Dr. Dreszcz przedstawia nowy projekt pod tytułem...
Sick Love
Chyba nikt nie zna prawdziwego oblicza miłości.
Raz jest wielka, raz jakby jej nie było, chociaż powinna być.
Raz jest chora, czasem przeradza się w furię, manię...
Więc jaka jest naprawdę??
Prolog
Drobna filigranowa blondynka szła szybko wyludnioną ulicą. Właśnie skończyła swoją zmianę w pobliskim barze i wracała do domu. Była zmęczona. Marzyła już tylko o ciepłym łóżku. Chłodne podmuchy wiatru targały jej włosy. Dziewczyna szczelniej się otuliła płaszczem i przyspieszyła kroku. Nagle usłyszała za sobą jakiś hałas.
Odwróciła się i zobaczyła ciemną sylwetkę postawnego mężczyzny idącego za nią. Przestraszyła się. Jeszcze bardziej przyspieszyła. On również. Jej serce kołatało w piersi jak szalone. Puls przyspieszył. Rzuciła się biegiem do przodu. Ale nie uciekła zbyt daleko. Poczuła, że silne ręce chwyciły ją w żelaznym uścisku. Chciała krzyczeć, ale nie dała rady. Strach zmroził każdy centymetr jej ciała.
Tymczasem mężczyzna przycisnął swoją wielką dłoń do jej ust i mocniej przytrzymał. Przybliżył swoje wargi do jej ucha.
- Bądź grzeczna, a będzie mniej bolało. - wyszeptał melodyjnym głosem.
Blondynka przestraszyła się jeszcze bardziej. Zaczęła się szarpać i wyrywać. Jednak on był zbyt silny. Nie wskórała nic, oprócz tego, że go zdenerwowała.
- Mówiłem, żebyś była grzeczna. Ale widać lubisz ból. - wywarczał zaciskając gniewnie pięści.
Łzy zaczęły się wylewać jej z oczu.
- Proszę. Nie rób mi krzywdy. - wycharczała przez zaciśnięte ze strachu gardło.
Oprawca tylko się zaśmiał.
Wtem poczuła silne uderzenie w tył głowy. Chwilę potem nieprzytomna została niedbale wrzucona do stojącego nieopodal samochodu.
Był zadowolony. Łowy się udały. Miał obok siebie jędrne młode ciało. Już niedługo będzie mógł spróbować jego smaku. Już za chwilę będzie mógł zaspokoić swój głód. Na tą myśl na jego usta wypłynął drapieżny uśmiech, a w lędźwiach poczuł nieznośny ucisk. Przyspieszył. Nie chciał już dłużej czekać. Od ostatniego razu minęło zbyt wiele czasu. Kątem oka zauważył, że dziewczyna odzyskuje przytomność. Nie mógł na to pozwolić. Ponownie uderzył ją w potylicę.
W oddali zamajaczył znany mu budynek. Przyspieszył jeszcze bardziej. Po paru minutach był już na miejscu. Wyciągnął bezwładne ciało dziewczyny i zniósł je do piwnicy. Tam usadził ją na wcześniej przygotowanym krześle i związał jej ręce, nogi oraz zakneblował. Następnie gwiżdżąc pod nosem wyszedł z pomieszczenia.
Blondynka ocknęła się. Zdezorientowana rozejrzała się po pomieszczeniu. Znajdowała się w niewielkim pomieszczeniu. Zapewne w piwnicy. Ściany były szare a na nich ktoś przymocował jakieś dziwne narzędzia. Szczypce, widły, pejcze i inne, których nie potrafiła nazwać. W kącie stało kilka zaostrzonych, drewnianych pali. Pod równoległą ściana były ustawione różnej wielkości i rodzaju piły. Była przerażona. Próbowała poluzować krępujące ją sznury, ale nie dała rady. Liny zaciskały się coraz mocniej wokół jej kończyn.
