joannie Beretcie - Molli wiemy jedynie tyle, iż owszem uczęszczała na bale, ale tańczyła na nich ze swym mężem. Nie są nam znane informacje, z których wynikało by, iż oddawała się ona pląsom z kimś, kto nie byłby jej mężem. Zresztą nawet, gdyby miało się okazać, iż tańczyła też z kimś innym, niż jej własny mąż, wówczas musielibyśmy jeszcze przeanalizować cały kontekst tej sprawy. Czy zrezygnowała z tego zwyczaju? Czy może ze względu na uwarunkowania kulturowo-psychologiczne w jakich przyszło jej żyć, Święta ta nie poznała katolickiej nauki o niebezpieczeństwie tańców, a co w związku z tym jej postępowanie w tym względzie, mogło mieć charakter niezawinionej niewiedzy?, etc. Więcej na ten temat można znaleźć w artykule pt. „Święta tanecznica?”, który zamieszczony jest na tym portalu. Odnośnie rzekomej aprobaty, jakiej Pius XI miał udzielić tangu, to nie możemy się oprzeć wrażeniu, iż jest to jakaś karkołomna plotka, którą z radością podchwycili tradycyjni i konserwatywni obrońcy tańców damsko-męskich. Przyglądamy się uważnie stosunkowi katolicyzmu do tańców od jakiś 13 lat i doprawdy w żadnym katolickim opracowaniu (czy to współczesnym czy obecnym) nie znaleźliśmy śladu na potwierdzenie tej informacji. Jedynym źródłem, w którym odnaleźliśmy tą wieść są świeckie strony internetowe, w większości prowadzone przez zwolenników tańca. Co ciekawe w tychże informacjach brak jest jakiekolwiek powołania się na konkretne cytaty z Piusa XI, itp. Podejrzewamy więc, iż rzekoma aprobata, jaką ów Papież miał udzielić tangu, jest jakimś grubym nieporozumieniem. Owszem, przed Piusem XI zapewne wystąpiła para tańcząca tango, ale cały dopowiedziana przez zwolenników tego tańca historia tegoż zdarzenia, wydaje się wielce niewiarygodna. Tym bardziej wątpliwa jest ta rzekoma pochwała tanga, gdy zważymy na to, iż tanga uroczyście zakazał św. Pius X oraz cały szereg lokalnych episkopatów, zaś sam Pius XI surowo ganił rozpowszechnione w jego czasach tańce nazywając je „bezwstydnymi”. Tango zaś w owym czasie było jednym z najbardziej bezwstydnych tańców. Nie byłoby więc zbyt logiczne, piętnowanie ówczesnych tańców z jednoczesnym pochwalaniem tańca, który wybijał się na ich tle swą nieskromnością. Tak czy inaczej, będziemy wdzięczni za wskazanie nam oficjalnej wypowiedzi Piusa XI, w której tango zostałoby uznane za dozwolone dla chrześcijan. Wszystkie te wymówki z św. Augustynem, św. Joanną Mollą oraz Piusem XI pokazują nam, jak bardzo słabe, kalekie, niespójne i wątpliwe są wywody tych, którzy chcieli by w katolickiej Tradycji znaleźć jakąś aprobatę dla damsko-męskich tańców.
11. Powołujecie się w swej krytyce tańców na Świętych, ale przecież oni też mogą się mylić.
Poszczególni Święci w poszczególnych sprawach, z różnych historycznych, kulturowych, a nawet psychologicznych względów mogli się mylić. Tym nie mniej postawa wrogości lub niechęci względem tańców była obecna w Kościele świętym przez wszystkie wieki, na różnych etapach kulturowo-historycznego rozwoju. Gdzie podziałaby się więc asystencja Ducha Świętego, gdyby tylu Ojców, Doktorów i Świętych myliłoby się w tej kwestii? Poza tym przypominamy, iż również synody kościelne, jak i Papieże w swych oficjalnych deklaracjach ganili tańce, jakie były im znane. Tak też krytyki tańców nie można zaliczyć po prostu do jednej z funkcjonujących w Kościele opinii teologicznych, ale śmiało możemy mówić, iż jest ona elementem Magisterium.
12. Wrogość lub niechęć względem tańców damsko-męskich to przejaw niekatolickości. Purytanie, kalwiniści i mahometanie zwalczali tańce.
Ilekroć słyszymy tego rodzaju zarzuty ogarnia nas mieszanina bezradności, smutku i poczucia absurdalności całej sytuacji. Groteskowa jest bowiem sytuacja, w której nazywa się tradycyjne nauczanie katolickie mianem „herezji”. Możemy się spytać, czy w procesach kanonizacyjnych tylu Świętych nie zauważono tak poważnej przeszkody na drodze do wyniesienia ich na ołtarze, jak wyznawanie i głoszenie herezji? A czy to, że część innowierców również zwalczała tańce, może świadczyć w jakikolwiek sposób na niekorzyść katolickiej doktryny? Czy fakt, iż część innowierców walczy ( i to niejednokrotnie znacznie bardziej gorliwie niż katolicy) przeciw aborcji, cudzołóstwu, sodomii czy okultyzmowi świadczy o tym, iż te rzeczy zaliczają się do katolickiej normalności? Jeżeli już, to jest to powód do wstydu dla nas katolików, iż innowiercy potrafią bardziej wcielać w życie katolickie zasady, niż ludzie deklarujący wyznawanie prawdziwej wiary.
13. Twierdzicie, iż stanowcza krytyka tańców jest integralną częścią Tradycji Kościoła. Jak zatem wytłumaczyć fakt, iż nawet przed Soborem Watykańskim II znajdowali się duchowni, którzy byli obecni na zabawach tanecznych (przynajmniej w charakterze biernych obserwatorów), a nawet pozwali je wykonywać na organizowanych przez siebie jarmarkach i odpustach?
Episkopat Bawarii już w 1931 r. potępił nazizm jako bezbożną, rasistowską i antychrześcijańską doktrynę. Jak zatem wytłumaczyć fakt, iż w późniejszych latach niektórzy niemieccy duchowni katoliccy pozwalali wywieszać flagi hitlerowskie nawet w swych kościołach? Bolszewizm był wielokrotnie piętnowany przez Magisterium. Jak więc odbierać to, iż znajdowali się księża jawnie kolaborujący z komunizmem (np. „księża patrioci”)? Nie ma wątpliwości, iż nie da się pogodzić mafijnej aktywności z byciem dobrym i pobożnym chrześcijaninem. Co zatem począć z tym, iż niektórzy duchowni dawali rozgrzeszenie zdeklarowanym mafiosom (mimo, ze ci nie deklarowali zerwania ze swym procederem), a nawet odprawiali Msze święte w prywatnych kaplicach tych gangsterów? Słabość, zaniedbania, tchórzostwo pewnych pasterzy nie są wynalazkiem ostatnich 40 lat. Nieraz bywało tak, iż oficjalna doktryna katolicka nie znajdowała swej praktycznej realizacji w postępowaniu duchowieństwa katolickiego. Dla chrześcijan ważne i wiążące jest jednak nauczanie Kościoła i przykład, jaki dali nam Święci oraz błogosławieni. Jeśli nie będziemy się trzymać tej zasady, to ani się obejrzymy, a będziemy kompletnie zagubieni. Zawsze można bowiem znaleźć jakiś przykład niekonsekwentnego postępowania duchownych.
14. Nawet jeśli dawniej kościelni kaznodzieje przestrzegali przed tańcami, to w ostatnich 40 lat w ogóle się o tym nie słyszy. Tak więc niechęć lub wrogość względem tańców to objaw nieposłuszeństwa Kościołowi katolickiemu.
Gdyby w jakimś dokumencie kościelnym wydanym w ciągu ostatnich 40 lat pochwalono, by tańce damsko-męskie, albo też napiętnowano by niechęć lub wrogość im okazywaną, wówczas podtrzymywanie naszego stanowiska w tej sprawie, rzeczywiście stanowiłoby nieposłuszeństwo Kościołowi świętemu. Skoro jednak ostatnie dokumenty kościelne nie mówią czegoś takiego , a jedynie zachowują milczenie, to mamy pełne prawo podtrzymywać i krzewić tradycyjne nauczania katolickie o niebezpieczeństwie tańców damsko-męskich.
15. Stwierdziliście, iż tańce damsko-męskie zazwyczaj są „bliską okazją do grzechu”, a więc grzechem jako takim nie są, czyli można je wykonywać. Poza tym niemal każda sytuacja może stać się okazją do grzechu.
Wedle tradycyjnej teologii moralnej znajdowanie się w bliskiej okazji do grzechu bez ważnej ku temu przyczyny, z czystej ciekawości lub dla rozrywki jest równoznaczne z grzeszeniem, albowiem w lekkomyślny sposób wystawia się wówczas duszę na niebezpieczeństwo. Nie można też mówić, iż tańce są co najwyżej „subiektywną” okazją do grzechu, to znaczy, taką, która ściśle zależy od indywidualnych, specyficznych słabości poszczególnych jednostek (np. dla alkoholika sam widok alkoholu może być wstępem do wielkiego pijaństwa, zaś dla innych nie stanowi coś takiego większego problemu). Otóż nie. Istnieją obiektywne i bliskie okazje do grzechu. Są nimi sytuacje, które niejako ze swej natury stwarzają niebezpieczeństwo dla dusz. Do takich sytuacji, tradycyjna teologia moralna zalicza tańce damsko-męskie.
16. Błędem jest wiązanie ogółu tańców damsko-męskich z erotyzmem. Nie każdy tego rodzaju taniec wiąże się z wywoływaniem u płci przeciwnej seksualnego zainteresowania swą osobą.
Znawcy tańców towarzyskich nie kryją, iż zawierają one w sobie mnie lub bardziej silne elementy erotyczne. Często ludzie nie chcą tego przyznać, jednak prędzej czy później wychodzi szydło z worka. Na powierzchnię wypływa nieczystość, którą chce się zakrywać przed sobą lub przed innymi. Oto np. rozmawialiśmy z pewnym młodzieńcem, który oburzony był na nasze twierdzenia o tańcu, mówiąc, iż w ten sposób może myśleć tylko jakiś nadwrażliwiec i zboczeniec seksualny, albowiem na nim pląsy nie robią żadnego wrażenia. Niedługo po tym ten sam człowiek nie dość, że jawnie i publicznie bronił masturbacji, ale sam przyznawał się do praktykowania tego ohydnego występku. Zresztą pomyślmy. Czy widząc dwójkę ludzi objętych ze sobą tak jak w walcu czy tangu, gdzieś na ulicy, w kawiarni czy w parku, nie uznalibyśmy śmiało, iż tych dwoje są zainteresowani nie tylko swymi ilorazami IQ? Słusznie byśmy uznali, iż tych dwoje weszło na niebezpieczną ścieżkę, która w krótkim czasie może ich doprowadzić do obcowania cielesnego. Być może doszlibyśmy do wniosku, iż skoro pozwalają oni sobie na takie uściski, to prawdopodobnie również sypiają ze sobą. Albo, gdybyśmy znaleźli się w miejscu gdzie ujrzelibyśmy samych mężczyzn tańczących ze sobą walca, tango albo typowe tańce dyskotekowe, to czy nie uznalibyśmy, iż pewnikiem jesteśmy w klubie dla homoseksualistów? Tymczasem, tego samego rodzaju ruchy taneczne uznajemy za neutralnie erotycznie pomiędzy przeciwnymi płciami. Trudno nie mówić tu o niekonsekwencji, a nawet zakłamaniu.
17. Póki taniec nie wywołuje biologicznego podniecenia seksualnego (erekcji), póty należy uznać, że od strony moralnej wszystko jest w porządku.
