Rozdział 31
Doug obudził się gwałtownie spadając z miejsca dla pasażera jego policyjnego wozu jadącego w dół autostrady, na sygnale. Wpatrywał się w prędkościomierz, który zachwiał się przy przeraźliwej prędkości i głosem, który był niczym więcej niż rechotem, zapytał - Co ty do cholery robisz?
- Wiozę nas do domu w pośpiechu. - ręka pojawiła się przed twarzą Douga - Jestem twoim bratem Adrikiem.
- Na miłości boską, połóż rękę na kierownicy - Doug powiedział.
Ręka zniknęła - Za bardzo się przejmujesz.
- Jestem gliną. Moim obowiązkiem jest się martwić. - Doug potoczył swoją głowę w kierunku kierowcy.
Oprócz ciemnych włosów i zielonych oczu, ten facet wyglądał jak Doug, którego widywał w lustrze co ranek - wysoki, z szerokimi ramionami.
Wow. Naprawdę miał brata.
Brat, który mógłby ocalić Firebird - Ktoś musi -
- iść po Firebird? - Adrik skończył - Ktoś poszedł.
- Przyrzekasz?
- Nie kłamię.
- Dzięki Bogu! - Doug wymamrotał.
Na ile był w stanie stwierdzić, każda część jego ciała została zmiażdżona, rozdarta, rozbity, i porąbana. Podczas gdy torturowali go, krzyczał trochę jak dziewczyna ale miał swoją zemstę - zabił człowieka, który wyglądał jak jaszczurka i widział z zadowoleniem jak Adrik, jego brat pantera, wyczyścił drogę z ostatnich z nich.
Doug powinien być wrakiem, fizycznie i emocjonalnie, ale za to, gdy zdał sobie sprawę, że jego rodzina wysłała kogoś by ratował jego dupę, dobrze się z tym czuł - Jestem twoim bratem Douglasem - powiedział.
- Muszę Ci pogratulować.
- Że przeżyłem tortury?
- Nie. Dlatego, że posiadasz normalne imię. - Adrik uśmiechnął się - My Wildersowie żyjemy po to by być torturowanymi.
- Jestem zadowolony, że zachowałem tradycję rodzinną.
- Masz. To jest dla ciebie. - Adrik podał mu butelkę wody - Wypij to wszystko. Jesteś Wilderem - szybko się uzdrawiamy, ale jesteś w gównianym stanie, a będziemy Cię potrzebowali w bitwie. Jest też kanapka dla ciebie na podłodze - woda ugasiła okropne pragnienie, a zwykła wzmianka o kanapce sprawiła, że gruczoły ślinowe Douga zaczęły pracować. Dał nura w brązową torbę i wyjął kanapkę z tuńczykiem.
- Uczynisz naszą matkę bardzo szczęśliwą - Adrik powiedział niejasno.
Doug otworzył pojemnik z kanapką i zastanawiał się dlaczego zwykła wzmianka o jego matce sprawiła, że jego dłonie pocą się. Gdy zastanowił się nad tym musiał przyznać ...
- Mimo wszystko, szkoda twojego palca. Po tym jak zabiliśmy Varinskich, rozejrzałem się za nim, ale nie miałem szczęścia.
Doug podniósł swoją prawą rękę i trzymał ją przed oczami. Tylko pokrwawiony kikut pozostał gdzie powinien być jego mały palec - Nie mogłeś tego znaleźć. Ścięli to w innym miejscu.
- Zrobili też coś z twoją drugą ręką.
Doug podniósł swoją lewę ręka i wpatrywał się w głębokie rozcięcie w jego dłoni - Oh, tak. Pamiętam. Chcieli wziąć mój kciuk ale używali scyzoryka i kość była zbyt mocna. Więc machnęli ręką i odcięli mały palec.
- Do dupy - Adrik zabrzmiał jakby wiedział dokładnie jak to było bardzo do dupy, a także wiedział, że Doug przeżyje by walczyć jeszcze raz. Szybko.
Jesli nie zostaną zabici przez jego prowadzenie. Adrik sięgnął do chipsów jedną ręką i użył drugiej by odsunąć jego ciemne włosy z jego oczu.
- Co kierujesz swoim ptakiem? Naprawdę, człowieku - Doug powiedział - Zwolnij.
- Byłem młodocianym przestępcą, wiesz. Prowadzenie policyjnego wozu patrolowego było moim marzeniem. - Adrik zabrzmiał pogodnie - Po za tym mamy wojnę do wygrania.
- Później - Doug zjadł kęs kanapki i garści chipsów
- Tata wszystko zaplanował. Rurik i ja zaprowadziliśmy czterech Varinskich na szukanie wiatru w polu po drodze na lotnisko, a kiedy złapaliśmy ich w pułapkę, wyeliminowaliśmy ich. To pomoże, ale nie dostatecznie, ponieważ bitwa właśnie się zaczęła - Adrik rzucił okiem na swój nadgarstek, gdzie nosił zegarek - Teraz.
Doug docenił brata za poczucie humoru. Nie był tak szczęśliwy jak Adrik - Prędkościomierz tylko idzie do stu dwudziestu.
- Chcemy wyprzedzić Rurika - Adrik zaśmiał się głośno - Ale nie mamy szans bo helikopter potrzebuje tylko pięćdziesięciu minut. Ale kocham prędkość.
- Dlaczego chcemy go wyprzedzić?
- Ponieważ on jest tym który ma Firebird.
- On ma ją bezpieczną? Doug chciał paść z nóg - Wiesz to na pewno?
- Wiem to na pewno. - przyjazny ton Adrik zniknął - I również wiem, że powiedziała, że zdradzasz nas do Varinskich.
Tortury, które Doug cierpiał były niczym w porównaniu do bólu jaki odczuł, że Firebird dowiedziała się co zrobił - Ona wie?
Adrik był tak przyjazny jak jaszczurka, która odcięła palec Douga - Wszyscy w rodzinie wiedzą.
- Pieprzę każdego w rodzinie. Nie troszczę się o rodzinę. Nie znam rodziny. - Doug wiedział, że zranił człowieka, który ocalił go od pewnej śmierci - Ale lubię Firebird i schrzaniłem wszystko.... Kocham ją a ona mnie nienawidzi.
- To jest milsza wersja tego co powiedziała.
Gdyby Doug myślał, zauważyłby, że Adrik zabrzmiał znowu przyjaźnie, tak jakby pochwalił faceta, który lubi jego siostrę nade wszystko.
- Nie wiem co zrobić, żeby jej to wynagrodzić.
- Mała sugestia - gdybym był tobą, ocaliłbym jej życie.
- O czym Ty mówisz?
- Firebird ma czwartą ikonę.
- Cholera co Ty mówisz. - jak znalazła ikonę? Gdy Doug wyszedł, zamknął na klucz swoje drzwi od biura. Co zrobiła by się tam dostać? I dlaczego?
Adrik kontynuował - Varinscy już otoczyli dolinę, więcej ich przychodzi przez cały czas i zrobią wszystko by zabić tego, kto przyniesie ikonę.
Nagle, wszystkie dolegliwości, wszystkie pytania i wina, która zadręczała Douga opadły - Jedź szybciej - powiedział.