Wtem usłyszała dźwięk otwieranych drzwi i szybkie kroki. Po chwili z ciemności wyłonił się jej oprawca. Spojrzała na niego ze strachem w oczach. Jej usta mimowolnie otwarły się w wyrazie niedowierzania. Był przystojny. Starannie zaczesane do tyłu czarne włosy, śniada cera, pełne usta, szlachetny nos i... oczy. To one najbardziej przerażały. Były dzikie i zimne. Pozbawione jakichkolwiek ludzkich uczuć. Nie mogła dłużej na niego patrzeć, więc odwróciła wzrok.
- Widzę, że się ocknęłaś, księżniczko. - powiedział mężczyzna podchodząc do niej. - No to może teraz się zabawimy.
Minął ją i oddalił się do tej części pomieszczenia, która znajdowała się za jej plecami. Nie mogła się odwrócić, więc tylko czekała modląc się, o szybką śmierć. Podała się już. Wiedziała, że nie wyjdzie stąd żywa. Nagle poczuła na szyi chłodny dotyk stali. Kątem oka zarejestrowała, że to nóż. Serce niemal wyskoczyło jej z piersi. Poczuła palący oddech mężczyzny na swojej szyi.
- Hmmm jesteś tak kusząca, że nie wiem od czego zacząć. - wymruczał wprost do jej ucha. Jego dłoń błądziła po górnej części pleców. A nóż delikatnie pieścił jej szyję.
- Może na początek uwolnię Cię od tych krępujących ciuszków. - stwierdził i pojawił się tuż przed nią.
Zerwał jej knebel z ust, a potem szybkim ruchem ręki rozciął jej bluzkę i biustonosz.
Krzyknęła, a z jej oczu ponownie zaczęły płynąć łzy. Oprawca nic sobie nie robiąc z jej krzyków, chwycił jedną jej pierś. Próbowała się odsunąć. Była śmiertelnie przerażona. Ale więzy i krzesło nie pozwalały na to.
- Jakie ciepłe, jakie jędrne. - wyszeptał pieszcząc szczyty kształtnych piersi.
Był podniecony. Nie mógł już dłużej wytrzymać. Jednym ruchem przeciął więzy krępujące jego ofiarę, po czym chwycił za włosy i zaciągnął w drugi kąt pomieszczenia. Tam rzucił ją ,niczym worek kartofli, na prowizoryczne posłanie, składające się z jednego cienkiego materaca i szybko ściągnął swoje ubranie. Jego męskość dumnie się wyprężyła. Dziewczyna odsunęła się w najdalszy kąt i podciągnęła kolana pod brodę. Rozbawiło go to.
Kocim ruchem przyciągnął swoją zdobycz i brutalnie ściągnął jej spodnie i majtki. Następnie położył się na niej unieruchamiając tym samym jej ciało. Szybko wszedł w nią. Jego ofiara krzyknęła rozdzierająco. A on poczuł błogość. Była taka ciasna. Zaczął się w niej gwałtownie poruszać. Ona krzyczała i krzyczała. Jej oczy ciągle były pełne łez. Na początku też próbowała się wyrwać. A jego to bardziej podniecało. Stracił nad sobą panowanie. Poruszył się w niej dziko jeszcze kilka razy po czym, doszedł, wykrzykując jakieś niezrozumiałe słowa.
Tak bardzo ją to bolało. On był taki wielki. Myślała, że rozerwie jej wnętrze na strzępy. Ból był nie do zniesienia dlatego krzyczała. Zdawało jej się, że go to podnieca jeszcze bardziej więc przestała. Nie robiła nic. Była jak kłoda. A on dzięki bogu szybko skończył.
Gdy wyszedł z niej, ponownie związał jej ręce i nogi, po czym oddalił się na chwilę. Po paru minutach wrócił z wielkim nożem w dłoni. Podszedł do niej chwycił związane ręce. Nożem przejechał wzdłuż jej przedramienia. Z rany popłynęła szkarłatna ciecz. Przylgnął ustami do rozcięcia i chciwie zaczął pić jej krew.