Dużym błędem jest zawężanie definicji pożądliwych myśli, spojrzeń i pragnień jedynie do wystąpienia biologicznego podniecenia płciowego. Wbrew pozorom nie każdy grzech nieczystości wiąże się z taką reakcją organizmu. Istota nieuporządkowania w tejże dziedzinie polega na dobrowolnym zabawianiu się myślami, spojrzeniami, pragnieniami i uczynkami seksualnymi, nawet wówczas gdy nie zawsze znajduje to swoje odzwierciedlenie w biologicznej reakcji organizmu. Przykładowo, nałogowego konsumenta pornografii, podniecają już tylko „twarde” materiały z tego gatunku. Czy to oznacza, że taki człowiek może bez grzechu relaksować się oglądaniem „łagodnej” pornografii, tłumacząc się tym, iż przecież nie ma on w trakcie tego erekcji? Oczywiście, byłby to błędny wniosek. Reakcje biologiczne są tu - w pewnym sensie - drugorzędne. Liczy się nasza wola, nastawienie i rozpoznanie charakteru danej sytuacji. Czy każda nieczysta myśl nad jaką zdarza się nam zatrzymywać, momentalnie wywołuje w nas podniecenie seksualne? Nie. Mimo to jest jednak grzechem, albowiem nasza wola przylgnęła tu do czegoś nieuporządkowanego. Podajmy jeszcze inny przykład. Prawie żaden dojrzały mężczyzna nie podnieci się widokiem okładek takich pism jak „Playboy” czy CKM, nawet jeśli przed pewien czas zatrzyma na nich swój wzrok. Podobnie, trudno sobie wyobrazić, aby dziesiątki jawnie bezwstydnych i wyuzdanych reklam ikon do telefonów komórkowych wywołały erekcję u dorosłego faceta. Czy to oznacza, iż tego rodzaju okładki i obrazki nie mają gorszącego charakteru i chrześcijanie mogą spokojnie napawać nimi swój wzrok? Nie, albowiem zapraszają one do wejścia „głębiej” w świat, który reklamują. I mimo, że takie obrazki nas nie podniecają, to dobrze wiemy, jaki mają one charakter i ku czemu zmierzają. Im dłużej człowiek będzie przyglądał się okładce „Playboya”, tym trudniej będzie mu się oprzeć zajrzeniu do środka. Podobnie sprawa wygląda ze współczesnymi tańcami damsko-męskimi. Układ ich ruchów, gestów i kroków jest jawnie nieskromny i bezwstydny. Nie zawsze jednak wywołują one reakcję biologicznego podniecenia, zachęcają jednak do wejścia w świat nieczystości. Bliskość ciał i/albo sugestywne ruchy w nich występujące, inspirują do poznania ciała płci przeciwnej oraz tajników pożycia seksualnego.
18. Być może tańce były kiedyś bliską okazją do grzechu, jednak obecnie nie można tego o nich powiedzieć.
Bliskim absurdu jest twierdzenie, iż dawniej krytykowane tańce były „bliską okazją do grzechu”, zaś dzisiejsze już takowego niebezpieczeństwa nie rodzą. Równie dobrze można by mówić, iż chrześcijanie winni strzec się reklam bielizny, ale za to z twardej pornografii mogą spokojnie korzystać. Skoro w ciągu ostatnich 200, a zwłaszcza 30-40 lat, tańce damsko-męskie wykonały olbrzymi krok w kierunku radykalizacji ich nieskromności, bezwstydu i wyuzdania, to bez cienia przesady można powiedzieć, iż obecnie nie są one już tylko „bliską okazją do grzechu”, ale zawsze lub prawie zawsze są - same w sobie - grzechem.
19. Czy istnieją dowody na to, iż tańce są bliską okazją do grzechu?
W dawniejszych czasach wielu spowiedników potwierdzały, iż przychodzący do nich penitenci wskazywali , jak bardzo często pod wpływem zabaw tanecznych grzeszyli w ten, czy inny sposób. Można by też przytaczać niejedno świadectwo zagorzałych bywalców tańców, którzy koniec końców przyznawali, iż są one wielkim niebezpieczeństwem dla dusz. Przykładowo, ok. 1620 r., biskup Autun chcąc dać swej owczarni naukę przeciw tańcom, zasięgnął rady człowieka, który znał dobrze rozkosze światowe, hrabiego de Bussy - Rabutin, sławnego z dowcipu i pism swoich. Taką odebrał odpowiedź: „Zawsze uważałem bale za niebezpieczne; nie sam tylko rozum skłaniał mnie do tego, ale i doświadczenie; a chociaż świadectwo Ojców Kościoła jest bardzo ważne, sadzę, że w tym przedmiocie świadectwo dworaka światowego większą mieć powinno wagę. Wiem dobrze, że są osoby, które na mniejsze niebezpieczeństwo narażają się w tych miejscach, aniżeli inni; wszelako, najzimniejsze temperamenty tu zapalają się. Zwykle na takie towarzystwo składa młodzież, której trudno przychodzi oprzeć się pokusom w samotności, a tym bardziej w podobnych miejscach. Sądzę więc, że prawdziwemu chrześcijaninowi nie wypada uczęszczać na bale”. A jakie są dowody na zgubność dzisiejszych zabaw tanecznych? Codziennie przynosi je nam każda dyskoteka. Mieszanka skrajnie wyuzdanych tańców, nieskromnych strojów, bezbożnej i niemoralnej muzyki, alkoholu oraz narkotyków jest wybuchowa. Tajemnicę poliszynela stanowi fakt, iż dyskoteki stały się centrami przelotnego i przypadkowego seksu. Policyjne statystyki mówią, iż większość zgwałceń ma ścisły związek z dyskotekowymi imprezami - dokonywane są w ich trakcie lub po. Na dyskotekach często dochodzi do krwawych bójek i rozrób z użyciem kijów bejsbolowych, noży, kastetów, a nawet broni palnej. W wyniku dyskotekowych awantur, rokrocznie w samej Polsce ginie ok. 50 osób. Pouczające są również wyniki ankiety przeprowadzonej wśród bywalców takich przybytków. 78, 8 procent z nich będąc na dyskotece zetknęło się z zażywaniem narkotyków, ponad 70 proc. miało do czynienia z kradzieżami, prawie 88 procent z wypadkami pobicia, zaś 40, 4 proc. z molestowaniem seksualnym i zgwałceniami. Nawet świeckie mass media zaczynają dostrzegać to o czym każdy wiedział już od dawna. Pod koniec listopada 2005 r. na tytułową stronę polskiej edycji „Newsweeka” trafiła zapowiedź tekstu pt. „Dzieci zatracone”. W artykule tym zebrano materiał z wizyty w jednej z typowych wiejskich dyskotek. Mamy tam kilka wymownych zdjęć. Podpite dziewczę nie chcąc stać w długiej kolejce do toalety, przy ubawie miejscowych chłopców, siusia pod ścianą. Inna niewiasta z butelką piwa w dłoni szarpie się z grupą dresiarzy. Ktoś popala sobie „zioło” na ławeczce. W samochodzie jakaś parka odbywa stosunek płciowy. Nie mniej pouczające są opisy wiejskiej potańcówki:
„Picie do upadłego wspomagane narkotykami. Potem seks w toalecie albo w samochodzie. Czasem gwałty, gdy dziewczyny nie wiedzą już nawet, co się z nimi dzieje. Tak zabawiają się dziś nastolatki ze wsi w dyskotekach rozrzuconych po całym kraju”. „Taniec na parkiecie jest tylko wstępem do dalszej gorącej zabawy”. „Jak bawi się Brodnica? - słychać w głośnikach świdrujący krzyk DJ - a. - Za **** ście - odpowiada wrzaskliwym chórem Brodnica. Na stoliku obok nas ląduje ścieżka fety. 15 - letni na oko chłopak nawet nie próbuje ukryć narkotyku. Szybkim ruchem wciąga biały proszek do nosa, grymas na twarzy gubi się w stroboskopowym świetle. Tuż obok jego jeszcze młodziej wyglądające koleżanki - ostry makijaż, cieniutkie bluzeczki na ramiączkach, nagie brzuchy - kleją się do innych chłopaków. Później <<zrobią im dobrze>> w krzakach koło dyskoteki albo wyciągną się na tylnych siedzeniach niewiele młodszych od nich volkswagenów i fordów zaparkowanych przed budynkiem”. „W transowych rytmach muzyki puszczanej przez DJ - ów wiejska młodzież pije, ćpa i kopuluje”; „Dum, dum, dum, muzyka, młodziutkie ciała aż płoną z ochoty. Patrzymy, jak w kącie na wyciągnięcie ręki od naszego stolika na ostro migdali się para nastolatków, ręce chłopaka wędrują pod majtki dziewczyny. Coraz szybciej i śmielej. Dziewczynka, ma może czternaście lat, chichocze, wygląda na zadowoloną”. „Na barze wywieszka: <<Młodym poniżej 18 roku życia i osobom nietrzeźwym alkoholu nie sprzedajemy>>. Barmanka wyćwiczoną ręką otwiera kolejne butelki piwa. W kolejce dzieciaki: 14-, 15-, 17- latki patrzą zmętniałym wzrokiem. Ale nawet tych najmłodszych i najdrobniejszych nikt nie pyta o wiek”. „Chłopcy dzierżą w ręku butelki piwa, a na kolanach dziewczyny z dekoltami sięgającymi pasa. Muzyka przedziera się przez kłęby dymu marlboro light kupionych specjalnie na sobotni lans. Atmosfera ciężka. To czuć, to widać, zaraz się zacznie dziać. Nagle jeden z chłopaków wali drugiego otwartą dłonią. Kur *a zapier ***ę - wrzeszczy. Przyskakuje do nich farbowana blondyneczka i zaczyna obu okładać pięściami. Chłopaki powoli podwijają rękawy”. „Przez otwarte drzwi jednego z samochodów widać, jak chłopak ze spodniami ściągniętymi do kostek miarowo porusza biodrami. Za chwilę drugi, który cały czas stał obok, klepie go po ramieniu. Teraz jego kolej, przecież się umawiali. Ta mała sama przecież tego chciała, Zresztą i tak nie będzie pamiętać”.
20. Powtarzanie tradycyjnej nauki katolickiej o niebezpieczeństwie tańców naraża ją na ośmieszenie i kompromitację.
Cóż, możemy tylko współczuć tym, których śmieszy katolicka doktryna. Jeśli będziemy kierować się lękiem przed wyśmianiem to daleko nie zajdziemy. Niewiele z tradycyjnych zasad moralności chrześcijańskiej omija ostrze szyderstw i kpin. Czy z tego powodu mamy się ich wstydzić?
21. Jakie wnioski praktyczne należy zatem wyciągnąć z tradycyjnej nauki katolickiej o tańcach damsko-męskich?
Przede wszystkim nigdy nie tańcz z osobą płci przeciwnej (chyba, że jest to Twój współmałżonek). Tańce, na jakie niektóre autorytety kościelne bardzo niechętnie i warunkowo zezwalały w rzadkich sytuacjach, już nie istnieją. Wszystkie lub prawie wszystkie dzisiejsze pląsy polegają albo na bliskim obejmowaniu się tańczących, albo też na wykonywaniu sugestywnych ruchów pewnymi częściami ciała. Co do tego rodzaju tańców Ojcowie, Święci, teologowie i Papieże nie mieli żadnych wątpliwości, iż winny być one stanowczo zakazane. Ty również nie powinnaś/powinnaś mieć co do tego żadnych wątpliwości. Staranie unikaj nawet, samego biernego udziału w imprezach tanecznych. Łatwo może to być bowiem odczytane, jako aprobata, dla rzeczy, które się tam dzieją. Opowiadaj innym o niebezpieczeństwie tańców. Nie łudź się jednak, że będzie to łatwe. Możesz się spodziewać ataków z najmniej spodziewanej strony. Ludzie, o których pomyślałbyś, iż powinni Cię rozumieć, będą mówić o Tobie, rzeczy, który nigdy nie przyszły by Ci nawet do głowy. Będziesz nazywany heretykiem, szaleńcem, wariatem, chorym psychicznie, zboczeńcem seksualnym, prowokatorem, agentem wrogów Kościoła i Bóg raczy wiedzieć kim jeszcze. Bądź jednak wytrwały, proś o wstawiennictwo św. Jana Marię Vianneya - patrona, wielkiej, katolickiej krucjaty antytanecznej, aby wyjednał u Ciebie łaskę odwagi, nieprzejednania i cierpliwego znoszenia zła, które Cię dotknie, a z czasem zaczniesz dostrzegać, iż Twoja walka nie poszła na marne.
Co z tym tańcem?
Na jednym z dyskusyjnych forów internetowych, którego przez długi czas byłem aktywnym członkiem ukazała się polemika z opublikowanym na łamach tejże witryny, a także portalu „Savonarola.pl” tekstem pt. „Tańce damsko-męskie - zastrzeżenia, pytania, odpowiedzi”. Ze względu na brak czasu, mnogość innego rodzaju obowiązków, a także fakt, iż, mimo pozornej wnikliwości oraz intelektualnej gracji zawartych tam wywodów, w moim odczuciu polemika ta nie wnosiła wiele do przedmiotowego tematu, a jedynie w nieco odmiennych sformułowaniach powtarzała wątpliwości i zastrzeżenia, co do których odniosłem się w mym tekście, nie śpieszyłem się jej Autorowi z odpowiedzią. Aby być jednak rzetelnym niniejszym postaram się ustosunkować do zawartych tam tez.
