Dwudziesty czwarty był lutego
To dwudziesty czwarty był lutego, Poranna zrzedła mgła, Wyszło z niej siedem uzbrojonych kryp, Turecki niosły znak.
No i... znów bijatyka,
No i znów bijatyka - no,
Bijatyka cały dzień,
I porąbany dzień i porąbany łeb,
Razem bracia - aż po zmierzch.
Już pierwszy zbliża się do burt, A zwie się "Goździk" i..., Z Algieru Pasza wysłał go, Żeby nam upuścił krwi.
Już następny zbliża się do burt, A zwie się "Róży Pąk", Plunęliśmy ze wszystkich rur, Bardzo prędko szedł na dno.
W naszych rękach dwa i dwa na dnie, Cała reszta zwiała gdzieś, No a jeden z nich zabraliśmy, Aż na starej Anglii brzeg.
C G a a G a
GC GC CG a a G a
Szanta oliwska
sł. T. Piórski
Był wiek XVII, rok 27 GCD
Listopadowy wiatr zimny wiał GCD
Była niedziela i słońce wstawało GCD
Na świętym Jerzym sygnałem był strzał G C D G
Ma Anglia Nelsona i Francja Villeneuve'a Medina-Sidonia w Hiszpanii żył A kto dziś pamięta Arendta Dickmana? To polski admirał, co ze Szwedem się bił
Sześć szwedzkich okrętów na walkę czekało A każdy z nich większy od naszych dwóch Choć siły nierówne, bo dział było mało To w polskich załogach bojowy żył duch
Buchnęła salwa, wiatr żagle złapały Huknęły armaty z burtowych furt Dziesięć korabi do walki ruszało Od strony półwyspu stał szwedzki wróg
Błysnęły armaty, gwizdały kartacze I z trzaskiem okręty zwarły się dwa Wodnik przypuścił abordaż zuchwały Pogrążył się galeon szwedzki wśród fal
Tigern i Solen, okręty rozbite A reszta Szwedów uciekła gdzieś w dal Admirał Dickman legł w boju zabity Lecz flota spod Orła zwycięstwo swe ma
Ballada o Botany Bay
Pressgang
Podeprzyj bracie ciężki łeb, na ławie ze mną siądź.
Posłuchaj, a opowiem Ci dziwną historię mą,
Jak za żeglarski trud i znój odpłacił mi się los,
Że Anglii mej wysoki brzeg już tylko wspomnień mgłą.
Powiedział gruby sędzia mi: "Tyś winny, Jimmy Jones. Nie będziesz się już więcej śmiał, odpłacisz drwinę krwią. Gdy do zdradliwej Botany Bay twój statek znajdzie kurs, To ugnij kark, bo jeśli nie - wisielczy poznasz sznur."
I wielkie fale poniosły nas do przeznaczenia bram. Wtem czarny okręt zjawił się, świtała wolność nam. I choć w kajdanach każdy z nas, to jednak chwycił broń I popatrz Stary - ręką tą skreśliłem szansę swą.
Nic nie wskórała piracka brać, nie pomógł także sztorm. W żelazne łapy Botany Bay złożyłem głowę swą. Wypełniał się skazańca los w słonecznym piekle tym. W kajdanach dzień, w kajdanach noc i bicz nad karkiem mym.
Myślałem: "Przyjdzie zdechnąć tu. To mej wędrówki kres." Lecz jednak przyszedł tamten dzień, żelazo pęka też. Uciekłem w busz, tam Jack Donahue przygarnął mnie jak brat I dzięki niemu wiem już dziś, jak słodki zemsty smak.
Z chłopcami z buszu pójdę w noc rachunki równać krzywd. W dalekiej Anglii zadrży ktoś, pomścimy druhów swych. I wstanie nad zatoką tą wolności pierwszy dzień. Tak zmienię treść legendy o przeklętej Botany Bay.
a9 C F7+ a9 aCd7E a9 C F a G G a9 F7+ a9
W dół od rzeki poprzez London Street Psów królewskich zwarty oddział szedł Ojczyźnie trzeba dziś świeżej krwi Marynarzy floty wojennej
A że byłem wtedy silny chłop W tłumie złowił mnie sierżanta wzrok W kajdanach z bramy wywlekli mnie Marynarza floty wojennej
Jak o prawa upominać się Na gretingu nauczyli mnie Niejeden krwią wtedy spłynął grzbiet Marynarza floty wojennej
Nikt nie zliczy ile krwi i łez Wsiąkło w pokład, gdy się zaczął rejs Dla chwały twej słodki kraju mój Marynarzy floty wojennej
Hen, za rufą miły został dom; Jesteś tylko parą silnych rąk, Dowódca tu twoim Bogiem jest, Marynarzu floty wojennej.