Nie miała już sił. Czuła ogromny, przeszywający ją na wskroś ból, ale nie dała rady już krzyczeć. Z każdym jego łykiem robiła się coraz bardziej senna. Powieki jej ciążyły niemiłosierdnie, więc je opuściła. Poddała się. Teraz już tylko czuła błogość i nadchodzący spokój. Umarła. Mężczyzna wypiwszy ją do ostatniej kropli poszedł po jedną z pił. Uruchomił ją i zaczął kroić martwe ciało. Najpierw rozkroił mostek. Na chwilę zostawił narzędzie i wyjął wszystkie wnętrzności. Jelita, serce, wątrobę...Teraz to wszystko było tylko mięsem. Pożywieniem. Następnie już bez przerywania rozczłonkowywał swoją zdobycz. Po poćwiartowaniu włożył mięso, do stojącej w kacie piwnicy zamrażarki, wypełnionej lodem. Po chwili zastanowienia wziął jeden płat mięsa i zaczął je jeść ze smakiem...
Rozdział 1
- Aylin, słoneczko mogłabyś zająć się przez chwilę barem? Ja zrobię sobie krótką przerwę.
- Jasne Beck. Idź i odpocznij.
- Dzięki, rudzielcu. - odparła Beck poprawiając swoje kasztanowe włosy, wdzięcznie opadające na plecy i wyszła na zaplecze, kręcąc przy tym swoim nieco przydużym tyłkiem.
Aylin była jej całkowitym przeciwieństwem. Na głowie miała burzę rudych włosów, które oczywiście nijak nie chciały się układać. Żeby je jako tako ujarzmić, trzeba było naprawdę sporo się namęczyć. Największą uwagę na jej twarzy w kształcie serca, przyciągały oczy. Były duże i zielone, obramowane długimi czarnymi rzęsami. Pełne, malinowe usta zawsze wyginały się w delikatnym uśmiechu. Uroku dodawał jej też mały, lekko zadarty nosek obsypany mnóstwem piegów. Jej ciało było bardzo ponętne. Długa szyja, pełny biust, szczupła talia, zgrabny tyłek i długie nogi. Każdy z klientów przychodzących do baru po cichu marzył o tym, że mała Ay odkrywa swoje wdzięki właśnie przed nim. Lecz wiedzieli, że to niemożliwe.
Dziś Aylin się nudziła i nie miała co robić. Nie było zbyt dużo klientów, gdyż był środek tygodnia. Pracowała tu już niemal pół roku i znała zwyczaje panujące w barze. Na pracę nie narzekała, gdyż zarabiała w mirę dobrze. Szef był miły, klienci też zachowywali się bardzo kulturalnie. Nikt się jej nie narzucał, nikt nie zaczepiał, nie klepał w tyłek. Może to dla tego, że każdy w tej małej mieścince znał się od małego. Zaprzyjaźniła się też z innymi pracownikami Fagorii.
Jeżeli chodzi o sam bar, był on niewielki, ale urządzony dosyć przytulnie. Ściany były pomalowane na bardzo przyjemny, kawowy kolor. Na nich wisiały różnego rodzaju obrazki i zdjęcia przedstawiające gwiazdy starego kina. Pod dużymi oknami były ustawione kwadratowe stoliki, a wokół nich bardzo wygodne, już nieco zużyte, skórzane czarne sofy. W głębi umieszczono zwykłe, okrągłe stoliki oraz drewniane krzesła. W rogu, po prawej stronie, stała starodawna szafa grająca, z której aktualnie wydobywał się melodyjny głos Elvisa.
Wtem otworzyły się drzwi, a do środka wolnym krokiem, wszedł jeden ze stałych bywalców Fagorii.
- Hej Chuck - przywitała się Aylin - To samo co zawsze?