Tradycja czy incydenty ?
Pierwszą tezą wspomnianej polemiki jest próba udowodnienia, iż nauczanie o niebezpieczeństwie mieszanych tańców nie stanowi jednej z „prawd nauczania katolickiego”. By tego dowieść Autor sięga po różnego sugestie. Pisze więc, iż przestrogi przed mieszanymi tańcami nie miały charakteru nieomylnego nauczania Kościoła, sprowadza je do „wyliczanki dwudziestu kilku zwykle jednozdaniowych wypowiedzi”, które mają świadczyć o tym, i ż krytyka takowych tańców była jedynie „pojawiającą się tu i ówdzie, incydentalną informacją o zagrożeniach wynikających z tańca” oraz „krytycznym stosunku do tańca, nie doktryny katolickiej, ale poszczególnych osób, wyrażanym (poza św. Janem Marią Vianneyem) jedynie przy okazji”. Mój Polemista przeczy te ż temu, iż krytyka mieszanych tańców była obecna w oficjalnym nauczaniu Kościoła, a także snuje dywagacje odnośnie historyczno-kulturowych uwarunkowań niektórych zasad moralnych głoszonych przez Kościół.
Zanim odniosę się do powyższych zastrzeżeń pozwolę sobie zacytować zdanie, które jest kluczowe dla właściwego zrozumienia tego tematu. Otóż w tekście, który stał się przedmiotem polemiki piszę: „Tradycyjna teologia katolicka, od pierwszych wieków chrześcijaństwa, aż do lat 50 - tych 20 stulecia, określała, iż takowe tańce są dla ogromnej większości ludzi praktycznie zawsze lub prawie zawsze bliską okazją do grzechu”. Proszę zwrócić uwagę, iż nie utrzymuję, iż mieszane tańce są - same w sobie - grzechem. Nie twierdzę nawet, iż takowe tańce są ze swej istoty bliską okazją do grzechu. To co jest tu utrzymywane to teza, iż owe tańce praktycznie rzecz ujmując są zawsze lub prawie zawsze bliską okazją do grzechu. Inaczej mówiąc: nawet, jeśli czysto teoretycznie może się zdarzyć, i ż jakiś mieszany taniec nie będzie niósł ze sobą wielkiego niebezpieczeństwa popadnięcia w grzech, to praktycznie taka sytuacja zdarzała się bardzo rzadko. I właśnie w ten sposób kwestię tą rozeznawali przez 20 wieków chrześcijaństwa Ojcowie, Doktorowie, Święci, synody i Papieże.
Autor polemiki nie chce tego przyznać i pisze o „wyliczance dwudziestu kilku zwykle jednozdaniowych wypowiedzi”, które mają świadczyć o tym, iż krytyka takowych tańców była jedynie „pojawiającą się tu i ówdzie, incydentalną informacją o zagrożeniach wynikających z tańca” oraz „krytycznym stosunku do tańca, nie doktryny katolickiej, ale poszczególnych osób, wyrażanym (poza św. Janem Marią Vianneyem) jedynie przy okazji”. Po pierwsze nie jest prawdą, iż większość z 25 krytycznych względem tańców wypowiedzi, które w swoim czasie umieściłem na łamach portalu "Savonarola.pl", stanowią „krótkie jednozdaniowe wypowiedzi”. Takowych, jedno, ewentualnie dwuzdaniowych wypowiedzi, było tam 9. Tak też stanowiły one mniejszość z przytaczanych cytatów. Poza tym, owe „krótkie, jednozdaniowe wypowiedzi” na ogół są tak bardzo jasne i klarowne w swej wymowie, iż zbędne jest ich poszerzanie. Ale przejdźmy do rzeczy. Mój Polemista sugeruje, iż 25 „antytanecznych” wypowiedzi to za mało, by stwierdzić, iż nauczanie tam zawarte stanowi integralny element Tradycji Kościoła. Tak się składa, iż mam przed sobą książkę pt. „W obronie wyższych praw - dlaczego musimy przeciwstawiać się legalizacji związków homoseksualnych?”, gdzie zebrano też jakieś dwadzieścia kilka świadectw Ojców, Doktorów i Papieży Kościoła przeciwnych sodomii. Przyjmując sposób argumentacji Autora polemiki można twierdzić, iż piętnowanie homoseksualizmu nie stanowi integralnej części doktryny katolickiej. Nasuwa się tu pytanie: Ile wypowiedzi na dany temat należy przytoczyć, aby przekonać, iż dane nauczanie jest już stałą doktryną katolicką, a nie tylko zbiorem prywatnych opinii poszczególnych autorytetów kościelnych? Czy z takim podejściem do sprawy podanie choćby i 200 cytatów będzie satysfakcjonujące (wszak zawsze można powiedzieć, iż oficjalnie ogłoszonych Świętych i błogosławionych zostało ogłoszonych ok. 2 tys., zaś teologów w historii Kościoła można liczyć w dziesiątkach tysięcy, tak też owe 200 stanowi jedynie drobną cząstkę całości)?. To co powinien mój szanowny Polemista uczynić to wskazać na jakiś ewentualny, równoważny nurt w tradycyjnej teologii moralnej, który byłby mieszanym tańcom przychylny. Jeśli memu Adwersarzowi nie wystarcza 25 cytatów, niech poda choćby 2 jasne wypowiedzi autorytetów kościelnych, w których mieszane płciowo tańce byłyby chwalone, zalecane, albo przynajmniej mówiono by o nich, iż: „praktycznie zawsze lub prawie zawsze nie stanowią one bliskiej okazji do grzechu”. Jak na razie żaden z powołujących się na katolicyzm obrońców takowych tańców czegoś takiego nie uczynił. Ja ze swej strony z chęcią się z nimi zapoznam. Sam zaś deklaruję, iż w miarę upływu czasu będę podawał coraz to nowe i bardziej obszerne cytaty z autorytetów kościelnych skierowane przeciw mieszanym tańcom. Obawiam się jedynie, iż ci, którzy nie chcą być w tej sprawie przekonani, zawsze będą ową poprzeczkę podnosić. Poda im się 250 wypowiedzi, to będą się domagać 2500, zacytuje się im 2500, zażądają 25000. Poza (przynajmniej dotychczasowym) brakiem dowodów na to, iż w tradycyjnej teologii katolickiej istniał nurt przychylny mieszanym tańcom, do przyjęcia wniosku, iż stanowcza krytyka tego zwyczaju nie była jakimś tam incydentem w dziejach katolicyzmu przekonuje mnie lektura dawnych katechizmów i dzieł teologicznych. Ich Autorzy bowiem w swej krytyce tańców nie powołują się na siebie, ale na nieprzerwaną Tradycję Kościoła, która właśnie w ten sposób tą sprawę ujmowała. Przytoczę tu zaledwie jedną z takich wypowiedzi: Do głównych okazji do grzechu w szóstym i dziewiątym Przykazaniu zakazanego, zawsze zaliczano tańce i widowiska choć świat mówi, że w nich nie ma nic złego. Zaprawdę! Jedno tu z dwojga: albo się świat myli, albo Kościół Jezusa Chrystusa jest w błędzie: bo nie masz Katechizmu, któryby nie umieszcza ł tańców i widowisk pomiędzy okazjami do tego grzechu. (Ks. J. Gaume, „Zasady i całość wiary katolickiej, czyli jej wykład historyczny, dogmatyczny, moralny, liturgiczny, apologetyczny, filozoficzny i socjalny, od stworzenia świata aż do naszych czasów”, Kraków 1870, tom IV, ss. 415, 422-423). Cóż, być może autor powyższej wypowiedzi się myli, a rację ma Autor polemiki twierdząc, iż sprzeciw względem tańców był w katolicyzmie zaledwie „incydentem”. Póki jednak mój Polemista nie udowodni mi tego, póty mam prawo utrzymywać, i ż 25 cytatów, które opublikowałem jest wyrazem tradycyjnej postawy Kościoła w tej dziedzinie, rację ma zaś choć by ks. Gaume, a nie ludzie, którzy próbując z katolickich pozycji bronić tańców, zapewne nigdy nie mieli w ręce żadnego tekstu na ten temat.
Autor polemicznego tekstu pisze, iż krytyka tańców nie miała charakteru „nieomylnego nauczania”, a nawet nie weszła w skład prawd zwyczajnego Magisterium. O ile, co do pierwszego twierdzenia można naszemu Polemiście - w pewnym stopniu przyznać rację, o tyle drugiemu z nich należy stanowczo zaprzeczyć. Niewątpliwie nauczanie o niebezpieczeństwie mieszanych tańców nie jest - w ścisłym tego słowa znaczeniu - nieomylne. Jest to spowodowane tym, iż kwestia ta w pewnym sensie nie nadaje się do formułowania uroczystych definicji. Żeby lepiej zrozumieć w czym jest rzecz podam następujący, nieco hipotetyczny, przykład. Załóżmy, iż pośród produkowanych filmów przeszło 99 proc. stanowią dzieła szkodliwe i zgubne (w rzeczywistości uważam, iż takich filmów jest obecnie ok. 60 proc). Mimo to, nie można byłoby powiedzieć jednak, iż produkowanie filmów jest ze swej istoty nieprawością, albowiem czysto teoretycznie wciąż przecież mogą powstawać dobre i niewinne filmy. Co należy czynić w takiej sytuacji? Mówić, iż ogrom filmów prowadzi do zguby, przestrzegać przed ich szkodliwym wpływem chrześcijan. Podobnie jest z mieszanymi tańcami. Praktycznie zawsze lub prawie zawsze były one bliską okazją do grzechu. Dlatego tradycyjną postawą Kościoła względem nich była stanowcza krytyka wyrażająca się w zdecydowanym ich odradzaniu, a nierzadko też w formalnym zakazywaniu.
Nie ulega jednak dyskusji to, i ż nauczanie o niebezpieczeństwie mieszanych tańców znalazło swe odbicie w zwyczajnym nauczaniu Magisterium. Kościół święty niejednokrotnie oficjalnie zakazywał tańców damsko-męskich jako: „haniebnych” (Synod Akwizgrański), „szaleńczych” (Synod Reński ), „sztuki i ponęty szatańskiej” (Synod Turyński). W XVIII stuleciu papież Benedykt XIV nazwał wszystkie ówczesne bale „brudną rozrywką”. Tańce rozpowszechnione na przełomie XIX i XX wieku spotkały się z kolei ze zdecydowanym potępieniem licznych episkopatów krajowych oraz takich papieży jak: Leon XIII, św. Pius X, Benedykt XV, Pius XI. Co do mieszanych tańców, popularnych w pierwszej połowie 20 wieku, istniało w Kościele świętym tak powszechne potępienie, iż jeden z ówczesnych teologów tak to konkludował: I pod tym względem zgodnym jest sąd Kościoła nauczającego i moralistów katolickich, że te tańce są złe same w sobie i prawie zawsze są grzechem ciężkim, bo jest przy nich albo wprost onanja, albo przynajmniej grzech cudzy, zgorszenie, bliska sposobność do grzechu. Nie wolno więc ich tańczyć , choćby nie by o zakazu diecezjalnego, choć by danej osobie nie szkodziły i choć by ta osoba utrzymywała, że w nich nic złego nie widzi i że je tańczy przyzwoicie (...) Nie ma więc innego wyjścia, tylko trzeba z całą stanowczością nalegać na szanowanie tego zakazu przez tych, którzy chcą należeć do Kościoła katolickiego. W pierwszych wiekach poganie poznawali nowonawróconych chrześcijan przede wszystkim po tym, że nie tańczyli już ówczesnych wyuzdanych tańców. Nowoczesne tańce tak bardzo zbliżyły się do pogańskich wzorców, że i do nich ten sprawdzian musimy zastosować. (Ks. Stanisław Szarek, „Walka z niemoralnością”, Lwów 1929, s. 16). I tym razem nasz szanowny Adwersarz może utrzymywać, iż wie lepiej od katolickich teologów. Może twierdzić że ks. Szarek się mylił i sąd Kościoła nauczającego względem modnych na przełomie XIX i XX stulecia tańców wcale nie był tak jasny i surowy. Pytanie jakie się w związku z tym rodzi jest następujące: Jakie dowody może przedstawić na poparcie swej tezy? Czy zna jakieś wypowiedzi katolickich teologów tamtego okresu, którzy twierdziliby, iż popularne wówczas tańce są OK. i Kościół święty tak naprawdę ich nie potępia? Czy może wskazać o świadczenie któregoś z episkopatów, gdzie owe tańce wzięte byłyby w obronę? Jeśli nie, to całe te superbłyskotliwe wywody naszego Polemisty są niczym innym, jak tylko wyrazem jego chciejstwa. Są dobrze wyglądającą słomą, która jednak nie ostoi się w żarze ognia katolickiej Prawdy. I doprawdy nic tu nie pomogą stosowane przez Polemistę wywody o historyczno-kulturowych uwarunkowaniach niektórych z nauczanych przez Kościół święty zasad. Niezaprzeczalnym faktem jest to, iż tańce przed którymi przestrzegano dawniej wydają się być dziecinną igraszką w zestawieniu z tym co wyprawia się na dzisiejszych dyskotekach, salach balowych i dancingach. Do lamusa historii przeszedł odradzany przez św. Franciszka Salezego menuet, który charakteryzował się wdzięcznymi podskokami, ukłonami i zdawkowym muśnięciem ręki partnerki. Dziś mamy cały zestaw ruchów tanecznych, które są niczym innym jak na śladowaniem czynności seksualnych, albo też polegają one na specjalnym eksponowaniu miejsc stricte erogennych (piersi, biodra, łono, pośladki). Poloneza tańczy się obecnie jedynie symbolicznie na studniówkach, by potem przejść do podpatrywanych w „Tańcu z gwiazdami” pląsów polegających na ścisłym przyleganiu do siebie ciał tancerzy, zakładaniu nogi na udo partnera (ewentualnie łapaniu tancerki za owe udo), etc.