Gdy łapaczy szyk formuje się
W pierwszym rzędzie możesz ujrzeć mnie
Kto stanie na mojej drodze dziś
Łup stanowi floty wojennej
Nawet autor pieśni tej ze zgryzoty skoczył z rej, Huknął o kuchenny blat, prosto do kubryku wpadł. No a skutek taki był, że okręt rozbił w drobny pył!
Jeśli tej historii treść poruszyła kilka serc,
Dobrych manier nie brak wam, hej, postawcie wina dzban!
Bo gdy się śpiewa, w gardle schnie - no a z wyschniętym gardłem
źle.
Pijmy chłopcy, hej! Wesoło chłopcy, hej! Razem chłopcy, hej! Wesoło chłopcy, hej!
Grand Coureur
Wielki korsarz "Grand Coureur", to był okręt krwawych łez. Kiedyśmy na morze szli, żeby tam Anglików bić, Zdrajca morze, nawet wiatr obrócił się przeciwko nam.
Hej, razem chłopcy, hej! Wesoło chłopcy, hej! La, la, la, la, la, la, la, la...
Wypłynęliśmy z UOrient, gładka fala, świeży wiatr, Jeszcze bracie widać ląd, a już gnają nas do pomp. Pierwszy podmuch złamał maszt, bo zgniły był cholerny wrak.
Nową stengę cieśla dał, trzeba zapleść kilka want,
A tu znów cholerny bal, burtą stanąć trza do fal.
Hej tam! Ster prawo na burt! Odpalić mi ze wszystkich rur!
Angol bardzo blisko był, lufy w rzędach miał jak kły, Niósł po morzach nagłą śmierć, ale Francuz nie bał się. Hej tam! Ster prawo na burt! Odpalić mi ze wszystkich rur!
On kulami pluł nam w nos, a my w niego cios za cios. Hej, abordaż! Wczepiaj hak! Zaraz Angol będzie nasz! A tu gruby korek mgły Angola nam na zawsze skrył.
Tak minęło dwieście dni, zdobyliśmy pryzy trzy: Pierwszy - wpół przegniły wrak, drugi - kapeć tyleż wart, Trzeci - hulk, co woził gnój, z nim był też cholerny bój.
Żeby nikt nie opadł z sił, doskonały prowiant był:
Żyły i zjełczały łój, zamiast wina - octu słój.
Suchar stary, ale był, choć w każdym robak biały żył.
Srogo los po dupach lał, w porcie przyjdzie zdychać nam. Dwieście dni i pusty trzos, pieski rejs, parszywy los. Każdy zgubę widzi już i każdy szuka wyjścia dróg.
Szyper jedną z armat wziął, skoczył z nią w przepastną toń. Bosman ruszył w jego ślad dzierżąc się kotwicy łap. Ochmistrz, w wielkiej kłótni drań, pijany leń i złodziej dań.
Jaja były, kiedy kuk łyżką od śmierdzących zup
Sam do kotła wcisnął się - pierwszy raz był w kotle wieprz.
I odpłynął z wiatrem gdzieś, a niech go przyjmie piekła brzeg!
dd dd FCdCd
dCd dCd FCdCd
Kongo River
Bosman
Czy byłeś kiedyś tam nad Kongo River
- Razem, ooo!
Tam febra niezłe zbiera żniwo
- Razem weźmy go, ooo!
Yankeski okręt w rzekę wpłynął Tam błyszczą reje barwą żywą
Brać się chłopcy, brać, a żywo
- Razem, ooo!
Cholerne brzegi Kongo River
- Razem weźmy go, ooo!