- Cześć rudzielcu. Nie. Dziś poproszę szklaneczkę czegoś mocniejszego. - odparł sadowiąc się na jednym z barowych krzeseł.
- Ciężki dzień? - zagadnęła kelnerka nalewając do klientowi szklaneczkę whiskey.
- Żebyś wiedziała, dziecinko. - odparł k i wypił zawartość jednym łykiem, krzywiąc się przy tym. - Jeszcze. - wychrypiał.
Ay przyjrzała mu się dokładnie. Widziała, że w ciągu ostatnich kilu tygodni postarzał się o dobre pięć lat. Przybyło mu zmarszczek na pulchnej twarzy, a w dotąd kasztanowych włosach, pojawiły się pasma siwizny. Na dodatek znacznie przytył, a na jego twarzy bardzo rzadko gościł pogodny uśmiech. Widać było, że coś go martwi. Już miała się zapytać o to Chucka, ale w tej samej chwili przyszła Becky.
- Dzięki Ay. Jak chcesz możesz iść teraz na przerwę. - zwróciła się do niej.
Ruda tylko skinęła głową i powędrowała na zaplecze, gdzie znajdowała się mały pokoik dla pracowników. Dziewczyna wyjęła z niewielkiego, czerwonego plecaka kanapki zrobione przez jej babcię i zaczęła rozmyślać.
W Dislike mieszkała od urodzenia. Czyli już od dwudziestu lat. Kiedyś miała wielkie plany i marzenia związane ze swoją osobą. Marzyła, że wyrwie się z tej zapyziałej mieściny i wyjedzie do Miami. Skończy studia, zacznie pracować i zarobi dużo pieniędzy. Ale to wszystko legło w gruzach gdy zmarła jej mama. Dziewczyna bardzo to przeżyła.
Oprócz niej miała tylko starą, schorowana babcię, z którą aktualnie mieszkała. Swojego ojca nie znała. Ponoć przyjechał kiedyś do miasteczka i zawrócił w głowie jej mamie. Wszystko było pięknie dopóki nie zaszła w ciążę. Wtedy się zmył i nigdy więcej się nie pokazał w Dislike.
Aylin nigdy nie żałowała tego, że go nie znała. Uznała, że tak jest lepiej. Razem z mamą i babcią radziły sobie całkiem dobrze. W szkole dawała sobie radę wręcz znakomicie. Każde świadectwo miała ozdobione czerwonym paskiem. Wszyscy powtarzali jej, że kiedyś zajdzie naprawdę daleko. Niestety nie zaszła. Została w tej dziurze i zaczęła pracować jako kelnerka w Fagorii. Lecz mimo wszystko nie porzuciła marzeń. Ciągle miała nadzieję, że odłoży trochę pieniędzy i kiedyś wyjedzie...
Nagle do jej uszu dotarło nawoływanie. Wstała, położyła na szafce nadgryzioną kanapkę i wyszła na zewnątrz.
- Wołałaś mnie Beck? - zapytała wpadając na drugą kelnerkę.
- Wiem, że jeszcze nie minęła twoja przerwa, ale przyjechała dostawa i...
- Spoko. Postoję za barem - powiedziała rudowłosa i pomaszerowała na miejsce pracy.
W pomieszczeniu nie było nikogo, a Chuck widocznie już się zmył. Zrezygnowana Aylin usiadła na stołku i z nudów zaczęła polerować szklanki. Po kilkunastu minutach westchnęła i zrezygnowała z zajęcia. Wyjrzała przez duże okno.
Słońce właśnie chyliło się ku zachodowi. Za godzinę będzie już zupełnie ciemno. Nie zapowiadało się też na to, że przyjdzie jakiś klient. Ay mimowolnie odpłynęła w świat marzeń. Wyobrażała sobie, że któregoś dnia drzwi baru się otworzą i stanie w nich jakiś nieziemsko przystojny mężczyzna, który zakocha się w niej od pierwszego wejrzenia. Będzie ją wielbił i nosił na rękach. Zabierze ją do wielkiego miasta, gdzie się pobiorą i będą mieli gromadkę dzieci. Chciała wierzyć, że to się spełni. Lecz już dawno straciła nadzieję.