Podsumowując „doktrynalne” rozważania mego Polemisty, trzeba stwierdzić , iż są one niespójne, opierają się bardziej na zachciankach ich Autora, aniżeli na rzetelnej próbie poznania katolickiego nauczania. Niestety, ale mam prawo podejrzewać, iż mój Adwersarz nie zadał sobie trudu, by sprawdzić u źródła podawane przez mnie cytaty. Wbrew oczywistym dowodom próbuje się tu udowadniać , iż to co było tradycyjną postawą katolicką stanowiło tylko incydent. Autor polemiki twierdzi, iż krytyka mieszanych tańców była tylko „okazyjna” nie miała w katolicyzmie charakteru stałego, ale nie podaje na rzecz tego żadnego dowodu. Ogranicza się on tu tylko do stwierdzenia, iż "wyliczanka dwudziestu kilku wypowiedzi" nie stanowi dowodu na uniwersalność krytyki tańców w nauce katolickiej. Lekceważy on jednak zarazem jasne świadectwa teologów mówiące o tym, iż owa krytyka była integralnym elementem Tradycji Kościoła. Słowem: mój Polemista wydaje się twierdzić, iż wie lepiej od uznanych teologów kościelnych, co w katolicyzmie było stałe, a co zaledwie incydentem i okazją.
Kultura, historia, czy zraniona ludzka natura?
Po „doktrynalnych”rozważaniach mój Adwersarz przechodzi do obrony mieszanych tańców, poprzez ukazanie różnego rodzaju czynników kulturowych, historycznych i psychologicznych, które miały rzekomo sprawić, iż niebezpieczeństwo związane z tego rodzaju tańcami stało się w ostatnich dziesiątkach lat znacznie mniejsze niż kiedyś. Ogólnie rzecz biorąc mój Polemista twierdzi, iż w czasach dzisiejszych, które charakteryzują się powszechnością negliżu połączonego z częstymi okazjami do dotykania osób płci przeciwnej, mieszane tańce nie nastręczają już tak wielu pokus przeciw św. cnocie czystości jak kiedyś, gdy owego negliżu i bliskiego kontaktu pomiędzy płciami było znacznie mniej. Dziwię się, iż tak błyskotliwa i inteligentna osoba, jak mój szanowny Adwersarz nie znalazła odpowiedzi na swą obiekcję w następujących fragmentach tekstu, z którym pragnie on polemizować :
17. Póki taniec nie wywołuje biologicznego podniecenia seksualnego (erekcji), póty należy uznać , że od strony moralnej wszystko jest w porządku.
Dużym błędem jest zawężanie definicji pożądliwych myśli, spojrzeń i pragnień jedynie do wystąpienia biologicznego podniecenia płciowego. Wbrew pozorom nie każdy grzech nieczystości wiąże się z taką reakcją organizmu. Istota nieuporządkowania w tejże dziedzinie polega na dobrowolnym zabawianiu się myślami, spojrzeniami, pragnieniami i uczynkami seksualnymi, nawet wówczas gdy nie zawsze znajduje to swoje odzwierciedlenie w biologicznej reakcji organizmu. Przykładowo, nałogowego konsumenta pornografii, podniecają już tylko „twarde” materiały z tego gatunku. Czy to oznacza, że taki człowiek może bez grzechu relaksować się oglądaniem „łagodnej” pornografii, tłumacząc się tym, iż przecież nie ma on w trakcie tego erekcji? Oczywiście, byłby to błędny wniosek. Reakcje biologiczne są tu - w pewnym sensie - drugorzędne. Liczy się nasza wola, nastawienie i rozpoznanie charakteru danej sytuacji. Czy każda nieczysta myśl nad jaką zdarza się nam zatrzymywać, momentalnie wywołuje w nas podniecenie seksualne? Nie. Mimo to jest jednak grzechem, albowiem nasza wola przylgnęła tu do czegoś nieuporządkowanego. Podajmy jeszcze inny przykład. Prawie żaden dojrzały mężczyzna nie podnieci się widokiem okładek takich pism jak „Playboy” czy CKM, nawet jeśli przed pewien czas zatrzyma na nich swój wzrok. Podobnie, trudno sobie wyobrazić, aby dziesiątki jawnie bezwstydnych i wyuzdanych reklam ikon do telefonów komórkowych wywołały erekcję u dorosłego faceta. Czy to oznacza, iż tego rodzaju okładki i obrazki nie mają gorszącego charakteru i chrześcijanie mogą spokojnie napawać nimi swój wzrok? Nie, albowiem zapraszają one do wejścia „głębiej” w świat, który reklamują. I mimo, że takie obrazki nas nie podniecają, to dobrze wiemy, jaki mają one charakter i ku czemu zmierzają. Im dłużej człowiek będzie przyglądał się okładce „Playboya”, tym trudniej będzie mu się oprzeć zajrzeniu do środka. Podobnie sprawa wygląda ze współczesnymi tańcami damsko-męskimi. Układ ich ruchów, gestów i kroków jest jawnie nieskromny i bezwstydny. Nie zawsze jednak wywołują one reakcję biologicznego podniecenia, zachęcają jednak do wejścia w świat nieczystości. Bliskość ciał i/albo sugestywne ruchy w nich występujące, inspirują do poznania ciała płci przeciwnej oraz tajników pożycia seksualnego.
18. Być może tańce były kiedyś bliską okazją do grzechu, jednak obecnie nie można tego o nich powiedzieć.
Bliskim absurdu jest twierdzenie, iż dawniej krytykowane tańce były „bliską okazją do grzechu”, zaś dzisiejsze już takowego niebezpieczeństwa nie rodzą. Równie dobrze można by mówić, iż chrześcijanie winni strzec się reklam bielizny, ale za to z twardej pornografii mogą spokojnie korzystać. Skoro w ciągu ostatnich 200, a zwłaszcza 30-40 lat, tańce damsko-męskie wykonały olbrzymi krok w kierunku radykalizacji ich nieskromności, bezwstydu i wyuzdania, to bez cienia przesady można powiedzieć, iż obecnie nie są one już tylko „bliską okazją do grzechu”, ale zawsze lub prawie zawsze są - same w sobie - grzechem.
Ujmując to w skrócie: Powszechność nagości, nieskromności i wyuzdania wcale nie sprawia, iż ludzie stają się bardziej odporni na grzechy przeciw cnocie czystości. Jedyne co jest osiągane w ten sposób, to podążanie ku grzechom przeciw VI i IX przykazaniu w sposób bardziej szybki i odczuwający znacznie mniej gwałtownych pokus i wewnętrznych tarć niż kiedyś. To, iż ktoś oglądał w swym życiu tysiące zdjęć nagich i półnagich kobiet wcale nie oznacza, iż z większym hartem ducha będzie zwalczał pokusę sięgnięcia po twardą pornografię. Jest dokładnie odwrotnie. Taki człowiek znacznie szybciej i chętniej sięgnie po „Hustlera”, aniżeli ten, który strzegł się oglądania „CKM”. Warto w tym miejscu przypomnieć tradycyjną chrześcijańską zasadę mówiącą, iż najgwałtowniejsze pokusy odczuwają ci, którzy najbardziej gorliwie pracują nad zbawieniem swej duszy. Nałogowi grzesznicy nie dostrzegają zaś już prawie żadnych pokus, albowiem dla nich stan duchowego niebezpieczeństwa jest czymś codziennym i normalnym. Jeżeli więc ktoś, zaczyna pracować nad wykorzenieniem swych wad, widzi na tej drodze coraz więcej sideł zastawianych przez ciało, diabła i świat pułapek. Ten, kto nie pracuje nad sobą nie zauważa tychże zasadzek i pułapek, gdyż dawno się już z ich widokiem oswoił. „Spokojnie” więc będzie, wpadał w owe zasadzki, aż do swego nieszczęśliwego końca. Kto po dłuższym czasie nurzania się w bagnie nieczystości postanowił się z tego wydobyć z pewnością potwierdzi tą obserwację. Kiedy na co dzień popełniał grzechy przeciw VI i IX przykazaniu, wiele ewidentnie nieskromnych scen i obrazów wydawało się go już w ogóle nie poruszać . Gdy jednak postanowił odważnie wejść na drogę czystości, nagle zaczęło się przed nim mnożyć mnóstwo pokus. Zdolność odczuwania pokus możemy przyrównać do nerwu bólu w ludzkim organizmie. Ból sygnalizuje grożące naszemu zdrowiu lub życiu niebezpieczeństwo. Człowiek, który nie odczuwa bólu, ma wielką szansę, w krótkim czasie zostać martwym. Podobnie społeczeństwa, którym wydaje się, iż odsłonięte pępki, dekolty, ramiona i nogi, coraz bardziej wyuzdane kroki taneczne nie niosą dla niebezpieczeństwa, przypominają człowieka pozbawionego nerwu bólu. Bezboleśnie zmierzają one do wielkiej ruiny i katastrofy.
Gdyby słuszne było założenie, iż powszechność negliżu oraz bliskiego kontaktu między płciami miałaby uodparniać na pokusy przeciw cnocie czystości, nasze czasy musiałyby należeć do najcnotliwszych w dziejach. Tymczasem historyczne do świadczenie wskazuje, iż dzieje się dokładnie na odwrót. Istnieje łatwo dostrzegalna korelacja pomiędzy wzrostem poziomu nieskromności w strojach i tańcach, a natężeniem takich grzechów jak: nierząd, cudzołóstwa, masturbacja, pornografia, homoseksualizm i innego rodzaju zboczenia. Nie twierdzę bynajmniej, iż jedynie nieskromne stroje i tańce napędzają tego rodzaju zjawiska. Tym nie mniej na pewno należą one do ważnych czynników je napędzających. Nie od rzeczy będzie tu przypomnieć wskaźniki przestrzegania dziewictwa w społeczeństwie USA. Jeszcze w pokoleniu Amerykanów urodzonych przed 1890 rokiem zachowanie dziewictwa do ślubu deklarowało prawie 70 proc. badanych. W pokoleniu urodzonym po 1910 r. wskaźnik ten już był ponad dwa razy niższy i wynosił ok. 30 pro c. Na prze łomie 20 i 21 stulecia zaledwie 7 proc. Amerykanów deklarowało, iż zachowało dziewictwo aż do nocy poślubnej. Czy owe zastraszająco malejące wskaźniki respektowania cnoty czystości nie pokrywają się czasem z rosnącą nieskromnością tańców i strojów? Czy l. 20 i 30 - te ub. wieku nie były czasem rozkwitu walca, tanga, foxtrota, shimmy, one stepu oraz szeregu "gorących" tańców latynoamerykańskich? Czy to nie w tym czasie narodziły się mieszane płciowo plaże, zaś kobiecy strój zaczął odkrywać (wówczas jeszcze nieznacznie) odkrywać kolana, ramiona i plecy? Czy nie jest więc zastanawiające, iż pokolenie, któremu przyszło w tym czasie wzrastać, w ponad dwukrotnie mniejszym stopniu dochowało przedmałżeńskiego dziewictwa, aniżeli ich ojcowie i dziadkowie, wychowywani w czasach, kiedy to niewieście suknie sięgały kostek, nikt nie myślał o odkrywaniu ramion, mieszanych plażach, nie istniało tango, zaś walc budził spore zgorszenie społeczne? Czy nie daje do myślenia, iż pokolenie wychowane u schyłku XX wieku dało już tylko 7 proc. zachowujących dziewictwo do ślubu? Czy nie jest dziwnie zbieżne z rozwojem rockandrollowych tańców, dyskotek, minispódniczek, strojów bikini, etc? Jak to się stało, iż w ciągu niewielu ponad 100 lat o 1000 proc. obniżył się poziom przedmałżeńskiego dziewictwa?