Skąd wiesz, że okręt to yankeski Zbroczone krwią pokładu deski Ach Kongo River, a potem Chiny W kabinach same sukinsyny
Ach, powiedz kto tam jest kapitanem John Mokra Śliwa - stary palant
A kto tam pierwszym jest oficerem Sam Tander Jim cwana cholera
A kogo tam mają za drugiego Sarapę - Johna Piekielnego
A bosman - czarnuch zapleśniały Jack z Frisko liże mu sandały
Kuk lubi z chłopcem pobaraszkować I nie ma czasu by gotować
Jak myślisz co mają na śniadanie Tę wodę co miał kuk w kolanie
Jak myślisz co na obiad jedzą Z handszpaka stek polany zęzą
Nie zgadniesz jaki tam jest ładunek Z plugawych tawern sto dziewczynek
Na pokładzie od rana ciągle słychać bosmana Bez potrzeby cholernie się drze Choćbyś ręce poranił, bosman zawsze cię zgani I powiada: zrobione jest źle
Jeszcze raz czyścić działo, cóż wam chłopcy się stało Jak do żarcia, to każdy się rwie To nie balia niemiecka, trzeba wiedzieć od dziecka Że to okręt wojenny RP
Ale czasem się zdarzy, że się bosman rozmarzy Każdy bosman uczucie to zna Gdy go wtedy poprosisz, swą harmonię przynosi Siada w kącie na rufie i gra
Opowiada o morzach, o bezkresnych przestworzach I o walkach, co przeżył on sam
0 dziewczętach z Bombaju, co namiętnie kochają
1 całują tak mocno do krwi
A gdy spytasz go tylko, o czym marzył przed chwilką Czemu nagle pojaśniał mu wzrok Mówi: w Gdyni, w Orłowie, będę chodził na głowie Tak mi przypadł do serca ten port
Bosman skończył, wiatr ścicha, aż tu nagle u licha Pojaśniało coś nagle we mgle Poznał bosman, jak cała Polska w blaskach wstawała Na pokładzie okrętu RP
Ja stawiam
Marynarz z Botany Bay
Czy mam pieniądze, czy grosza mi brak - ja stawiam!
- Ja stawiam!
Czy los mi sprzyja, czy idzie mi wspak -ja stawiam!
- Ja stawiam!
Czy mam dziesięciu kompanów, czy dwóch,
Czy mam ochotę na rum, czy na miód,
Czy mam pieniądze, czy grosza mi brak - ja stawiam!
- Ja stawiam!
Czy wicher w oczy, czy w plecy mi dmie - ja stawiam!
Czy mi kompani ufają, czy nie -ja stawiam!
Czyja ścigam wroga, czy wróg ściga mnie,
Dopóki mój okręt nie leży na dnie,
Czy wicher w oczy, czy w plecy mi dmie - ja stawiam!
A gdy mnie dziewka porzuci jak psa - ja stawiam!
Gąsiorek biorę i piję do dna - ja stawiam!
Kompanię zbieram i siadam za stół,
I nie ma wtedy płacenia na pół,
Bo gdy mnie dziewka porzuci jak psa - ja stawiam!
Ja stawiam żagle jak kufel na stół - ja stawiam!
Czy fala mnie niesie, czy w górę, czy w dół - ja stawiam!
Czy tam dopłynę, gdzie kończy się świat,
Czy aż do piekła poniesie mnie wiatr,
Ja stawiam żagiel, jak kufel na stół - ja stawiam!
Ja stawiam żagiel, jak kufel na stół - ja stawiam! Ja stawiam żagiel, jak kufel na stół - ja stawiam!
e De e De
eG
ACH7 e De
Przestrogę dziś Ci daję i nadstawiaj uszu, bo
Na własnej skórze przecież sam przeżyłem wszystko to.
Gdy raz się zaprzedałeś, miej to w pamięci swej,
Że zawsze będziesz wracał tu nad brzegi Botany Bay!
Hej! Żegnaj dobry porcie, kochanko, żono też, Znów stary diabeł - Morze - upomniał o mnie się! Znów pod nogami dechy pokładu będę czuł I z perty znów spoglądał tam te parę pięter w dół!
Na lądzie chciałem zostać, by już jedno miejsce grzać I sitem w piachu wiele dni babrałem się, psia mać! Lecz nie znalazłem złota i pusto w sakwie mej, Nie szkodzi, wszak nocą i tak coś rwie do Botany Bay.
Podkładów długie rzędy pod wstęgi srebrnych szyn, Kamieni, cegieł stosy, bo... wciąż chciałem wygrać z NIM. Lecz gdy z Południa dmuchnie, ech, śmiej się bracie, śmiej, To w wietrze tym wciąż czuję sól, tę sól znad Botany Bay.
