Brożyna JZ Prawda o integracji


Prof. Janusz Z. Brożyna

 

PRAWDA  O  INTEGRACJI

 

 

 

Wierzyć w coś, być przekonanym, to nie to samo co znać prawdę. Dotyczy to równie dobrze nauki, jak i opinii publicznej, czy przekonań osobistych. Rozróżnienie to jest szczególnie ważne gdy chodzi o nasz obraz rzeczywistości, a zwłaszcza tej o wymiarze historycznym, gdzie wybory i decyzje dzisiejsze przesądzają o losach przyszłych pokoleń - Polacy mieli smutną okazję przekonać się o słuszności tej prawdy ściągając na siebie zabory bez żadnego najazdu militarnego: czyżby nikt dziś nie pamiętał tej lekcji własnej historii ?

 

Ile jest prawdy w krajowych publikacjach na temat Unii Europejskiej, której istoty zdaje się w ogóle nikt nie znać spośród zabierających głos nad Wisłą, można się przekonać za pomocą dwu prostych testów. Pierwszy, zastosowany w ostatnich latach do ponad tysiąca takich tekstów, polega na próbie jego przetłumaczenia i zaoferowania do publikacji na Zachodzie : nigdy nie udało się jeszcze znaleźć tekstu, jaki by się nadawał do takiej operacji, tak dalece odbiegają one od tamtejszej rzeczywistości znanej każdemu czytelnikowi zachodniemu z codziennych doświadczeń.

 

Drugi polega na zastąpieniu kilku wyrazów innymi, np. zamiast Bruksela pisać Moskwa, zamiast Unia Europejska pisać RWPG, zamiast integracja po prostu przyjaźń, zamiast pomoc raczej bratnia pomoc, zamiast otwarcie raczej internacjonalizm i td, a otrzymuje się niemal automatycznie z dzisiejszych publikacji pochwalne wypowiedzi z epoki propagandy sukcesu. I znacznie bardziej, aniżeli w minionej epoce, unika się dzisiaj analiz i publikacji na temat polskiej racji stanu, czy polskiego interesu, który wcale nie musi się pokrywać z interesem innych państw i narodów, o który one potrafią dobrze dbać i bez pomocy gorliwości nadwiślańskiej.

 

W wypowiedziach krajowych brak również rozróżnienia dwu problemów, wbrew pozorom wcale się z sobą nie pokrywających. Pierwszym jest jasne zdefiniowanie jakie są, na czym polegają i skąd się biorą problemy dzisiejszej Polski (bo wcale nie wszystko jest skutkiem samej doktryny komunistycznej, tak często wygodnie a demagogicznie przywoływanej, by ukryć inne do dziś aktualne słabości), a następnie konkretne rozważanie problemu całkiem technicznego, a mianowicie : w jaki sposób można w ogóle je rozwiązać i za jakie środki ? Dopiero w oparciu o taką wymierną diagnozę (ale czy politycy zdobędą się ją powierzyć do obiektywnego opracowania neutralnym specjalistom w instytutach uniwersyteckich ?) można i trzeba przeanalizować równie wymiernie i konkretnie drugi problem : na ile i w jaki sposób integracja z Unią może pomóc w rozwiązywaniu trudności Polski ? Ta odpowiedź nie jest wcale ani oczywista ani z góry zagwarantowana, jako że Unia jest organizacją, która ani statutowo nie jest przecież powołana do rozwiązywania tego rodzaju spraw, ani nie posiada niezbędnych w tym celu instytucji i narzędzi. Ale opinia publiczna nie jest o tym w Polsce bynajmniej poinformowana.

 

Rozwiązanie wyżej wymienionych, jak i wielu innych, problemów wymagających pilnego podjęcia przez polityków aby uczynić życie ludzi znośnym, wciąż nie stoi na porządku dziennym, chociaż „białe księgi” w sprawie integracji opublikowane tak przez lewicę (rząd Cimoszewicza), jak i przez prawicę (rząd Buzka) wyraźnie mówią, że korzyści z integracji są nie wymierne, a więc nie istniejące, ograniczając się do argumentów emocjonalnych, podczas gdy te korzyści, jakie zagranica już ewakuuje z Polski są całkiem wymierne w dolarach. Natomiast pierwsze opublikowane ostatnio odważniejsze próby analiz opartych o aktualne dane, jednoznacznie pokazują skromny rozmiar możliwej pomocy, zupełnie nie współmiernej ani do potrzeb kraju, ani do zysków wywożonych a nie reinwestowanych w kraju, a nawet wskazują na duże prawdopodobieństwo, że już po 2-3 latach integracji bilans rozliczeń z Unią stanie się prawdopodobnie negatywny dla Polski, nie mówiąc nawet o tym, że w Unii dominuje tendencja do likwidacji w ogóle pomocy dla rolnictwa.