Niebezpieczeństwa tańców damsko-męskich (Dokumentacja)
Od redakcji: Poniżej prezentujemy spis kilkudziesięciu wypowiedzi autorytetów kościelnych odnoszących się do zagadnienia mieszanych tańców. Czynimy to, albowiem na łamach tejże witryny nieraz poruszamy także ten problem. Nie chcąc zaś czynić z tekstów publicystycznych materiałów stricte naukowych, które zapełnione byłymi wieloma, długimi cytatami, postanowiliśmy zbierać i umieszczać owe wypowiedzi w odrębnym miejscu, tak by każdy mógł się z nimi zapoznać. Pogrubienia i podkreślenia w cytatach pochodzą od redakcji. Z biegiem czasu poniższy spis będzie poszerzany.
Ogółem wziąwszy, należy każdemu tańców stanowczo odradzać, od nich wstrzymywać, zwłaszcza w dobie obecnej, gdzie wszystkie prawie tańce obrażają uczucia moralności i przyzwoitości przez nieprzystojne gesty i układ ciała tańczących. U bardzo wielu ludzi wyradza się taniec w namiętność, obudzą w nich złe skłonności, zabija w nich ducha pobożności, a tak prowadzi do coraz większego rozluźnienia obyczajów i zepsucia.
[Ks. Franciszek Spirago - „Katolicki Katechizm Ludowy”, cz. II, 1911 r. s. 401 - 403]
A cóż należy sądzić o tańcach i zabawach publicznych, czyli tak zwanych balach? Gdyby taniec uważano tylko za prostą gimnastykę nóg, albo gdyby tańczono tak, jak Dawid przed arką, nic by w tym złego nie było. Lecz tańce dzisiejsze, według słów św. Franciszka Salezego, mają nachylenie ku złemu, ze względu na sposób, w jaki się odbywają. Wskutek tego dla niejednej młodej i nieostrożnej duszy mogą się stać niebezpieczne. Dlatego wszyscy nauczyciele życia duchowego zakazują tańców nieskromnych lub namiętnych, bo są one „biesiadą diabelską” (św. Efrem), „trumną niewinności i grobem wstydliwości” (św. Ambroży), a jeden z nich twierdzi dowcipnie, że na drugi dzień po takiej zabawie nie potrzeba zamiatać sali, gdy ż zamiótł już ją diabeł, szukając grzechów, obficie rozsypanych. Od tańców skromniejszych radzą powstrzymywać się, zwłaszcza tym, którzy chcą żyć pobożnie, bo one, jeżeli się ktoś im z szałem oddaje, rozwiewają ducha pobożności, osłabiają siły, ostudzają miłość Bożą (św. Franciszek Salezy), a czasem wywołują zmysłowość, zalotność, próżność i zazdrość. Wolno jednak brać w nich udział, jeżeli tego miłość bliźniego, posłuszeństwo dla starszych lub stanowisko społeczne wymaga, ale pod warunkiem, by przestrzegać należytej skromności, zachować umiarkowanie i unikać zbytku w strojach. Rozumie się, że modne tańce, zwane murzyńskimi albo amerykańskimi, które biskupi polscy napiętnowali jako nieprzyzwoite, są wszystkim zabronione.
[Św. Józef Sebastian Pelczar - „Życie duchowe” Kraków 2000, s. 299]
Ubolewamy tak że nad upadkiem czystości wśród kobiet i młodych dziewcząt, czego dowodem jest postępująca nieskromność ich ubioru i rozmów, oraz ich udział w bezwstydnych tańcach
[Papież Pius XI, encyklika „Ubi Arcano”]
Walka z modnymi tańcami jest może najtrudniejsza, ale i tu nie wolno kapitulować . Zakazy tańców były w Kościele katolickim od pierwszych już wieków. Nowoczesne tańce egzotyczne potępili papieże Benedykt XV i Pius XI, a za nimi episkopaty licznych krajów i bardzo wielu biskupów poszczególnych diecezji, także i w Polsce. I pod tym względem zgodnym jest sąd Kościoła nauczającego i moralistów katolickich, że te tańce są złe same w sobie i prawie zawsze są grzechem ciężkim, bo jest przy nich albo wprost onanja, albo przynajmniej grzech cudzy, zgorszenie, bliska sposobność do grzechu. Nie wolno więc ich tańczyć, choć by nie było zakazu diecezjalnego, choć by danej osobie nie szkodziły i choć by ta osoba utrzymywała, że w nich nic złego nie widzi i że je tańczy przyzwoicie (...) Nie ma więc innego wyjścia, tylko trzeba z całą stanowczością nalegać na szanowanie tego zakazu przez tych, którzy chcą należeć do Kościoła katolickiego. W pierwszych wiekach poganie poznawali nowonawróconych chrześcijan przede wszystkim po tym, że nie tańczyli już ówczesnych wyuzdanych tańców. Nowoczesne tańce tak bardzo zbliżyły się do pogańskich wzorców, że i do nich ten sprawdzian musimy zastosować.
[Ks. Stanisław Szarek - „Walka z niemoralnością”, Lwów 1929, s. 16]
Są tańce, których zupełnie zabronić trzeba i do których należeć nie godzi się, chociażby nawet raz jeden, pod winą grzechu śmiertelnego; takimi są: walc, galopada, polka, cancan ... tańce te złymi są z natury swojej, postawą jaka się w nich przybiera; powinny być wyrugowane ze wszelkiego uczciwego towarzystwa, i trudno pojąć, jak kobieta iść może do takiego tańca, nie wyrzekłszy się skromności, płci jej właściwej
[Ks. Ambroży Guillois - „Wykład historyczny, dogmatyczny, moralny, liturgiczny i kanoniczny wiary katolickiej”, Wilno 1863, s. 279 - dzieło ofiarowane Ojcu św. Piusowi IX, zaszczycone podziękowaniem Jego Świątobliwości, tudzież aprobatą i pochwałami wielu kardynałów, arcybiskupów i biskupów.]
Tańce i bale, są rzeczami obojętnymi z natury swojej; ale ich używanie, jakie dzisiaj jest zaprowadzone, tak się skłania ku złemu wszelkimi swymi okolicznościami, że wielką szkodę przynoszą dla duszy. Mówię wam przeto o balach, jak lekarze mówią o grzybach: najlepsze z nich powiadają, na nic się nie zdadzą, a ja powiadam, że najlepsze bale nie są przecież dobrymi. Jeżeli chcecie jeść grzyby, dopilnujcie, żeby były dobrze zgotowane i jedźcie je bardzo mało: bo chociażby najlepiej były zgotowane, stają się trucizną, gdy spożyjemy je w zbytecznej ilości. Jeżeli przypadkiem nie będziecie mogli w żaden sposób wymówić się od pójścia na bal; starajcie się, by taniec porządnie się odbywał we wszystkim, pod względem dobrych zamiarów, skromności, godności i przyzwoitości; tańczcie najmniej ile możecie, z obawy, aby serce wasze do tego się przywiązało (...) Te dziwaczne rozrywki, zazwyczaj są niebezpieczne; rozpraszają ducha pobożności, osłabiają moc woli, oziębiają świętą miłość bliźniego i budzą w duszy tysiące złych skłonności (...) Jako niektóre rośliny wciągają w siebie jad żmij, które się do nich przybliżają, tak tańce przyciągają do siebie truciznę namiętności ludzkich i powszechnego zepsucia (...). Wówczas kiedy tańczyliście na balu, mnóstwo dusz gorzało w piekle, za grzechy popełnione w tańcu, lub za złe następstwa, które wyniknęły z tańców.
[Św. Franciszek Salezy]
Cytat za: ks. Ambroży Guillois, Wykład historyczny, dogmatyczny, moralny, liturgiczny i kanoniczny wiary katolickiej, Wilno 1863, s. 281 - 282: dzieło ofiarowane Ojcu św. Piusowi IX, zaszczycone podziękowaniem Jego Świątobliwości, tudzież aprobatą i pochwałami wielu kardynałów, arcybiskupów i biskupów. Zob. też: Ks. J. Gaume, „Zasady i całość wiary katolickiej, czyli jej wykład historyczny, dogmatyczny, moralny, liturgiczny, apologetyczny, filozoficzny i socjalny, od stworzenia świata aż do naszych czasów”, Kraków 1870, tom IV, s. 423.
Do głównych okazji do grzechu w szóstym i dziewiątym Przykazaniu zakazanego, zawsze zaliczano tańce i widowiska choć świat mówi, że w nich nie ma nic złego. Zaprawdę! Jedno tu z dwojga: albo się świat myli, albo Kościół Jezusa Chrystusa jest w błędzie: bo nie masz Katechizmu, któryby nie umieszczał tańców i widowisk pomiędzy okazjami do tego grzechu. (...) Duch Święty mówi nam wyraźnie: Z tanecznicą nie bądź ustawiczny, ani jej słuchaj, byś snać nie zginął jej potężnością (Ekll 9, 4). A gdzie indziej, mówiąc o tym co się dzieje bez wątpienia na naszych balach, wyrzekł: Przeto, że się wyniosły córki syjońskie, a chodziły wyciągnąwszy szyje i pomrugując oczyma chodziły i pląsały i postawnym krokiem postępowały; obłysi Pan wierzch głowy córek syjońskich, a Pan włosy ich obnaży (I ż 3, 17) (...) Koncylium Konstantynopolitańskie zakazuje tańców publicznych pod karą klątwy. Koncylia: Laodyceńskie i Lerydskie, zabraniają ich nawet a weselu; Koncylium Akwizgrańskie nazywa je „haniebnymi”; - jedno z Koncyliów Afrykańskich, „bardzo niegodziwymi”; - Koncylium Rueńskie, „szaleństwem”; Koncylium Turyńskie, „sztuką i ponętą szatańską”.
[Ks. J. Gaume - „Zasady i całość wiary katolickiej, czyli jej wykład historyczny, dogmatyczny, moralny, liturgiczny, apologetyczny, filozoficzny i socjalny, od stworzenia świata aż do naszych czasów”, Kraków 1870, tom IV, ss. 415, 422-423]
Przenieśmy się chwilowo na tę salę balową, którą często jest zwyczajna, ciasna i brudna izba, i na chłodno przypatrzmy się, jak wyglądają te utęsknione i wysławiane tańce. Oto już późna noc. Z dala słychać tony wabiącej muzyki. Wchodzimy do wnętrza sali. Uderza nas na wstępie gorące, ciężkie, mdławe i aż odpychające swą podejrzaną wonią powietrze, przepojone odorem wszelakich perfum i wyziewów ludzkich. Wśród świateł i papierkowych festonów tłoczy się w takt muzyki ciżba tancerzy: różnego wieku niewiasty w objęciach mężczyzn... Twarze ich nerwowo rozgorączkowane... i jakby czasami nieprzytomne... Coś tu nie w porządku.
Tańczyli i dziś jeszcze tańczą ludy pierwotne. Ale tańczą na świeżym powietrzu i tańczą zwyczajnie sami mężczyźni. Jest to rodzaj rozrywkowej gimnastyki, popis zgrabności i siły, często w ramach obrzędów religijnych A ż wstyd powiedzieć , że tańce tych ludów stoją, niestety, nieraz moralnie wyżej od naszych dzisiejszych tańców cywilizowanych.
U pogan starożytnych, już cywilizowanych, w okresie moralnej rozwiązłości urządzano w Grecji i Rzymie nocne schadzki i tańce w towarzystwie ówczesnych niewiast - specjalnie dla rozpusty.
Sami raczcie w sumieniach waszych rozstrzygnąć, który rodzaj tańców przypominają tańce dzisiejsze? Ja tylko stwierdzam, że ogień zbliżony do strzechy słomianej zawsze ją zapala, choć by była od deszczu wilgotna, a cóż dopiero mówić, gdy sucha? A przecież w tańcach naszych następuje tak wielkie zbliżenie, że gdybyśmy je spostrzegli nie w sali balowej, lecz na ulicy w dzień zwyczajny, nazwalibyśmy je bezsprzecznie gorszącą rozpustą...