Ach, stale rwie coś w środku i jak chory boli ząb,
I czego byś nie zaczął, to i tak to ciśniesz w kąt.
Zawodów wiele miałem w karierze długiej mej,
Lecz zawsze znów wracałem tu - marynarz z Botany Bay.
GeCG G e a D GeCGD e a H7e D
Lowlands Low
Wszystko gotowe, już fały ręce trą, D D7
Ładunek na dole dobry mamy. G A7
Dzielne chłopaki już na handszpaki prą, D D7
Płyniemy, hen, do Lowlands Low. G A D D7
Do Lowlands Low, do Lowlands Low, G D A D
Płyńmy, hen, do Lowlands Low! D A7 D D7
Bosman i Stary już na pogodę klną, Lecz my się burzy nie boimy. Czy wiatry dobre, czy w pogodę złą, Płyniemy, hen, do Lowlands Low.
Brzegi znajome po nocach mi się śnią, Cholera z tym morzem! - Chcę do domu! Morze nie pomoże, bo tęsknotę złą Ukoję tylko w Lowlands Low.
Kiedy Ci smutno i oko zajdzie mgłą, I czujesz się jak patyk od kaszanki, Zapakuj worek i uciekaj stąd, Płyń z nami, hen, do Lowlands Low.
Wszystko gotowe, już fały ręce trą, Ładunek na dole dobry mamy. Cumy rzucone, odpływamy stąd, Płyniemy, hen, do Lowlands Low.
Fiddler's Green
sł. J.Rogacki
Stary port się powoli układał do snu, Świeża bryza zmarszczyła morze gładkie jak stół, Stary rybak na kei zaczął śpiewać swą pieśń: - Zabierzcie mnie chłopcy, mój czas kończy się.
Tylko wezmę mój sztormiak i sweter,
Ostatni raz spojrzę na pirs.
Pozdrów moich kolegów, powiedz, że dnia pewnego
Spotkamy się wszyscy tam w Fiddler's Green.
O Fiddler's Green słyszałem nie raz; Jeśli piekło ominę, dopłynąć chcę tam, Gdzie delfiny figlują w wodzie czystej jak łza A o mroźnej Grenlandii zapomina się tam.
Kiedy już tam dopłynę, oddam cumy na ląd; Różne bary są czynne cały dzień, całą noc, Piwo nic nie kosztuje, a dziewczęta jak sen, A rum w buteleczkach rośnie na każdym z drzew.
Aureola i harfa to nie to, o czym śnię,
O morza rozkołys i wiatr modlę się.
Stare pudło wyciągnę, zagram coś w cichą noc,
A wiatr w takielunku zaśpiewa swój song.
CFCa CFCG FedC a7 d7 F G
CGCC7
FCG
FCe
dGFC
Stary bryg
sł. W. Skalski, muz. K. Klenczon
<Hej! Stary bryg!> d C d C d
<Wtedy nikt! Wtedy nikt!> C d C d
FC dCdCd
Gdy wypływał z portu Stary Bryg, Jego losów nie znał wtedy nikt. Nikt nie wiedział o tym, że Statkiem widmem stanie się Stary Bryg.
|
|
|
dFC |
d |
Hej, ho! |
Na "Umrzyka |
<Rumu!> |
FCd |
Cd |
skrzyni" |
|
|
FCd |
|
1 butelka |
rumu! |
<Rumu!> |
FCd |
Cd |
Hej, ho! |
Resztę czas uczyni |
|
|
|
1 butelka |
rumu! |
<Hej! Stary bryg!> |
|
|
|
|
<Chyba nikt! Chyba nikt!> |
|
|
Co z załogą zrobił Stary Bryg,
Tego też nie zgadnie chyba nikt.
Czy zostawił w porcie ją,
Czy na morza dnie? - Nikt nie wie
gdzie.
<Hej! Że ho ho!> <Jego los! Jego los!>
Hej, ho ...
Przepowiednia zła jest, że ho ho!
Kogo spotka - marny jego los.
Ale my nie martwmy się
Hej, nie martwmy się, rum jeszcze
jest!
Hej, ho ...