 

Ogólnie jednak, dialog ze społeczeństwem w tak fundamentalnej sprawie rzutującej zarówno  na bilanse dzisiejsze, jak i na skutki historyczne dla kraju, prowadzi się językiem ogólników, bądź językiem wymiernych konkretów. Ta pierwsza metoda stosowana dotychczas i to z rozmachem, gra na emocjach ludzkich i na nieznajomości faktów i rzeczywistości, a pozwala ukryć przed społeczeństwem wszystko co niesie dla kraju dodatkowe ciężary, zaś korzyści tylko dla elity pozostającej u władzy. Ta druga wymaga zaś prawdziwych kompetencji i własnej odpowiedzialności.

 

Ponadto dyskusja na temat ewentualnej integracji z Unią Europejską wymaga rozróżnienia spraw wynikających z wejścia Polski w system gospodarki kapitalistycznej, od spraw wejścia w świat rządzony innym (nie chrześcijańskim, lecz ateistycznym) systemem wartości ludzkich, innym systemem prawnym opartym na innym mechanizmie i innych zasadach, aniżeli te do których Polacy są przyzwyczajeni, innym stosunku do sprawiedliwości społecznej, innych zasadach politycznych, innych priorytetach w polityce międzynarodowej i td. Nb. na to wejście do kapitalizmu też naród ten nigdy nie wyraził swej zgody, bo nikt - ani lewica, ani prawica, czy świat nauki - go o to nie pytał. Wymieńmy tymczasem dla przykładu dwa z poruszonych tu zagadnień.

 

Państwa Zachodnie są dziś dostatnie dlatego, że przez dwa wieki od powstania przemysłu do lat 70-tych XX-go wieku, coraz to większe zyski powstające w działalności gospodarczej były reinwestowane w krajach ich powstania. Dopiero ostatnie ćwierćwiecze przyniosło radykalne zmiany w naturze kapitalizmu, który się wyrwał spod władzy politycznej narodów i rozpoczął wędrówki spekulacyjne po całym świecie, wysysając wszędzie dla znikomej mniejszości będącej właścicielami kapitału owoce pracy ogółu społeczeństwa i pomysłowości twórców postępu naukowo-technicznego, oraz coraz to bardziej dostosowując do tego formy ustrojowe. Jeżeli zaś chodzi o różnice modelowe, to nie trudno je sobie uzmysłowić na przykładzie łatwym do zrozumienia przez wszystkich, a mianowicie dwu fabryk, z których jedna produkuje odzież, a druga telewizory. Jest oczywistym dla każdego, że każda z nich musi mieć zupełnie różne wyposażenie w maszyny i urządzenia, inną organizację i inny zbiór reguł i przepisów postępowania. Jest oczywiste, że w tej pierwszej po prostu nie da się produkować telewizorów, a w drugiej odzieży. Identycznie mają się sprawy jak chodzi o taki większy kombinat, jakim jest całe społeczeństwo i jego państwo : Unia Europejska jest zaprojektowana i wyposażona do realizacji zupełnie innych zadań aniżeli te, które musi rozwiązywać również co najmniej przez kilkadziesiąt lat naród polski, na co z różnych przyczyn żaden zastrzyk techniki zachodniej nic nie pomoże (dlatego przez minione dwie i pół pięciolatki od pozbycia się komunizmu, pominąwszy to co zachodnie kapitały zrobiły w Polsce dla siebie, a nie dla kraju, nie rozwiązano w Polsce żadnego z jej problemów, ani żaden nie jest w trakcie rozwiązywania).

 

Tymczasem ewentualna integracja na warunkach ustalanych przez Brukselę (wynegocjowane nieliczne kompromisy nie zmieniają istoty rzeczy, a są nb. mniej liczne i mniej istotne, aniżeli ustępstwa przyznane takiemu kandydatowi, jak Malta należąca do Zachodu, czy pozostawione niektórym zachodnim członkom Unii, jak Dania), co oznacza całkowite podporządkowanie Polski modelowi praktykowanemu przez najsilniejsze kraje Zachodu w ich egoistycznym interesie. W ten sposób wszystkie problemy Polaków i Polski w jedną noc zamienią się przy integracji z problemów politycznych w problemy policyjne kontestatorów, a Polska w prowincję molocha ateistycznego.