A pomyślmy na chwile o tańcach podlanych wódką czy jakimś innym napitkiem. Wszak i takie tańce są w modzie... Piją, niestety, nawet nieletnie panienki, toteż zabawa zamienia się często w istną Sodomę i Gomorę....
Kościół katolicki nigdy nie pochwalał tańców. Św. Bazyli, biskup i doktor Kościoła (329-379), bez osłonek nazwał tańce „szkołą rozpusty”. I trudno zaprzeczyć, że miał słuszność. Warto zapamiętać jego opinię o tańcach.
Wymienia się dla usprawiedliwienia tzw. tańce salonowe, towarzyskie, w obecności rodziców itp. Ale jest rzeczą jasną, że salon i rodzice upilnują co najwyżej ciało, ale nie ustrzega duszy.
Zresztą, gdybym chciał nawet jakiś rodzaj tańców usprawiedliwić, to słuszne zachodzi pytanie, czy Bóg je usprawiedliwić zechce?
[Ks. Antoni Cząstka - Kazanie o grzechach przeciw czystości na XIII niedzielę po Zielonych Świętach.]
Od redakcji: Cytowane kazanie zostało wygłoszone ok. 1951 - 1952 r.
Tak samo trzeba powiedzieć o niemoralnych tańcach tak bardzo i u nas rozpowszechnionych. Kościół wprawdzie nie potępia w czambuł tańców, gdyż niektóre z nich mogą być prawdziwie piękne i niewinne. W Starym Testamencie spotykamy się z tańcami pod arką przymierza, a nawet i dziś w niektórych krajach utrzymał się zwyczaj, że dzieci tańczą w kościołach (Sewilla). Ale nie o takich tańcach mówimy: człowiek współczesny uważałby je za mdłe i niepociągające. Według opinii znawców dzisiejsze tańce mało mają w sobie powagi i piękna a za to wiele płochości i wprost wyuzdania. Już niejednego i niejedną doprowadziły one do upadku. Nie dziwmy się przeto, że Kościół przed tańcami usilnie przestrzega i wzywa rodziców, by czuwali nad dziećmi. Na tańce obrażające moralność chrześcijańską żaden dobry katolik nie udzieli lokalu, sam nie pójdzie i dzieciom swoim pójść nie pozwoli.
[Ks. Ildefons Bobicz - „Wykład codziennego pacierza i katechizmu. Przykazania Boże i kościelne”, t. II, Lwów 1937, s. 435.]
Modne tańce - będąc prawie wszystkie najgorszego pochodzenia - grożą skromności i wstydliwości i nie mogą być bezwarunkowo dłużej cierpiane, choć by nawet z nich usunięto najgrubszą zmysłowość
[Oświadczenie Konferencji Episkopatu Austrii z 1925 roku]
Cytat za: Ks. Stanisław Szarek - „Walka z niemoralnością”, Lwów 1929, s. 12-13
Dziewczyna, która lubi taniec, nie lubi czystości (...) Tańce są zbiorem nieprawości, trumną niewinności i grobem czystości.
[Św. Ambroży]
Cytat za; Ks. Antoni Lorens, „Tańce w świetle moralności katolickiej” w „Powściągliwość i Praca”, październik - listopad 1933; Ks. J. Gaume, „Zasady i całość wiary katolickiej, czyli jej wykład historyczny, dogmatyczny, moralny, liturgiczny, apologetyczny, filozoficzny i socjalny, od stworzenia świata aż do naszych czasów”, Kraków 1870, tom IV, s. 422; zobacz także: Czesław Lechicki „W walce z demoralizacją”, t.1, s. 86, 1932).
Pomijamy tutaj tańce, jedne gorsze od drugiego, które niedawno przedostały się od ludów barbarzyńskich do zwyczajów narodów kulturalnych, a będące najskuteczniejszym środkiem do pozbycia się wszelkiej wstydliwości .
[Papież Benedykt XV, encyklika „Sacra propediem”]
Lepiej jest orać w niedzielę, niźli spędzić ją na tańcach.
[Św. Augustyn]
Ojcowie nie pozwalajcie swym dzieciom uczęszczać na tańce.
[Św. Alfons Maria Liguori (por: „Katechizm św. Alfonsa Liguoriego” wydany nakładem Towarzystwa św. Michała Archanioła, s. 72, 1931 r. )]
Midland, Maryland., June 18 czerwca, 1903 r.
Czcigodny Wielebny William George McCluskey,
Louisville, Kentucky
Czcigodny Wielebny i Drogi Ojcze!
Czytałem w Evening Times z Cumberland w Maryland 17 czerwca 1903 r. wasz dekret potępiający tańce wszelkiego rodzaju na wszelkich jarmarkach, piknikach, zabawach i wycieczkach, podający jako powód potępienia „szokująco nieprzyzwoity styl współczesnego tańca”. Macie rację, walc jest charakterystyczny dla tańców w parach i razem z polką, galopadą, mazurkiem i innymi tańcami tego rodzaju stanowi dziś najbardziej śmiały i bezwstydny, rozpustny harmider w kraju, grożąc obaleniem autorytetu biskupów i księży przez swobodę stręczenia do cielesnych namiętności.
Współczesny taniec wyższych i niższych klas społecznych to nie cywilizacja ale czysta demonizacja. To nic innego jak grzeszne zaspokojenie ciała. Niech katolicy i katolickie towarzystwa wstydzą się praktykować współczesny taniec, który jest otwartą zniewagą Chrystusa i jego niepokalanego Kościoła. Gratulując Jego Lordowskiej Mości, jej w porę zajętego i szlachetnego stanowiska w swojej diecezji i żywiąc nadzieję, że reszta waszych Towarzyszy Biskupów, podąży za waszym godnym pochwały przykładem
Pozostaje szczerze oddany
Don Luigi Sartori (wybitny teolog katolicki)
„W obliczu szokująco nieprzyzwoitego stylu współczesnego tańca zakazujemy tańców wszelkiego rodzaju na wszelkich jarmarkach, piknikach zabawach czy wycieczkach”.
Biskup William George McCluskey z Louisville w Kentucky, dekret z 16 czerwca 1903.
„Uważamy za swój obowiązek ostrzec naszych wiernych przeciw tym rozrywkom, które łatwo mogą się dla nich stać okazją do grzechu, a zwłaszcza przeciw owym modnym tańcom, które w swojej obecnej postaci występują przeciwko wszelkiemu poczuciu przyzwoitości i stosowności i obfitują w wszelkie zagrożenia dla moralności. (...) Niech atakują i śmiało potępiają nieskromne tańce, które z każdym dniem stają się coraz bardziej popularne. Niech napominają wiernych jak bardzo grzeszą, nie tylko przeciw Bogu, lecz przeciw społeczeństwu, przeciw swoim rodzinom i przeciw sobie samym, ci, którzy biorą udział w tych tańcach lub przynajmniej zdają się jej aprobować przes swoją obecność . Niech uczą zwłaszcza rodziców, jak poważnej dopuszczają się winy, kiedy wystawiają swoich młodych synów i córki na niebezpieczeństwo utraty czystości i niewinności umysłu, pozwalając, aby w ten sposób wpadli w sidła diabła (...) Jako Ojcowie Drugiego Plenarnego Soboru, w Baltimore w swoim liście pastoralnym do wiernych, całkowicie potępiliśmy te tańce, które są powszechnie nazywane walcami i tańcami towarzyskimi , postanawiamy, że nie mają one być nauczane ani tolerowane w collegeach, akademiach i szkołach diecezji, nawet celem rekreacji osób tej samej płci.”
Dekret II Synodu Plenarnego w Baltimore z 1852 r.
W każdym tańcu czart bierze udział, a miejsce gdzie się tańce odbywają jest prawdziwą świątynią diabelską
[Św. Jan Chryzostom]
(Cytat za: Ks. Antoni Lorens, „Tańce w świetle moralności katolickiej” w „Powściągliwość i Praca”, październik - listopad 1933).
Gdzie taniec, tam płaczą aniołowie, a czart obchodzi swoją uroczystość (...) Któż pokaże kiedy w Piśmie świętym, że wolno chrześcijanom tańczyć ? Który ż z proroków tego nauczał? Który Ewangelista to upoważnia? W jakiejże apostolskiej księdze znajduje się, aby jeden tekst sprzyjający tańcom? Jeżeli podobna zabawa może być pozwolona chrześcijanom; to trzeba chyba powiedzieć , że przepełnione są błędami: Prawo (Mojżesza), Prorocy, pisma Apostołów i Ewangelistów. Lecz jeśli wszystkie słowa w tych świętych księgach są prawdziwe i natchnione od Boga, jak są w rzeczy samej; to niezaprzeczalną rzeczą jest, że nie wolno jest chrześcijanom szukać tego rodzaju rozrywek.
[Św. Efrem]
(Cytat; Ks. Antoni Lorens, „Tańce w świetle moralności katolickiej” w „Powściągliwość i Praca”, październik - listopad 1933, a także: Ks. J. Gaume, „Zasady i całość wiary katolickiej, czyli jej wykład historyczny, dogmatyczny, moralny, liturgiczny, apologetyczny, filozoficzny i socjalny, od stworzenia świata aż do naszych czasów”, Kraków 1870, tom IV, s. 422.)
Czego się uczą w tańcach? Na co tam patrzą? Weszli tu z niewinnością; wychodzą występni. Jesteś wprawdzie dziewicą ciałem i myślą, ale niewinność oczu twoich, uszu twoich, mowy twojej, nie pozosta ła bez skazy. Nie rzucasz na nikogo niewstydliwego spojrzenia; nie, ale sama jesteś jego przedmiotem. Nie kalasz oczu twoich występną pożądliwością; zawsze jednak winna jesteś żądz, które zapalasz w innych.
[Św. Cyprian]
(Cytat za: ks. Ambroży Guillois, Wykład historyczny, dogmatyczny, moralny, liturgiczny i kanoniczny wiary katolickiej, Wilno 1863, s. 281 - dzieło ofiarowane Ojcu św. Piusowi IX, zaszczycone podziękowaniem Jego Świątobliwości, tudzież aprobatą i pochwałami wielu kardynałów, arcybiskupów i biskupów)
Pierwszego dnia stycznia ludzie mieli zwyczaj uczestniczenia w pewnych zabawach, które składały się z przedstawień teatralnych i tańców; święty hamował je przez surowość z jaką głosił przeciw nim kazania. Jedna z jego wypowiedzi zasługuje, aby być przekazaną potomności: „Kto chce bawić się z diabłem nie może radować się z Jezusem Chrystusem”.
[Czytanie z Brewiarza rzymskiego o św. Piotrze Chryzologu]
Cóż powiem o owych tańcach ognistych, o symfoniach miękkich i zwodniczych? Czyliż nie sam szatan przychodzi osobiście brać udział w tych zabawach, i tańczy przy tej muzyce?
[Św. Hieronim ]
(Cytat za Cytat za: ks. Ambroży Guillois, „Wykład historyczny, dogmatyczny, moralny, liturgiczny i kanoniczny wiary katolickiej”, Wilno 1863, s. 281 - dzieło ofiarowane Ojcu św. Piusowi IX, zaszczycone podziękowaniem Jego Świątobliwości, tudzież aprobatą i pochwałami wielu kardynałów, arcybiskupów i biskupów).