Stara latarnia
sł. S.Klupś
Daleko za rufą pozostał mój dom G D G
Na skalistym wybrzeżu o wiele mil stąd, D C D
Zostały marzenia z dziecinnych mych dni G D C
I stara latarnia, co wciąż mi się śni. G D G
Gdy pierwszy raz w morze trza było mi wyjść, Pamiętam głos matki, jej oczy do dziś, Gdy już z pełną kabzą wróciłem jak pan Zastałem dom pusty i zostałem sam.
Na wielu pokładach już miałem swój dom, Chociaż pieskie to życie, nie zszedłem na ląd. Tu przez całe lata tyrałem jak wół, Dziś pierwszym po Bogu mianował mnie król.
A kiedy mi przyjdzie do Hilo wziąć kurs, Zostawię swą duszę wśród zielonych wzgórz. Zmęczone me ciało niech spocznie na dnie, Ukoi się w falach i ostatnim śnie.
Mona
Był pięćdziesiąty dziewiąty rok, Pamiętam ten grudniowy dzień, Gdy ośmiu mężczyzn zabrał sztorm Gdzieś w oceanu wieczny cień.
W grudniowy płaszcz okryta śmierć, Spod czarnych nieba zeszła chmur, Przy brzegu konał smukły bryg, Na pomoc "Mona" poszła mu.
Gdy nadszedł sygnał, każdy z nich Wpół dojedzonej strawy dzban Porzucił, by na pomoc biec, By ruszyć w ten dziki z morzem tan.
Był pięćdziesiąty dziewiąty rok ...
A fale wściekle biły w brzeg, Ryk morza tłumił chłopców krzyk, "Mona" do brygu dzielnie szła, Lecz brygu już nie widział nikt.
Na brzegu kobiet niemy szloch, W ramiona ich nie wrócąjuż, Gdy oceanu twarda pięść Uderzy w ratowniczą łódź.
Był pięćdziesiąty dziewiąty rok ...
I tylko krwawy słońce dysk Schyliło już po ciężkim dniu, Mrok okrył niebo, morze, brzeg, Wiecznego całun ścieląc snu.
Wiem dobrze, że synowie ich Na morze pójdą, kiedy znów Do oczu komuś zajrzy śmierć I wezwie ratowniczą łódź.
Był pięćdziesiąty dziewiąty rok
Pożegnalny ton
Sześć błota stóp
Chyba dobrze wiesz już, jaką z dróg C e a
Popłyniesz, kiedy serce rośnie Ci nadzieją, F C G
Że jeszcze są schowane gdzieś F E a D
Nieznane lądy, które życie Twe odmienia. C F G C
Chyba dobrze wiesz już jaką z dróg
Wśród fal i białej piany statek twój popłynie,
A jeśli tak, spotkamy się
Na jakiejś łajbie, którą szczęście swe odkryjesz.
Morza i oceany grzmią C G a F G
Pieśni pożegnalny ton. C d G C
Jeszcze nie raz zobaczymy się. G a F
Czas stawić żagle i z portu wyruszyć nam w rejs. C G F G C
W kolorowych światłach keja lśni,
I główki portu sennie mruczą "Do widzenia",
A jutro, gdy nastanie świt,
W rejs wyruszymy, by odkrywać swe marzenia.
Nim ostatni akord wybrzmi już,
Na pustej scenie nieme staną mikrofony.
Ostatni raz śpiewamy dziś
Na pożegnanie wszystkim morzem urzeczonym.
Uderz w bęben już bo nadszedł mój czas.
Wrzućcie mnie do wody, na wieczną wachtę trza tam gdzie.
Sześć błota stóp, sześć błota stóp. Dziewięć sążni wody i sześć błota stóp.
Ściągnijcie flagę w dół, uszyjcie worek mi,
Dwie kule przy nogach, ostatni ścieg bez krwi no i...
Ostatnia salwa z burt, po desce zjadę w mig.
Lecz najlepszy mundur nie musi ze mną gnić tam gdzie...
Żegnajcie bracia mnie już ostatni raz,
Ostatnie modły za mą duszę zmówcie wraz tam gdzie...
Moje wolne miejsce i hamak pusty też
Niech wam przypomina, że każdy znajdzie się tam gdzie...
Na wachcie więcej już nie ujrzycie chyba mnie, Kończę ziemską podróż, do Hilo dotrę wnet tam gdzie...
Ląd daleko jest, przed wami setki mil
A mnie pozostało do lądu kilka chwil no i...