 

Równocześnie, podczas gdy w rzeczywistości Zachód ma w integracji bez porównania większe interesy i korzyści aniżeli nasz kraj, kilka ostatnich lat negocjacji ustawionych przez nie kompetentnych polityków polskich w płaszczyźnie proszącej, pozbawiło niepotrzebnie Polskę wszelkich atutów negocjacyjnych. Dzisiaj tylko radykalna zmiana postawy i warunków współpracy z Zachodem (patrz poniżej) może dać obronę interesów polskiej racji stanu w sensie historycznym i rozsądne rozwiązanie meritum całości sprawy w interesie całego naszego regionu Europy.

 

Albowiem Polska, o czym negocjatorzy i politycy nie pamiętają, sama reprezentuje potencjał większy, niż wszyscy pozostali kandydaci pierwszej dziesiątki razem wzięci. Ponadto politycy od dziesięciu lat wręcz negliżują na rzecz kompleksu niższości rolę, jaką powinna odgrywać Polska w tej części Europy broniąc jej interesów, w braku czego nieuchronnie wchodzą tu ze swoimi sprawami Niemcy i Rosjanie, którzy nie rozumieją skomplikowanej tematyki lokalnej, a mają interesy obce potrzebom lokalnej ludności (patrz do dziś nie rozwiązany, a nie potrzebnie skomplikowany problem jugosłowiański). Podobnie politycy ci zapominają o własnych doświadczeniach historycznych naszego narodu, o roli odgrywanej tu przez mniejszości swobodnie osiedlające się (żaden naród w Europie nie doświadczył takiego ich %), o roli miast, o wyprzedaży ziemi i innych nieruchomości.

 

Przykład taki stanowi też zupełne pogrzebanie sprawy rozliczeń z Rosją, która odegrała najpoważniejszą rolę w zamienieniu Polski poczynając od XVIII-go wieku w największą pustynię kulturalną w Europie, oraz która zaanektowała obszar „najwierniejszego miasta Rzeczypospolitej”, czyli Królewca. Nikt dziś nie myśli, że na obszarze tym stacjonuje większa armia rosyjska, aniżeli całe siły zbrojne Polski, która w razie sytuacji napiętej może dla dyktowania nam warunków w ciągu 24 godzin znaleźć się w Warszawie, nie napotykając po drodze na żaden poważniejszy opór i zanim ktokolwiek na Zachodzie czy w NATO (nie mającym zresztą nawet teoretycznej doktryny obronnej na wypadek takiego konfliktu) podejmie jakiekolwiek działanie na rzecz obrony naszego kraju, za który nikt tam nie myśli umierać podobnie, jak w 1939 roku. Dziś, gdy od kilkunastu lat stoi na świecie sprawa likwidowania obcych enklaw na cudzym terytorium (wczoraj w Indiach, Dalekim Wschodzie, Hongkongu, Makao, teraz Gibraltar, Ceuta, Manila i inne) jest dobry moment, aby i ten temat postawić na porządku dziennym polityki światowej i włączyć do negocjacji integracyjnych sprawę pomocy Unii na rzecz zwrotu przez Rosjan tego miasta i powrotu Królewca do macierzy.

 

Podobne nastawienie ideologiczne i intuicyjne w miejsce rzetelnej wiedzy o sprawach, podnoszone fałszywie do rangi „niuansów polityki”, widać i w innych aspektach problemu integracji. Weźmy dla przykładu oficjalną ulotkę rozpowszechnianą przez Centrum Informacji Europejskiej w W-wie, która jest przykładem dezinformacji obliczonej na nieświadomość ludzką, w ogóle nie mówiąc nawet o sprawie obrony interesów Polski. Wysoki urzędnik piastujący godność pełnomocnika rządu d/s informacji europejskiej chwaląc się (pkt. 2 tego manifestu), że należy do grona „najwyższej klasy profesjonalistów” (tak pisał o sobie w prasie lat 70-tych kierownik wydziału nauki KC PZPR), przytacza na rzecz integracji argumentację pozostającą w ogóle bez związku z istotą sprawy. Tak np. wbrew jego oświadczeniu świadczącym o nieznajomości zagadnienia :

 

-  argument o „możliwości zatrudnienia w polskich zakładach pracy specjalistów z krajów UE” przy bezrobociu rodaków z dyplomami uniwersyteckimi przypomina sprowadzanie doradców radzieckich w latach kurateli komunistycznej (nawet w latach 70-tych już tego nie praktykowano),

-  w szeregu spraw zachwalanych w agitacji na rzecz integracji na warunkach narzuconych przez Brukselę Polacy mają już i tak możliwość działania bez żadnej integracji,