Także bale i tańce są pod tym względem bardzo niebezpieczne (tzn. pod względem okazji popadnięcia w grzechy nieczystości - przyp. red.). Co najmniej trzy czwarte młodych ludzi dostaje się z ich powodu w ręce nieczystego ducha. Nie muszę wam tego dowodzić, bo już to, niestety, wiecie z własnego doświadczenia. Ile złych myśli, ile brudnych pragnień i niemoralnych postępków powodują tańce! Wcale się nie dziwię, że aż osiem synodów francuskich pod ciężkimi karami zabraniało swawolnych zabaw. Ale powiecie mi: Dlaczego niektórzy księża nie traktują tego jako grzech? Powiem tylko tyle, że każdy za siebie zda rachunek przed Bogiem. Dlaczego tylu ludzi się gubi? Dlaczego nie przystępują do Sakramentów Świętych? Dlaczego opuszczają modlitwę? Powodem tego są zabawy i tańce, które przeciągają się do późna w noc. Ile dziewcząt straciło z tego powodu dobre imię - więcej: swoją biedną duszę, niebo i Boga! Św. Augustyn twierdzi, że mniejszym złem byłoby całą niedzielę pracować, niż spędzić ją na tańcach! Tak, moi bracia, dopiero na Sądzie Ostatecznym przekonamy się, że przez te zabawy dziewczęta, które tak lubią na nich bywać, popełniły więcej grzechów, niż mają włosów na głowie. Ile się wtedy zdarza nieczystych spojrzeń, ile pragnień, ile nieskromnych dotknięć, brudnych słów, roznamiętnionych uścisków, ile zazdrości i kłótni? Dobrze powiedział cierpiący Hiob: „Trzymają bęben i harfę i weselą się przy głosie muzyki. Prowadzą w dobrach dni swoje, a w mgnieniu oka do piekła zstępują” ( Hi 21, 12 - 13 ). Prorok Ezechiel z rozkazu Boga mówi do Żydów, że za tańce spadnie na nich surowa kara, żeby cały lud Izraela zaczął się tego bać. Św. Jan Chryzostom twierdzi, że patriarchowie Abraham, Izaak i Jakub nie pozwalali wyprawiać pląsów na swoich weselach, bojąc się kary niebios. Zresztą nie potrzebują na to wyszukiwać długich dowodów. Spytam się was tylko: powiedzcie szczerze - czy chcielibyście umrzeć zaraz po powrocie z tańców? Na pewno nie. Sami jakoś tam przyznacie, że bezsensowne oddawanie się zabawom jest rzeczą złą i że trzeba się z tego spowiadać. Za czasów św. Karola Bormoeusza osoby, które prowadziły hulaszczy tryb życia skazywano na surową pokutę, a niekiedy nawet je ekskomunikowano. W godziną śmierci przekonacie się o prawdziwości tego, co mówię, ale dla wielu nie będzie już czasu na poprawę. Tylko ślepi mogą dowodzić, że przy tańcach nie grozi im żadne niebezpieczeństwo. Gdyby tak miało być, to czemu ludzie, którzy chcieli zdobyć niebo, tak starannie unikali zabaw i tańców, dlaczego tak żałowali za wszystkie szaleństwa młodości? Teraz możemy się łudzić, ale kiedyś przyjdzie dzień, w którym spadną nam z oczu łuski - dzień, w którym na nic zdadzą się wszelkie wymówki; w tym dniu innymi oczami będziemy patrzyli na świat
[Św. Jan Maria Vianney - „Kazania Proboszcza z Ars”, wydawnictwo „Viator”, Warszawa 1999, s. 97 - 98]
Słynnym stał się sposób, w jaki Ksiądz Vianney doprowadził do radykalnego zaniku tańców w swojej parafii, Tu okazał się zwycięzcą na całej linii. Lecz walka była długa; tańce do takiego stopnia przeszły w miejscowy zwyczaj, że święty potrzebował długiego czasu, bo aż 25 lat, aby je całkowicie wyrugować .
Łagodny św. Franciszek Salezy, choć potępiał bale z powodu związanych z nimi niebezpieczeństw i możliwych złych skutków, mówiąc o tego rodzaju zabawach kładł jedwabne rękawiczki; św. Jan Vianney, który mu później dorównywał pod względem słodyczy - nie przywdziewał rękawiczek, uważając, że środki ostrożności są tu zbyteczne. Okazywał się nieubłaganym: okazje do grzechu, jak i sam grzech, objął jednym wspólnym słowem potępienia.
Miał wzrok bystry, i powstając przeciw tańcom powstawał jednocześnie przeciw nieczystym namiętnościom, których one są zarzewiem. Stąd to również potępiał wieczornice, jakie wówczas były w zwyczaju, oraz zabawy, na które pozwalała sobie młodzież z okazji zaręczyn Jakież to były wieczornice? Oto włościanie z Ars, chcąc spędzić wspólnie długie zimowe wieczory, zbierali się w braku pokojów po oborach, gdzie zwykle bywa ciepło, i tam to, na oczach rodziców, niemych świadków, albo współwinnych, pojawiały się sceny, które w pogaństwie chyba za godziwe uchodzić by mogły. Ciemnota i nie świadomość usprawiedliwiały poniekąd tych biedaków. Cokolwiek bądź było, bezwstydna ta rozwiązłość ustała z chwilą, gdy Ksiądz Vianney z ambony napiętnował ją i potępił
Co do tańców, opór był znacznie silniejszy i piędź po piędzi tylko udawało się grunt zdobywać . Przez lat przeszło dziesięć musiał Proboszcz z Ars w naukach swych powracać ustawicznie do tego tematu.
Nie ma ani jednego przykazania Bożego - mówił - którego by się nie przekraczało przez tańce. Wprawdzie tłumaczą się matki, że przecież czuwają nad córkami. Tak, czuwacie nad ich strojem, lecz nie czuwacie nad ich sercem. Idźcie, potępieni ojcowie i matki, idźcie do piekła, gdzie czeka was gniew Boży, idźcie niebawem przyjdą tam za wami i wasze dzieci, którym wskazaliście tam dokładnie drogę!...Przekonacie się, czy miał słuszność wasz pasterz zabraniając wam tych piekielnych zabaw...
Mój Boże, jakże można być za ślepionym do tego stopnia, aby przypuszczać , że nie ma nic złego w tańcu! Korowód taneczny to przecież powróz, którym szatan ściąga dusze do piekła!...
I tu znów Proboszcz z Ars od słów bezpośrednio przeszedł do czynów. Pewnego dnia udał się sam na spotkanie grajka, który właśnie wchodził do wsi z instrumentem pod pachą. - Ile wam płacą za granie? - zapytał go. Gdy grajek wymienił wysokość swego zarobku, zapłacił mu Proboszcz z góry podwójną sumę. Grajek uradowany odszedł i tańców nie było.
Kiedyś, w dzień kiermaszu, postąpił podobnie z szynkarzem Bachelardem.
Ile spodziewasz się dziś zarobić ? - zapyta go.
Tyle a tyle, księże proboszczu.
Dobrze więc, oto macie tę kwotę i proszę sklep zamknąć !
Szynkarz przyjął pieniądze i dotrzymał umowy.
Którejś niedzieli już miały się na placu rozpocząć tańce. Oprócz tego miano oprowadzać osła z jadącym na nim manekinem; na szyderstwo, że któryś mąż pantoflarz otrzymał kije od swej żony - gdy nagle ujrzano proboszcza przechodzącego z plebani do kościoła. Wszystkich ogarnia lęk i plac się opróżnia. Rozpierzchli się, jak stado gołębi - opowiada ł śmiejąc się ksiądz Vianney. I zabawa nie odbyła się (...).
Względem tych, które wobec jego rad zachowywały się opornie, ks. Vianney okazał się niezmiernie surowym. Wychodząc z zasady, że grzesznika, który żył w okazji do grzechu, rozgrzeszać wolno wtedy dopiero, gdy tej okazji się wyrzeknie, odmawiał Proboszcz z Ars, nawet za jedno uchybienie, absolucji, aż do czasu zupełnego nawrócenia. Miał do tego powody. W ten sposób wielu z jego parafian, choć nie prowadzili oni życia gorszącego, czekać musiało miesiące a nawet i lata całe, zanim ich dopuścił do Sakramentów św. Na dowód tego niech posłuży następująca rozmowa.
Przez sześć lat nie przystępowałam do Komunii wielkanocnej - opowiadała w marcu 1895 r. prałatowi Convert'owi pewna staruszka.
Sześć lat? !...
Tak jest, od szesnastu do dwudziestu dwóch lat mego życia każdego roku chodziłam do krewnych na kiermasz w Mizerieux, gdzie krótką chwilę tańczyłam. Przez cały rok nigdzie się nie ruszałam, z wyjątkiem tego jednego dnia. W Ars od dawna już nie tańczono - było to od 1835 do 1841. - Ta jedna mała wycieczka, powtarzana z roku na rok, była powodem, że nie otrzymywałam rozgrzeszenia.
A mimo to chodziliście do spowiedzi?
Tak, we wszystkie wielkie święta, ale Ksiądz Proboszcz udzielał mi tylko błogosławieństwa.
A co wam mówił?
Jeśli się nie poprawisz, i dalej będziesz chodziła na tańce, to będziesz potępioną!... Długo się nie rozwodził.
Ale ostatecznie tańczyliście pewnie i przy innych okolicznościach?
Nigdy (...).
Podobnie też opowiadała panna Klaudyna Treve, że dla jednego uczestnictwa w tańcach odłożył jej proboszcz z Ars rozgrzeszenie aż do święta Wniebowstąpienia.
Inna niewiasta, nazwiskiem Butillon, w młodości swej kilkakrotnie zmuszona była czekać na rozgrzeszenia dwa lub trzy tygodnie, dlatego, że poszła już to na jarmark, już to na kiermasz w Montmerle. Nawet sama nie tańczyła, tylko przyglądała się tańczącym .
Pewien ojciec rodziny, który nie znał jeszcze dobrze swego pasterza, zapytał się go podczas spowiedzi, czy mógłby córkę swoją zaprowadzić na tańce. Na to usłyszał krótką odpowiedź:
Nie.
Ale ja jej nie pozwolę tańczyć !
Choć ona tańczyć nie będzie, to będzie tańczyło jej serce - odparł spowiednik.
Jakkolwiek Ksiądz Vianney na niektórych punktach okazywał się mniej surowy dla obcych, niż dla własnych parafian, to jednak w kwestii tańca nigdy nie czynił żadnych różnic. Daremnie go zapewniali penitenci z wyższego towarzystwa, klęcząc u stóp jego, że pewni są siebie i zabezpieczeni od przewiny: - grzech uperfumowany nie znajdował w jego oczach łaski. Nie pozwolił uczestniczyć w żadnych balach, ani nawet zjawiać się na nich w roli zwykłego widza. Dziedzice wkrótce po przybyciu nowego proboszcza urządzili w kółku rodzinnym jedną czy dwie zabawy taneczne, ale przez szacunek dla jego zakazu niedługo podobnych zabaw zaniechano (...).
Takie były w kwestii tańca niezłomne przekonania Proboszcza z Ars. Z nadzwyczajną starannością w sprawie tego ważnego przedmiotu urabiał opinię wśród rodziców. Głęboko wpajał im to przekonanie, że winni są dzieciom miłość czułą, lecz stanowczą, dobry przykład, czujność i upomnienie. Wybryki synów i córek poczytywał im za winę (...) Wreszcie rodzice zastosowali się do rad swego pasterza.
Pewnej niedzieli po nieszporach, dwie siostry, młode dziewczęta, udały się bez wiedzy swego ojca na kiermasz do Savigneux, aby tam popatrzeć na tańce, w tańcu jednak udziału nie brały. Mimo to w domu smutne było zakończenie tej wycieczki: ojciec surowo, a dotkliwie je skarcił.
Jeden z synów rodziny Cinier, 20 - letni Antoni, udał się na tańce do sąsiedniej wioski. Skoro powrócił dość późno do domu, chociaż dwukrotnie pozdrawiał matkę, nie otrzymał od niej żadnej odpowiedzi. Należycie już ukarany tak niezwykle chłodnym przyjęciem, udał się na spoczynek. Ale surowej matce kara ta wydała się niedostateczną. Zastosowała więc inną... bardziej dotykalną, nie licząc się bynajmniej z latami syna. (...).
[Francis Trochu, Proboszcz z Ars. Święty Jan Maria Vianney 1786 - 1859. Na podstawie akt procesu kanonizacyjnego i nie wydanych dokumentów z języka francuskiego przełożył Piotr Mańkowski, biskup kamieniecki. Poznań 2004, s. 114-118]
A co się tańców dotyczy, jeśli że bez grzechu być mogą? Tedy znajdujemy w Piśmie świętym niektóre tańce poczciwe, ku chwale Bożej uczynione, dla dziękowania za zwycięstwo nad nieprzyjaciółmi od Pana Boga dane. Po wybawieniu ludu żydowskiego z niewoli egipskiej, a po przejściu przez morze czerwone, gdy w nim zatonęli prześladowcy jego; tam wszystek lud z radością i skakaniem dziękował Panu Bogu: tam Maria prorokini siostra Aaronowa ze wszystkimi niewiastami tańcowała, zaczynając piosnki, a dziękując Panu Bogu za ono zwycięstwo. Także kiedy był Dawid zabił onego olbrzyma Goliata, a wracał się z królem Saulem do Jeruzalem: tedy wychodziły przeciw im Panie i Panny ze wszystkich miast żydowskich, tańcując, grając i śpiewając: Porazi Saul tysiąc, a Dawid dziesięć tysięcy. Dawid także kiedy prowadził skrzynię Pańską do Jeruzalem skakał ze wszystkiej mocy przed Panem swoim, grając na harfie swojej. Także i córka Jefte, książęcia żydowskiego zabieżała z tańcem ojcu swemu, gdy się nawracał po zwycięstwie Ammonitów nieprzyjaciół swoich. I w Ewangelii czytamy o owym marnotrawnym synie, jako go ojciec wdzięcznie przyjął i sprawił przeń wesele z muzyką i tańcem. Takowe tańce przygany nie mają. Albowiem nie dla rozkoszy, ani dla jakiego wszeteczeństwa, ale ku chwale Bożej bywały sprawowane. A też tam osobno mężczyzna, a osobno niewiasty tańcowały: nie tak się mieszali, jako dziś u nas w obyczaj weszło.