Becky po raz kolejny wyrwała ją z zamyślenia.
- O czym tak myślisz? - zapytała.
- Ach… o niczym szczególnym. - westchnęła cicho rudowłosa - Chciałabym się stąd wyrwać. Pojechać do Miami i zamieszkać tam…
- A kto by nie chciał? - zaśmiała się Becky. - Też kiedyś o tym marzyłam, ale jak widzisz nie udało mi się.
Aylin tylko westchnęła i pokręciła głową zrezygnowana.
- Beck, mogę wyjść na trochę na zewnątrz?
- Jasne. Przecież i tak nie mamy co robić.
Dziewczyna wyszła zza baru i stanęła przed budynkiem. Z lewej strony stała mała ławeczka, na której przycupnęła. Po jej prawej i lewej stronie był parking, a tuż za nim gęsty, ciemny las. Przed nią ciągnęła się droga, a za nią tylko i wyłącznie łąki oraz pola. Dziewczyna patrzyła jak ostatnie promienie słońca chowają się za horyzontem. Lubiła ten widok. Uspokajał ją i relaksował.
Nagle poczuła mrowienie na karku. Działo się tak tylko wtedy, gdy ktoś ją obserwował. Rozejrzała się niespokojnie na boki, ale nic nie zobaczyła. Wokół nie było żywej duszy. Dziwne uczucie znikło tak szybko jak się pojawiło. Pomyślała, że to tylko wyobraźnia płata jej figle. Zignorowała to uczucie i wróciła do przerwanego zajęcia. Nie posiedziała tak zbyt długo. Mrowienie znów się pojawiło. Dziewczyna zaniepokojona nie na żarty ponownie się rozejrzała i ponownie nic nie zobaczyła. Postanowiła wrócić do środka. Wstała i energicznym krokiem weszła do Fagorii. A dzikie, stalowoszare oczy podążyły za nią...
***
Zbyt długo zabawił w jednym miejscu. Ludzie zaczynają coś podejrzewać. Lepiej będzie jeżeli się stąd wyniesie. Wziął w ręce przenośną lodówkę, zszedł do piwnicy. Podszedł do stojącej w rogu zamrażarki i otworzył ją. Jego oczom ukazała się jej cudowna zawartość. Szybko przerzucił ją do przyniesionej lodówki. Nie było tego wiele. Od ostatniego polowania minęło już sporo czasu. Już niedługo będzie musiał wybrać sobie nową ofiarę, pomyślał. Po wykonaniu czynności wrócił na górę, chwycił dwie duże torby podróżne i ponownie zszedł na dół by zabrać wszystkie swoje narzędzia. Gdy już się z tym uporał poszedł spakować trochę ubrań. Zabrał wszystkie torby i poszedł do garażu, gdzie wrzucił je do bagażnika swojego samochodu. Chwilę potem wyjeżdżał z miasteczka, a we wstecznym lusterku mógł zobaczyć płonący dom.
Postanowił, że tym razem pojedzie do Californi. Jeszcze nigdy tam nie był, a dojechanie tam nie zajmie mu zbyt wiele czasu. Zatrzymał się na poboczu i otworzył mapę wybranego stanu. Przez chwilę jej się przyglądał po czym zamknął oczy i na chybił trafił wskazał palcem na miejsce. Popatrzył przez chwilę.
- Dislike - mruknął pod nosem.
Ponownie odpalił samochód i ruszył w drogę. Na jego twarzy zagościł drapieżny uśmiech. Cieszył się. Już niedługo będzie mógł zapolować. Już niedługo będzie mógł zaspokoić swój głód świeżą krwią i mięsem. Już niedługo...