-  „uzgadnianie polskiego prawodawstwa z przepisami UE” nie następuje „bezkonfliktowo i harmonijnie”, bo dotychczas w ogóle nikt nie podjął na poważniejszą skalę tej ogromnej operacji dotyczącej około stu tysięcy stron tekstów, których nie ma nawet komu analizować w odpowiedzialnym tego wyrazu znaczeniu, ani nawet przetłumaczyć na polski ; nie jest też prawdą, że „wprowadzają one Polskę do grona najlepiej administrowanych państw świata” (odwrotnie, z różnych przyczyn w przepisach tych jest nawet wiele wręcz kardynalnych błędów z punktu widzenia obecnego stanu nauki),

-  dla żadnego sektora życia w kraju żaden rząd (ani lewicowy, ani prawicowy) nie opracował dotychczas żadnego konkretnego i zbilansowanego programu „restrukturyzacji określonych aspektów wielobranżowej transformacji”, ani nie wiadomo skąd miałby wziąć wielomiliardowe środki na polski wkład do ich realizacji, co formalnie w ogóle warunkuje uruchamianie jakiejkolwiek pomocy ze strony Unii, o czym się w Polsce dyskretnie nie mówi,

- żaden z negocjatorów polskich wymiernymi wynikami swej pracy dla dobra Rzeczypospolitej nie udowodnił jeszcze posiadania „profesjonalizmu najwyższej klasy” (piastowanie intratnych stanowisk nie jest tu żadnym dowodem), nie mówiąc o autoreklamie partyjnej,

- już we wstępie używa on znamiennego zwrotu „musimy wejść do UE”, jak gdyby Polacy nie byli narodem suwerennym i nie mogli sami decydować o swej przyszłości, i td.

 

Dodajmy, że jak chodzi o przeszczepienie prawodawstwa unijnego, to negocjatorzy zdają się nie wiedzieć, że nie jest to bynajmniej sprawa techniczna, czy administracyjna, bo każde prawo działa w praktyce poprzez system wartości praktykowany przez dane społeczeństwo, a jest on w Polsce zupełnie inny, aniżeli ten na zlaicyzowanym Zachodzie, czego skutki negatywne ponosi on zresztą w coraz to większej skali (byłoby dziwne, gdyby Kościół poparł taką zmianę w Polsce).

 

Jest znamienne, że projekty integracyjne nie zawierają żadnego konkretnego programu rozwiązania ani jednej sprawy w Polsce. Równocześnie umacniają model ustrojowy, który już w dotychczasowym rozmiarze zepchnął 57 % Polaków poniżej oficjalnego minimum socjalnego (równego mniej, niż dwudniowe dochody na Zachodzie), a około 10 % do poziomu nędzy, przy równoczesnym wielomiliardowym (w USD) corocznym wywozie zysków robionych w tym kraju, co kilkakrotnie już przekracza eksploatację RWPG na rzecz „bratnich krajów”. A przy innym wyborze drogi politycznej mogło być inaczej : gdy w 1981 r rzucono hasło „drugiej Japonii”, to dzisiejsze „tygrysy azjatyckie” były jeszcze biednymi krajami, znacznie gorzej wyposażonymi w kadry wykształcone i infrastrukturę, aniżeli ówczesna Polska, co całkowicie zmarnowano na rzecz prawie milionowej emigracji zabierającej jednostki najbardziej uzdolnione i doświadczone. Ale „tygrysy” wybrały drogę radykalnie różną od obecnych traktatów, woli Banku Światowego i MFW.

 

Podkreślić też trzeba, o czym media milczą, że ustrój zachodni przekształcony traktatami UE w kapitalizm totalny, gdzie zyskowność ma rangę najwyższą uprawnioną do decydowania o wszystkim, nie jest już wcale demokracją, której istota polega na przyznaniu narodowi najwyższej władzy i prawa decyzji. Nie jest on również gospodarką wolnorynkową, bo jej istota polega na regulacji decydowanej na styku producent-konsument, podczas gdy traktaty funkcję tę przyznały właścicielom kapitału i pośrednikom handlowym (którzy też nb.  inkasują bez porównania większą część zysków, aniżeli producenci dźwigający główny ciężar i ryzyko procesów gospodarczych - w Polsce producenci też już zaczynają odczuwać szantaże wielkiego handlu). Oto co znaczy gra słów.