Lecz te nasze tańce nie wiem jako mają być wymówione, z których nic dobrego, jeno wszelakie grzechy, a wszelakie złości pochodzą. Bo te tańce naprzód diabeł wymyślił i onego cielca na puszczy, gdy się Mojżesz Panu Bogu modlił, a wziął od niego dziesięcioro Przykazań na dwu tablicach własnym palcem napisane. A Żydzi ulawszy sobie cielca, około niego tańcowali, jako pismo świadczy: Iż siadł lud pospolity i jedli, pili, a potem wstali do tańca. Ale cos się stało? Mojżesz słysząc krzyk i wesele ludu swego, wielką żałością obciążony, uderzył tablicę o ziemię i utracił on skarb drogi, którego nie godzien był on lud wszeteczny. A natychmiast wszedłszy do obozu, kazał je bić jak bydło: i zabito ich bardzo prędko przez trzydzieści i trzy tysiące: a ledwie się tym uspokoił gniew Boży, że wszystkich nie zatracił. Widzisz, jakie pożytki z tego tańca płyną. Nad Jana Chrzciciela, jako sam Pan powiedział, większy nie powstał miedzy synami człowieczymi: ale i jego tanecznica o gardło przyprawiła: jako masz szerzej u św. Mateusza napisane.
Nie trzeba wiele mówić: w takim tańcu wszelakich grzechów jest pełno. Zaś tam pycha w ubiorach, w strojach, i w bryżach, i w gładkości cielesnej nie panuje? Zaś tam łakomstwo miejsca nie ma, gdy jeden drugiego, jedna drugą ujrzawszy szatę kosztowniejszą, łańcuszki, pierścionki i insze błazeństwa takowe, więcej tego życzyła sama sobie? Więc za tym wnet zazdrość i nienawiść być musi: gdy jeden drugiego widzi gładszego albo strojniejszego, który go w tych rzeczach celuje. Stąd że i gniewy, i swary o pierwsze miejsce w tańcu: a czasem i morderstwa i zabijania. Więc wróciwszy się do domu, frasunku i kłopotu pełno, gdy córka matkę, syn ojca ustawicznie frasuje, aby mu kosztowne szaty sprawił, aby on nie był między innymi podlejszy. O nieczystości nie pytaj, gdyż taniec jest warsztat każdej wszeteczności, cudzołóstwa i wszelkiego zbytku i cielesności: tam nieuczciwe dotykania, tam wszeteczne szeptania, namowy, śpiewania, całowania, a jednym słowem, wszystek bezwstyd okazać, rozmnażać, i wprawować się musi. Przeto też taniec bez obżarstwa i pijaństwa być nie może: ponieważ jako jeden Mędrzec tego świata napisał, żaden po trzeźwu nie skacze. Na koniec i lenistwo stąd pochodzi. Albowiem niejedno czas szkodliwie na tych marnościach ci trawią, ale i do wszelakiego dobrego uczynku niesposobni się stawają, ani Boga, ani jego chwały, ani bojaźni, ani poczciwości przed oczami nie mają, ani świętam folgują, ale służą diabłu i sprawom a pompom jego, których się jednak na Chrzcie świętym wyrzekli byli.
Św. Paweł widząc krewkość i niebezpieczeństwo nasze, które z tego obcowania pochodzi, tak powiada: „Iż dobra jest rzecz człowiekowi nie dotykać się niewiasty”. A św. Hieronim tego dokładając mówi: „Jeśli dobra jest rzecz nie dotykać się niewiasty, tedy zła jest dotykać się jej”. Bo pomiędzy dobrym a złym nie masz nic pośredniego. A Zbawiciel nasz ten zaś wyrok wydał: „Iż każdy, który spojrzy na niewiastę, aby jej pożądał, ten już z nią cudzołóstwo popełnił w sercu swoim”. Przeto św. Augustyn tak napisał: „Że kto odpoczynki dni świętych na wszeteczeństwo obraca, lepiej by uczynił, aby w ten dzień orał, a niżby cały dzień tańcował”. I zasię: „Lepiej by uczyniły niewiasty w niedziele przędąc, niźli nieuczciwie skacząc albo tańcując”. A św. Jan Chryzostom ani na weselach tańców dopuścić nie chce i zwie je pompami szatańskimi i diabelskimi skokami. Dosyć ci, powiada, trudno jest bez tego poddymania, młodym ludziom namiętności i pożądliwości swoje pohamować: a cóż, gdy do tego jeszcze przystąpi, dopiero z tego co tam słyszą i widzą, większy w nich ogień zmaga i piec pożądliwości cielesnych więcej się rozpala (...).
(...) w figurach którym się przypatrujemy, w głosach, których słuchamy, w przysmakach, które spożywamy, w perfumach, które wąchamy, w rzeczach, których się dotykamy, ustawicznie (diabeł) zastawia sidła swoje i wkrada się z nimi i pod nimi w serca nasze. Ale nigdzie tego nie czyni z większym swym pożytkiem, a z większą stratą naszą, jako w tych to tańcach. Bo tam zaraz ze wszystkich stron na ten zamek szturmuje, zewsząd nań szarżuje, zewsząd on ogień poddyma: przykładając jako miechy do oczu, gładkość i stroje niewieście, które wielu ludzi zwodzą: do uszu piskanie, bębnienie, trąbienie, pieśni wszeteczne i inne pobudki takowe: do nosa rozliczne wonności i perfumy, których cieleśni ludzie zwykli używać : do kuszenia rozmaite przysmaki w jedzeniu i piciu. Na koniec, aby ni na niczym nic nie zachodziło, do dotykania, obłapiania, całowania i inne takowe rzeczy przypuszcza: tak, że nie masz tej dziury, którą by nieprzyjaciel na ten czas opuścić miał. A gdy tak zewsząd nędznego człowieka obskoczy, a zewsząd go poddyma i podnieca, nie jest rzecz podobna, aby go na koniec pożreć i przekonać nie miał: musiałby być kamieniem, kto by się ku złej pożądliwości tak nie zapalił. A ta, gdy się pocznie, grzech więc rodzi: a za grzechem niewola szatańska i wieczne zatracenie chodzi. (...) A gdyż z tych tańców i pożądliwość cielesna tak bardzo wznieca, i wszystkie grzechy zaraz pochodzą: tedy rzecz pewna, że takowy taniec bez obrażonego sumienia, a bez niełaski Bożej, i grzechu być nie może (...)
Ale wiem co mi na to rzekniesz: I ż jeśli córka moja nie pójdzie do tańca, to kto będzie o niej wiedział? Kiedyż ją wydam? Zwłaszcza, gdy często na takich biesiadach i śluby bywają: przeto i niektóre dziewczęta wolałyby nie jeść , ani pić , ani żeli nie iść do tańca? Na to tak odpowiem: Że pismo rozkazuje Pana Boga o szczęśliwe małżeństwo prosić, a nie do tańca chodzić. O nędzne to małżeństwo, które się z tańca poczyna! Gdyby mąż z żoną nic innego do śmierci nie mieli czynić , jeno skakać i tańcować , tedy bym rzekł, żeby sobie słusznie w tańcu żony albo mężów obierać mieli, ale jeśli małżeństwo święte jest, a w bojaźni Bożej, ku chwale jego ma być łączone: tedy małżonkowie takie sobie męże i żony obierać mają, nie którzy lepiej skaczą, ale którzy poczciwiej żyją, którzy lepszą sławę mają, którzy się bardziej brzydzą wszelką wszetecznością. Bo słuchaj, jako się ona cnotliwa i święta panienka Sara Panu Bogu modliła, przy której już był diabeł siedmiu mężów zabił: „Ty wiesz miły Panie, iżem ja nigdy nie pragnęła męża, nigdy się nie stowarzyszyła z igrającymi (to jest z tańcującymi), a nigdy nie miała społeczności z tymi, którzy w lekkości chodzą”. Tu słyszysz jako się ta tańców wystrzegała, a wżdy ją Pan Bóg mężem cnotliwym i świętym, Tobiaszem mniejszym, obdarzyć raczył: któremu że ją był zachował, owych siedmiu pierwszych, dla ich wszeteczeństwa, czartowi pobić dopuścił. Ale o tańcach dosyć.
[Ks. Jakub Wujek - „Wykład Pisma świętego - Postilla Catholica”, cz. I. Komorów 1997, s. 239-244]
Same z siebie nakłaniają do nierządu obnażenia nieskromne, książki, malowidła nieprzystojne, komedie, bale, tańce, poufałości między osobami różnej płci, to wszystko nakłania samo z siebie do nieczystości
[Katechizm czyli nauka chrześcijańska, Kraków 1785, s. 380]
Umberto Antonelli di Marcianise między 1954 a 1955 rokiem przybył do San Giovanni Rotondo, by się wyspowiadać. Gdy zakończył wyznanie grzechów, Ojciec zapytał go: Czy czegoś nie wyznałeś? On odpowiedział, że nie. Ojciec powtórzył pytanie, o on znów powiedział „nie”. Zapytał więc po raz trzeci: Czy czegoś nie wyznałeś? Znów usłyszał zaprzeczenie. Penitent opowiada: „Ojciec Pio krzyknął wówczas: Precz, precz, bo jeszcze nie żałujesz swoich grzechów! Skamieniałem z powodu wstydu, jaki odczuwałem wobec zgromadzonych ludzi. Próbowałem coś powiedzieć, lecz on przerwał mi: Ucisz się gaduło, mówiłeś już wystarczająco: teraz ja chcę mówić. To prawda czy nie, że chodzisz na sale balowe? Na moją potwierdzającą odpowiedź powiedział: Nie wiesz, że taniec jest zaproszeniem do grzechu? Zdziwiony nie wiedziałem, co powiedzieć: w portfelu miałem legitymację członka towarzystwa tanecznego, o której zapomniałem. Obiecałem poprawę i po tym wszystkim dał mi rozgrzeszenie” (...).
„Bardzo lubiłam tańczyć (...) Oczywiście zawsze tańczyłam w kręgu rodziny czy sąsiadów i pod okiem rodziców. Lecz Ojciec tego nie pochwalał. Pewnego razu w konfesjonale, po tym jak wyznałam, że tańczyłam, powiedział mi: Jak jeszcze raz zatańczysz to cię wyrzucę. Po jakimś czasie byłam na weselu i wbrew własnej woli zostałam „porwana” do tańca. Bojąc się, że gdy tylko zbliżę się do konfesjonału, Ojciec mnie wyrzuci, poszłam do innego spowiednika, który na moje wyznanie, że tańczyłam nie zwrócił żadnej na to uwagi. Zapytał mnie czy coś jeszcze chcę wyznać lecz ja nic więcej do wyznania nie miałam. Otrzymawszy rozgrzeszenie, wróciłam do domu, lecz nie byłam spokojna. Następnego dnia poszłam do spowiedzi do Ojca, który jak tylko usłyszał mój głos, powiedział: A ty, co zmieniłaś dzień spowiedzi? <<Bałam się, że mnie wyrzucisz.>>. Chcesz dostać baty, prawda? Nie wyrzucę cię, lecz nie rób tego więcej. <<Ale Ojcze, zapewniam cię, że gdy tańczę, o niczym nie myślę. Uważam jedynie, by nie deptać po stopach temu, z kim tańczę>>. Ty możesz być pewna swoich uczuć, a nie uczuć innych. Ja nie potępiam tańca jako takiego, lecz upieram się i utrzymuję, że jest on niebezpieczeństwem grzechu. (...) .
[O. Marcellino Iasenza Niro - „Ojciec” Święty Pio z Pietrelciny. Misja ocalenia dusz. Świadectwa, San Giovanni Rotondo 2006, ss. 42-43, 140-141]
3