Komunijne Prezenty
Hanna wpadła do mieszkania dysząc szybko od biegu. Po drodze kupiła kilka drobiazgów i trzeba będzie je jeszcze zapakować do torby. Pociąg do Zakopanego odjeżdża o osiemnastej Musi jeszcze zamówić taksówkę i kupić bilety.
- Jestem - zawołała w progu.
Cisza, jaka jej odpowiedziała świadczyła o tym, że córki nie ma w domu. Hanna zajrzała do kuchni, łazienki, pokoju. Nagle jej wzrok padł na stolik stojący w rogu pokoju. Na leżącą na nim Biblię, łańcuszek z krzyżykiem, różaniec. Jeszcze rano stał na nim także laptop, pudełeczko ze złotymi kolczykami, odtwarzacz MP-4 i telefon komórkowy. Hanna wyjrzała oknem na balkon. Nie było także roweru. Boże! Ktoś okradł ich mieszkanie ! Hanna chwyciła za telefon.
- Melduję rabunek - krzyknęła prosto do ucha dyżurnemu policji. Mężczyzna po drugiej stronie zaczął zadawać pytania.
- Nie, zamki są całe, nic nie jest porozrzucane. Telewizor? Jest. Meble też są. Zginęły tylko komunijne prezenty - Hanna odpowiadała krótko i zdecydowanie
- Czekam na was - rozkazała siadając ciężko na kanapie. Nagle owładnęła ją niepokojąca myśl. Co z pieniędzmi Elżuni? Zajrzała szybko do szafy. Uff, zwinięte w rulon banknoty leżały pod ręcznikami. Ale, co to ? Na wieszaku nie ma białej sukienki? Tej ślicznej tiulowej kreacji, która przyleciała z Paryża samolotem? Elżunia wyglądała w niej jak prawdziwa królowa. Kiedy śpiewała Psalm wszystkie oczy skierowane były na nią. Hanna dobrze widziała w nich i podziw i zazdrość. Na dowód tego porobiła masę zdjęć a i Franio nagrał wszystko na filmowej taśmie. Przygotowania do Pierwszej Komunii kosztowały dużo zachodu i pieniędzy. Ale warto było. Dziadek właśnie zafundował im ten weekend w górach. Elżunia wolałaby pewnie chodzić do kościoła z innymi dzieciakami, trwał jeszcze Biały Tydzień, ale miejsca w Domu Wczasowym trafiły się akurat teraz.
- Pana Boga najlepiej w górach się czuję - tłumaczyła jej Hanna - Tam do Niego najbliżej. Niebo jest wtedy na wyciągnięcie ręki - śmiała się
Dzwonek telefonu wyrwał ją ze wspomnień.
- Szczęść Boże !
Zdziwiła się tym powitaniem. Nikt tak do niej nigdy nie mówił.
- Chciałbym z panią porozmawiać na temat córki
- Gdzie ona jest? - zmartwiała z przerażenia
- W kościele.
- W kościele?
- Proszę przyjść jak najszybciej.
W słuchawce zaległa cisza. O Boże! Co się mogło stać? Dlaczego ten Ktoś jej niczego nie wyjaśnił? Hanna chwyciła płaszcz, wsunęła pantofle i zbiegła po schodach. Droga wydawała się nie mieć końca. Szarpnęła drzwiami kościoła. Panujący w nim półmrok zamazywał kontury ławek, obrazów, konfesjonału. Hanna przetarła oczy. Przecież tu nikogo nie ma. Nagle skierowała wzrok na ołtarz. Teraz zobaczyła mała klęcząca postać w bieli. Obok oparty o klęcznik rower, na posadzce kilka ułożonych w gromadkę rzeczy. Są! Komunijne prezenty. Jaka ulga, jaka radość.
Hanna podbiegła do córki. Zaczęła podnosić z podłogi przedmioty.
- Chodźmy - szepnęła nachylając się ku córce. Mała odwróciła głowę. W jej jasnych oczach promieniowało dziwne światło. Komunijny wianuszek z drobnych perełek rozświetlił dziewczęcą główkę jak świetlista aureola. Jej córka wyglądała jak prawdziwy Aniołek
- Mamuś - i właśnie ten Anioł do niej przemówił - te rzeczy podarowałam Panu Jezusowi. Żeby pokazać Mu jak Go kocham. Ty też Go tak kochasz jak ja, prawda?
Hanna zadrżała z wrażenia. Klęknęła obok córki, objęła ją ramieniem. Chrystus z obrazu uśmiechał się do nich tak czule. Po raz pierwszy od wielu lat poczuła w sobie Jego obecność. Mogłaby teraz zapłakać.
Ukryty w konfesjonale ksiądz mocniej nacisnął koralik różańca. Błogi uśmiech rozlał się na jego twarzy. Dobrze, ze nie wyprosił tej Małej z kościoła. Dla takiego pięknego widoku warto było żyć.