 

Ale zachowanie suwerenności i niepodległości państwa nie dopuszcza żadnych ustępstw, czy kompromisów ani dzisiaj ani po okresie kilku lat (gdy negocjatorzy pójdą już na emerytury) wykluczając takie sprawy, jak sprzedaż ziemi i bogactw naturalnych, osiedlanie się w większej skali cudzoziemców, narzucanie obcych systemów wartości, religii czy ideologii, masową emigrację i imigrację (Zachód chce tu przerzucić kilka milionów imigrantów pozaeuropejskich, z którymi nie może sobie już poradzić u siebie), oraz szereg innych, w których kraje Zachodnie nie mają kompetencji aby się wypowiadać, bo nie mają tam ani doświadczenia historycznego, ani nie znają formalnych analiz tych zagadnień, które by przyznawały im rację. Natomiast jednostronne wystawianie się tylko samemu do roli królika doświadczalnego jest drogą zbyt ryzykowną i kosztowną w skali historycznej, o czym Polacy powinni już dziś pamiętać w trosce o własny rozwój.

 

Jakie jest w tej sytuacji rozwiązanie konstruktywne problemu integracji europejskiej ? Znajduje się ono w formie ustrojowej, mającej zresztą i na Zachodzie wielu zwolenników, chociaż jeszcze nie zorganizowanych, a które - jak to można udowodnić analizą naukową problemu - jest jedyną drogą dla mozaiki narodów europejskich, w niczym nie przypominającej USA. Rozwiązaniem tym jest forma konfederacyjna (a nie federacyjna opisana obecnymi traktatami). Tak więc trzeba, aby to Polacy opracowali projekt związku konfederacyjnego (władze brukselskie przecież tego nie zrobią) chroniącego wszystkie interesy państwa suwerennego i niepodległego, oraz przekazującego na szczebel Unii tylko rozwiązywanie problemów, które wykraczają bądź ze względów rzeczowych bądź finansowych ponad możliwości jednego państwa, dając wszystkim uczestnikom wsparcie całej wspólnoty. Jest to zarazem forma o wiele tańsza i sprawniejsza w działaniu. Taki projekt można i trzeba zredagować w postaci, która będzie atrakcyjną i dla innych państw, zwłaszcza naszego regionu Europy. Polska wychodząc z taką propozycją odzyskałaby też w reszcie prestiż międzynarodowy i pozycję tak potrzebną całemu porządkowi geopolitycznemu w Europie, jako konstruktywna alternatywa w stosunku do przestarzałych praktyk imperialistycznych, znanych z kongresu wiedeńskiego, konferencji berlińskiej czy jałtańskiej. Po obaleniu monstrum komunistycznego byłby to też kolejny wkład Polski do naprawy rzeczywistości politycznej na miarę naszej epoki (nb. tym razem zresztą łatwiejszy do realizacji) i korzystnej dla całego świata zachodniego, dziś w impasie.

 

Reasumując, już na tym skromnym zestawieniu widać, że problem integracji Polski z Unią Europejską jest zagadnieniem o wiele bardziej poważnym, aniżeli o tym mówią demagogicznie politycy kierowani nie znanymi pobudkami osobistymi, a nie dopuszczając do głosu na forum publicznym naukowców niezależnych, którzy znają problem w szczegółach, a nawet ludzi znających prawdę o życiu w krajach Zachodnich, która jest tak odległa od krajowej propagandy (kto wie w Polsce, że w bogatej Unii oficjalnie 60 milionów ludzi żyje w biedzie - wg. danych nieoficjalnych znacznie więcej - a nie ma tam w tym systemie też żadnego programu wyprowadzenia ich z tej niedoli). Powyższe informacje mogą pomóc w takiej dyskusji i wyborze odpowiedzialnym historycznie, aby uniknąć powtórki sejmu grodzieńskiego (kto o nim dziś pamięta?).

 

 

Prof. Janusz Z. Brożyna

 

© Copyright Janusz Brożyna 2004

   

1



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Brożyna JZ Wartościowanie ekonomiczne
Brożyna JZ O bezradności
Brożyna JZ Zestawienie porównawcze demokracji liberalnej i n
Brożyna JZ Polska strategia
Prawda o aniołach integralna część wiary chrześcijańskiej
Prawda 2
SI – Sensory Integration
Dzieci niewidome i ich edukacja w systemie integracyjnym
10 integracjaid 11290 ppt
Integracja europejska geneza i rozwoj
Kawa etapy integracji
Integrowanie wsparcia społecznego dziecka i rodziny zastępczej wyzwaniem
Negocjacje 6 PRAWDA FALSZ
Historia europejskiej integracji
Modele integracji imigrantów
cala prawda o kobietach[2]
Lęk i samoocena na podstawie Kościelak R Integracja społeczna umysłowo UG, Gdańsk 1995 ppt

więcej podobnych podstron